Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Najlepiej w moim łóżku. Nago.







- Kurwa. Kurwa. Kurwa. - warczałam pod nosem, udając się w stronę biura bagażowego, czy jakoś tak. Jestem wściekła, moje cudowne, rodzinne wakacje zaczęły się okropnie. Moja walizka została zniszczona przez nieuważnych ludzi, pracujących na lotnisku. Ja rozumiem, że to jest ciężka praca, ale cholera! Dostają za to w końcu pieniądze. Wybrali sobie taką pracę, wiec powinni wykonywać ją należycie.


Gdy dotarłam do celu, okazało się, że nikogo tam nie ma. Świetnie. Z głębokim westchnięciem, oparłam się o ladę i schowałam twarz w dłoniach. W głowie już planowałam jak obsmaruje ich w internecie. Wyciągnęłam telefon z zamiarem poskarżenia się moim obserwatorom na instastory, ale w tym samym czasie podeszła do mnie blondynka.


- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała uśmiechając się.


- Moja walizka została zniszczona. - wskazałam na bagaż.


- Dobrze. - powiedziała i podała mi papier.-Proszę to wypełnić, następnie na podany e-mail wysłać zdjęcie walizki oraz  napisać co pani oczekuje. Odpowiedź powinna przyjść w przeciągu dwóch tygodni. - po raz kolejny posłała miły uśmiech, natomiast mi  w tamtym momencie było daleko do szczęści czy zwykłej uprzejmości.


- Słucham? - fuknęłam. - Co sobie pani wyobraża? Jak mam wrócić do kraju z taką walizką? Przecież ona się rozleci od delikatności pracowników lotniska. - pokręciłam głową. - To jakiś absurd...


- Ja na prawdę rozumiem pani rozżalenie, ale...


- Pani nic nie rozumie. - przerwałam jej. - Chce się skontaktować z sze.. - teraz mi, przerwał obcy, głęboki, męski glos. Odwróciłam się w stronę najpiękniejszego mężczyzny jakiego świat widział. Wpatrywał się we mnie, mrocznymi, czarnymi,  niczym węgiel oczami. Przez parę sekund, o parę sekund za długo, wpatrywałam się w tą perfekcyjną twarz. Długie, szczupłe nogi w czarnych, garniturowych spodniach, biała opinająca, szerokie barki koszula, włosy jeszcze ciemniejsze od oczu, zaczesane starannie do tyłu i oczywiście jednodniowy zarost. Całość sprawiała, że w środku wybuchałam, w tamtym momencie jedyne o czym mogłam myśleć to, to co kryje się pod powłoką ciuchów. Moje ciało ogarnęła fala gorąca. Cholera, Julia. Serio?


- Jakiś problem, Alicjo? - zapytał blondynkę, która patrzyła na niego maślanymi oczami. Nie patrz tak na niego, suko. Pomyślałam. Boże, Julia na prawdę się ogarnij. Skrzyżowałam ręce na piersiach, eksponując je, natomiast na twarz starałam się przybrać jak najbardziej chłodny wyraz.


- Nieprofesjonalna obsługa lotniska, uszkodziła mój bagaż, a jeszcze bardziej nieprofesjonalne linie lotnicze, każą mi czeka dwa tygodnie na rozpatrzenie sprawy. - przewróciłam oczami. Nagle zaczął dzwonić mój telefon, odeszłam w bok i odebrałam. Zauważyłam, że przystojniak podszedł do blondynki, która zaczęła chichotać na jego słowa.


- Tak mamo? - powiedziałam do telefonu.


- Julia, musisz sama dotrzeć do hotelu. Kierowca autobusu nie chciał zaczekać, bo ludzie narzekali. - westchnęłam. Zajebiście.


- No dobrze, poradzę sobie. - rozłączyłam się. Jestem taka wściekła. Gdy szłam z powrotem do biura, ludzie schodzili mi z drogi widząc jak kipię ze złości.


- Oh, Alec. - zaśmiała się, okręcając włosy wokół palca. Moją uwagę jednak przykuła obrączka. No ładnie, prychnęłam pod nosem. Więc nazywa się Alec, tak myślałam, że nie jest polakiem


- Pani Julio. - zwrócił się do mnie. Jejku, moje imię w jego ustach jest takie idealne. - Myślę, że znaleźliśmy rozwiązanie tej sytuacji. - wbił we mnie swój wzrok i wyciągnął portfel z kieszeni. Podał mi dwieście euro. - Myślę, że wystarczy.

- Świetnie, teraz proszę dać mi jeszcze na taksówkę, ponieważ autokar mi uciekł i muszę na własną rękę dotrzeć do hotelu. - mężczyzna podał mi jeszcze pięćdziesiąt euro. - Mam nadzieje, że nie do zobaczenia. -powiedziałam i ruszyłam w stronę szklanych drzwi poruszając zmysłowo biodrami.


Najgorsze jest to, że tak bardzo pragnę go jeszcze spotkać. Najlepiej w moim łóżku. Nago.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro