...A mogłem Ci tego oszczędzić...
- Thor, co ty robisz?!- krzyknął Steve.
Nie wiem czemu ale moja intuicja kazała mi się cofnąć. Tak też zrobiłam. Nie było to błędem ponieważ...... zza światła wyszedł nie kto inny a Loki!
- O ty skórwielu!- krzyknął Steve i rzucił się na niego- po co wróciłeś?!
- Skoro aż tak to ciebie interesuje....- zaczął mówić podczas unikania ciosów Kapitana- Po nią....- jednym ruchem złapał mnie w tali i przystawił mi nóż do gardła. Stałam tak oparta plecami o jego klatkę piersiową.
- Wydasz z sobie jedno słowo a po tobie- szepnął mi na ucho. Tak strasznie się bałam. Łzy zaczęły mi mimowolnie lecieć po twarzy.
- Zostaw ją!- krzyknął Tony.
- A jak nie to co?- powiedział Bożek. Mogłam się domyślić, że pokazał w tym momencie ten swój perfidny uśmiech.
Czułam jak Loki coraz bardziej zaciska rękę na moim brzuchu. Bałam się ruszyć by nie nadziać się szyją na nóż.
- Loki....- zaczął spokojnie Steve- dobrze wiesz, że nie możesz jej od nas zabrać!
- A to niby czemu?- jeszcze mocniej mnie przycisnął do siebie. Nie wiedząc co zrobić postanowiłam ugryźć jego rękę w której trzymał nóż-wypuścił go z głośnym syknięciem. Złapał mnie drugą ręką w tali.
- A mogłem Ci tego oszczędzić.....- w tym samym czasie w którym to powiedział zauważyłam, że wokół Tonego, Steve'a i Natashy błyska zielone światło.
- Loki nie!!- załakałam co było błędem- Loki wbił mi nóż pod żebro.
- Chyba powiedziałem, że masz się nie odzywać!- wrzasnął.
Czułam jak coraz bardziej krwawię. Było mi coraz słabiej. Wokół moich przyjaciół pojawiło się coraz więcej światła
- A teraz patrz jak twoi znajomi umierają!- krzyknął i pokierował moja twarz na nich. Byłam już tak słaba, że gdyby nie ręka Lokiego na moim brzuchu już dawno leżałabym na ziemi. Nagle zobaczyłam jak Tony upada. Za nim Steve i Natasha.
- Nie! - krzyknęłam. Z mojej rany coraz więcej ciekło krwi- Nie zabijaj ich! Zabij mnie, proszę....- powiedziałam ostatkiem sił.
- Nie zabiję ich pod jednym warunkiem....- powiedział nachylając się ku mnie.
Nie pamiętam co się dalej działo bo zemdlałam z braku sił...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro