On żyje - Rozdział XXV
Przeraźliwy krzyk dobiegł z pokoju obok. Obudziło to wiedźminkę, która spała tuż obok jej klitki. Prawie spadając z łóżka, pobiegła do jej pokoju, sprawdzając co się dzieje. Nie było to jednak nic poważnego. Miała zły sen. Mergiel usiadła obok blondynki, budząc ją. Ciri spojrzała na nią, będąc w ciężkim szoku.
— Już wszystko jest w porządku — powiedziała, gładząc dziewczynę po ręce.
Nastolatka skinęła głową. Mergiel czekała aż zaśnie i dopiero wtedy od niej odeszła. Był środek nocy, lecz nie mogła ponownie zasnąć. Wierciła się, kręciła, aż wreszcie stwierdziła. Zaraz wyjdzie z łóżka. Miała ochotę zrobić sobie herbatę, która może pomogłaby jej zasnąć. Zeszła po starych schodach, idąc do kuchni. Zaczęła w kociołku gotować wodę, jednak gdy się odwróciła zobaczyła za sobą Eskela.
— Też nie możesz spać? — zapytał, siadając na ławce.
Skinęła głową. Była zmęczona, ale nie mogła zmrużyć oka. Nie wiedziała jak to działa, że z jednej strony chciała mieć spokój i na chwilę odpłynąć, a z drugiej najchętniej nie szłaby spać w ogóle. Mergiel wsypała do dwóch kubków mieszankę ziół, po czym zalała je gorąca wodą. Wiedźmin podziękował jej, chwytając kubek w dłonie. Siedzieli tak w ciszy. Po prostu. I nawet nie było to niezręczne, wręcz przyjemne. Po chwili niespodziewanie Mergiel zaproponowała wyjście na dach, aby pooglądać gwiazdy jak kiedyś. Brunet bez zastanowienia się zgodził, przecież co innego miał do roboty? Spanie również nie wchodziło w grę, a towarzystwo zamiast samotności to coś, co doceniał. Mergiel zabrała za sobą kocyk, następnie usiedli pod gołym niebem. Wiatr wiał delikatnie, a śnieg stopniał, przez co trwała przyjemna atmosfera. Rozwiewał włosy dziewczyny, przez co wyglądała nawet dojrzalej niż zazwyczaj.
— Jak się czujesz? — zapytał.
Mergiel przekrzywiła rękę, wykonując gest. To raczej standardowa odpowiedź. Nie jest najlepiej, ale tragedii też nie ma. Dziewczynie zaczęło być zimno i chciała pójść po następny kocyk, jednak Eskel, jak to dbający o innych wiedźmin objął Mergiel ramieniem. Siedzieli tak chwilę, gdy głowa wiedźminki opadła na jego ramię i niespodziewanie zasnęła. Eskel powinien dostać order za opiekę nad ludźmi - to bez podważania. Poczekał, aż upewni się, że śpi, następnie delikatnie chwycił dziewczynę z kocykiem, znosząc po schodach do jej pokoju. Dziewczyna ani drgnęła, to jak jakieś zaklęcie. Ułożył ją na drewnianym łóżku, przykrywając kocykiem.
Sam udał się do swojego, jednak w ciągu dalszym nie mógł zasnąć. Myślał o swojej przyszłości jakby od tego zależało jego obecne życie. Po dwóch godzinach bezczynnego leżenia, udało mu się kimnąć, jednak tylko na godzinę, bo później nastał świt, a wszyscy wiedźmini zaczęli wstawać, wzajemnie się budząc.
Gdy tylko brunetka wstała, było już południe. Nikt zbytnio nie zwracał uwagi, czy śpi czy nie, ponieważ ukończyła swoje treningi i właśnie przez to, miała wolną wolę co robi. Kiedy jednak wstała, cała zaspana, powędrowała do głównej sali. Musiała odbyć jeszcze z Eskelem oraz Ciri trening eliksirów. Całkiem o nim zapomniała. Jednak ku jej oczom, gdy zeszła na dół, ukazała się nowa postać, której jeszcze nie widziała. I nie był to wiedźmin, a czarodziejka z kruczoczarnymi włosami. Brunetka opuściła buzię z wrażenia. Chciałaby wyglądać tak dobrze, jak ona. Czarodziejka zwróciła swoją uwagę na wiedźminkę. Podeszła do niej skupiona.
— A więc to ty jesteś Mergiel — zaczęła.
— W niezbyt wyspanej, jebanej formie — odparła, opierając się o ścianę.
— Już ją lubię — odwróciła się z uśmiechem, w stronę Geralta.
Wiedźminka zaproponowała Yennefer krótkie przejście się po zamku w celu zwykłego pogadania.
— A więc jesteś z Geraltem? — podpytała.
Czarnowłosa skinęła głową.
— Dobrze widzieć, że jednak Wiedźmini wchodzą w związki. — zaśmiała się.
— Wiesz, Geralt jest inny. Ma w sobie uczucia, chociaż nieczęsto się nimi dzieli, ale z drugiej strony to piękne — wyznała, idąc na przód.
Mergiel zaczęła się zastanawiać nad jej słowami. Przez chwilę szły w ciszy, gdy czarodziejka się odezwała.
— Przyszłam tylko sprawdzić jak radzi sobie Ciri, więc zaraz będę się zbierać.
— Jasne. — Zatrzymała się. — W takim razie do zobaczenia.
Obie dziewczyny uśmiechnęły się. Mergiel przystanęła przy dziedzińcu, wpatrując się w dziewczynkę oraz Triss, która przekazywała jej swoją wiedzę. Cały czas miała przed oczami swoje pierwsze zmagania z mieczem, pierwsze rany i pierwsze łzy. To było dla niej coś innego, patrząc na kogoś z drugiej perspektywy. Tyle się działo w jej życiu, że boi się, iż później nie stanie się nic. Dlatego też, to miejsce było dla niej ważne. To tutaj się praktycznie wszystko zaczęło. To tutaj miała swój dom. Po kilku minutach patrzenia się, zrozumiała, że robi to zdecydowanie za długo i wygląda jak wariatka. Wiedziała, że musi posprzątać w sali po tym, jak Eskel przeprowadzał z nią lekcje. Wzięła więc miotłę, zamiatając podłogę. Za sobą czuła czyjąś obecność. Obróciła się, spoglądając na osobę.
— Serrit.
— Słuchaj, przyszedłem cię przeprosić. Nie wiedziałem, że ty i Eskel jesteście razem. — Wzruszył ramionami.
— Ja i Eskel co? — zakrztusiła się. — Jesteśmy przyjaciółmi.
— Z mojej strony wyglądało to inaczej. — Popatrzył spod ukosa, odchodząc.
Dziewczyna śmiała się pod nosem. Dziwne spostrzeżenie. Zaczęła zamiatać dalej, a gdy skończyła, zaczęła układać na półkach eliksiry, które Eskel musiał jej oczywiście pomieszać. Złe samopoczucie, tym razem fizyczne wróciło do dziewczyny, więc poszła do pokoju się zdrzemnąć. Miała nadzieje, że chociaż w ten sposób ból minie. Zasnęło jej się, aczkolwiek od dawna, dziewczyna nie miała w nocy koszmaru. Czuła, jakby jej całe ciało płonęło. Czuła, jakby wszystko było realne. Aż za bardzo realne. Widziała przed sobą czarodzieja, który zeszmacił ją w ruinach. Mężczyzna patrzył na nią, jakby to było naprawdę. Jakby wiedział dokładnie, że śpi.
— Czego ode mnie chcesz? — powiedziała, odsuwając się.
— Ja żyję Mergiel — zaśmiał się. — I nie minie długo, zanim się o tym przekonasz.
Dziewczyna obudziła się, o mało nie spadając z łóżka. Palenie jej ciała okazało się realne, ponieważ na jej lewej ręce pojawił się wypalony znak litery "K". Zaczęła biec do Eskela, który siedział z Lambertem przy stole. Mergiel spojrzała na nich, pokazując swój nadgarstek.
— Czarodziej — wydukała. — On żyje
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro