Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Powrót

Od drzwi rozlegał się głośny łomot. Dipper mruknął coś, po czym schował się głębiej pod koc. Bolała go głowa, a każda próba wstania skutkowała nasileniem się bólu. Leżał przez chwilę z zaciśniętymi oczami, starając się zignorować światło wpadające do pokoju przez okno i prześwitujące przez koc. Głośny dźwięk wciąż nie ustawał, więc mężczyzna zakrył uszy rękoma. Gdy jednak pukanie ustało i rozległ się głośny szczęk klamki, wysunął czubek głowy spod koca i mrużąc oczy, spojrzał w stronę drzwi. Tyrone stał, patrząc na niego ze zdziwieniem.

"Czemu nie obudziłeś mnie na wachtę?" Spytał, stojąc w drzwiach.

"Hm?" Dipper wciąż był zaspany. Podparł się na rękach i usiadł na łóżku. Rozejrzał się dookoła i zorientował się, że koc jest cały usłany kartami, a na końcu łóżka leży śpiący Bill. Nagle oprzytomniał, przypominając sobie nocną rozmowę z Billem, a potem ich grę w karty i Billa częstującego go alkoholem. Pewnie to było powodem jego bólu głowy, a najwyraźniej musieli zasnąć podczas gry.

"Masz szczęście, że nie uciekł." Powiedział jeszcze Tyrone, po czym zmieszany wyszedł z pokoju.

"Cz-czekaj." Dipper nie zdążył go zatrzymać, bo drzwi już się za nim zamknęły. "Bill." Szturchnął go nogą. "Bill!" Powtórzył, gdy ten nie zareagował.

"Mhm?" Mruknął zaspany Bill.

"Wstawaj, zaraz jedziemy."

"Mhm..." Bill wciąż nie chciał się podnieść.

Dipper wstał i szybko się ubrał. Przez chwilę patrzył się na zaspanego Billa, po czym pociągnął mocno za koc, zrzucając go razem z Billem na ziemię.

"Jezu... No wstaję już, wstaję." Odburknął Bill, podnosząc się z podłogi.

Bill zszedł na dół, a Dipper szybko ściągnął pościel i udał się za nim.

Will czekał już na nich ze śniadaniem. Szybko zjedli i zanieśli trochę jedzenia uciekinierom, którzy spędzili całą noc w stodole. Czekała ich długa droga. Co prawda mieli konie, ale więźniowie idący pieszo za nimi ich spowolniali. Woleli wyruszyć szybciej, gdyż nie i wiedzieli ile zajmie im podróż, a nie chcieli wracać nocą. Gdy tylko wszyscy skończyli jeść, wyszli na podwórze, żeby przygotować się do podróży.

"Mogę jechać z wami?" Will stanął w drzwiach.

Dipper już miał odpowiedzieć, ale Bill nagle do nic podszedł.

"Zostajesz." Powiedział stanowczo.

"A-ale..."

"Zostajesz." Powtórzył Bill.

Will wiedział, że nie ma sensu kłócić się z bratem. Opuścił głowę, a Bill oddalił się i zaczął przyglądać się mariens, oporządzającym konie. Will po chwili podszedł do Billa i znów się odezwał:

"Nie zostaniesz?" W jego głosie wciąż była cicha nadzieja.

"Nie mogę." Billa odpowiedział z powagą, patrząc na Dippera, który starał się oporządzić swojego konia.

"Mógłbyś uciec. Tym razem w dobrym celu. Błagam, tak długo cię nie widziałem. Praktycznie całe życie. Ile mieliśmy lat, gdy ojciec cię wyrzucił?" W głosie Willa pojawiła się rozpacz i łzy napłynęły mu do oczu.

"Chcę zacząć nowe życie." Bill spojrzał bratu w oczy.

"Chodzi o niego?" Will kiwnął głową w stronę Dippera.

Bill nie odpowiedział. Zwrócił wzrok z powrotem na Dippera.

"Czemu mnie, chociaż nie weźmiesz?" Will wciąż nie chciał pogodzić się z jego decyzją.

"Jesteś za delikatny." Zażartował Bill. "Nie dałbyś rady przeżyć tej podróży, a jako członka załogi by cię nie przyjęli."

Will zrezygnował i zamilkł, stał w ciszy patrząc się na Dippera. Po chwili jednak uśmiechnął się pod nosem i znów się odezwał:

"Czy już..."

"Nie!" Bill wybuchnął śmiechem. "Ciszej bądź, bo usłyszy."

***


Po krótkim pożegnaniu mężczyźni wyruszyli w drogę powrotną. Dipper znów siedział na koniu z Billem, a Tyrone prowadził więźniów. Podróż nie była zbyt długa. Szybko udało im się dotrzeć do miasta. Przejechali przez ruchliwe uliczki, prowadzeni przez Billa, kierując się do stajni, z której wypożyczyli konie. Oddali je temu samemu chłopcu, którego spotkali dzień wcześniej. Potem wrócili na targ, by kupić sobie trochę zapasów na podróż do Australii. Tyrone zajął się pilnowaniem więźniów, a Dipper z Billem kupili trochę świeżych owoców i alkohol. W porcie byli pod wieczór. Idealnie na kolację. Oddali więźniów w ręce kapitana, po czym udali się na kolację, a potem na odpoczynek.

______________________________________

Tak dla jasności, seksów jeszcze nie było tej nocy xD To było po prostu pijane granie w karty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro