Nie utrudniaj mi tej sytuacji.
Loki zabrał mnie na spacer po pałacu. Nie ważne jak długo bym protestowała i tak nic by sobie z tego nie robił. Stwierdził, że chce ze mną spędzić jak najwięcej czasu. Trochę mnie to zdziwiło, że Asgardzki książę ma hojność przebywać w moim towarzystwie.
Po zwiedzeniu większości zakątków pałacu wyszliśmy do ogrodu. To było jedno miejsce za które bez wahania bym się tu przeprowadziła. No może jeszcze dla jedzenia ale to inna kategoria.
Rozległe jeziora i przepiękne rozłożyste drzewa. Tęczowe kwiaty i soczyście zielona trawa.
Chodziliśmy między alejkami róż a czegoś co w zapachu przypominało irysy. Póki żadne z nas nie wspominało nic o ślubie było bardzo przyjemnie- bo bez kłótni.
- Dzisiaj wieczorem jest wielka uczta- powiedział gdy zatrzymaliśmy się pod jednym z drzew. Oparłam się o pień i dałam mu dokończyć- Chciałbym, żebyś zemną na nią poszła.
- Że niby jako twoja partnerka?- powiedziałam lekko zawstydzona. Nie to, że by mi ta cała sytuacja schlebiała- no nie bardzo. Poprostu świadomość iż przy całej sali bóstwa mam pokazać się u jego boku jako ktoś kogo darzy uczuciem była trochę krępująca.
- A nie jesteś nią?- spytał przybliżając się do mnie.- Mary, zrozum, że ja naprawdę chcę tego ślubu i to nie tylko po to by utrzymać posadę- pogłaskał mnie po lekko zarumienionym policzku.
- Ja......chodzi o to....- jąkałam się.
- Tak wiem! Wiem, że nie chcesz tego ślubu ale myślisz, że mnie to obchodzi?!- warknął
- No właśnie nie, Loki!- odepchnęłam go od siebie- Właśnie, że chcę tego ślubu!- serio tym razem ja zdążyłam się upić, że mówię takie rzeczy?! Bożek nic nie mówił. Patrzył co raz w moje oczy i na moje usta.
- Nie wierzysz mi, prawda?
- Dlaczego bym miał?- zbliżył swoją twarz do mojej i położył obie ręce na moich polikach- To ja jestem bogiem kłamstw a nie ty- popatrzyłam na niego niezrozumiale- Chodzi mi o to, że Ci wierzę- sprostował.
No. To. Nieźle.
Bóg kłamstw mi wierzy.
- To dobrze, że mi wierzysz- powiedziałam lekko speszona tą bliskością.
- Zawstydza Cię fakt, że twoim mężem jest Bóg?
- Jeśli już to, że moim mężem BĘDZIE BÓG- poprawiłam go- nie zapędzaj się tak- klepnęłam go w ramię na co lekko się zaśmiał- A co do tej uczty, to bardzo chętnie z tobą pójdę- widziałam w jego oczach szczęście- Ale do tańca mnie nie zmusisz- dodałam szybko
- No to muszę Cię rozczarować, bo zbiorowe tańce są podstawą na Asgardzkich ucztach- wyszeptał w moje dłonie by następnie złożyć na ich wierzchu lekki pocałunek. Nawet nie wiem kiedy mnie za nie złapał- ale przynajmniej twój towarzysz do tańca jest w tym dobry i cholernie przystojny- powiedział ze szczerym uśmiechem dosadnie akcentując ostatnie dwa słowa.
- Tak? Czyli kto nim będzie?- droczyłam się z nim. Loki parsknął śmiechem po czym z poważną miną zbliżył swoją twarz tak by jego słowa wpadały wprost do mojego ucha. Z gniewem w głosie wyszeptał
- Myślisz, że pozwolę by jaki kolwiek mężczyzna cię dotykał? Żaden Asgardzki Bóg, Midgardzki facet czy ktokolwiek inny nie ma prawa się do ciebie zbliżyć a tym bardziej dotknąć cię w taki sposób w jaki ja mogę!- złapał mnie za ramiona i z powrotem przygwoździł do pnia drzewa- Jesteś moja i to się nigdy nie zmieni!- wrzasnął. To znaczy, że utknęłam z nim na zawsze....
Odchyliłam lekko głowę by spojżeć mu w oczy. Widziałam jak patrzy na mnie z przeraźliwą determinacją i obezwładniającą władczością.
- Do wieczora jest jeszcze trochę czasu. Nauczę Cię paru podstawowych kroków- chciałam już powiedzieć, że nie ma takiej potrzeby ale nawet nie zdążyłam otworzyć ust gdyż Loki wbił się w moje wargi. Całował bardzo zachłannie przez co z każdą sekundą coraz bardziej się temu poddawałam. Kiedy wyczuł, że mój opór całkowicie zniknął, oplótł moją talię swoimi dłońmi i znacznie mnie do siebie przysunął. Zajęta jego ustami nie spostrzegłam się kiedy byliśmy już w naszej komnacie. Stałam oparta o jedną ze ścian. W momencie gdy poczułam jego usta na swojej szyji zorientowałam się gdzie nas przeniósł. Wiedziałam co chce zrobić. Jego ręce błądziły od mojej talli aż po kark szukając suwaka suknii. Zszedł swoimi ustami na moje obojczyki które po chwili zaczął delikatnie przygryzać. W tym momencie stwierdziłam, że muszę to przerwać. To i tak za dużo jak na jeden dzień. Nie mogę mu się przy pierwszej lepszej okazji oddać. Nie muszę mu się wogóle nigdy oddawać.
- Loki....- cicho wyszeptałam. Mój głos brzmiał o wiele słabiej niż bym tego chciała. Bożek dalej błądził swoimi ustami od szyji do obojczyków. Był coraz bardziej nachalny. Nachalny w dystyngowany sposób, jak to na boga przystało.
- Loki, przestań- powiedziałam już z większą pewnością w głosie.
- Wiem, że mnie pragniesz tak samo bardzo jak ja ciebie- wyszeptał w moje usta.
- Proszę, nie utrudniaj mi tej sytuacji- jęknęłam spuszczając wzrok- zrozum mnie- dodałam patrząc w podłogę
- Rozumiem Cię- powiedział to, a mnie zatkało.
- To mi ulżyło....- powiedziałam wypuszczając mocno powietrze- Macie tu jakieś wino? Albo inny mocny alkohol?- cieszę się, że wkońcu to sobie z nim wyjaśniłam. Stresowałam się jak mu to powiem dlatego jak już jest po wszystkim to nadzwyczajnej w świecie muszę się wstawić. Loki spojrzał na mnie z początku niezrozumiale ale zaraz potem zaśmiał się gardłowo.
- Na uczcie będzie dużo alkoholu. Na pewno znajdziesz coś dla siebie- powiedział będąc dalej roześmianym moim pytaniem- a po uczcie.....- lekko się do mnie usmiechnął- to już sama się przekonasz.
★~★~★~★~★~★~★~★~★~★~★~★~★~★~★
Jednak znalazłam trochę czasu gdzieś pomiędzy leżeniem na leżaku a moczeniem nóg siedząc na kamieniach przy morzu.
Wątpię bym do najbliższej niedzieli opublikowała jeszcze jakiś rozdział gdyż wciąż smażę się na wakacjach.
Plany na tą"kskążkę" mi się ciągle zmieniają.
Codziennie budzę się z innym pomysłem na to jak mogłam rozpocząć tą opowieść- z takiej perspektywy myślenie o kolejnych rozdziałach jest dla mnie czymś absurdalnie odległym.
No ale bywa...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro