Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ObiDei One-shot

— Perspektywa Obito —

Wigilijna noc.

W tym roku wyjątkowo się udała. Wszystko wyglądało naprawdę klimatycznie - śnieg lecący z granatowego nieba, chłodny powiew na karku, lampki porozwieszane na ścianach domów, biały puch chrupiący przyjemnie pod stopami. Nic tylko rozglądać się wokół i wdychać świąteczne powietrze, czuć jak nozdrza wypełniają ci się pięknym rześkim zapachem, uśmiechać się do siebie.

Tym właśnie zajmowałem się aktualnie. Wieczornym spacerkiem. Wokół mojej postaci wirowały jasne drobinki, przez co zmuszony byłem otrzepywać ramiona prawie bez przerwy. Wiatr rozwiewał moje czarne jak smoła włosy i czasem próbował zwalić z nóg, a zimno dobierało się żywo do mojego ciała. Ale zbyt się tym nie przejmowałem. Ta cała atmosfera wprawiała mnie w ten charakterystyczny nastrój, który po prostu trudno mi opisać. Więc szedłem dalej, podziwiając uroki mroku i zimy, aż napotkałem dwie znajome postacie.

- Wujku Obito! - Zawołała mniejsza z nich, wyrywając się z uchwytu swojego towarzysza. W mig znalazła się przy mnie, więc przeniosłem się na kolana aby móc spojrzeć w te urocze kocie węglowe oczy i dziecięcy uśmiech.

- Cześć, Sasuke. Gdzie tak wędrujesz ze swoim starszym bratem?

- Tata już wzywał na Wigilię! Za niedługo pojawi się pierwsza gwiazdka i chciał, żeby wszyscy Uchihowie byli wtedy przy stole, więc to jest nasz cel podróży! - powiedział z radością chłopiec: - I tak wiem, że to ja pierwszy zauważę ją na niebie!

- Na pewno. - Dobiegł nas przyjemny pomruk Itachiego. Zagonił on swoje rodzeństwo do siebie, więc podnosiłem się na nogi i otrzepałem je ze śniegu. Spojrzałem w jego oczy.

- Ciebie też witam, Itachi.

- Wzajemnie. - Uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc głowę Sasuke. - Spacerujesz? Rzadko ci się to zdarza.

- Jakoś tak mam na to nastrój.

- Rozumiem. Wrócisz z nami? Mój ojciec, jak i pan Madara cenią sobie twoją obecność na Wieczerzy. Chcieli omówić też ważne sprawy finansowe i inne projekty...

- Nie, dzięki. Mam inną sprawę do załatwienia. - Przerwałem mu, zanim zdążył nawlec na język tematy, o których nie przystawało rozmawiać w tą piękną noc.

- Inną? - Przyglądał się mi badawczo, tymczasem jego niecierpliwy brat zaczął bawić się mokrym puchem. - Masz na myśli jego? Zamierzasz mu dziś powiedzieć?

- Mam taką nadzieję. - zaśmiałem się nerwowo, a najmłodszy tutaj podniósł na mnie wzrok:

- Co powiedzieć?! Komu?! - Zapytał z ciekawością i podejrzliwością wypisaną na rumianej twarzy. Itachi pokręcił głową:

- Sprawy dorosłych. - Chłopiec zabuczał, nadymając uroczo policzki:

- Ale ja nikomu nie powiem. - Pociągnął brata za rękaw.

- Kiedyś ci powiem.

- Buuu - Ich widok rozpalał we mnie ciepło. Nie mogłem się nacieszyć patrząc na tą słodką dwójkę. Byli jedynie moimi dobrymi przyjaciółmi i ludźmi spokrewnionymi przez nazwisko, ale miałem wrażenie, jakbyśmy od zawsze dorastali razem. Zaśmiałem się:

- No, to lecę. Życz mi powiedzenia, Itachi.

- Oczywiście.

- Wesołych Świąt, wujaszku!

- Wesołych Świąt. - Mimo tego, że zostawiłem ich w tyle miałem przed oczami małego Sasuke, machającego mi na pożegnanie, lecz w końcu i ta wizja rozpłynęła się w ciemnościach. Nie dużo czasu zajęło mi wyjście z dzielnicy, którą obrał sobie mój ród. Potem stąpałem już po uliczkach, gdzie dało się znaleźć wszelkich ludzi. Tu minąłem dom Uzumakich z dziwnego rodzaju lampkowym lisem na podwórku, tu mieszkał samotny pan Akasuna, którego krwista czupryna zawsze wpadała mi w oko w biały dzień. I tak kierowałem się pomiędzy kolejnymi zabudowaniami, aż w końcu stanąłem pod oblanym nocą właściwym budynkiem.

Droga była odśnieżona więc szybko znalazłem się przy drzwiach. Zadzwoniłem i wsłuchiwałem się jak ten dźwięk rozchodzi się za dębowymi wrotami, ponieważ na zewnątrz, wyłączając wiatr, panowała głucha cisza. Po chwili dom przede mną stanął otworem, w którym znalazł się dość niski chłopak. Miał piękne blond włosy rozlewające się mu po ramionach, śliczne oczy koloru letniego nieba z połyskiem szarości i prezentował się bardzo uroczo moim zdaniem. Nawet jeśli wyglądał na wściekłego.

- Po coś tu się przypałętał hm? Nie macie tam u was jakiejś zbiorowej Wigilii czy czegoś? - Prychnął, zakładając ręce na piersi. Zrobiło mi się goręcej na sam jego widok. On naprawdę rozpalał we mnie uczucie, którego nie potrafiłem określić. Mimo tego, miałem świadomość, że pragnąłem z nim być i mieć go w ramionach. Dlatego właśnie, miałem zamiar się go spytać.

- Jasne, że mamy. T-tylko widzisz.. - zaśmiałem się nerwowo - Wiedziałem, że pewnie jak co roku będziesz w samotności oglądał Ecchi napychając się piernikami, które upiekła Konan, więc chciałem umilić ci trochę czas. Zawsze lepiej robić niektóre rzeczy we dwójkę, nie? - Blondyn zrobił się czerwony na twarzy, po czym oburzony zakrzyknął:

- W-wcale nie oglądam Ecchi! J-jak masz zamiar tak chrzanić to wracaj do swoich ludzi, a nie przypierdalasz się tutaj hm!

- Już nic nie mówię.

Deidara prychnął tylko, po czym wpuścił mnie do środka, mamrotając, że mam szczęście, że są Święta bo nie może mnie wyrzucić. Właśnie to był jeden z powodów, dla których przyszedłem dziś, opuszczając Wieczerze mojego rodu. - Istniało małe prawdopodobieństwo, że ten szalony artysta wywali mnie z pod drzwi w Noc Wigilijną.

- Herbaty? Wody? Wina? Wódki? - Zapytał mnie.

- Herbaty. - I już był w kuchni. Zdziwiło mnie, że zdobył się na taką uprzejmość, ale też dało mi to czas, abym przyjrzał się wnętrzu. Było tutaj zwyczajnie. Przytulny dom w raczej ciepłych kolorach. Niewielka choinka stała w rogu, świecąc na wszystkie kolory tęczy. Stół okryty był białym obrusem, jakby blondyn zabrał się do jego przygotowania ale szybko rozmyślił.

- Masz hm. - Wrócił szybciej niż się spodziewałem i postawił parujący kubek na białym blacie. Odłożyłem na bok prezent, który udało mi się tutaj w całości przywlec, po czym zabrałem się do picia. Wyjaśniając, nie miałem zamiaru przyjść z niczym. W końcu powinniśmy sobie coś wręczyć, a że zależało mi na związku z jeszcze nieświadomym tego chłopakiem musiałem go jakoś uwieść.

- Dzięki. A może najpierw otworzysz, co dla ciebie przyniosłem? - Postawiłem kwadratowe pudełko na stole, biorąc mój napój do ręki i cofając się.

- Niech ci będzie. - Mruknął nieszczęśliwie blondyn. Poczułem jak sztywnieję ze stresu. Jak wcześniej ten pomysł wydawał mi się świetny, to teraz gdy moja sympatia pociągnęła za czerwoną wstążkę całkowicie spanikowałem, ale nic zrobić nie mogłem.

Deidara pisnął zaskoczony, odruchowo odskakując w tył gdy prezent wyleciał w powietrze. Huknęło, a resztki papieru znalazły się na ziemi. Głośny odgłos chwilę dźwięczał mi w uszach sprawiając, że nie wydawałem się do końca przytomny, aż wróciłem jakoś do rzeczywistości. Blondyn wciąż wpatrywał się wielkimi oczami w teraz czarny od eksplozji blat, który na szczęście był w całości. Postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę:

- W-wiem, że lubisz wybuchy, bo to sztuka, więc chciałem dać ci jeden taki. Może i nie jest tak dobry jak te twojego wykonania, a-ale mam nadzieję, że ci się spodobał, artysto. - Wymamrotałem z wyraźnym spięciem w głosie, spodziewając się, że mimo Świąt blondyn wyrzuci mnie na próg. Jednak zdziwiło mnie, gdy ten zaśmiał się wpatrując to w ciemny blat, to we mnie. Pierwszy raz słyszałem, gdy śmiał się takim melodyjnym, nie wymuszonym głosem, więc moje policzki zrobiły się różowe.

- Ty naprawdę.. To chyba najlepsze co kiedykolwiek dostałem. Nie było to dzieło sztuki i talentu to ty nie masz, ale i tak podziwiam za wykonanie. - Śmiał się jeszcze chwilę, po czym spoważniał lekko: - Kto ci pomagał?

Zrobiłem nerwowy wyraz twarzy: - Parę tam takich... Itachi, Pan Madara, Pan Sasori...

- Ten idiota hm?! - Oburzył się Deidara. - Głupi cep, który nie ma nawet najmniej poprawnego poglądu na prawdziwy artyzm. Następnym razem przyjdź do mnie!- Chłopak dźgnął mnie w pierś palcem.

- Jasne. - Mruknąłem. Uśmiechnął się nikle:

- Jak coś nie spodziewaj się, że za chwilę wręczę ci własne pudełko. Nic dla ciebie nie mam, bo nie zakładałem, że będziesz tutaj ze mną siedział tego wieczoru. - Rzekł obojętnie, a mi nic nie zostało z wyjątkiem kiwnięcia głową. Samo jego towarzystwo było wystarczającą nagrodą. A jeśli jeszcze zgodziłby się na moją propozycję, czułbym się najbardziej obdarowanym człowiekiem na świecie. Miałem ochotę zapytać się go teraz, ale postanowiłem wypić wcześniej herbatę, żeby nie zrobiła się lodowata.

Deidara posadził mnie na kanapie, a sam, zostawiając brudny od eksplozji blat stołu skierował się do kuchni. Popijałem jeszcze ciepły napój i zastanawiałem się co zamierza przynieść, aż postawił przede mną talerz przepełniony pierniczkami. Ledwie odłożyłem pusty kubek na bok, a już miałem w ustach pyszny smakołyk.

- Superowe są. - skomentowałem, na co on wyszczerzył się i sam wziął do buzi inną sztukę. Zajadaliśmy się tak przez chwilę, nie widząc nic innego do roboty, aż postanowiłem zagaić rozmowę:

- Deidara? Masz już może kogoś? - zapytałem od niechcenia, na co on zrobił się czerwony na twarzy. Prychnął:

- Nie. Po co? A ty? - Moje serce zabiło szybciej, gdy zdałem sobie sprawę, że jakieś tam niewielkie szanse posiadam.

- Wyłącznie na oku. Tylko, że... Ta osoba jest chłopakiem, więc nie wiem co na to powie. Wiesz, bo ja też jestem tej płci i takie tam. - mruknąłem, drapiąc się po karku. Moje policzki były różowe, tak samo jak mojego towarzysza, który widocznie się zmieszał.

- Mhm... Powinieneś pójść z tym do kogoś innego, bo ja się nie znam na takich rzeczach hm. - Burknął, odwracając wzrok. Wyraźnie dało się zauważyć, że fakt, że wolę mężczyzn od dziewczyn trochę go dotknął. Nie byłem tylko pewny czy negatywnie czy pozytywnie. No cóż, nie miałem wiele do stracenia.

- Może... Ale chciałbym przewidzieć jak moja sympatia by zareagowała na taką propozycję. Więc, gdybym spytał cię o to, czy chodziłbyś ze mną, co byś powiedział? - Serce waliło mi w piersi jak nigdy dotąd.

- Po co mam się nad tym zastanawiać, jeśli nigdy nie spytasz mnie na serio? - bardziej stwierdził niż zapytaj. Wstał z kanapy z zezłoszczonym wyrazem twarzy i pokierował się w stronę kuchni, lecz zanim zdążył tam dojść zatrzymałem go, chwytając jego nadgarstek.

- W takim razie pytam cię na poważnie! Naprawdę mi się podobasz i chcę znać twoją odpowiedź! - Blondyn wpatrywał się we mnie wielkimi jak pączki oczami, nawet nie starając się wyrwać swojej ręki. Chyba kompletnie zszokowało go to wyznanie, lecz ja postanowiłem czekać na responsę. Po chwili uśmiechnął się nerwowo:

- M-mówiłem, żebyś poradził się kogoś innego, bo j-ja się na tym nie znam. Nawet jak będziesz grał, to... - Nie czekając dłużej, wziąłem jego twarz w dłonie i złożyłem na ustach słodki pocałunek. Jego wargi smakowały pierniczkami, które przed chwilą wciągaliśmy. Czułem jak ten sztywnieje, już kompletnie zdziwiony, więc odsunąłem się aby na niego spojrzeć.

- Mówię nie na żarty. Do ciebie, artysto. Bądź mój.

- Huh? A-ale... - Chwilę zajęło mu ułożenie poprawnie faktów w głowie, aż skrzywił twarz w wyrazie wściekłości. Już zabierał się do nawrzeszczenia na mnie, ale zdretwiał, rumieniąc się. Zaczął spoglądać po ziemi, jakby nie wiedząc co zrobić. Zgodzić się? Nie? Uciekać? Wyrzucić mnie na wycieraczkę?

- No to jak?

- Uhm... M-myślę... M-myślę, że m-może być. - Wymamrotał ledwo dosłyszalnie, ale i tak wywołał na mojej twarzy szeroki uśmiech. W mig znalazłem się przy nim całując go ponownie, na co on nieśmiało oddał pocałunek, po czym zapytał, dalej pozostając w moich ramionach, które obejmowały jego pas:

- Obito, s-skąd wiedziałeś, że jestem gejem? Mógłbym być homofobem i wtedy leżałbyś z rozwalonym ryjem na podjeździe hm. - Rzekł, nie patrząc mi zbytnio w oczy.

- Miałem taką nadzieję. A gdybym nie trafił to trudno. - Wzruszyłem ramionami, nie przewidując takiego pytania.

- Aha. Doceniam to hm. - Wymamrotał, paląc się na twarzy z zawstydzenia. Zacisnął dłonie na moich ramionach, nachylając się bliżej, przez co czułem jego pierniczkowy oddech na szyji.

- W-wiesz... Nie kupiłem ci nic, bo nie sądziłem, że chodźby postawisz nogę na moim terenie więc, j-jeśli masz ochotę możemy zająć się czymś... - Poczułem jak zahacza palcami o guziki mojej koszuli. Uśmiechnąłem się. Ta Wigilia zapowiadała się lepiej, niż każda poprzednia.

×××

Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro