Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kirhem - Rozdział XXVI

Na następny dzień Vesemir zebrał wszystkich wiedźminów. Jeśli to miała być prawda, wolał trzymać ich wszystkich na baczności. Gdziekolwiek chciała iść, musiała być w towarzystwie któregoś z mężczyzn. Jedynym wyjątkiem była łazienka, chociaż i tak niekomfortowo było w niej siedzieć, wiedząc, że ktoś czeka ci pod drzwiami. W warowni przez to panował chaos - tyle nadzoru dla jednej kobiety. Vesemir za to zwołał do swojego pokoju Triss, próbując rozwikłać z nią sprawę czarodzieja. Jego tożsamość niestety pozostawała nieznana.

Mergiel czuła na sobie obciążenie, ponieważ wiedziała, że przekłada swoje sprawy na obowiązki innych, a to była ostatnia rzecz, której teraz chciała. Wiedziała też jednak, że gdyby czarodziej rzeczywiście po nią przyszedł, to byłaby bez szans. Ogarnęłaby ją panika i nie myślałaby trzeźwo. Mergiel była twarda, jednak rzeczami, których się bała, była przyszłość oraz trauma związana z czarodziejem. Wielokrotnie po tym zdarzeniu miała chęć poprosić Vesemira o dodatkową mutację, aby zakreślić w niej wszelkie uczucia, ale wiedziała, że wtedy całkowicie zatraci bycie sobą. Zostało jej tylko pójście do przodu i tego chciała, ale gdy cała sprawa odnowiła się na nowo, dziewczynę opanował strach.

W tym czasie, jednak nie chciała siedzieć bezczynnie. Trenowała z Lambertem na dworze. Mężczyzna jako jeden z niewielu, myślał, iż brunetka próbuje na siebie zwrócić uwagę, a tak naprawdę wszystko jest w porządku. Unikał jednak - odziwo, swoich komentarzy, próbując nie wprowadzać jeszcze większego zamętu. Po treningu była jednak zmęczona i nie wiedziała co ze sobą zrobić. Jedynym wyjściem było pójście do głównej sali, aby każdy mógł zając się sobą. Wokół wiedźminów było wiele, więc Mergiel mogła dać im odpocząć. Przed nią jednak usiadła nastolatka.

- Mergiel, co się dzieje? - zapytała.

- Kiedyś miałam bardzo nieprzyjemną sytuację z pewnym czarodziejem. Myślałam, że nie żyje, ale... Jak widać się myliłam - wytłumaczyła.

- To okropeczne - powiedziała zaniepokojona.

Mergiel uśmiechnęła się pod nosem. Ciri ani razu nie mówiła ''okropnie'' tylko okropecznie, co było całkiem zabawne. Chwyciła nastolatkę za rękę.

- Wszystko będzie dobrze - dodała brunetka.

Odeszła od dziewczynki, siadając na jednej z ław przed Coënem. Mężczyzna właśnie rozdawał karty do gwinta. Mergiel lubiła tę grę, ale zazwyczaj przyglądała się z boku. Tym razem, jednak spróbowała swoich sił w grze karcianej. Coën nie krył zdziwienia, jednak chętnie przystąpił do rozgrywki. W tej grze zdecydowanie wymiatał Geralt oraz Lambert, jednak Coën wcale nie był przeciwnikiem do zlekceważenia. Wszyscy wokół zdziwili się. Lambert stanął z tyłu pleców kolegi, pomagając jemu w rozgrywce. Mergiel siedziała sama, jednak po chwili stanął za nią Eskel. Położył dziewczynie ręce na ramionach, przyglądając się jej kartom. Coën zaczął, stawiając całkiem mocną kartę. Dziewczyna wysunęła swoją. Grali tak dziesięć minut, szczerze myśląc nad swoimi ruchami. W pewnym momencie jednak on spasował. Mergiel wyłożyła przed sobą ostatnią kartę, przebijając tym wiedźmina. Uśmiechnęła się pod nosem, a Eskel poklepał ją po plecach.

W pewnym momencie, będąc pewna, że wiedźmini są zajęci, udała się do laboratorium wybrać książkę. Eskel zauważył wyjście kobiety, więc od razu za nią poszedł. Wzięła z jednej z półek lekturę.

- Mergiel, mówiłem ci, żebyś nie chodziła sama - westchnął zrezygnowany.

- Poszłam tylko po książkę - Wywróciła oczami. - Za bardzo mnie pilnujecie. Jest mi głupio.

- A nie powinno - zaznaczył. - Bo też po to tu jesteśmy. By chronić innych.

Brunetka przystanęła na chwilę. Spojrzała na Eskela, następnie wyminęła go, idąc go głównej sali. Usiadła z boku na krześle. Ciri przyglądała się grze. Urocze z niej dziecko. Mergiel po chwili jednak zeszła z krzesła, idąc w stronę Ciri i Geralta.

- Hej, naszła mnie straszna ochota na babkę słodką. Może chciałabyś mi pomóc? - zasugerowała.

Ciri pokiwała głową, odchodząc od wiedźmina. Razem poszły do kuchni obok, a Mergiel zaczęła szukać składników. Gdy wreszcie je znalazła, postawiła je na drewnianym stole.

- I jak, podczas swojego pobytu w Cintrze wyhaczyłaś jakiegoś kawalera? - podpytała Mergiel, szczerząc zęby.

Nastolatka jednak popatrzyła w bok.

- Niestety nie. Moja babka chciała mnie wydać trzy razy za mąż. Okropecznie - rzekła, wsypując do miski mąkę zgodnie z zaleceniami dziewczyny.

- Współczuję Ci moja droga - Poruszyła się Mergiel. - Ale jeszcze znajdziesz czas na psoty.

- A ty?

Mergiel zaśmiała się.

- Ja nie mam nikogo - odezwała się.

- Niesprawiedliwe - powiedziała. - Jesteś mądra i piękna. Nie wiem czemu żaden wiedźmin jeszcze nie zapytał cię o chodzenie. Głupki. Ale nie bądź z Lambertem, proszę. To byłaby przesada.

Wiedźminka bardzo się cieszyła z jej obecności tutaj. Wreszcie wokół siebie miała jakąś dziewczynę do porozmawiania. Co prawda była od niej dwa razy młodsza, ale babskie pogadanki to babskie pogadanki. Po chwili zagniotła ciasto. Rozpaliła w bardzo starym piecu, który się rozpadał. Wsadziła babkę do środka. Pogoniła dziewczynkę, by dołączyła do reszty, a ona skończy sprzątać. Oparła się o stół, myśląc. Siedziała w kuchni dopóki ciasto się nie upiekło. Chociaż na chwilę miała spokój od obecności kogokolwiek. Wreszcie zawołała dziewczynkę, częstując ją pierwszą, bo w końcu jej pomogła. Później zaniosła ciasto na stół, gdzie wszyscy siedzieli. Mergiel zaczęła czytać dalej książkę do momentu, gdy się ściemniło, a dziewczyna nie mogła zostać sama w sali. Na polecenie Eskela zaczęła iść w stronę sypialni. Wzięła z pokoju ubrania, idąc się umyć. Gdy jednak z niej wróciła w pokoju Eskel rozkładał sobie miejsce obok łóżka dziewczyny.

- Co robisz? - zdziwiła się, odkładając ubrania.

- Śpię tutaj.

- Eskel, ja naprawdę sobie sama poradzę.

Mężczyzna jednak kontynuował ścielenie siedliska. Mergiel starała się zignorować obecność mężczyzny. Rozpuściła swoje włosy, czesząc je. Związała je po chwili w kitkę. Wyminęła go, wchodząc na łóżko. Odwróciła się plecami do reszty pokoju, próbując zasnąć. Po jakimś czasie dwójka wiedźminów zasnęła.

Mergiel jednak przebudziła się w środku nocy. Nie mogła zasnąć ponownie, więc po cichu wykaraskała się z łóżka, wymijając Eskela tak, aby go nie obudzić. Przesadzali z jej ochroną. Wiedźminka zeszła do kuchni, aby zrobić sobie herbatę. Zaczęła iść z nią w kierunku sypialni przez główną salę, gdy medalion dziewczyny zaczął drżeć. Wypuściła z rąk herbatę. Zaczęła biec w stronę zbrojowni po miecz, gdy przed sobą zobaczyła czarodzieja. Zaśmiał się, zagradzając jej wejście. Dziewczyna przeskoczyła stolik, unikając świetlistej kuli, którą wypuścił w powietrze.

- Czego, ty chory pojebie ode mnie chcesz?! - Zrobiła kolejny unik.

Mężczyzna zaczął iść w jej stronę.

- Twoja babka zabiła mi całą rodzinę - warknął. - Teraz odwdzięczę się tym samym.

Mergiel rzuciła Quen, jednak nie na długo, bo mężczyzna przewyższył znak potężniejszą magią. Rzucił dziewczynę na drugi koniec sali, następnie przycisnął ją do muru, zaczynając dusić świetlistym sznurem. Zza korytarza wybiegła jednak czwórka wiedźminów. Lambert, Eskel, Coën a także Geralt. Mężczyzna wyczarował drugą ręką dwa potwory. Dziewczyna wykorzystując to, kopnęła go, próbując się wydostać. Zaśmiał się jej prosto w twarz.

- Teraz ty, moja gwiazdo - zaczął. - Dołączysz do swojego tatusia, mamusi oraz kochanej siostrzyczki.

Mergiel próbowała się wydostać, jednak bezskutecznie. W pewnym momencie jednak upadła na ziemię, a czarodziej niespodziewanie wylądował na ziemi. W pokoju pojawiła się Ciri. Eskel widząc dziewczynę na podłodze, rzucił w jej stronę miecz. Mergiel chwyciła ostrze, idąc w stronę czarodzieja. Jego ręce się związały, a Mergiel wbiła miecz w ciało mężczyzny. Wiedźmini skończyli właśnie walczyć z potworami. Czarodziej spojrzał w oczy kobiety. Z jego buzi wypłynęła krew. Brunetka ponownie wbiła w jego ciało miecz. Czarodziej złapał dziewczynę za rękę, póki jeszcze był żywy, wypalając jego imię. Rzekł coś pod nosem, na co kobieta nie zwróciła uwagi, następnie opadł bezwładnie na ziemie.

Wiedźminka spojrzała wokół siebie, widząc cały rozgardiasz. Spojrzała na swoją rękę, gdzie istniał napis Kirhem. Pierwszą osobą, jaka podbiegła do kobiety była nastolatka. Przytuliła ją mocno.

- Nic ci nie jest, ciociu? - zapytała.

Mergiel przełknęła ślinę, spoglądając na dziewczynę. Nazwała ją ciocią. Pokiwała głową, że jest cała. Stała tak w bezruchu chwilę. Wiedźmini powiedzieli coś na głos, po czym odeszli z pomieszczenia. Brunetka spojrzała na Eskela, który rzucił miecz na bok.

- Jebać to - rzekł, idąc do dziewczyny.

Pocałował ją. Mergiel była w lekkim szoku, lecz oddała pocałunek. Po chwili wtuliła się w ciało wiedźmina, który głaskał ją po plecach w ramach uspokojenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro