.... te dwa słowa.....
*Następnego dnia*
Wczoraj zaliczyłam "miłą" pogawędkę z Lokim. Zamiast dostać od niego odpowiedzi na nurtujące mnie pytania on mi ich tylko dołożył.
Cały poranek myślałam tylko o tym czemu Loki chce mnie w Asgardzie. Z rozmyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi.
- Tak?
- Hej. Może już byś tak wstała, co?- powiedział Tony wychylając się za dzwi.
- No dobra......a co na śniadanie?
- Nie ma tak dobrze! Sama sobie musisz zrobić!- zaśmiał się i z powrotem zamknął drzwi. Nie czekając dłużej zwlekałam się z łóżka i poszłam do łazienki.
Już po 10 minutach była gotowa-wyszłam z pokoju zostawiając otwarte okno by się trochę przewietrzyło.
- O, hej- rzuciałam w stronę Steava i Natashy.
- Siemka!- krzyknęła Natasha- Jak chcesz to w kuchni są naleśniki, możesz zjeść.
- Serio?! Dzięki!- krzyknęłam biegnąc szybko do kuchni.
*Godzinę później*
Po skończonym śniadaniu poszłam do salonu.
- może obejrzę coś w telewizji?- pomyślałam siadając na kanapie obok Tonego...
- Zanim włączysz.....- powiedział zatrzymując moją rękę ściągającą po pilota.- Musimy pogadać.
- Czy będzie chociaż jeden dzień w którym nie usłyszę tych dwóch słów?!- zirytowałam się. Miałam dość tych "poważnych" rozmów.
- Mogę dalej mówić?- zaśmiał się Stark. W odpowiedzi skinęłam głową.
- Wczoraj w nocy poszedłem do Lokiego, mając nadzieję, że coś mi powie.....
- i?- pospieszyłam go. Nie chciało mi się dzisiaj z nim gadać i to jeszcze gadać o Lokim.
- powiedział mi tylko, że za parę dni przyjdzie po niego Thor i wracają do Asagrdu.....
- Nie tylko oni....- wtrąciłam
- On i Thor.
- Nie, nie tylko oni dwaj.....- powiedziałam lekko załamanym głosem- Ja......ja idę z nimi- dodałam szeptem.
- Co?!- krzyknął
- Wracam z Lokim i Thorem do Asgardu!- krzyknęłam z emocji. Nie chciałam tam jechać ale zbyt bardzo martwiłam się o bliskich oraz za bardzo bałam się Lokiego.
- Cz-Czemu?
- Ja.....eh.....ja poprostu muszę- jednka łza spłynęła mi po policzku.
- Zmusił cię do tego?!- spytał poważne patrząc mi w oczy.
- Nie.....znaczy......ja nie mam wyboru- powiedziałam przez łzy. Bałam się mu coś powiedzieć. Gdybym powiedziała za dużo pewnie miałambym potem nieprzyjemne rozmowy z bożkiem.
- Ale wiesz, że on cię nie może do nieczego zmuszać?! Nie pozwolimy mu cię od nas zabrać!- krzyknął Tony wstając z kanapy.
- Ja....ja sama tak zdecydowałam....- skłamałam. Nie chciałam martwić Tonego.
- Ale czemu?
- Tak będzie lepiej- mówiłam z wymuszonym uśmiechem.
- Nie jestem do końca pewny czy dobrze robisz- mówił z troską w głosie- tego właśnie chcesz?
- Nie martw się. Ja porostu muszę....- powiedziałam że łzami w oczach.
- Rozumiem, że nie powiesz mi czemu......Tylko chociaż powiedź mi czy on ci groził albo coś w tym stylu?- nie wiedziałam co mam na to odpowiedzieć. Dla swojego dobra musiałam skłamać.
- Nie, nie groził mi. To moja decyzja- powiedziałam niezbyt przekonywująco, co Stark wyczuł. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Nie wiem co zmusiło cię do podjęcia takiej decyzji ale pamiętaj, że w każdej sytuacji ci pomożemy i nie zostawimy.- wyszeptał. Widziałam w jego oczach troskę.
- Wiem, dziękuję....- mówiłam odsuwając się od niego- no ale o czym ty chciałeś pogadać?
- A....tak... Do waszego wyjazdu- widziałam, że mówi to z trudnoscią- Loki znowu będzie z tobą mieszkał. Nie jest jakimś zwierzęciem by trzymać go w klatce.
- Em.....no dobrze- powiedziałam zwieszając głowę.
- Mary, posłuchaj......martwię się o ciebie! Powiedź jedno słowo a niedopuszczę do tego byś tam jechała.
- Ja wiem.....ale ja.......ja nawet chcę tam jechać- skalamłam poraz kolejny.
- Wiem, że tak nie jest, ale szanuję twoją decyzję. Jesteś już dorosła i mam nadzieję, że wiesz co robisz.....
W tym był problem, że nawet ja sama nie wiem co robię. Nie wiem też jak złą decyzję podjęłam...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro