Pokój na drugie imię - Rozdział XXXVI
Mergiel nie mogła już narzekać na nudę, albo brak zajęcia, ponieważ miała ręce pełne roboty. Jej postawa rosła w siłę, lekko zatracając się w obecnej chwili. Czy zapomniała o swojej prawdziwej tożsamości? Ani trochę. Dalej czuła w sercu ból i swoim byciem chciała przerodzić minione wydarzenia w coś dobrego. Oddać przysłowiowy hołd dla Kaer Morhen. Jej decyzja na pewno oburzyła mieszkańców, jednak nie mieli już nic do dodania. Teraz, mając tak obszerną władze mogła ją odpowiednio wykorzystać. Miała nadzieję, ze gdy odzyska stabilność, będzie mogła ponownie pojawić się w Kaer Morhen, aby porządnie się wytłumaczyć. Przecież miała tyle rzeczy do omówienia.
Póki co jej pierwsze dwa tygodnie polegały na poukładaniu wszystkich niezbędnych papierów i ustaleniu nie załatwionych spraw przed Niedamira. Jej posada nie zszokowała również ludności, ale także innych królów, więc nie zdziwiło jej to, gdy na wizytę wprosił się król Kaedwen - Henselt. Od samego rana przeczuwała, że nie będzie to najmilsze spotkanie.
Mergiel czekała już w sali, w której spoczywało kilka strażników. Wrota otworzyły się, a przed sobą ujrzała mężczyznę lekko przy kości z brodą. Szedł pewny siebie, a jego wzrok aż ją przenikał. Henselt znany był z rasizmu i niechęci do innych ras, więc była przygotowana na wszelkie niedogodności. Początkowo zaskoczyła ją jego wizyta, jednak czuła, że spotkanie ma drugie dno.
— Zapraszam — Wskazała krzesło, a mężczyzna usiadł na drugim końcu stołu. — Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę?
— Widzę, że przechodzisz do sedna — oznajmił. — Muszę przyznać, że byłem zaintrygowany nową kandydaturą Ligii.
— Muszę przyznać, że nie ma w tym żadnego podziwu.
— Jestem lekko rozproszony mową o pokoju między wiedźminami a ludźmi. Liczyłem, że obejmując tron zostawisz za sobą te swoje dziedzictwo — chrząknął wyraźnie niezadowolony.
— Niedamir prowadził Ligę jako wolne od sporów Królestwo, a w moim imieniu chciałabym to poszerzyć — przyznała cierpliwie.
— Mergiel, nie sądzisz, że ta nagła władza może Cię przytłoczyć? Byłaś jedyną dziedziczką tronu bez wyboru. Tym samym przejdę do sedna, czy na pewno jesteś na taką władze gotowa? Twoje postanowienie wywoła skandal.
Kobieta zaśmiała się w duszy, widząc tak wielką głupotę króla. Nie była gotowa, ale teraz wie co tak naprawdę chce zrobić.
—Wiedząc, że siedziba wiedźminów swoje główne stadium ma w Kaedwen, to ty powinieneś dbać o dobre stosunki — wytknęła mu prawdę przed nos.
— Wiedźmini to, nie ujmując Królowej, ale maszyny do zabijania. Jesteś pewna, że ktoś taki powinien objąć tron? — zakpił.
— Nie ujmując Królowi, mam powyższą opinię głęboko w poważaniu i nie zamierzam zmienić swojego zdania — powiedziała ostatecznie.
— Zobaczymy — Przymrużył oczy, pośpiesznie wstając z krzesła. — Nic tu po mnie.
Mergiel wstała do pionu, patrząc jak król opuszcza zamek. Wiedziała, że już pierwszy konflikt może się rozpocząć właśnie z Kaedwen. Kraina była wspaniała, co nie można było powiedzieć o Henselcie. Czy jej postanowienie budziło oburzenie? Owszem. Jednak Niedamir prowadził krainę jako wolną, więc jej decyzją było co może dalej zrobić. Jej postawa również budziła wiele plotek. Nawet jako kobieta budziła lekki dreszcz. Ludzie bali się wiedźminów. To w tym momencie dawało jej ogromną przewagę i przebicie. Nikt nie śmiał się jej przeciwstawić. Mergiel popatrzyła w okno, następnie odwróciła się w stronę Artura.
— Powołaj obowiązkowe szkolenia od dwudziestolatków do trzydziestolatków — oznajmiła w jego stronę.
— Wysokość, pragnę zaznaczyć, że będzie to wysoki koszt.
— Artur, armia liczy tylko dwa tysięcy osób. Musimy być przygotowani na wszystko.
Mężczyzna skinął głową, zapisując to na kartce. Mergiel za ten czas zaczęła szukać nadwornego maga, który pomógłby wysłać list do króla Koviru i Povissu, na temat wpływów obu państw które niegdyś były ze sobą złączone. Mergiel przekazała kawałek papieru z jej własnoręcznym podpisem, a czarodziej wypowiadając zaklęcie, wysłał kartkę w niebo. Skinęła głową na podziękowanie, następnie usiadła na jednym z krzeseł. Rozejrzała się wokoło, następnie zaczęła się kierować na dół zamku, z którego wyszła. Chciała rozejrzeć się po okolicy, ponieważ zdarzyło jej się bywać w krainie, to jednak nie zagłębiała się w okolice stolicy. Wzięła więc jednego z koni w stajni, po czym zaczęła jechać na jedno z miejsc szkoleń. Jej przybycie wywołało lekkie zaskoczenie, jednak Mergiel zeszła, idąc w stronę tłumu. Przyglądała się z daleka, następnie podeszła na sam przód. Młodzi ludzie potrzebowali szkolenia. Nie można było ukryć, że wygląd Mergiel przykuwał uwagę. Była ładna, miała pozycję i umiała walczyć. Tworzyło to mieszankę wybuchową. Kobieta sama była ciągle młoda i niezamężna. Jednym mężczyzną, który się jej podobał był jednak Eskel, który obecnie nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Gdy miała tyle na głowie, nie myślała nawet o swoich emocjach. Stanęła na środku, a szkolenie na chwilę się zatrzymało. Wzięła od jednego ze strażników miecz, po czym wbiła go w ziemię.
— Jak dotąd Liga była skromnym państwem, jednak pora na to, żeby stała się twarda. Nie uzależniona od żadnego państwa. Czy chcemy mieć pokój? Owszem, jednak musimy być przygotowani na wszystko, bo inaczej nie pomożemy nikomu a nikt nam — wyznała chłodnym głosem.
— Najważniejsza jest postawa i myślenie. Jeśli nie jesteście pewni tego co robicie, na starcie od razu przegraliście.
Przeszła przez tłum, wokół siebie zostawiając ciche rozmowy. Wsiadła na konia, ruszając galopem. Oddała konia do stajni, po czym wchodząc do zamku do jej ręki dotarł list potwierdzenia przybycia króla w najbliższych dniach. Uśmiechnęła się pod nosem, idąc na przód.
Dwa dni później, Tankred przybył do Hengsfor, gdzie został zaszczycony stołem pełnym kosztowności. Mergiel miała plan na tę rozmowę i chciała, żeby przebiegła jak najlepiej. Tankred nie był stosunkowo stary, ponieważ był zaledwie około pięciu lat starszy niż Mergiel. Przywitała go ciepło, zapraszając do stołu. W oczach mężczyzny natychmiast można było dostrzec zainteresowanie. Przez chwilę rozmawiali spokojnie na temat przybycia, jednak już chwilę później Mergiel rozpoczęła temat, o który tak naprawdę jej chodziło.
— Zauważyłam, że aż trzydzieści procent wszystkich zysków gospodarstwa w Lidze jest przekazywana dla twojego Królestwa — zaczęła, biorąc łyk wina.
— Obowiązuje nas traktat podpisany za Niedamira, więc tak — odpowiedział.
— Liga nie może dłużej sponsorować waszego Królestwa.
Tankred na chwilę otrzeźwiał.
— Dobrze wiemy, że wasze królestwo jest na tyle bogate w surowce, że nie potrzebuje naszego wsparcia.
— Traktat obowiązywał zabrane ziemie, które należały do nas — zaznaczył, a na jego czole pojawiła się zmarszczka od głębokiego myślenia.
— Zróbmy tak, Tarned. — Oparła brodę na ręce. — Wiem, że wasza armia jest za słaba. W Hengsfor już odbywają się szerokie szkolenia. Jestem skłonna, być wsparciem waszego państwa w jakimkolwiek ataku.
— Skąd wiesz, że będzie jakikolwiek atak? — zdziwił się.
— Cisza przed burzą. Chodzą pogłoski, że Nilfgard ponownie wzięło się za przemieszczanie swoich wojsk i szkolenie Czarodziejów. Myślisz, że Redania Ci pomoże? — Mergiel starała się podejść go jak najbardziej mogła.
Można było powiedzieć, że jako władca zaczęła radzić sobie świetnie. Wydawało się, że jest świetna we wszystkim. Jednego błędu jednak dalej nie naprawiła. Ani razu po przyjeździe nie zastanowiła się nad Kaer Morhen, nie miała nawet czasu na pomyślenie o Eskelu, o Lambercie ani Vesemirze. Zatracała się w tym.
— Masz rację — dodał po chwili. — Jestem skłonny zerwać stary traktat i podpisać nowy.
Mergiel uśmiechnęła się pod nosem, ujmując go wzrokiem. Zawarli pomiędzy sobą układ, co poskutkowało małym przyjęciem urządzonym w zamku. Została do niego zaproszona szlachta oraz ważne osobowości, a Mergiel sama jak wydawać się mogło, miała wspaniały humor. Nie stroiła od zabawy i wina, jednak wiedziała kiedy nie przekroczyć granicy. W pewnym momencie, kiedy tłum zaczął się zbierać, postanowiła opuścić salę i udać się do jednej z pustych komnat. Pod wpływem upicia się, zrzuciła z drewnianego stołu wszystkie rzeczy, które się na nim znajdywały. Oparła się ramionami, patrząc wprost przed siebie, gdzie na stojaku znajdował się jeden z jej mieczy. Wzięła go do rąk, przyglądając się. To w tym momencie puściły jej emocje, przypominając sobie o wszystkim. Tak bardzo nie dopuszczała do siebie żadnej myśli z tym, że została sama. Teraz ją to przerosło. Bo tak naprawdę władza nie dawała jej poczucia mocy. To Kaer Morhen ją dawało.
Eskel był jedna z niewielu osób, na których mogła polegać, a teraz nie chciał jej znać. Wszyscy wiedźmini jakby się na niej zawiedli. Ona na sobie samej poniekąd też. Czuła, że zawiodła Vesemira. Chociaż najbardziej z tego bolał ją fakt, że nie może dotknąć osoby, która najbardziej kocha. Odłożyła miecz na bok, po czym zamknęła za sobą drzwi od komnaty. Zaczęła iść przed siebie, gdy nagle ktoś powalił ją na ziemię. Upadła na ziemię z hukiem. Postać trzymała na jej gardle miecz. Mergiel kopnęła ją, szybko odsuwając ostrze i przekaturlała się na bok. Gdy postać ponownie ją zaatakowała użyła Aardu. Postać poleciała do tyłu wraz z mieczem, który szybko zabrała. Odsłoniła twarz mężczyzny, którym ukazał się Artur. Prychnęła pod nosem, odsuwając się. Gdy zebrała się straż, Mergiel rzuciła miecz na bok i skinęła w stronę mężczyzny.
— Do celi z nim — rzekła krótko, idąc przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro