Ugoszczenie Cirilli, lecz Lambert to kaprysiara - Rozdział XXIII
Następnego dnia, właściwie po przebudzeniu wszystkich, panował kompletny chaos. Wiedźminka mogła zrozumieć wszystko, ale skąd wzięło się dziecko? I to w Kaer Morhen? Mergiel z niewiedzy wparowała do pokoju Eskela. Spojrzał na nią zaspany. W rozwalonych włosach oraz braku koszulki. No tak, typowe.
— Kim jest ta dziewczynka? — zadała pytanie, opierając się o drzwi.
Mężczyzna ziewnął, odgarniając włosy z twarzy. Dopiero wstał, a ona już go męczyła.
— To dziecko niespodzianka Geralta — odpowiedział, podnosząc się z łóżka. — Teraz będzie tu trenować.
Mergiel patrzyła się próżno jak wiele ją ominęło. Wyszła z pokoju, w dalszym ciągu zaciekawiona dzieckiem. Zbiegła schodami na dół, lecz tuż przy nich zatrzymał ją Lambert z mieczem. No tak, on i jego cholerne treningi. Zapytała go, czy może to przełożyć, jednak po jego spojrzeniu jaki skierował, nawet nie kontynuowała. Poszli na plac. Dziewczyna była dzisiaj okropnie nie skupiona. Najpierw musiała zrobić dziesięć kółek wokół placu, następnie Lambert od razu dał ją na słupy nad przepaścią, rzucając w nią patykami, aby mogła ich uniknąć. A przy okazji nie spaść. Przysięga na słowo, że kiedyś się za to odwdzięczy. Zaczął pokazywać jej nową taktykę, aczkolwiek myśli brunetki były daleko hen. Rudowłosy nakrzyczał na nią. Dopiero wtedy się ocknęła. Zaczęła unikać ciosów mieczem. Lambert robił to powoli, więc dziewczyna miała czas na reakcje. Gdy tylko zobaczyła blondynkę przed dworcem, obróciła się, co skutkowało tym, że miecz naciął jej ramię. Mergiel syknęła, patrząc na mężczyznę. Rudowłosy westchnął, wskazując jej warownię. Nie miał cierpliwości do trenowania. Nie z nią.
Brunetka zaczęła iść w stronę Ciri z krwawiącym ramieniem. Dziecko spojrzało na nią.
— Nic ci nie jest? — zauważyła.
Mergiel uśmiechnęła się.
— Nie, tylko Lambert czasami jest głupim pacanem.
Ciri zaśmiała się, pytając o imię dziewczyny. Po chwili przed nimi pojawił się Geralt. Ten biały wilk, który wywoływał u niej dziwne uczucie równowagi. Był zdziwiony nową wiedźminką. Jeszcze nie widział jej na oczy. Podał Ciri drewniany miecz, wskazując ręką na kukłę. Westchnęła naburmuszona, idąc do słomianego worka. Zaraz po tym spojrzał wyczekująco na dziewczynę.
— Kimżeś ty jest?
— Margiel — Podała rękę wiedźminowi.
Geralt uścisnął jej dłoń. Rozmawiali chwilę, głównie na temat ich przybycia. Odziwo nie był do niej negatywnie nastawiony jak większość wiedźminów. Może dlatego, że zdążyła się już przystosować do tego miejsca. Mergiel po chwili przypomniała sobie o krwawiącym ramieniu, więc poszła szybkim krokiem założyć opatrunek z maścią. Usiadła na taborecie, owijając ramię szmatą. Blizna po tym na pewno jej zostanie. Zdziwiła się, widząc przed sobą Vesemira. Ostatnio rzadko wychodził ze swojego pokoju.
— Mergiel mam do ciebie prośbę.
Nadstawiła uszy.
— Chciałbym, żebyś oprowadziła ją po tym miejscu. Musi się przystosować, a ty jesteś jedyną dziewczyną tutaj. Tobie prędzej zaufa niż Lambertowi. Wszyscy wiemy, że jest specyficzny, a nie chcemy jej zrazić do tego miejsca. — Założył ręce na piersi.
Mergiel, dalej zadziwiona sytuacją uprzejmie się zgodziła. Dobrze wiedział, jak się czuła, gdy pierwszy raz tu przybyła. Musiała sobie sama radzić, bo wiedźmini nie byli do niej przychylni. Najbardziej Lambert, ale tego można było się spodziewać. Chciała jej przedstawić wszystko z takiej perspektywy, jaką sama chciałaby aby jej pokazano za pierwszym razem. Poszła więc na dziedziniec, tłumacząc Ciri. Obie weszły tylnym wejściem. Mergiel najpierw pokazała jej swoje ulubione miejsce - laboratorium. Następnie poszły do zbrojowni, sali głównej i mniej ważnych pomieszczeń. Tłumaczyła jej wszystko w śmieszny sposób, próbując pokazać jej wszystko od jak najciekawszej strony.
— Masz już swój pokój? — zapytała wiedźminka.
Cirilla pokiwała głową. Pokój ten wybrał jej Geralt. Dobrze wiedziała, że to jedna wielka dziura. Zaprosiła ją więc najpierw do siebie. Przeszukała go w poszukiwaniu rzeczy, których już nie potrzebuje. Przeniosła je do pokoju blondynki. Dziecko było zaskoczone, ale w pozytywny sposób. Ciri tak naprawdę była już nastolatką. Mergiel nie wspominała tych czasów zbyt dobrze. Geralt wyjaśnił jej też co przeszła, więc starała się jej okazać trochę wsparcia.
— Jesteś tutaj najmilszą osobą — Cirilla zatrzymała ją przed wyjściem. — Dziękuję Ci.
Brunetka skinęła głową, uśmiechając się lekko.
— Nie bój się Eskela i Coëna. Są mili. Lambert będzie ci docinać, ale taki już jest — wyjaśniła.
Poszła od nastolatki, bo wiedziała, że czeka ją lekcja z Eskelem. Poszła więc do niego, jednak w sali był także starszyzna.
— Mergiel — zaczął Vesemir. — Z przybyciem Cirilli musimy przygotować także ją. Od tego momentu kończymy twoje szkolenie. Wiemy, że sobie poradzisz. Chciałbym też, abyś pomagała Ciri wraz z Eskelem w eliksirach oraz zielarstwie osobno. Gratuluję, wiedźminko.
Kobieta czuła się dumna. Znaczy, pewnie trening potrwałby jeszcze miesiąc dla samej zasady, jednak nie zmienia to faktu, że właśnie w tym momencie stała się pełnoprawną wiedźminką. Podziękowała ona starszyźnie, który po chwili wrócił do zbrojowni. Została sama z Eskelem. Mergiel ucieszona przytuliła się do niego. Brunet również był zadowolony z dziewczyny.
— Teraz już się nie obudzisz z wodą nad głową — powiedział. — Chyba, że któryś z nas będzie miał taki kaprys. A Lambert to potworna kaprysiara.
Uderzyła go w ramię, śmiejąc się. Odeszła od mężczyzny cała w skowronkach. Nadmiar jej energii zdecydowanie wywoływał u innych, że jest niezdrowa na umyśle. Poszła na plac, szukając rudowłosego. Mężczyzna stał z boku, ostrząc swój miecz.
— Kochany Lambercie — chrząknęła tak aby ją usłyszał, pochylając się tuż nad jego uchem. — Nie chcę nic mówić, ale skończyłam trening, więc nie muszę słuchać twojego gadania.
Wywrócił oczami. Gdyby to był Eskel albo Geralt, to by go za to uderzył, jednak miał bariery, których nie przekraczał. Ona, będąc w niesamowitym humorze, wróciła do środka. Po chwili jednak obok niej zjawiła się Ciri. Obie dziewczyny udały się ponownie do laboratorium, w której czekał Eskel. Mężczyzna stanął przed blondynką, tłumacząc jej składniki do przygotowania pierwszego eliksiru. Zamieć. Mergiel pamięta to jak nic. Brunetka wsadziła je do garnuszka, mieszając. Odczyn musiał odstać, więc zostawiła go na blacie.
— Hej, Ciri — zagadała ją wiedźminka. — Wiesz, że Eskel uwielbia jak się na niego mówi dziadek?
Brunet spojrzał na kobietę złowieszczym wzrokiem.
— Proszę, nie mów tak — wypowiedział się na rozpoczęty temat.
Blondynka zaśmiała się pod nosem. Krótkie przedstawienie robienia eliksiru starczyło. Mieli jej tylko pokazać podstawy. Geralt zawołał dziewczynkę, aby pokazać jej ruchy mieczem. Brunetka oparła się o blat.
— Jak się trzymasz? — zapytała, po czym dodała. — Dziadku.
Eskel uśmiechnął się zadziornie, rozwalając włosy dziewczyny.
— Ja Cię chyba w końcu zabiję.
Mężczyzna wystawił ręce do góry w celu niewinności.
— Brzmi jak sprawa wyjaśnienia za pomocą szermierki, nieprawdaż? — podsunął.
— Brzmi jak to, że skopię ci tyłek — odpowiedziała, idąc w stronę mężczyzny.
Mergiel była o głowę niższa od niego, więc wyglądało to komicznie. Brunet stanął sztywno przed nią. Mergiel przybrała pozycję wojownika, a Eskel się tylko zaśmiał. Odwrócił się w stronę drzwi. Wskoczyła mu na plecy. Wybuchnęła śmiechem jak małe dziecko. Brunet zaskakująco nie zrzucił jej, tylko wziął ją na barana. Zaczęli iść tak w stronę głównej sali, lecz przewrócili się o schodek i upadli na piasek. Lambert uderzył się z otwartej dłoni w czoło.
— Psiakrew! Czy wy kiedykolwiek dorośniecie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro