Sztorm
Kolejnym utrudnieniem były sztormy tropikalne. Wszyscy wiedzieli, że zdarzają się one w pobliżu Ameryki Południowej i nie było to dla nich zaskoczeniem. Nikt jednak nie wiedział, jak powinien się na nie przygotować. Kapitan przyburkiwał coś pod nosem o problemach związanych z klimatem tropikalnym, a wszyscy mieli nadzieję, że pojawi się za chwilę z jakimś rozwiązaniem na coraz to bardziej pogarszające się warunki.
Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Jedynym sposobem, w jaki załoga mogła się przygotować, było przygotowanie mentalne. Już kilka dni przed rozpoczęciem się prawdziwego piekła, żeglarze zaczęli dostrzegać sygnały alarmowe w postaci coraz to silniejszego wiatru, większych fal i wzrastającej intensywności deszczów. Żeglarze byli dobrze przeszkoleni i wiedzieli jak radzić sobie ze sztormem, ale nie dość, że zapowiadał się na wyjątkowo silny, to jeszcze temperatura powietrza nie chciała spaść, więc panowała ohydna, parna pogoda. Z powodu deszczu zaczęto zamykać luki na coraz dłuższy czas. Pod pokładem było zatem jeszcze gorzej, a choroby roznosiły się szybciej. Załoga nie miała gdzie znaleźć choć jednego wygodnego miejsca, gdzie mogłaby się schować przed deszczem. Żegluga stawała się nie do zniesienia.
Dipper przebywał dosyć dużo czasu na górnym pokładzie, w przeciwieństwie do reszty marines. Większość z nich przebywała całymi dniami w kubryku, siedząc w jednym pomieszczeniu z chorymi. Co prawda nie było ich dużo, ale Dipper nie chciał stać się jedną z osób, leżących cały dzień na hamaku. Pod pokład schodził jedynie na wachty i na noc. Czasem okazjonalnie też w trakcie dnia, gdy deszcz nie chciał dać mu spokoju. Spędzając czas na zewnątrz, często wpatrywał się w rozszalały ocean i dawał swoim myślą swobodnie przepływać przez jego głowę. Jego wnętrze było tak samo wzburzone, jak ta woda, która rozciągała się po całym widnokręgu. Gdzieś na powierzchni dryfowała tęsknota za domem i siostrą. Bruneta nachodziły czasem wspomnienia kwitnących angielskich wrzosowisk i jego śmiejącej się siostry, biegającej po nich. Myśli te jednak po czasie tonęły, pozostawiając za sobą ślad melancholii, który po chwili zostawał zmieszany z rozszalałymi falami teraźniejszości. Z tym wszystkim, co działo się w jego wnętrzu i tym, co miało się wydarzyć.
Bill był częstym wątkiem jego rozmyślań. Oprócz pytań dotyczących jego osoby, np. takich jak "Kim jest?", "Skąd się wziął?", "Czy mogę mu ufać?", w głowie bruneta pojawiały się także pytania dotyczące jego uczuć. Mężczyzna nie potrafił określić, czym dokładnie jest to coś, co czuje wobec swojego przyjaciela. Był całkowicie zagubiony. Jedyne co wiedział to to, że było to coś więcej niż zwykła przyjaźń. Zbyt zależało mu na nim. Zbyt się o niego martwił. Zbyt zabolała go jego zdrada. Wszystkie jego emocje były zbyt silne, by uznać to po prostu za przyjaźń. Jednak myśli o tym, czym było to "coś więcej" Dipper unikał jak ognia.
Gdy wieczorem w końcu przyszedł czas wachty, brunet z dziwnym uczuciem radości zmieszanej ze strachem zszedł schodkami pod pokład. Nie wiedział, czego się obawiał i nie potrafił określić czy rzeczywiście był to strach. Bill jak zwykle znajdował się w swojej celi. Tym razem jednak nie oczekiwał Dippera tak jak zawsze. Leżał na ziemi, skulony, z dłońmi podłożonymi pod głowę. Miał zamknięte swoje jedyne oko, a jego klatka piersiowa powoli się poruszała. Dipper usiadł po cichu naprzeciw niego, starając się go nie obudzić. Czas powoli płynął, a on z zamyśleniem wpatrywał się w jego spokojną twarz, na którą opadały delikatnie jego złociste włosy. We śnie blondyn zdawał się być taki... niewinny? Łagodny? Dipper nie potrafił tego określić. Z pewnością jednak nie była to ta sama twarz, którą widywał na co dzień. Nie było na niej ani jednego śladu po jego typowym uśmieszku. Nie była ona tak energiczna, jak zawsze. Spokój na twarzy Billa intrygował mężczyznę, więc ten wpatrywał się w niego cały czas.
"Dipper?" Mruknął cicho Bill, otwierając powoli oczy.
"Mhm." Brunet wyrwał się z zamyślenia i lekko się wzdrygnął. Czy Bill obudził się dopiero teraz? A może wiedział cały ten czas, że tu jestem? Przestraszył się.
"Wiesz, mogłeś mnie obudzić..." Mężczyzna podniósł się i usiadł przed Dipperem. "Ile już czekasz?"
"Nie wiem." Wzruszył ramionami, po czym po chwili przypomniał sobie coś i chwycił swoją torbę. "Dziś mam dla ciebie kaszę, jakieś dziwne suszone mięso, trochę fasoli i suchary." Uśmiechnął się, podając mu posiłek.
"Dzięki." Bill przyjął go i szybko zabrał się za jedzenie.
Dipper przyglądał się, jak bardzo jest wychudzony. Można było poznać, że jest niedożywiony. Praktycznie rzucał się na jedzenie niczym zwierze, a z dnia na dzień jego twarz zdawała się być coraz bardziej zmęczona. W porównaniu do rozpoczęcia wyprawy teraz stał się strasznie wychudzony i osłabiony. Ubyło z niego także siły życiowej. Jego ruchy były ociężałe, a jego charakter jakby wyblakł. Brunet coraz rzadziej widywał uśmiech na jego ustach.
Gdy Bill w końcu skończył jeść, oddał talerz brunetowi.
"Dobrze się czujesz?" Zapytał Dipper, patrząc na jego bladą twarz. Był praktycznie pewny, że coś jest z nim nie tak. Mógł wręcz zobaczyć ból w jego oczach.
"Tak." Skłamał, starając się ukryć swoją słabość lekkim uśmiechem.
"Na pewno?" Mężczyzna spojrzał na niego podejrzliwie.
Bill kiwnął tylko głową.
"Hmm..." Zamyślił się Dipper. "Raczej nie masz jak mi uciec..." Powiedział, bardziej sam do siebie, a blondyn spojrzał na niego z zaciekawieniem.
"O co ci chodzi?"
"Chodź." Odpwiedział krótko, podnosząc się z podłogi.
"Nie mogę." Zaśmiał się niepewnie Bill, patrząc na niego.
"Chwileczkę." Uśmiechnął się Dipper i chwycił pęk kluczy wiszący na ścianie.
Zaczął przeglądać klucze, a jednooki mężczyzna przyglądał się mu zaskoczony. Gdy brunet znalazł w końcu dobry klucz, włożył go do kłódki. Rozejrzał się dookoła. Wszyscy spali, a tej nocy pełnił wachtę na szczęście sam. Przekręcił więc klucz. Rozległ się cichy metalowy szczęk. Dipper zdjął delikatnie kłódkę i odłożył ja na ziemię razem z kluczem. Cela była otwarta. Marines patrzył z wyczekiwaniem na Billa, który wciąż nie mógł uwierzyć własnym oczom.
"Ty tak na serio?"
"Nie, na niby." Dipper zaśmiał się, po czym kiwnął ręką na znak, że ten ma wyjść.
Bill wstał i powoli wyszedł na zewnątrz. Spojrzał na mężczyznę, który uśmiechał się do niego. Po chwili poczuł się pewniejszy i ruszył w stronę wyjścia na pokład. Zatrzymał się jednak przed schodkami.
"Jest ktoś na górze?" Zapytał. "Nie złapią nas?"
"Jeśli są, to już z pewnością śpią na swoich wachtach. Nikt tu nie przestrzega zasad."
Blondyn kiwnął głową, odwrócił się i pewnym krokiem wyszedł po drewnianych schodkach na pokład. Gdy w końcu stanął na pokładzie, rozejrzał się dookoła, a wiatr, niosący zapach morza, rozwiał jego złote włosy. Wokoło niego statek praktycznie tonął w mroku. Jedynie światło księżyca pozwalało na rozpoznanie mniej więcej kształtów stojących wokoło skrzyń. Bill podszedł do burty, z zainteresowaniem przyglądając się, błyskającym w świetle księżyca, falom. Oparł się o nią i spojrzał w dół na wzburzony ocean, który głośno uderzał o drewniany kadłub.
Nagle usłyszał koło siebie kroki. Obrócił się w ich stronę.
"I jak? Świerze powietrze trochę ci pomogło?" Dipper stanął koło niego.
"Mhm." Mruknął Bill i wyprostował się, robiąc głęboki wdech. Zimne, słone powietrze wypełniło jego płuca i od razu dodało mu siły. "Miło jest móc się rozprostować." Powiedział, po czym przeszedł się po pokładzie, przyglądając się linom i skrzyniom leżącym tu i tam.
Dipper cały czas podążał za nim wzrokiem, opierając się plecami o burtę. Znów pogrążył się w myślach. Ostatnio często się to mu zdarzało. Odcinał się od rzeczywistości i tonął w swoim świecie.
Aktualnie jego świat był wypełniony szczęściem. Cieszył się, że mógł podarować Billowi, choć tę odrobinę wolności. Cieszył się, że nie dzielą ich metalowe pręty. Cieszył się każdą chwilą ich nocnej przechadzki. W każdym z tych słodkich momentów oprócz szczęścia było ukryte jeszcze jedno uczucie, którego mężczyzna był w pełni świadomy. Było to dziwne, miłe uczucie w żołądku. Jeszcze nie potrafił go nazwać. Powoli uświadamiał sobie, do czego go ono ociągnie. Jego własne pragnienia go przerażały. Starał się o nich nie Myślec, gdyż była to ta rzecz, której wolałby nigdy sobie nie uświadomić. Było trudne zadanie, jednak nie niemożliwe, gdyż z każdą myślą na ten temat przychodził też strach i ból, który jedynie pomagał utrzymać mu jego umysł na smyczy.
Bill zakończył swoją przechadzkę i stanął tuż naprzeciw Dippera, kierując wzrok prosto na niego. Bruneta przeszły dziwne ciarki, a uczucie w żołądku wzrosło. Patrzył ze strachem w złote oko, które wpatrywało się w niego intensywnie. Jego myśli zaczęły wyrywać mu się spod kontroli. Panicznie starał się nad nimi zapanować.
Dipper przerażony nagle odsunął się kilka kroków w bok. Przygryzł wargę w napięciu, usilnie wpatrując się w fale, starając się uniknąć wzroku blondyna. Myślał nad czymkolwiek do powiedzenia, by przerwać to milczenie. W końcu przypomniał sobie, po co przyprowadził tu Billa.
"Mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę." Spojrzał na blondyna. "Przemycanie jedzenia do ciebie jest dobrym sposobem, jednak wciąż nie dostajesz go wystarczająco. Więc co powiesz na to, żebym teraz ja przemycił ciebie do jedzenia?" Uśmiechnął się i ruszył w stronę mesy.
Bill bez słowa ruszył za nim.
Po chwili obydwaj znaleźli się w kuchni pokładowej. Dipper zapalił świecę, którą zawsze nosił przy sobie i rozświetlił niewielkim płomieniem wnętrze. Pomieszczenie było dosyć duże. Wypełnione szafkami i blatami. Na samym jego końcu znajdowały się zamknięte drewniane drzwi.
"Częstuj się." Powiedział Dipper, wskazując ruchem ręki całą kuchnię.
______________________________________
Taki fanarcik dla was jako bonusik:
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro