Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Kac nie ma serca - Rozdział VII


Rano ból przeszył całą głowę dziewczyny. Czuła ciężar jak nigdy. Nie wiedziała co wczoraj robiła od momentu pojawienia się w domu Triss. Pamiętała tylko wino, co uznała za głównego sprawcę złego samopoczucia. Podniosła się na łokciach, przecierając oczy. Rozglądneła się wokół. Wiedziała dobrze, że nie jest u siebie. Nikogo nie było, lecz po przedmiotach doszła do wniosku, że była u Eskela. Jej plecy od zimnych kafli prawie umierały. Wstała z podłogi,  zabierając poduszkę i koc. Rzuciła je w brzeg swojego pokoju.  Ściągnęła z siebie wczorajsze ciuchy i przebrała w nowe. Zebrała kilka rzeczy z zeszłego tygodnia, następnie wrzuciła je do miski z  wodą oraz kwiatami polnymi, a także płynem z piwonii, czekając aż nasiąkną i będzie mogła je wysuszyć. Ledwo żywa  powędrowała do stołówki. Jeszcze nigdy nie piła wiedźmińskiej kawy, ale dzisiaj nastał moment, gdy bez niej obejść się nie mogła. Wzięła kilka łyków, modląc się powrotu do żywych. Była cała blada.  Do pomieszczenia wszedł Coën, śmiejąc się z dziewczyny.  Mergiel wiedziała, że tylko on zawsze chodził uradowany. Jego też całkiem lubiła. 

— Kac, nie ma serca? — Podniósł brew.  — Niezłe włosy.

— Aż tak widać? — westchnęła.

Coën skinął głowa i z uśmiechem zniknął, zabierając kawałek chleba. Mergiel stuknęła ręką w czoło, ciężko wzdychając.  Zanim zdążyła upić kolejnego łyka, ujrzała Lamberta, który szedł z mieczem  w jej stronę.

— O treningu się zapomina? — rzekł  wkurzony.

— Przepraszam, źle się czuję  — Lambert  tylko prychnął. — Za pięć minut widzę cię na placu.  Tym razem poćwiczysz szermierkę z Eskelem. Ja mam cię wystarczająco dosyć.

Właśnie w takiej chwili odczuła żal związany z piciem. Najchętniej cofnęłaby się, niczego nie pijąc.  Odłożyła kubek, następnie udała się na plac. Eskel szykował dla dziewczyny  szable.  Mergiel stanęła  tuż za nim.

— Możesz mi wyjaśnić jak się znalazłam w twoim pokoju? — zastanowiła się dziewczyna.

Mężczyzna obrócił się w jej stronę.

— Wróciłaś upita od Triss, bo ludzie wrzucili ci  zatrute zioła  do wódki, później weszłaś mi do pokoju, a więc nie chciałaś z niego zbytnio wyjść. Wybiegłaś na dwór skacząc do śniegu, a na sam koniec próbowałaś mi zrobić warkocz. Musiałem Cię uśpić Somne, inaczej bym chyba skoczył z okna — skrócił, a ona o mało nie padła z nóg.

— Przepraszam, Eskel  — Zakryła buzie ręką niedowierzając.

Brunet rzucił w jej stronę szablę, następnie stanął przed dziewczyną. 

— Jedyna zasada. Broń się i staraj się mnie dotknąć szablą — wyznał, zaczynając bez ostrzeżenia.

Dziewczyna cofnęła się do tyłu. Zaczęli ćwiczyć, oboje robiąc uniki. Nie potrwało to długo, bo Eskel znany był z bezkonkurencyjnego tytułu mistrza szermierki. Robił o wiele więcej uników niż dziewczyna i znał o wiele więcej taktyk, ale przez to mogła nauczyć się nowych rzeczy. Po pół godzinie zrobili chwilową przerwę. Dwójka wiedźminów usiadła na murku.  Eskel - jak zwykle w świetnej formie, natomiast wiedźminka myślała, że zaraz padnie przez ból głowy. Niestety  trening to trening, a mus to pogodzić życie z pracą. Poniekąd, to nie mogła oddzielić życia od pracy, bo to co było jej praca, było tez jej życiem. 

Po chwili Eskel ponownie wziął szablę. Starała się wytrwać chociaż dwadzieścia sekund. Trenowali jak zwykle, półtorej godziny.  Łudziła się już, że będzie miała spokój, ale gdy tylko odchodziła usłyszała za sobą:

— Nie pędź tak, bo przed nami lekcja alchemii.

— Nie możemy odpuścić? — jęknęła.

— Nie — rzekł krótko, zabierając szablę.

Popchnął delikatnie dziewczynę do przodu, by zaczęła iść. Odłożył szablę do zbrojowni, a następnie standardowo udali się do laboratorium.  Eskel miał na stole przygotowane jak zwykle składniki, a Mergiel czekała tylko co będą robić tym razem. Czasami powtarzali to, co robili dnia poprzedniego, a czasami zaskakiwał ją całkiem nowymi rzeczami. 

— Dziś pokaże Ci Zamieć, a także Biały Miód i  Kota — Stanął przed dziewczyną pewnie, układając rzeczy. — Do wilgi potrzebujemy spirytus krasnoluda, dmuchawce i świetlisty pył. Redukuje toksyny, zapamiętaj to.

Brunet wymieszał trzy składniki ze sobą, następnie odstawił na chwilę, żeby się zredukował. Wskazał dziewczynie następne dwa, które powtórzyli pięć razy. Nauka Mergiel była przydatna, ponieważ wiedźmini mogli zaoszczędzić czas na przygotowywaniu eliksirów w zimę. Zamiast nich, robiła to ona  z Eskelem. Gdy mężczyzna sprzątał, dziewczyna przeglądała książkę z eliksirami, oparta o blat.

Nie kryła zakpienia z tak banalnego eliksiru. Babrali się z nią jak z dzieckiem. A ona chciała konkretów. Zeszła ze stołka, niezdarnie zrzucając jedną z fiolek. Odwróciła się, spoglądając na minę wiedźmina. 

— Właśnie za to naszykuj się na podróż. Potrzebujemy trupiego jadu, który przyda nam się na jutro. 

No pięknie. Ostatnia rzecz, o której dziś  marzyła to walka z potworami. Wręcz lepiej się nie dało. Wywróciła oczami, następnie wzięła z szafki pas i przyczepiła do niego kilka eliksirów.  Założyła też zbroję i wzięła miecz. Spojrzała na Eskela, jakby chciała go kopnąć, ale nie mogła tego zrobić. Chyba odgrywał się za to, że nie pozwoliła mu spać w nocy.  Eskel również założył na siebie odzienie. Razem wyszli z zamku. Zaczęli schodzić  stromym wyjściem w stronę rzeki.

— Głowa do góry  — powiedział, chociaż wcale nie sprawiło to, że poczuła się lepiej. 

— Daj mi spokój, Eskel — wkurzyła się.

Ból głowy wcale nie mijał, a jedyne co czuła to zmęczenie. Resztę drogi szli w ciszy, aż dziewczyna potknęła się i upadła na ziemię. Podniosła głowę do góry, a Eskel stał rozśmieszony.  Kopnęła mężczyznę w kostkę w afekcie złości. Nie wytrzymała  jego wyrazu twarzy, po czym wybuchnęła głośnym  śmiechem. Zaczęli iść w stronę rzeki aż byli coraz bliżej. Medalion obu wiedźminów zadrżał. Oboje wypili eliksir na obrażenia, stanęli plecami do siebie i czekali aż utopiec zaskoczy ich skokiem z wody. Pierwszy wyskoczył od strony mężczyny,  który zaczął z nim walczyć. Drugi  rzucił się na Mergiel. Dziewczyna rzuciła na potwora znak Igni, po czym przecięła go kilkoma ruchami miecza. Wiedźmini dobrze radzili sobie z potworami, zabijając każdego śmiałka.  Gdy myśleli, że to koniec, brunetka odwróciła się do mężczyzny, ocierając z twarzy włosy. Eskel spojrzał na dziewczynę, kiwając głową prześmiewczo.  Nagle obok niej z wody wyskoczył kolejny utopiec, którego obaj nie zauważyli w pierwszym momencie. Mergiel w ogóle nie zauważyła tego stwora, bo oczy miała zasłonięte włosami.  Eskel chwycił dziewczynę za ramię do siebie, następnie użył  Aardu odpychając energię potwora, po czym przeciął go mieczem. Spojrzał na dziewczynę, puszczając jej ramię.

— Następnym razem nie rozpraszaj się — zaznaczył, a kobieta pokiwała głową.

Eskel spakował do worka potrzebne składniki. Opuścili miejsce bezzwłocznie. 

— Dziękuję, Eskel — rzekła, gdy znaleźli się w bezpieczniejszym miejscu.

Mężczyzna zatrzymał się, spoglądając. Mergiel podeszła do bruneta i przytuliła go.

— Naprawdę, nie wiem jakbym sobie bez ciebie poradziła przez to całe szkolenie — zaśmiała się. — Pewnie oszalałabym wchodząc w każdą konwersację z Lambertem. Przy nim naprawdę gotuje się krew. 

— Niezaprzeczalnie prawdopodobne — zażartował.

Wreszcie trafili do zamku. Eskel poszedł odnieść składniki do Laboratorium, a wiedźminka poszła przebrać ubrudzoną koszulkę. Zdjęła ją, po czym zaczęła szukać po pokoju jej ulubionej bluzki. Wnet do pokoju wparował Eskel. Bez pukania, bo przecież żaden z nich nie nauczony jest uprzedzić zanim kogoś najdzie. Dziewczyna odwróciła się do tyłu plecami.

— Psiamać, przebieram się — warknęła, zakładając koszulkę.

Eskel odwrócił się tyłem, zaskoczony sytuacją. 

— Zapomniałaś odłożyć pasa, więc po niego przyszedłem — chrząkną zapeszony. 

Dziewczyna westchnęła i odczepiła pas. Pomimo tego, że była ubrana,  dalej stał odwrócony do tyłu.

— Możesz się odwrócić — Wywróciła oczami, podając rzecz.

Eskel odebrał ją, po czym wyszedł z pokoju. Wreszcie miała czas wywiesić pranie, by wyschło.  W tym czasie także rozpakowała większość rzeczy z dwóch torb. Ciuchy zostawiła w torbach, jednak naszyjniki, kosmetyki  czy inne pierdoły wystawiła na wierzch. Na łóżku także ułożyła swój koc ze starego mieszkania, który wprowadzał ją w stan nostalgiczny. Warty zapamiętania. Gdybania nad tym co już było. Usiadła na brzegu łóżka, ponieważ zakręciło jej się w głowie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nic nie jadła, dlatego też zeszła do stołówki w celu posilenia się, choć nie było to jeszcze pora na kolacje. Zaparzyła kubek herbaty z ziół polnych oraz ukroiła dwie kromki chleba i zjadła je na szybko. Z gorącą herbatą jednak powędrowała do laboratorium.  Jak  widać nie było to tylko ulubione miejsce Eskela, ale także jej, dlatego nie zdziwiła się gdy go zobaczyła. Widziała go zawsze, nawet wtedy gdy chciała odetchnąć. Los? Przypadek? Zastanawiała się, o co w tym wszystkim chodzi. 

— Naprawdę, gdzie nie pójdę tam jesteś t  — Odstawiła kubek na blat.

Usiadła na krześle, następnie wzięła książkę do rąk i zaczęła czytać. Niestety brunet albo co chwile coś skrobał, mieszał albo tłukł, co nie pozwalało się skupić młodej wiedźmince.  Mergiel podeszła bliżej, patrząc się na poczynania mężczyzny.  Obserwowała dokładnie co robi. Wysuwała z tego wnioski, które zapisywała.  Mimo wszystko zdecydowanie najbardziej lubiła spędzać czas z Eskelem, ponieważ był z nich najbardziej zwyczajny.

— Notujesz to? — zapytał.

— Tak, a co?

— Ale nie mamy teraz lekcji — Spojrzał na dziewczynę.

— Co nie znaczy, że mam się nie uczyć — odpowiedziała, przechadzając się po pomieszczeniu.

Eskel zaśmiał się. 

— No nie wiem czy aż tak bardzo jesteś zadaniowa  —  Kątem oka zerknął na nią.  — Jesteś spontaniczna. Ewidentnie. 

Dziewczynę, nie wiedząc czemu  uraziły słowa mężczyzny.

— Wykonuje wszystkie zadania, o co ci chodzi — Podeszła do Eskela oburzona. 

— Ach, Mergiel...



















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro