2.
Smok został oswojony przez mieszkańców Valyrii, dobrze znanych jako wielcy smoczy lordowie. Byli pierwsi, ale tak naprawdę historia, ma to do siebie że właśnie ona... lubi się w koło powtarzać. Dogon krążył prędko tu i tam, choć nie upolował niczego i teraz wrócił do maga, na obiad. W końcu chciał jeść, a On mu to obiecał... Powstało tam, w tym miejscu coś nowego że gad musiał to prędko, lekko zbadać żeby wiedzieć. Loki był... mądry skoro zbudował to sam, tak więc... Dobrze? O ten dom zadba i dostanie już co mu należne jak miało być na samym początku. Racja?
Loki zauważył smoka, choć stał on w pewnej odległości od domu, w lesie kończąc zasłony. Choć nie ukrywały one domu przed przyjaznymi bardziej, czy też mniej, istotami. Widać smok nie miał zamiaru zjeść ani jego, ani spalić jego schronienie. A jednak był tu znowu.
Mag wolno wyszedł z lasu podchodząc do smoka nie ulękł patrząc mu tym razem, już niemal prosto w ślepia. Dziś był silny i choć mógł dalej dawać mu jedzenie to chciał robić to na uczciwych warunkach.
- Drogon. Nie sądziłem że wrócisz. Spłaciłem już swój dług i nie będę cię karmił za nic. Możemy przekrztałcić naszą umowę i będę ci dawał równie wiele mięsa jak dzisiaj rano za to ty będziesz przynosił mi rzeczy których potrzebuje. Ty dajesz mi rzecz. Ja ci posiłek. To sprawiedliwe.
- Tak, dobrze. – Odparł, nieco mrukliwie, ale taki układ był w miarę uczciwy i lepiej też poukładany z czego zdawał sobie sprawę. Nie podobało mu się tylko w całej postawie bruneta to jaki ma do niego stosunek. Chłopiec wydawał się mały w porównaniu z tak dużą bestią, zwierzęciem o morderczym usposobieniu... Wiedział, że tu nie powinien zadzierać, ale i tak to robił.
Loki wyszukał odpowiednio dużą skalę i przemienił ją w udziec jagnięcy dla smoka. To mięso było nieco delikatniejsze, lecz nadal tak samo okazałe. Ciekaw był czy Drogo wyczuje różnice.
Nie było takie samo i Drogon czuł się z lekka urażony, tym ruchem, który wydawał się w rzeczy samej... niewinny, ale to uwłaczało umowie. Mięso było delikatniejsze, również chudsze, mniej tłuste, co za tym idzie mniej pożywne. To nie przypadło do gustu. Miał nadzieję, że to teraz wyjaśni.
- Więcej... Jak tu w obietnicy.
- Dałem ci dużo. Ale dobrze. Niech będzie jedna. Powiesz mi jaka? Jagnięcina widocznie ci nie smakuje, choć jest ona bardziej wykwintna. – Mówił Loki przechadzając się po okolicy, zaś w raz z wypowiedzeniem ostatniego słowa przystając przed dużym kamieniem, skałą. Nie było to jednak ważne, bo nagle przypomniał sobie i jego wzrok przeniósł się w przeszłość. Widział ucztę, pamiętał je i te nieliczne momenty, kiedy nie był w cieniu. Nadal pamiętał jak było ich mało, jak Sif z jakiegoś powodu go nienawidziła, jak pogardzano jego „kobiecą” magią, ale... mimo to zatęsknił. W końcu byli też tam ludzie których kochał i którzy go.. chyba nie wykorzystali świadomie. Thor i Frigga. Ale nie mógł wrócić. Nawet gdyby mógł nie wrócił by. Nie chciał swojej starej roli, kiedy rozumiał już wszystko, przynajmniej tak mu się wydawało.
- Jak rankiem. – Syknął, aby mieć pewność, że rozumieją się dobrze... Wydawało mu się, to tak proste że wcale w jego zachowanie nie musi tu ingerować. Wolał mieć rację, dlatego mówił... niemal bez przerwy co myśli. Zbliżył się z lekka do tego... Cóż, czym w końcu On? Człowiekiem nie był, podobnie jak wielkim i mimo to... niewyrośniętym? Nie smok z niego żaden, bez względu na wszystko, czym? Pożywieniem nie... Nawet w to jego nie przypominało. Co więc tu przyszło do... niego?
- Czym Ty jesteś, mój magu?
Loki mógł tłumaczyć tej prostej, lecz inteligentnej istocie że jest Jotunem, choć wychował się w Asgardzie, wśród Asów dlatego tak wygląda tak ludzki. Jednak ta wersja była skąplikowana i trudna. Na tym etapie rozwoju zaś powinna wystarczyć inna, dużo prostrza.
- Bogiem.
- Mały jesteś. – Kłapnął jako i zęby pozwoliły, aby tu nie pękły pod naporem, który po prostu mógł okazać się zbyt duży. Nie wierzył, bo jak? W każdym razie nie miał, nic co wskazywało na jego siłę czy cokolwiek. Był i tyle.
- Bo jestem bogiem kłamstw i psot. Po za tym mogę zdawać się większy, ale będzie to kłamstw. – Odparł z krzywym uśmiechem znikając nagle w chmurze zielonego dymu i teleportując się za smoka, kiedy jego iluzja wydała się przemienić głaz w udziec. Mały pokaz nie zaszkodzi temu smokowi.
- Gad ma honor. – Mruknął, by zaraz nieco zaatakować, zwęglić mięso i poszedł do niego, aby zjeść... Nie było go tam tylko kamień, na co Drogon zionął ogniem w tę kłamliwą postać, która po jego interwencji zmieniła się i rozpłynęła w powietrzu. Zrezorientowany ryknął mocno, wzbijając się kilka stóp nad ziemię aby mieć lepszą widoczność, obraz.
Loki na wszelki wypadek ukrył się w lesie rzucając na siebie zaklęcie maskujące, zaś na rzer smoku zostawiając kolejną swoją iluzje.
- Przykro mi Drogon, jednak wydawało mi się że potrzebowałeś dowodu, iż nie kłamię. – Wyjaśniła iluzja, zaś.. prawdziwy Loki zmienił już skałę w prawdziwe mięso baranie.
Zionął i zjadł udziec, zaś by ten wreszcie przestał się od tak ukrywać... Nie miało to w końcu żadnego sensu. Po zapachu mógł stwierdzić, że to nie jest Loki... Czuł go ale gdzieś za sobą. Iluzja? Czar? Dziwna rzecz, którą ten mu pokazał. Być może nie wierzył, choć inni? Tak.
- Nie kryj się już w cieniu.
Smoki mają bardzo dobry węch, cóż to wydawało się zdradzić jego iluzje i motywować do ulepszenia czaru w przyszłości. Jednak nie teraz, gdy skupiał się głównie na regeneracji swoich zasobów.
- Zaś ty nie zioń na mnie. W tedy wyjdę. Nie lubię gorąca, lecz zapewne rozumiesz już że mogę się przed nim skutecznie bronić.
- Tak. – Prychnął, choć tak naprawdę nie miał nawet zamiaru zrobić mu krzywdy, bo to nie leżało w chęci, czy czymkolwiek. Miał swoje do końca poukładane zasady, a jak zwierzę zmieniał je pod wpływem impulsu. Był silny, odważny i bystry... Maszyna do zabijania, niszczenia czy choćby zmiany władcy. To On strącał władców z tronu i był postrachem wszystkich. Nie żaden z jego braci.
Loki nie wyczuwając kłamstwa zniszczył, odwołał swoją iluzje sam wychodząc z pośród drzew i zdejmując z siebie czar, co wyglądało jakby nagle, z nikąd pojawił się przed Drogonem.
- Wierzysz więc mi?
- Nie wierzę w bogów, nie mam ich. – Warknął, prężąc skrzydła do tyłu, aby ustawić je pod nieco innym kątem. Miał szacunek do tych którzy na niwgo zasługują, ale tak naprawdę wiedział swoje. Był czymś co uważano za wymarłe setki lat temu, ale nie był niczym innym niż smokiem.
- W istocie jestem bogiem kłamstw i psot. Nie muszę być twoim. – Mruknął Loki rozglądając się po równinie. Potrzebował czegoś... Co mogło by łatwo zmienić się w łóżko.
- Byłbym ogromnie wdzięczny gdybyś następnym razem, kiedy przylecisz na posiłek przyniósł mi żywego, zdrowego konia. Coś co żyje wyczarować jest niezmiernie trudno, zwłaszcza coś tak dużego.
- Nie obiecam, że nie padnie ze strachu... – Odparł nieco i nie spokojnie, choć nie miał powodu by go skrzywdzić. W każdym razie zmęczony i najedzony położył się jakby nie miał zamiaru już wstać, a jedynie leżeć. Odpoczywał, wygrzewał się w słońcu i to mu bardzo się podobało. Od początku wiedział, że Loki jest inny, dlatego niczemu już się nie dziwił. Koń tak?
- Dziękuję. I rozumiem. – Odparł cicho Loki z delikatnym uśmiechem, nim odwrócił się i z westchnieniem ruszył w stronę domu. Czas było go wykończyć, stworzyć meble i zasłony, choć nie chciał marnować swego seidr na te przedmioty. Łatwiej było stworzyć narzędzie i za ich pomocą wykonać meble, nie wspominając o tym że potrzebował zajęcia. Nie mógł wyjść z formy skoro miał przed sobą niebezpieczną podruż i znajdował się w takiej też krainie. Musiał ćwiczyć mięśnie, zaś lepiej to robić w sposób produktywny, choć z treningu na jaki mógł się zdobyć samotnie ćwicząc nie zamierzał zrezygnować. Zająć myśli... to było jednak najważniejszym, niemal podświadomym powodem jego decyzji. Musiał zapomnieć o miejscu, które kiedyś uważał za dom i o osobach, które nadal były mu bliskie, lecz oszukały go, wszystkie. Tylko Thor... ale on oszukiwał innych pozostawiając sobie wszystkie zasługi, mu zaś pozwalając rosnąć w swoim cieniu i wrogości dworzan. A przecież jego starszy „brat” był tak nieskalanym dzieckiem Asgardu... Zaczął pracować
Słońce wędrowało tu i tam w pogoni... za południem, by zajść poza horyzont. Drogon obserował, pilnował i też za razem przeciągał się leniwie jak powinno być... Dni mijały, a przecież mógł zrobić to co po prostu chciał. Loki był tu bezpieczny, podobnie jak to sobie wymarzył... Miał dom, nieco inny niż wszyscy ale miał i to było ważne. Przez te kilka dni... przeżył bardzo wiele, ale przecież to też nic nadzwyczajnego. Chłopak w każdym razie radził sobie do prawdy dobrze... Zmęczony był jedynie tymi dziwnymi zachciankami. Przyniósł mu tego konia, dawał to czego chciał w zamian otrzymując jedzenie i dobre, smakowite jedzenie. Układ był uczciwy.
***
Loki zaś nie próżnował przez ten czas, tworząc niewielką stajnie dla konia, budając meble, czy ogród warzywny i ziołowy z odpowiednim nawodnieniem. Drogon przyniósł mu pięknego rumaka, jak i nasiona, które przy drobnej pomocy magii szybko stały się niemal dojrzałymi owocami. Przyniósł także materiał z którego uszył lekkie zasłony i inny, który wykorzystał jako koc. Smok sprawował się dobrze, a mag szczerze go polubił. Rozmawiając z nim nie raz, choć przez większość dnia jeśli nie robił czegoś przy swojej małej posiadłości to opisywał w notesie Drogona, szkicował go lub... teren na którym się znajdował przy pomocy linii energii znając i powoli tworząc dokładną mapę coraz większej okolicy. Ćwiczył też często. W gwiezdne noce zaś szkicował mapę kosmosu ze swej perspektywy powoli dążąc do utworzenia najszybszej drogi stąd do królestwa Vanów. Tego popołudnia zaś, nakłoniony przez spokojne może i przyjemną, chłodną bryzę siedział na klifie medytując. Chciał w końcu latać, a tu miał okazję oddać się tej trudnej sztuce lewitacji swego własnego ciała. Niegdyś w Asgardzie było by to niemal niemożliwe, gdyż skupienie takie, jakie uzyskał tu na dłuższą metę tam było po za jego zasięgiem, a było one konieczne do nauki. Potem mógł już nawet zbytnio o tym pomyśleć, lecz teraz jakiś metr nad ziemią na którym udało mu i okolicznym kamienią się wznieść był absolutnym rekordem. Jednak latał i nie potrzebował do tego młota, jak Thor. Wystarczyła mu wiekami wyśmiewana przez jego towarzyszy magia.
***
Zauważyła pewną zmianę, która wywróciła pewne jakby niedorzeczne przekonanie i wyśmiała ją prosto w twarz. Coś było nie tak jak powinno a to dotyczyło jej dzieci. Nic nie działo się... z Rhaegalem czy Viserionem tylko Drogon gdzieś znikał. Nie było to już rzeczą nową, ale nie polował i to ją niepokoiło. Smok który nie potrafi, nie chce polować to chory, martwy smok... Był tu z nich trzech najsilniejszy choć niesworny i... oddalony od braci. Prowadził samotne życie, walczył, kąsał nigdy w pełni głowy... nie ugiął przed nikim. Daenerys musiała go znaleźć, sprawdzić gdzie ma leże i czy wszystko z nim w porządku... Nigdy wcześniej nie znikał na dłuższy czas, a upartr z niego stworzenie. Z wielkiej piramidy, z Meereen chciała wyjść sama, ale tego odradzała jej Missandei. Cóż zamachy nie ustały, Synowie Charpi wciąż wykorzystywali techniki zbliżone... nieco do ziemskiej partyzantki, by tak podważyć, obalić rząd Matki Smoków i przywrócić ziemię Panom. Białowłosa zgodziła się wziąć Szarego Robaka i jego ludzi, jeśli to... miało już teraz uspokoić przyjaciółkę. Konno pojechali na północ gdzie ostatnio też widziano Drogona. Ryk potwierdził, że zwierzę jest blisko... Powinni więc łatwo go znaleźć. Dany czuła jedynie niepokój, który narastał z każdym krokiem.
Nie tylko smok wyczuł to, że ktoś się zbliża. Choć on czuł ciepło, Loki zaś niepokój i gotowość do walki. Sam zaniepokojony stracił przez to koncentrację i opadł na Ziemię wraz z kamieniami, co wywołało niewielki huk. Jeśli ktoś przybył tu żeby z nim walczyć, bądź chociażby brał pod uwagę taką możliwość nie miał zamiaru stawić im czoła nieprzygotowany. Jego zielona tunika i czarne spodnie zmieniły się czarem w zbroje, choć bez hełmu, a kroki skierowały za barierę za którą dojrzeć, usłyszeć, ani poczuć nie mogły go żadne nieprzychylne oczy, podobnie przekroczyć. Oparł się o ścianę domu i bawiąc się najprostszą magią czekał na... kogoś.
- Drogon wiesz kto nadchodzi?
Smok rozłożył skrzydła, jakby do lotu, ale nie chciał bynajmniej odlecieć. Dobrze wiedział, że to Deanerys lecz ta nie była... sama, podobnie jak Ci którzy szli z nią. Konie zwietrzył szybko, cztery tak dokładnie... Zaś mogło być ich nieco więcej, ale nie czuł tak wyraźnie siwków... Tego więc był pewien, jego Mama. Ryknął mocno, aby mogła znaleźć skoro wyraźnie to jego tu szukała. Nastawił się sycząc z lekka, na straż która z pewnością jej teraz towarzyszy. Wiedział dużo...
- To moja Matka, przyszła po mnie. – Przyznał kierując te słowa bezpośrednio do Asa.
- Twoja matka? Wydaje mi się że powinna być smoczycą, ale rozumiem.. Już wcześniej byłeś wyjątkowy. Tylko czy nie mogłeś... Jej jakoś powiedzieć gdzie znikasz? Nie chce narzekać, ale nie czuję aby jej ludzie byli do mnie nastawieni przyjaźnie, a jednak chciałbym zachować swoją wolność i nie musieć opuszczać tego miejsca z powodu nieporozumienia. Bo jeśli dojdzie do walki to bezproblemu ich pokonam i nie zabije. Czysta samobrona. Nie próbuj na mnie za to ziać. Każdy ma prawo się bronić. – Oświadczył Loki wytężając wzrok, by dostrzec twarze zbliżających się jeźdźców. Nie było dobrze, a raczej jego obawy potwierdziły się kiedy rozpoznał jednego z nich.
Białowałosa wiedziała, że to w tej chwili układa się wszystko w całość. Dmok tu przesiadywał całymi dniami. Podjechali bliżej, stając na nie dużej polanie przed tym niesfornym jaszczurem. Tak naprawdę uwagę Deanerys z początku... już przyciągnął mężczyzna, który stał oparty o jakiś budynek, budowlę. Z zaciekawieniem ominęła tak bez słowa swoich ludzi, aby podejść, zobaczyć... Młodzik był inny, co stwierdziła po ubiorze, szatach... Złoto czy może odrobina srebra. Tego tutaj nie zbyt dużo... Skąd to ma? Czarne włosy, jasne nie codzienne oczy... Wyglądały pięknie, żal że nie mogła ich dostknąć. Jasna cera, takie ciemne wargi, drobny nos... Kim był? Lordem? Królem?
- Jestem Daenerys z rodu Targaryenów, Pierwsza tego imienia, Niespalona, Królowa Meereen, Królowa Andalów i pierwszych ludzi, Khaleesi Wielkiego Morza Traw, Wyzwolicielka z Okowów i Matka Smoków.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro