Urodziny cz.1
- Wstawaj! Dzisiaj masz urodziny!- takie słowa wykrzyczała Justyna by mnie obudzić
- Która godzina?- spytałam przeciągając się na łóżku
- Jedenasta, no muszę powiedzieć że trochę sobie pospałaś- zaśmiała się. Podnosząc się do pozycji siedzącej zauważyłam że nie ma obok mnie Lokiego
- Gdzie on jest?- spytałam trochę spanikowana
- Spokojnie, koło 8 rano wparował tu Tony i mrożonka po czym siłą wyciągnęli go z pokoju. Zgaduję, że po prezenty dla ciebie
- Ta "mrożonka" to Steve- pouczyłam ją
- No już dobrze, dobrze- zaczęła z śmiechem- chodź, zrobimy sobie sniadanie- mówiąc to podała mi bluzę i obie wyszłyśmy z pokoju idąc do kuchni.
Po drodze w salonie Barton z Nat krzyknęli do mnie wyskakując za kanapy.
- Wszystkiego najlepszego młoda!- podeszli do mnie i mocno mnie przytulil
- No już nie taka młoda- zaśmiałam się.
- Nie przesadzaj, wolisz być jak Tony który na starość.....- nie dokończyła bo w tym momencie z windy wyszedł właśnie Tony z bożkiem i kapitanem.
- Który na starość co?- zaśmiał się.
- Nie już nic- powiedziała lekko zawstydzona wdowa
- Nie no, zaczęłaś to teraz dokończ- ciągnął dalej
- Oj, spadaj- odpowiedziała mu po czym lekko szturchnęła mnie w ramię bym popatrzyła przed sobie. Gdy spojżałam zobaczyłam wzrok Lokiego wlepiony we mnie
- Coś nie tak?- spytałam
- Hmmm? Wstałaś śpiąca królewno- powiedział i z rozbawieniem spojżł na mnie
- Cisia nie dała mi spać- powiedziałam i rzuciłam ciche "dzięki" w stronę Justyny. Nic mi nie odpowiedziała tylko prychnęła śmiechem.
- No i bardzo dobrze! O 16:00 przychodzą goście, do tego czasu musicie się przygotować- powiedział Tony
- Racja, ale już nie zdążę sobie kupić żadnej sukienki! Cholera! Zapomniałam o tym- krzyknęłam na co wszyscy tylko zaczęli się śmiać.
- Spokojnie, część mojego prezentu to przewidziała- powiedział Loki podchodząc do mnie. Wręczył mi jakąś torbę. Wyjęłam z niej piękną długa i oczywiście zieloną sukienkę.
*bardzo podobna do tej co na zdjęciu*
- Dziękuję, jest śliczna ale wiesz, że nie musiałeś?- powiedziałam dalej wpatrzona w suknię.
- To jest mój prezent dla ciebie i nie obchodzi mnie twoje zdanie- warknął
- No i wrócił stary Loki....- powiedziałam szeptem chowając sukienkę z powrotem do torby
- Suknia jest i tak głównie za to że jako jedyna mnie chyba tutaj polubiłaś. Ale i tak główny prezent dostaniesz wieczorem- powiedział już normalnym tonem po czym szatańsko się uśmiechnął.
- Nawet o tym nie myśl!- wrzasnął Tony
- Oj, spodoba ci się- szepnął mi na ucho Loki przechodząc koło mnie. Szybko się od niego odsunęłam po czym z zadziwiajacym spokojem powiedziałam
- Pieprz się!- na te słowa zmarszczył brwi- Ale suknia jest śliczna, dzięki- dodałam na co Loki odrazu się uśmiechnął.
Pobiegłam szybko do pokoju odłożyć prezent poczym jeszcze szybciej wpadłam do kuchni na śniadanie. Stojąc z cisią nad lodówką i zastanawiając się co możemy przyżądzić, zaproponowałam naleśniki. I tak też zrobiłyśmy. W połowie ich smażenia do kuchni wszedł Loki i usiadł przy stole
- Zjesz czy będziesz się tylko patrzeć- spytałam go odwracając się w jego kierunku
- No zjem- odparł i lekko się uśmiechnął.
Śniadanie było już gotowe. Usiadłysmy z Cisią do stołu i w 3-kę zaczęliśmy jeść.
- Niezłe nam wyszły- powiedziałam biorąc kolejnego gryza
- No nie najgorsze- zaśmiała się- chociaż jadłam lepsze.....- chciała jeszcze coś dodać ale w tym momencie zadzwonił jej telefon- przepraszam na chwilę- powiedziała i odeszła od stołu odebrać
- A tobie smakują?- spytałam Lokiego by jakoś przerwać tę niezręczną ciszę między nami.
- Nie są złe ale nie umywają się do Asgardzkich potraw- powiedział przełykając naleśniora
- Może jak cię już wypuszczą to mi kiedyś przywieziesz na spróbowanie- powiedziałam
- Może sama ich spróbójesz w Asgardzie- odparł
*Znowu jesteś taki tajemniczy, ugh!*- pomyślałam. Już miałam się odezwać ale w tym momencie do kuchni weszła z powrotem Justyna ze łzami w oczach.
- Słuchaj.....- zaczęła- muszę jutro wracać- powiedziała i spóściła wzrok na podłogę.
- Coś się stało?- spytałam wstając od stołu
- Moja.....moja siostra......ona....- zaczęła się jąkać- ona miała wypadek......ja.....ja muszę przy niej być....- dodała po czym kilka kropel łez spłynęło jej po policzku. O nic więcej nie pytałam, porostu ją mocno przytuliłam.
Po śniadaniu poszłam z Cisią i wytłumaczyłam Avengers całą sytuację. Każdy tylko pocieszył Justynę słowami "dobrze będzie".
Tony nawet zaproponował, że sam odwiezie Justynę do szpitala, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
Do około godziny 15:00 siedziałam z Justyną w moim pokoju i nadrabiałysmy te 2 lata.
- Jezu, jak ja się cieszę że udało mi się przyjechać- powiedziała i mocno mnie przytuliła.
- Też się cieszę- zaśmiałam się. Trwały byśmy tak w uścisku jeszcze dłużej gdyby nie to że nagle do pokoju ktoś wszedł. Tym ktosiem był Loki
- Nie chcę wam przeszkadzać- zaczął po czym szybko dodał- a wsumie to chcę. Ale za godzinę przychodzą goście i Stark kazał mi powiedzieć żebyście się szykowały.
- O kurde, ale się zagadałyśmy- powiedziała Cisia wstając z łóżka i podchodząc do szafy- dobra, ja się idę szybko przebrać- dodała i z ubraniami weszła do łazienki.
Ja wyjęłam swoją sukienkę z torby by trochę się rozprostowała. Kiedy powiesiłam ja na wieszaku uśmiech sam cisnął mi się na twarz.
- Jest piękna- powiedziałam pod nosem.
Kiedy Justyna wyszła z łazienki ruszyła odrazy do salonu pomagać przy dekoracjach i innych takich rzeczach. Ja zaś poszłam w tym czasie z suknią do łazienki przebrać się i przygotować do imprezy. Gdy założyłam sukienkę czułam się jak królowa
*Czyżby Loki chciał mi coś przez to powiedzieć?*- pomyślałam przeglądając się w lustrze. Miała lekkie wycięcie na plecach w kształcie trójkąta i suwak. Niestety moje krótkie rączki nie dały rady go zapiąć dlatego trochę skrępowana postanowiła że o pomoc poproszę Lokiego.
Kiedy wyszłam było mi trochę głupi ale wkońcu się odezwałam
- Pomógł byś mi z suwakiem?- patrzył na mnie z nie małym zdziwieniem.
- No takie na plecach do zapięcia- dodałam kiedy widziałam że ciągle jest zdziwiony moim pytaniem
- Wiem co to suwak- odparł
- Dobra, poproszę kogoś innego- powiedziałam i ruszyłam w kierunku drzwi.
Miałam już wychodzić kiedy poczułam zimną rękę na plecach
- Pomogę ci- szepnął. Odwróciłam się do niego i zapatrzyłam w jego oczach- ale żebym to zrobił to musisz się odwrócić- powiedział z uśmieszkiem.
- Racja....- powiedziałam lekko zawstydzona i szybko oderwałam od niego wzrok. Odwróciłam się do niego plecami. Zapiął mi go ale nie powstrzymał się przy tym żeby nie dotknąć mojej nagiej skury na plecach.
- Już?- pospieszyłam go
- Tak, już- odparł z lekką irytacją w głosie. Odwróciłam się do niego i ujrzałam jego firmowy uśmiech.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro