Strach i Łzy - Rozdział IX
Kiedy wreszcie się uspokoiła i przestała trząść, chwyciła Eskela za rękaw, po czym zaczęła szybkim krokiem opuszczać zamek. Mężczyzna przystanął na siłę, następnie przytulił mocno dziewczynę.
— Nigdy więcej nie bierz na siebie takiej odpowiedzialności — rzekł. — Jezu, cała się trzęsiesz. Co on ci zrobił?
— Wracajmy — powiedziała, unikając pytania i ruszając do przodu.
— Halo, Mergiel? — Mężczyzna stał dalej w miejscu, wyrzucając ręce na boki w wyczekiwaniu na odpowiedź.
Po policzku dziewczyny spłynęło kilka łez, ale otarła je rękawem.
— Kurwa mać, Eskel! Proszę cię, chodź. Muszę stąd wyjść.
Wiedźmin westchnął, następnie zaczął za nią iść. Zabrali swoje rzeczy, lecz Mergiel miała ledwo siłę je nieść, więc Eskel przytrzymał jej miecz i pas. Zobaczył, że w pasie zniknęło kilka fiolek z eliksirami. Widział widoczne zmęczenie na jej twarzy, więc nie dopytywał. Chciał z nią porozmawiać, kiedy sama zechce. Po dwudziestu pięciu minutach drogi, dotarli do twierdzy. Gdy weszli do sali, wzrok wszystkich wiedźminów, wraz z Vesemirem spoczął na nich. Cóż, nie było się co dziwić. Zniknęli bez słowa rano, wracając dopiero na wieczór. Eskel popatrzył na Mergiel, która szybko zabrała od mężczyzny oba płaszcze, miecze i pasy. Zaniosła je do zbrojowni, następnie pobiegła do łazienki, wymiotując. Wzięła kilka dużych wdechów, a po policzkach ciekły jej łzy. Zabrała z pokoju rzeczy, następnie z ogromnym bólem ciała, zdjęła z siebie ciuchy drżącą ręką. Na kości miedniczej widniał czerwony, zakrwawiony ślad odbitej ręki. Piekł jak cholera. Zakryła ręką buzię, próbując nie wybuchnąć płaczem. To była chwila, kiedy żałowała, że nie mogła być jak inni wiedźmini. Właśnie w takiej chwili, chciałaby, żeby ją to nie bolało. Żeby nie zwracała uwagi. Ale nie mogła, bo nie była całkowicie taka jak oni.
Jej całe ciało było w siniakach oraz zacięciach. Wzięła gąbkę i płyn. Zaczęła myć swoje ciało. Brud z wierzchu zszedł, ale ze środka ciężko było go wydobyć.
Ubrała się w czyste ciuchy oraz związała włosy. Brzuch, w który został jej wbity nóż zaczął ją niesamowicie boleć. Nie chciała się tłumaczyć. Nie miała na to siły. Wolała, aby to Eskel opowiedział swoją wersję. Nie chciała się dzielić tym, o czym on nie wiedział. Za bardzo ją to bolało, a mężczyzna miałby wyrzuty. Przynajmniej tak jej się zdawało.
W laboratorium znalazła eliksir na uśmierzenie bólu. Wypiła go ciurkiem, jakby był ostatnim trunkiem na ziemi. Oparła się o drewniany blat, biorąc głębokie wdechy. Czekała aż na korytarzu zrobi się ciszej, po czym poszła do pokoju i usiadła na łóżku, przykrywając ramiona kocem. Patrzyła się pustym wzrokiem w ścianę, próbując zebrać myśli. Nie było to łatwe. Siedziała zamknięta w nim półtorej godziny, nie wykonując absolutnie żadnej czynności. Po prostu myślała. Kiedy do drzwi ktoś zapukał, ocknęła się z amoku i spojrzała na wejście.
— Nie przyszłaś na kolację, więc przyniosłem Ci zupę — Rudowłosy postawił miskę na biurku.
— Dziękuję, Lambert — Skinęła głową, wysilając się na uśmiech.
— Nie wiem do końca co się działo, ale jakbyś chciała pogadać z nami, to zawsze możesz to zrobić.
Pierwszy raz od jej pobytu Lambert zdobył się na takie słowa. Gdy tylko zobaczył ją wchodzącą do sali po całym zajściu, dobrze wiedział, że coś się stało, tylko dziewczyna nikomu o niczym nie powiedziała. Nie chciała. Za bardzo bała się przyznać sobie prawdę.
— Dziękuję — powtórzyła się. — Chcę pobyć trochę sama, jeśli nie masz nic przeciwko.
Wiedźmak skinął głową, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Mergiel nie mogła zasnąć. Ilekroć próbowała, sen nie nadchodził. Założyła na nogi buty, okryła się kocem, po czym weszła po krętych schodach na wieżę, wpatrując się w gwiazdy. Gdy była trochę mniejsza, zawsze to robiła co noc, wyczekując na rodziców. Myślała, że im częściej o czymś myśli, to może stać się to prawdą. Głupie wierzenia dziecka. Rzuciła kamykiem z dachu, okrywając się ciaśniej kocem. Chłód owiewał jej ramiona, a krople deszczu spadały swobodnie na zadarty nos. Eliksir niestety powoli zaczął przestać działać, przez co ból powoli wracał. Jeszcze tego jej brakowało. Wzięła głęboki wdech. Położyła się na plecach, mając nad sobą gwiazdy. Gdy usłyszała za sobą kroki, natychmiast się odwróciła, będąc w gotowości, by rzucić znak.
Eskel podniósł ręce do góry, zaznaczając, że nie jest zagrożeniem.
— Co tu robisz? — zapytał, siadając koło dziewczyny.
Mergiel wzruszyła ramionami.
— Patrzę na gwiazdy.
— A jak się czujesz? — zadał kolejne pytanie.
— Myślę, że da się domyślić.
— Nie powiedziałem tego wcześniej, ale dziękuję Ci. Nie wiem czy ktokolwiek zrobiłby coś takiego, aby ratować kogoś, a nie samego siebie. Naprawdę, nie musiałaś — wyznał, dając dłoń na jej ramię.
— Musiałam — odparła. — To przeze mnie tam wylądowaliśmy.
Eskel westchnął.
— Nieważne przez kogo, ale wylądowaliśmy w tym bagnie razem.
Dziewczyna skinęła głową. Podniosła się z ziemi, a robiąc to, czuła jak cały ból w nią uderza. Zachwiała się lekko, próbując utrzymać równowagę. Brunet wstał, patrząc na stan dziewczyny. Nie była w najlepszej formie, jednak nie wiedział zbytnio jak ma jej pomóc. Wziął ją pod ramię, następnie pomógł dojść do pokoju. Mergiel usiadła na łóżku, przymykając na chwilę oczy.
— Próbowałaś brać eliksir? — zastanowił się, szukając prostych rozwiązań.
Dziewczyna skinęła głową.
— Mógłbyś użyć na mnie Sommne? Proszę? — zapytała, wiedząc, że to jedyne rozwiązanie.
Brunet zdziwił się, patrząc na dziewczynę. Stanął przed nią, wykonując ruch ręką. Mergiel mimowolnie opadła na łóżko. Eskel podrapał się głową, po czym przykrył ją kocem. Sommne wywołał u dziewczyny lekki stan nieświadomości w śnie, więc nie wiedziała nawet czy śpi, czy nie.
Gdy Eskel wyszedł, zdecydowanym krokiem poszedł do stołówki i nalał sobie duży kufel piwa. Musiał odreagować. Psiamać, jak bardzo musiał.
— Co się z nią stało? — zapytał Vesemir zmartwiony widoczną sytuacją.
Brunet wziął duży łyk alkoholu, po czym odparł:
— Nie mam pojęcia Vesemirze. To mnie najbardziej boli. Nie mam pojęcia co się z nią stało.
Czuł wyrzuty. Nie wiedział co się stało dziewczynie, jednak zdawał sobie sprawę, że gdyby tylko wcześniej się odezwał, byłby na jej miejscu, a nie ona. Zniósłby to lepiej. Mógł też nie proponować tak nieznanego miejsca. Dobrze wiedział, że nikt tam nie chodzi przez silnie emanującą energię. Każdy z wiedźminów unikał tego miejsca, chociaż nie wiedział, że mógł się tam ukrywać czarownik. Gdyby o tym wiedział, załatwiłby to w inny sposób. Dopił piwo do końca, po czym pierwszy raz od trzech dni poszedł się umyć. Nie mógł się skupić na niczym innym, tylko na Mergiel. Bardzo polubił dziewczynę. Była sympatyczna, energiczna i zawsze uśmiechnięta. Czuł jakby na nią opadła kurtyna, a jej nastrój całkiem się zmienił. Może miał ograniczony rozmach emocji, jednak sam wiedział, jak bardzo rozkojarzony i smutny teraz jest. Gdyby mógł, to by cofnął czas, ale tego nie potrafi. Zasiadł w swoim pokoju, przeglądając wiedźmińską książkę historyczną, gdy nagle uznał potrzebę sprawdzenia jak się czuje dziewczyna. Uchylił drzwi pokoju. Cała się trzęsła, majacząc coś przez sen. Eskel chwycił ją delikatnie za ramię, próbując rozbudzić.
Gdy zamknęła oczy, miała koszmar z sytuacji w zamku. Widziała przed sobą czarodzieja i słowa, które mówił. Doszło do sceny, gdy mężczyzna zaczął opuszczać jej spodnie. To właśnie w tym momencie Mergiel zaczęła się szarpać przez sen i majaczyć. Gdy tylko Eskel ją obudził, miała w oczach łzy. Próbowała nabrać powietrza. Prosta czynność stała się nagle najtrudniejszą.
— Hej, spokojnie. Wszystko jest w porządku — Brunet usiadł na krańcu łóżka.
Dziewczyna przetarła oczy, dalej będąc w szoku. Pociągnęła nosem, a on wpatrywał się w nią. Naprawdę nie znał sposobu, jak może jej pomóc. Mergiel też o tym wiedziała. Musiała być twarda.
Wzięła głęboki wdech i otarła oczy.
— Najpierw kazał wypić mi kilka eliksirów — Pociągnęła nosem kolejny raz, zdobywając się na jakiekolwiek słowa. — Potem zemdlałam, a gdy się obudziłam zaczął mnie dusić. Rzucił mną o ścianę, a potem..
Nie wytrzymała. Rozpłakała się jak małe dziecko, a mężczyzna położył jej rękę na ramieniu
Eskel doznał ciężkiego szoku. Nie musiała kończyć, by domyślił się co zaszło. Pojawiły się u niego wyrzuty, złość na siebie, ale ogromne współczucie dla dziewczyny. Spojrzał na nią i ręką przyciągnął obejmując. Mergiel płakała. Nigdy nie wyrzuciła tak przed kimś swoich emocji.
— Proszę nie mów tego nikomu — powiedziała.
Skinął głową. Wiedziała, że nie powie. Nie był taki. Za to gdyby tylko był szybszy i szybciej coś powiedział...
— Śnił ci się, prawda? — dopytał.
— Śniło mi się to — rzekła krótko, ocierając łzy.
Wiedźmin pomimo wszystkiego wyzwolił z siebie trochę emocji, chociaż sam nie myślał trzeźwo. Zastanowił się chwilę, następnie wstał. Pomyślał, że ostatnie co Mergiel teraz potrzebuje to czyjegoś towarzystwa. Błędnie. Brunetka okropnie bała się zostać sama w pomieszczeniu. W tej ciemności. Brunet szykował się do wyjścia.
— Eskel — Dziewczyna zatrzymała go. — Nie idź proszę.
Mężczyzna odwrócił się, opierając się o drzwi.
— Wiem, że to bardzo źle brzmi, ale mógłbyś tu dziś spać? Jeśli nie chcesz to rozumiem. Boję się tej ciemności. Po raz pierwszy samotność jest powodem do strachu.
Brunet spojrzał na kobietę, uśmiechając się lekko. Mergiel przesunęła się, robiąc miejsce, a mężczyzna położył się koło dziewczyny, zachowując dystans.
— Dziękuję ci — przełknęła ciężko ślinę.
— Uwierz mi, nie masz za co dziękować.
Dziewczyna podała mężczyźnie drugi koc, którym się przykrył. To był moment, którego typowy wiedźmin by nie zrozumiał. Eskel może nie tyle co poczuł coś do dziewczyny, ale czuł się wobec niej zobowiązany. Spojrzał na nią, po czym objął ramieniem, przyciągając do siebie. Leżeli jak dwa baranki, przytulone do siebie.
— Spokojnie, nigdzie się nie ruszam — rzekł, wpatrzony w sufit.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro