Rozdział 1 "Złap ogony"
Niedawno rozpoczął się nowy rok szkolny. Dzieci wesoło szły do szkoły, aby zacząć kolejny ekscytujący dzień. Wszystkie śmiały się w gronie swoich przyjaciół, ściskały się, albo żegnały się ze swoimi opiekunami. Między grupkami dzieci biegła mała dziewczynka o długich blond włosach związanych w kucyk niebieskimi wstążkami.
-Słupsk, czekaj! – Krzyknęła dziewczynka.
Chłopiec odwrócił się w stronę dochodzącego głosu, poczym został powalony na ziemię. Lwów mocno go przytuliła i powtarzała, jak dobrze go znowu widzieć. Całe zdarzenie zobaczyły siostry Słupska – Ustka i Kobylice. Chłopiec mógł tylko zalać się rumieńcem. Po krótkiej chwili, Nadiya zauważyła reakcję chłopca, natychmiast go puściła i zaczęła przepraszać. Oboje wstali z ziemi i pomaszerowali razem do szkoły.
Na placu przed placówką stała dwójka dzieci, która o coś się sprzeczała i wytykała palcami. Kilkoro młodych miast zebrało się koło kłócącej się pary. Był to Kraków i Warszawa. Nikt nigdy nie wiedział, o co tym razem się kłócili, bo za każdym razem był to inny powód.
-Wcale, że tak!
-Wcale, że nie!
-Tak!
-Nie! –Krzyczeli co chwilę.
W końcu zostali rozdzieleni przez Płock i Łódź. Grzegorz i Katarzyna rzucili sobie mordercze spojrzenia i oddalili się w swoją stronę.
Wkrótce zadzwonił pierwszy dzwonek oznaczający zebranie się w głównej sali. Wszystkie miasta usiadły w długich ławkach. Lwów kończyła rozmowę ze swoimi przyjaciółmi, kiedy nagle ktoś pociągnął ją za kucyk.
-Auć! Kto to? – Powiedziała i odwróciła głowę w przeciwnym kierunku.
Zobaczyła tylko biegnącego do ławki rudowłosego chłopca, który po zajęciu swojego miejsca posłał jej oczko. Nadiya oburzyła się zachowaniem chłopca i krzyknęła do niego „głupek”.
Po paru minutach w sali pojawił się nauczyciel – Feliks Łukasiewicz. Szybko przywitał się ze wszystkimi i wyjaśnił, co dziś będą robić.
- A zatem będziemy bawić się w totalnie niesamowitą grę o nazwie „Złap Ogony”.
Po paru minutach wyjaśnień udali się na boisko szkolne. Wychowawca podał każdemu dziecku szarfę i pomógł im je założyć.
-Na „trzy” zaczynamy grę. Pilnujcie swoich ogonów! – Powiedział.
- Raz… Dwa… Trzy!
Na te słowa wszystkie dzieciaki rozbiegły się po boisku.
-Mam! Zdobyłam ogon! – Krzyknęła Szczecin trzymając w ręce ogon Radomia.
Zaraz za nią pojawił się Suwałki kradnąc jej ogon i uciekając w przeciwnym kierunku.
Warszawa i Kraków ciągnęli jeden ogon, a przez ich nieuwagę ich ogony zabrała Wrocław.
Kalisz w ucieczce przed Poznaniem upadł na ziemię i zdarł sobie kolano, więc oboje musieli iść do nauczyciela.
Zamość siedział na plecach Lublina trzymając w górze jego ogon.
-Przegraaaaałeś. Czy teraz przyznasz, że Zamość jest najlepszym miastem w Polsce? – Powiedział Ignacy.
Bezradny Lublin nie mógł wykrztusić z siebie żadnego słowa.
-Zamość, jesteś okropny! Puść Lublin, bo zaraz biedaka wykończysz! – Krzyknęła Lwów.
Zamość odwrócił głowę w jej stronę i uśmiechnął się złowieszczo.
-Jak sobie życzysz, Lwiątko. –Powiedział chłopiec i zszedł z pleców Lublina.
-... Ale nie ma nic za darmo. Oddasz mi swój ogon! – Dokończył i pobiegł w kierunku dziewczynki.
Lwów uciekła z krzykiem przed chłopcem.
Żywiec był ściany przez Bielsko Białą. Nagle chłopak zatrzymał się.
-Czek… Czek …Czekaj! – Zakaszlał kilka razy.
-Nie mog… złap… ać… powietrz…a.
Bielsko stwierdziła, że jeżeli dalej będzie go gonić to chłopak się wykończy, więc zostawiła go w spokoju i pobiegła za innymi dziećmi.
Bydgoszcz uważnie obserwował Toruń ze swojej kryjówki w niewielkich krzakach. Gdy w końcu nadszedł odpowiedni moment, wyskoczył, powalił Szymona na ziemię i szybkim ruchem porwał jego ogon.
-Koniec czasu! – Krzyknął nauczyciel i wszystkie dzieci zebrały się wokół niego.
-Teraz policzymy, ile udało wam się zebrać ogonów. Kto ma 2?
Kilka dzieci podniosło pasy w górę.
-Kto ma 3?
Więcej dzieci podniosło pasy.
-Kto ma więcej niż 4?
Aż dziewięć pasów podniósł Olsztyn i siedem pasów podniósł Łódź.
-Na cześć zwycięzców – Hip hip…
-Hurraaa! Dokończyły dzieci.
-Czas udać się do klasy… chwila… Czy ktoś widział Lwów i Zamość?
Wszyscy spojrzeli po sobie. Ta dwójka razem oznaczała tylko kłopoty.
~W tym samym czasie~
-Mógłbyś przestać już mnie gonić?! – Krzyknęła Lwów wspinając się po drzewie.
-Przestanę, kiedy oddasz mi swój ogon! – Krzyknął Zamość.
Nagle gałąź, na której stała Nadiya się zaczęła pękać.
-Lwów, uważaj! – Zawołał Ignacy.
Niestety za późno. Dziewczynka upadła kilka metrów na ziemię, na szczęście nic sobie nie łamiąc.
Poobijana Lwów zaczęła płakać, a koło niej pojawił się Zamość i odprowadził ją do nauczyciela.
~Pod koniec dnia~
Dzieciaki pożegnały się z nauczycielem i w parach udały się do wyjścia. Na parkingu stało już kilkanaście samochodów, a obok nich uśmiechnięci rodzice czekający na swoje pociechy. Wszyscy pożegnali się ze sobą i pobiegli do swoich opiekunów.
A: Przepraszam, że tyle było Lwowa i Zamościa, ale to moje OTP. Grzechem by było ich tu razem nie umieścić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro