***********
Poeci duszą się w swych strofach.
Aniołowie siedzą i jedzą kiełbasę. Mają w dupie ludzi.
Ludzie są gównem.
Idę betonową ulicą, betonowego miasta. Garbię się i chowam ręce w kieszenie. Słyszę karetkę i głos dzwonu kościelnego.Płacz lamentujących zagłuszają politycy, swymi obietnicami.
Politycy to pieprzeni kłamcy.
Od kilku lat ludzie giną jakby nie miało ich być. Wojny niszczą Ziemię. Tam gdzie były lasy, stawiają betonowe domy. Wszystkie takie same. A jednak odnajdują swoje. Budują wielkie fabryki, nie potrzebnych spraw, które codziennie połykają i wydalają pracowników. Każdy człowiek to popierdzielony hipokryta.
Przystaję i patrzę w niebo.
- Ten świat to jedne wielkie GUWNO - krzyczę - Gówno przez ,,u'', bo w padają do niego ludzie!
Betonowi przechodnie dziwnie na mnie patrzą. Policjanci okładają mnie betonowymi pałkami. Krwawię niebieskim tuszem, którym pisze swe życie....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro