Nie da się zapić uczuć - Rozdział XIII
Tuż po przebudzeniu się, tak jak poprzedniego dnia zwymiotowała.
Chciałoby się powiedzieć co za zbieg okoliczności, ale tu była tylko jej nieodpowiedzialność. Latały nad nią ptaki, a kobieta była ubrudzona z krwi oraz wina. Podniosła się z ziemi, wpadając w krzaki. Zamknęła na chwilę oczy, podnosząc się po chwili. A po chwili oznaczało podniesienie się z serią upadków po drodze. Gdyby porównać ją do kogokolwiek, to wyglądała jak wrak człowieka. Jak pijak. Jak nicość.
Rzuciła butelkę w kąt, następnie rozglądnęła się gdzie jest. Zobaczyła miasto, więc zaczęła iść w jego stronę. Ściągnęła ze stóp obcasy, by chwilę później poruszać się boso po dróżce. Okropnie bolała ją głowa. Zrobiło jej się niedobrze, więc ponownie zwymiotowała. Było jej wstyd, pokazać się w takim stanie u Jaskra. Czuła się jak ostatni wyrzutek. Dobrze wiedziała, że zostając u niego, tylko sprawia mu kłopoty. Wreszcie doszła do miasteczka. Szła wzdłuż muru, zakrywając twarz włosami. Weszła do mieszkania bruneta, który na szczęście nie był w salonie. Szybko poszła do swojego pokoju, stawiając buty na boku. Poszła obmyć się ze smrodu, sklejone od wina włosy, a także cały rozmazany makijaż. Przejrzała się w lustrze i czuła niesmak. Była zła na sama siebie za swoje własne zachowanie. Nie była pewna, czy można już upaść niżej. Dobrze wiedziała, że przenocuje dziś tylko noc dłużej, następnie uda się w podróż jak najdalej od Novigradu. Ostatnia noc. Jaka była opinia ludzii? Wyszkolona, zapijaczona kobieta. Tak właśnie. Nawet wychodząc z wanny potknęła się, rozcinając łuk brwiowy.
Wyszła odświeżona z łazienki. W salonie jednak wyczekująco stał Jaskier.
— Gdzieś ty była całą noc? Już myślałem, że coś się stało? — zadał pytanie.
— Po pijaku zaszłam do wioski obok, ale już wróciłam, także wszystko w porządku. — Machnęła ręką, jak gdyby dla niej nie był to żaden problem.
Nie pamiętała, kiedy ostatnio coś zjadła. Na blacie leżał kawałek dziczyzny oraz kromka chleba, która brunet zostawił rano dla kobiety. Mergiel jak najprędzej zaczęła jeść, czując jak odzyskuje trochę sił.
— Co prawda wczoraj dałaś czadu kobieto - wyznał, porzucając dawny temat.
— Ach. Nie spodziewałam się takiego czegoś absolutnie. Przepraszam za całe zamieszanie. — Odłożyła talerz, zakładając ręce na piersi.
Brunet zmarszczył czoło.
— Co ty wygadujesz? Byłaś wspaniała. — Podszedł bliżej.
Uśmiechnęła się lekko, wzdychając. Bard spojrzał w oczy kobiety, po czym pocałował ją w usta. Mergiel zdecydowanie się zdziwiła. Zdecydowanie. Jaskier popatrzył na dziewczynę, starając się zrozumieć uczucia kłębiące się w jej sercu.
— Jaskier, ja... — zaczęła.
— Jesteś zakochana w kimś innym — skończył za nią.
Opuściła głowę do dołu, czując jak przeszywa ją warstwa wstydu.
— Wyruszam dziś do Wyzimy. Nie potrafiłabym ci dać czegoś, co oczekujesz. Nie chcę ci psuć kariery. Ani życia. — Położyła rękę na ramieniu grajka.
Poszła do pokoju, pakując swoje rzeczy. Ciągłe podróże były już dla niej męczące, ale wiedziała, że nie może tu zostać. Pieniędzy miała teraz pod dostatkiem, więc niczym się nie martwiła. Spakowała swoje rzeczy do torby. Zabrała miecze oraz cały ekwipunek, ciężko wzdychając. Popatrzyła na bruneta, następnie mocno go przytuliła.
— Dziękuję Ci za wszystko, Jaskrze. — Pogłaskała go po plecach w celu otuchy, która przychodziła do niego nie tak łatwo.
Na dworze udało jej się wynająć konia, więc od razu ruszyła w podróż. Nie trwała ona długo, bo zaledwie jakąś godzinę. Przy bramach oddała zwierzę. Podeszła do tablicy, szukając jakiejkolwiek ogłoszenia o sprzedaży mieszkania. Znalazła kilka, ale nawet nie była wybredna. Wybrała średniej klasy ruderę, następnie dogadała się z właścicielem, odkupując je. Podpisała papiery, które wsadziła do torby. Od razu weszła do środka, rozkładając manatki. Gdyby miała określić to co przeżywa, byłby to smutek. Rzuciła się na łóżko, zalewając łzami. Po kilkunastu minutach wzięła się w garść i poszła ogarnąć swoje myśli. Chociaż nie tak łatwo było je ustawić. Najchętniej zgniotła by je w rękach i spaliła pod wodzą ognia. Spacerowała po mieście, gdy wnet dotarła do mieszkania Triss. Triss Merigold. Nie była pewna, czy czarodziejka jest w mieście, lecz zapukała z nadzieją. Po chwili drzwi stanęły otworem. Stała na środku pomieszczenia, a gdy rozpoznała Mergiel, delikatnie ją uściskała.
— Co tutaj robisz? — wykrztusiła entuzjastycznie, choć wciąż w szoku.
— Praktycznie to kupiłam tu mieszkanie — wyznała.
Triss zachęciła ją ruchem ręki do wejścia do środka, po czym postawiła przed nią dzbanek herbaty. Usiadła na krześle wymownie, czekając aż opowie jej co się działo, gdy się nie widziały. Obie z dziewczyn pochłonęła rozmowa. Bardzo dobrze się dogadywały, więc tematów nie było końca. Siedziały tak z ponad godzinę, rozmawiając jedynie o przypadkowych pierdołach.
— Znalazłaś jakiegoś kawalera? — Puknęła ją w ramię.
— Och, nie — zaśmiała się skrycie. — Chyba nie jestem gotowa na związek.
— Wiesz, gdybyś jednak zmieniła zdanie, to w następny tydzień jest gala czarowników, którzy swoją drogą są niesamowicie przystojni. Może przychylą oko na jedną wiedźminkę i pójdziemy razem?— zaproponowała.
Mergiel nie była skłonna na jakiekolwiek wyjścia, jednak nie miała serca odmówić brunetce, po tym jaka miła była. A rzadko ktokolwiek był dla niej miły.
— Bardzo chętnie. — Uśmiechnęła się szczerze — Jednak wybacz, ale będę się już zbierać.
Pożegnała się z kobietą, idąc w stronę mieszkania. Tuż obok niej, na skraju ulicy mignął jej wzrokiem znak antykwariatu. Weszła do niego, a dzwonek nad drzwiami radośnie zabrzmiał. Podeszła do lady, patrząc na starszego człowieka.
— Przepraszam, są tu może jakieś książki o rodzie Klavierów? — Rozglądnęła się po miejscu.
Impulsywna myśl przyszła jej do głowy. Skoro wszystko toczyło się w takim tempie to musiała odetchnąć. Musiała poznać swoje korzenie, by nikt nie wytykał jej tego, kim jest i co robi na tym świecie. Dla siebie samej - potrzebowała.
— Niestety. Obawiam się, że nie.
— Dobrze, dziękuję — westchnęła, idąc w stronę drzwi.
— Chociaż czekaj. — Zatrzymał ją ruchem ręki. — Może coś znajdę na zapleczu.
Dziewczyna zacisnęła usta w wąską linię. Starzec podał jej zakurzoną książkę ze zniszczoną okładką. Mergiel popatrzyła na niego, następnie rzuciła kilka monet na blat. Zabrała książkę ze sobą, siadając w kuchni na krześle. Zawisnęła głową nad książką. Chciała dowiedzieć się kim byli jej rodzice, jaki motyw miała jej babka i czy są jacyś krewni, których mogłaby prosić o pomoc. Przeglądała zaplamione kartki, aż ujrzała zdjęcie swojej prawdziwej babki. Vanessa Klavier. Zeszła palcem niżej, wpatrując się w zdjęcia swoich rodziców, a tuż pod nimi malutka Mergiel. Dziewczyna ruchem ręki przetarła całą stronę, a z jej czynnością, książka nagle wyzwoliła światło. Oślepiło ją tak, że prawie upadła. Cofnęła się do tyłu, a w rodowodzie pojawiło się jeszcze jedno imię tuż pod zdjęciami rodziców i obok zdjęcia dziewczyny. Podeszła bliżej, czytając.
— Laura Klavier — szepnęła cicho.
Data urodzenia była taka sama jak narodziny Mergiel. Czyżby miała siostrę? Nie widziała jej w swoich wspomnieniach. Wzięła głęboki wdech. To nie mogła być prawda. Brunetka wybiegła, wchodząc do pokoju. Triss otworzyła buzię.
— Umiesz wyczuć kogoś energię? — podpytała się, przełykając gulę w gardle.
Triss pokiwała głową.
— Coś się stało?
— Znajdź Laurę. Laurę Klavier — wydyszała, czując jak przez całe jej ciało przechodzi strumień ciarek.
Triss złapała za rękę Mergiel, wiedząc, że może mieć z nią połączoną energię duchową. Rzekła kilka słów, po czym ścisnęła rękę brunetki. Jej oczy zabłysnęły, po czym puściła rękę.
— Eysenlaan — powiedziała cicho. — Kim jest dla ciebie, że jej nagle szukasz?
— To chyba... To chyba ktoś dla mnie bliski. Bardzo bliski. — Zamknęła oczy na chwilę.
Zaczęła wychodzić, a kobieta za nią zaczęła coś mówić, lecz Mergiel pochłonięta była w swoim świecie i swoich myślach. Ulgę, jak ostatnio zauważyła przynosi jej alkohol. Kupiła na targu butelkę wódki, negocjując cenę, ponieważ zdecydowanie z nimi przesadzali. Zamknęła się w domu, następnie oparła się o blat kuchenny. Odkręciła korek butelki, chłonąc alkohol. Nie zwracała uwagi, że drażni jej to gardło i przełyk. Jedyne nad czym się zastanawiała to czego jeszcze nie wie o swoim życiu, a gdy coś znajdzie, to czemu to nagle znika.
Zasłoniła rolety w domu, pogrążając się w mroku. To niebywałe jak z tak świetlistej istoty mogło powstać coś tak mrocznego. Ściągnęła ciuchy, nalewając wody do wanny. Rzuciła do niej kilka kwiatków, po czym dolała płynu. Położyła się w niej, patrząc przed siebie. Oparła głowę o drewniany zagłówek, po czym wzięła następne łyki alkoholu. Zanurzyła się pod wodę, jakby chciała zniknąć, choć to wiadome, że wcale to tak nie działa. Nie da się zapić przyszłości ani przeszłości. Nie da się zapić także uczuć. Po prostu się nie da.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro