Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🥀~9. ulumulu~🥀

(perspektywa Erwinka)

tak jak mówiłem - tak też zrobiłem, opowiedziałem tyle ile pamiętałem z tego co się działo poprzedniej nocy

Laborant wydawał się być zdziwiony, jednak słuchał uważnie, uznał że skoro to uważam za dziwne nawet po alkoholu to nie powinienem pić z nim, byłem mu wdzięczny za jego bezuczuciowe nastawienie, widział z jakim trudem opowiadam tą historie. a kiedy zauważył że chce pobyć sam to wymyślił jakąś wymówkę że już musi iść, przed tym jednak obiecałem mu że napisze do kogoś aby do mnie zajrzał zamiast na własną ręke pakować się w kłopoty

nie lubiłem łamać obietnic, więc o dziesiątej po skończonej drzemce i ogarnięciu sie napisałem do Garcon, chłopak nie wiedział za wiele o strzelaninie, jedyne co wiedział to że oberwałem. nie miałem czasu gadać z nim od czasu gdy odwiedził mnie prosząc o broń więc dość się ucieszył gdy go zaprosiłem na wspólne spędzenie czasu, nie zapraszałem ludzi na takie rzeczy często więc ja również byłem dość zadowolony z tego że będę mógł spędzić czas z przyjacielem

wierciłem się i przechodziłem z miejsca na miejsce próbując chodź trochę rozładować energie, ucieszyłem się więc słysząc pukanie do drzwi. zerwałem się z miejsca aby po kilku sekundach znalezc sie przy drzwiach, otworzyłem je tak szybko jak pozwalało mi moje ramię, spojrzałem z uśmiechem na Die który jak zawsze wydawał się być w dobrym humorze - hej, pojeździmy może moim nowym autem? - zaproponował na co się zaśmiałem - ostatnio dużo masz nowych fur, nie za dobrze ci? - spytałem idąc założyć buty - na ile? - spytałem po założeniu butów i powrocie do przyjaciela - na tydzień - zaśmiał się, zamknąłem drzwi od domu i pozwoliłem by Dia szedł przedemną

w końcu zatrzymał się przy czerwonym, dwuosobowym, sportowym aucie - fajne? - spytał wsiadając na miejsce kierowcy - zjebany kolor - uznałem zapinając pasy, poczułem oburzone spojrzenie przyjaciela - szybki kolor! - uznał na co się zaśmiałem, kochałem go drażnić - ile jeździ? - spytałem zmieniając tym samym temat, Garcon się rozluźnił, tak jakby poprzednia rozmowa nie istniała. ciemno włosy zamyślił się na moment - jeszcze nie sprawdzałem - uśmiechnął się chytrze - sprawdzamy? - spytał na co oddałem uśmiech - oczywiście! - powiedziałem czując jak rozpiera mnie entuzjazm

pojechaliśmy autostradą, chłopak przestał patrzeć na przepisy i zaczął się rozpędzać do największej prędkości - 193! - powiedziałem gdy wjezdzaliśmy do miasta i zatrzymywaliśmy się z piskiem opon o mało przy tym nie wjezdzając w słup. zaśmialiśmy się aż nie usłyszałem za nami syren policyjnych - obywatelu! proszę zjechać na pobocze! - rozkazał dobrze mi znany głos porucznika - spierdalamy - rozkazałem kierowcy szeptem aby mieć pewność ze tego nie usłyszy, jednak niepotrzebnie ponieważ ten bez zastanowienia ruszył przez co za nami rozpoczął się pościg. zaśmiałem się głupio widząc dojezdzające radiowozy - będziesz tak się śmiał czy mi pomożesz?! - spytał Dia niezadowolony - to nowe auto i już będzie poszukiwane - wyjąkał - JAK MAM CI POMÓC KURWA? - spytałem, w końcu to nie tak ze mogłem w tej sytuacji cokolwiek zrobić, nie miałem nawet telefonu by napisać do Carbo

poczułem jak gwałtownie lece do przodu gdy w tył auta uderze nas radiolka, tak mocno ze wlecieliśmy w jakiś budynek. policja jednak nawet nie starała się nas zablokować przez co Dia kontynuował pościg - destylujemy się - stwierdziłem patrząc na coraz bardziej dymiącą się maskę samochodu - kurwa! dzwoń do kogoś! - powiedział Dia na co spojrzałem na niego oburzony - PRZECIEŻ NIE MAM JEBANEGO TELEFONU! - przypomniałem przypadkowo podnosząc głos, mimo wszystko nie byłem zły, i cieszyłem się z pościgu i adrenaliny której nie czułem od wyjścia że szpitala - chyba pora na KUBUSIOWY - stwierdziłem śmiejąc się beztrosko - no okej, ale na twoją odpowiedzialność - wzruszył ramionami śmiejąc się cicho - na moją odpowiedzialność - potwierdziłem uśmiechając się. Dia skręcił gwałtownie przez co wjechał tak w barierki ze je przeleciał lecąc na kanały burzowe, spojrzałem w boczne lusterko - nie przeskoczyli! - powiedziałem z entuzjazmem który nie trwał zbyt długo

samochód wylądował niestety w taki sposób że dachował, odruchowo położyłem dłoń na głowie próbując ją jakkolwiek ochronić, to jednak niezbyt pomogło ponieważ z dużym impetem uderzyłem w dach, usłyszałem jedynie chrupnięcie kości w ręce i potem dzwonienie, te okropne dzwonienie, dzwonienie będące tak głośne że nie mogłem usłyszeć prawie niczego. głowa tak strasznie bolała że nie dziwiłem się że byłem o krok od utraty przytomności, zamknąłem wezwładnie oczy - Erwin? jesteś cały?! - spytał przerażony patrząc na mój stan, jednak nie byłem w stanie już nic zrobić... zemdlałem...

(perspektywa Labusia)

- JAK TO KURWA ERWIN NIE ŻYJE? - usłyszałem przerażony głos Carbo z drugiego końca pokoju

byliśmy na ZS w pomieszczeniu dla pracowników, Carbo, Silny oraz Speedo gadali o nowym wyścigu, podczas gdy ja siedziałem w kącie przy biurku zajmując się księgowością, wszystko było okej, aż do Carbo nie zadzwonił Dia, nie wiedziałem o czym Garcon mu powiedział, jednak Carbo był tym wyraźnie wkurwiony i zmartwiony...

- DAWAJ GPS - zaządał biało włosy rozłączając się po czym nieoczekiwanie spojrzał w moją stronę - bierz swoją furę i jedziemy po Erwina! - rozkazał na co spojrzałem na niego poirytowany, nic jednak nie powiedziałem, po prostu poszedłem za chłopakami na parking. podałem Carbonarze kluczyki a sam usiadłem z tyłu, nie chcąc sprawiać kłopotu, po chwili gdy wsiadł jeszcze Silny ruszyliśmy, Carbo nie przejmował się nad ograniczeniami prędkości ani światłami, a użył hamulca dopiero gdy zjechaliśmy do kanałów burzowych i zobaczyliśmy dachujący samochód a obok niego Dia który siedział przy Erwinie. wybiegliśmy z samochodu i po chwili staliśmy już przy chłopakach

- co sie kurwa stało? - spytał Silny kucając przy Erwinie zmartwiony - goniła nas policja i... i... i wyskoczyliśmy... i polecieliśmy na dach - powiedział Dia nawet nie próbując powstrzymywać łez wylewających sie z jego oczu strumieniami - chuj w to! co z Erwinkiem? - spytał zdenerwowany Carbo, jednak wiedziałem ze to dlatego że naprawdę martwi sie o swojego brata - no bo on nie żyje - zaslochał nagle - dachowaliśmy i uderzył się w głowe i stracił przytomność a ki-kiedy go wyciągnąłem z auta to nie oddychał - dodał ani na moment nie przerywając płaczu

Carbo wyglądał na zaskoczonego i smutnego jednak nagle oderzwał się Silny - co ty pierdolisz? przecież on normalnie oddycha - stwierdził a ja patrząc na siwego zauważyłem ze miał racje, jego klatka piersiowa poruszała się delikatnie, dokładnie tak jakby po prostu spał, lub co bardziej prawdopodobne, zemdlał...
- co? - zdziwił się Garcon nagle opanowując łzy - TO JA SIE TAK MARTWILEM A ON NORMALNIE ODDYCHAŁ?! - zezłosił się z niewiadomych przyczyn - ty pewnie też się w łeb uderzyłeś Dia! - prychnął Carbo siadając przy siwowłosym - bierzemy go na szpital? - spytałem niepewnie, w końcu od lezenia na mokrym i zimnym betonie nikomu jeszcze nie pomogło - przecież tam zawsze pełno jest policji! a oni dopiero od nich uciekli - zauważył Carbo jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie - zakrystia? mamy tam chyba z 10 apteczek! - zaproponował Silny

Carbo się zgodził na to, widziałem jak z niechęcią spuszcza wzrok z przyjaciela i wsiada do pojazdu, Dia usiadł z przodu, Silny usiadł tym razem z tyłu aby mieć oko na Erwina który siedział pomiędzy nami. siwy miał optartą głowę na ramieniu Gebellsa, tak jakby naprawdę spał, wyglądał spokojnie, jakby nic mu się nie stało, jednak gdy mu się przyjzałem to zauważyłem ze wcale tak nie jest... jego nadgarstek był zaczerwieniony i powoli pojawiała się na nim opuchlizna, prawdopodobnie musiał o coś uderzyć podczas "parkowania" samochodu na dachu

w końcu zatrzymaliśmy się pod zakrystią, wysiadłem z samochodu jako pierwszy aby otworzyć drzwi i poszukać apteczki, znalazłem ją w końcu i wróciłem do kanapy na której Silny położył Erwina na boku - pojadę do sklepu po jakiś okład z lodu - powiedział Gebells po czym wyszedł z zakrystii, był to dobry pomysł, w końcu samą apteczką mało co zdziałam

odskoczyłem zaskoczony gdy Erwin mruknął coś pod nosem otwierając przy tym oczy, usiadł do siadu rozglądając się niepewnie, nie wiedząc co tutaj robi. Dia wyglądał na szczęśliwego, tak jakby kompletnie zapomniał o wypadku - Erwin! wszystko okej? - spytał siadając na fotelu - głowa mnie boli - powiedział pochylając się do przodu i łapiąc za tył głowy, Carbo popędził do niego usiadł przy nim - spokojnie! Silny pojechal po okład - obiecał obejmując go uspokajająco

- a ty Dia? - spytałem odwracając się do niego - nic ci się nie stało? - spytałem ciepło na co ten lekko się uśmiechnął, tak jakby był szczęśliwy z troski - jak wysiadałem to troche zadrapałem sobie rękę, ale to nic wielkiego - zaśmiał się, przewróciłem jednak oczami słysząc w jego głosie ból - pokaz, zobaczę czy moge jakoś pomóc - powiedziałem podchodząc bliżej, usłyszałem za sobą mruknięcie niezadowolenia ze strony Erwina, nie wiedziałem jednak czy to przez moją rozmowę z Dią czy przez to że Carbo dotknął jego ramie

brązowo oki wysunął w moją stronę ręke a ja złapałem ją delikatnie, po wewnętrzej stronie było rozcięcie przechodzące od kciuka do pałego palca, wokół rozcięcia było trochę zaschniętej krwi co mnie nie dziwiło - zdezynwekujemy i będzie po wszystkim - powiedziałem uspokajająco gdy zauważyłem jak Garcon z obrzydzeniem patrzy na ranę, jednak gdy miałem pójść do apteczki poczułem jak coś uderza w tył mojej głowy, odwróciłem się i zobaczyłem na podłodze spryskiwać, dokładnie ten po który miałem iść, podniosłem go z ziemi i spojrzałem na Carbo jak na dziecko - to Erwin! - przekonywał jednak ten był tak samo zdezorientowany jak ja - a plasterek? - spytał Dia robiąc 'uroczy' głos, Carbo zajrzał do apteczki po czym rzucił pudełkiem w moją stronę, tym razem jednak bez problemowo złapałem

- normalnych nie ma? - spytałem zauważając ze na opakowaniu widoczne są zwierzątka - a kto lubi normalne plastry? - prychnął Erwin, odwróciłem się spowrotem do Dii który patrzył na mnie oczami dziecka które nie ogarnia rzeczywistości. spryskałem jego zadrapanie patrząc że śmiechem jak nagle zabiera rękę, wiedziałem ze płyn szczypie, jednak myślałem że to na tyle powszechna wiedza że nawet Dia o tym wie... otworzyłem opakowanie plastrów na co ciemno włosemu błysneły oczy - mogę z jednorożcem? - spytał na co przewróciłem oczami, wyjąłem pierwszy lepszy plaster - dostaniesz żebre, żebra to taki jednorożec tyle że bez rogu - uznałem po czym przykleiłem na jego skóre plaster

odwróciłem się widząc jak do zakrystii spowrotem wchodzi Silny - mam lód! - powiedział jednak ucichł widząc Erwina - jak sie ciesze ze wszystko dobrze! Dia mówił że nie żyjesz! - powiedział podchodząc i podając Erwinowi sakiewkę z lodem który ten przyłożył do głowy - no właśnie! - przypomiał sobie Carbo - ten debil dzwonił do mnie i mówił że nie żyjesz! - powiedział a ja zauważyłem w wzroku Garcona zażenowanie - a kiedy przyjechaliśmy mówił że nie oddychasz, a oddychałeś bardzo dobrze! - dodał wzbudzając w chłopaku większe zawstydzenie - ulumulu jebany - zaśmiał się złotooki

Erwin położył ręke na nogach, krzywiąc się przy tym z bólu, wtedy przypomniałem sobie o wcześniej zauważonej opuchliźnie. Carbonara najwyraźniej też to zobaczył ponieważ spojrzał na jego dłoń zmartwiony - wszystko okej? wygląda boleśnie - spytał próbując udawać że nie jest zmartwiony, jednak słabo mu to szło. podszedłem do nich i usiadłem koło Erwina nie przejęty, w końcu nie znałem się lepiej na medyczynie niż Carbo, więc chłopak mógł pomóc tak samo jak ja

Erwin zabrał odruchowo rękę gdy Carbo chciał jej dotknąć by móc ją bliżej obejrzeć - POKAZ CZY NIC CI NIE JEST - rozkazał białowłosy jednak Knuckles nie był ani troche przekonany - to nic! co nie Labo? - spytał mnie mając nadzieje ze powiem ze tak a wtedy Nicollo sie odczepi, siwowłosy wystawił prosząco rękę w moją stronę, dłoń była zaczerwieniona a palec wskazujący nienaturalnie wygięty - masz wybity palec - uznałem na co Erwin zabrał rękę, jednak i tak Carbo wyglądał na bardziej przestraszonego on niego

- jak to wybity?! trzeba jechać do szpitala! - zadecydował - chuja a nie do szpitala! przecież wystarczy nastawić u po kłopocie - sprzeciwił się - JAKIE NASTAWIMY? NIKT CI NIE BĘDZIE PALCA NASTAWIAŁ - odparł Carbo przerażony pomysłem przyjaciela - A JAK JUŻ TO LEKARZ! - dodał na co prychnąłem śmiechem, a lekarz jakoś inaczej to robi? - spytałem sam siebie w myślach, oczywiście ze takie rzeczy powinien robić lekarz, jednak nie raz byłem świadkiem jak ktoś komuś coś nastawiał i było wszystko okej - uhh chłopaki? musze już jechać, landrynki czekają na mnie przed zakonem - uśmiechnął się Dia chowając telefon, nikt z naszej czwórki jednak nie zwrócił na to większej uwagi, siedzieliśmy cicho i nawet sie nie pożegnaliśmy gdy Dia wychodził z zakrystii, z czego chłopak wydawał się być smutny

- ah tak? Silny? nastawisz mi palec? - spytał siwy uśmiechając się chytrze - A TYLKO SPRÓBUJ - zagroził Carbo zrywając się z miejsca, Erwin się zaśmiał - żartuje przecież - powiedział i ułożył się wygodniej na kanapie mając więcej miejsca i odłożył worek z lodem na ziemie - spokojnie chłopaki - poprosił Silny nie do końca wiedząc o co nam chodzi. Gebbels usiadł na fotelu na którym siedział Dia a Carbo zajął swoje poprzednie miejsce - nie wiem Erwin, ci trzeba opiekunke załatwić bo ciągle sie pakujesz w kłopoty! - uznał Nicollo – nie miło dla Erwinka – powiedział siwowłosy opierając głowę na moim ramieniu

– w ogóle czemu dzwoniłeś o szóstej? zazwyczaj o tej godzinie śpisz – zastanowił się Silny patrząc w swój telefon – uhh – zastanowił się złotooki, a ja nie byłem pewny czy zastanawia się nad wymówką czy co faktycznie robił – potrzebowałem podwózki, ale Labo mi pomógł – uśmiechnął się a ja zauważyłem smutek w oczach Carbo – Labo – powtórzył cicho odwracając wzrok w którym widziałem zazdrość – aw no weź Carbuś – zaśmiał się Erwin przyblizając się do Carbo i czule go przytulając na co ten dostał gęsiej skórki od zaskoczenia – wiesz przecież że maskarz nie jest w niczym lepszy od ciebie – zapewnił a białowłosy oddał przytulasa, Carbo podobnie do mnie nie lubił czułości, więc śmiesznie było obserwować jak się zawstydza od zwykłego uścisku

– no może w jednym – dodał po chwili zastanowienia gdy w końcu odsuneli się od siebie – ma ubrania na których bardzo wygodnie sie leży! – zaśmiał się a na ustach Carbo zauważyłem spowrotem malujący się uśmiech – ah tak? – podpuszczał biało włosy – skąd taki pewny? – spytał uśmiechając się szerzej – jak chcesz to sam możesz sprawdzić – uśmiechnął się złośliwie Erwin, Carbo otworzył szerzej oczy wyraźnie nie spodziewając się takiej odpowiedzi – może innym razem – powiedział zakońcając tym samym temat przez co siwowłosy się zaśmiał. ponownie przybliżył się do mnie i położył na mnie głowę na co nie zwróciłem większej uwagi, Carbo, podobnie jak Silny, także wyciągnął telefon i zaczął odpisywać na jakąś wiadomość

Erwin widząc że go zignorowałem położył swoją ranną dłoń na mojej nodze, tak jakby ubiegał się o atencje, uśmiechnąłem się delikatnie widząc na sobie proszący wzrok złotych oczu. położyłem delikatnie ręke na tej nalezącej do siwowłosego, powoli aby nie sprawiać mu bólu, i...







– ała! – Erwin krzyknął z bólu i odskoczył odemnie wyruwając przy okazji swoją ręke, Carbo i Silny odłożyli szybko telefony i zbliżyli sie do chłopaka, Carbo nawet go objął jedną ręką chcąc go uspokoić, ten jednak oddychając ciężko trzymał swoją rękę, a w jego oczach pojawiały się łzy spowodowane bólem

– wszystko dobrze? – spytał Silny, siwo włosy wstał i wtulił się w chłopaka próbując uspokoić oddech – co ty mu zrobiłeś?! – krzyknął Carbo wstając zły – nastawiłem mu palec – wzruszyłem ramionami, jednak Carbo był coraz bardziej zły – CO KURWA?! MOGŁEŚ COŚ USKODZIĆ, MYŚLEŁEŚ W OGÓLE CHOCIAŻ O TYM JAK TO MOŻE BOLEĆ?! – krzyczał

(perspektywa Erwina)

Silny wciąż mnie nie puszczając wyprowadził mnie z zakrystii abym choć trochę się uspokoił z dala od kłótni Labo i Carbonary

siedzieliśmy teraz na ławce, Silny mnie puścił abym mógł złapać oddech, łzy bólu ciekły z moich oczu, jednak nie przejąłem się tym. patrzyłem jak głupi na dopiero co nastawiony palec, wiedziałem że Laborant chciał dobrze, jednak nie umiałem mu w tej chwili tego wybaczyć, tym bardziej że w mojej głowię nadal słychać było dźwięk trzaskających kości

– bardzo boli? – spytał Gebbels widząc choć troche uspokoiłem oddech – nie – wykrztusiłem, prawda była taka że bolało jak cholera, jednak nie mógłbym znieść jeszcze większego zmartwienia w oczach przyjaciela – przepraszam, głupie pytanie – przyznał Silny wymuszając słaby śmiech, chłopak w końcu znał mnie zbyt dobrze aby mógł uwierzyć w takie durne kłamstwo

naszą rozmowę przerwało nam to że Carbonara wyszedł z zakrytii, chłopak był zdenerwowany i szedł prosto do samochodu – lepiej chodźmy – powiedział Silny wstając z swojego miejsca, ja jednak wciąż siedziałem nawet nie myśląc o pójściu z przyjacielem do samochodu – zostanę, w sensie, chcę chwilę odpocząć – uśmiechnąłem się lekko – jak będę chciał wrócić to zadzwonie – zapewniłem wciąż widząc w oczach przyjaciela niepewność – został bym z tobą, ale myślę że Carbo zaraz kogoś zajebie patrząc na to jaki jest wkurwiony – uznał na co z moich ust wydobył się śmiech. Silny poszedł do przyjaciela i wsiadł z przodu, po kilku sekundach w końcu odjechali

wstałem z miejsca i skierowałem się w stronę zakrytii, raczej dla wszystkich było oczywiste ze chęć odpoczynku była najmniejszą rzeczą przez którą tu zostałem, chciałem zobaczyć się z Labo, zapewnić że nic mi nie jest - nawet jeśli to było kłamstwem, i tak naprawdę czułem się naprawę skrzywdzony. wchodząc do zakrystii dotarł do mnie zapach wina, ale nie wina które było zwyczajnie otworzone, wino które było wylane na podłodze wraz z szkłem w którym był, Carbo najprawdopodobniej w złości rzucił tą butelką. Laborant siedział spokojnie na kanapię, płaszcz który niedawno nosił lezał na drugim końcu kanapy, zauważyłem na nim plamy czerwonego trunku

podszegłem do niego i usiadłem niedaleko – wybacz za to wino – wzruszył ramionami, patrzyłem na niego wręcz przeszukując go wzrokiem, musiałem przyznać przed samym sobą że się go bałem, zrobił mi już raz krzywkę, nadużył mojego zaufania kiedy ja czułem się źle, czemu miałby nie zrobić tego ponownie?...

westchnąłem odpędzając od siebie te myśli

– nie chciałem ci zrobić krzywdy – zapewnił maskarz – chciałem dla ciebie dobrze, wybacz mi, nie chce sie kłócić – przepraszał, zbliżył do mnie ręke chcąc przeczesać moje włosy, ja jednak odsunąłem się odruchowo, wierzyłem mu, jednak zbyt bałem się że zrobi to ponownie jak będzie miał okazje

ten patrzył na mnie tak jakby mnie rozumiał, w końcu zacząłem się uginać pod jego spojrzeniem – przepraszam – wyszeptałem czując jak Labo czeka aż coś powie. zamiast odpowiedzi jednak przytulił mnie gwałtowanie, z pewnością której się po nim nie spodziewałem, po chwili oddałem uścisk, cieszyłem się z ciepła chłopaka, chłopaka który był dla mnie ważny. załkałem czując łzy napływające do moich oczu, wtuliłem się w chłopaka mocniej czując jak ten delikatnie się zdziwia, jednak nie wydawało się u to przeskadzać

mimo to, nie mogłem odpędzić od siebie strachu, bałem się go, bałem się że wykorzysta moje zaufanie ponownie, a tego bym już chyba nie zniósł. czułem jak wszystkie moje zmartwienia ponownie pojawiają się w mojej głowie, okropne myśli do których nie chciałem nigdy mieć dostępu

na razie jednak się przy tym nie przejąłem, teraz liczyła się dla mnie tylko ta chwila odpoczynku w objęciach Labo, chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie...

lub wręcz przeciwnie - aby nigdy się nie powtórzyła, abym już nigdy nie miał powodu do płaczu...

czeeeeść <3
na samym początku chciała bym przeprosić Acesika ponieważ napisałam ze w tym rozdziale będzie dużo LaboxErwin 🛐🛐🛐
następnym razem bardziej sie postaram 😓

tak więc - dobrego halloween!


~3016 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #5city#ewron