Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🥀~6. dziecinność~🥀

(perspektywa Laboranta)

wyszliśmy że szpitala, jednak pogoda mnie nie zadowoliła

czułem jak zimne krople deszczu uderzały o moje ubrania, szczerze mi to nie przeszkadzało, wręcz lubiłem taką pogodę, jednak siwy nie był ubrany na taką pogodę - miał golf, nawet nie miał rękawiczek, a nie chciałem aby chłopak zmarzną.
ten jednak się uśmiechnął, jakby szczęśliwy z tego że pada. poszedłem w stronę parkingu specjalnie przyspieszając kroku, jednak gdy spojrzałem na miejsce parkingowe - mojego samochodu już tam nie było - kurwa - powiedział Erwin także zauważając że ktoś mi ukradł fure

złapałem złotookiego za jego lewy nadgarstek, nie przejmując się nawet gdy ten jęknął z bólu, przez to że złapałem za bolącą go rękę. puściłem go dopiero gdy znaleźliśmy się pod daszkiem pod samym wejściem do szpitala, Erwin złapał się za bolące ramię jednak miałem w to wyjebane, wyjąłem telefon i zacząłem obdzwaniać chłopaków z prośbą o podwózke, każdy jednak miał coś co mu przeszkadzało, no może poza Carbo który odrzucał połączenie

spojrzałem na siwego opierającego się o ścianę szpitala - niestety ale nikt nie chce nas podwieźć - wzruszyłem ramionami - taxi? - spytał Erwin którego humor najwyraźniej nie opuścił - o ile masz gotówkę - odparłem niezadowolony, nie lubię w końcu być coś komuś winny - ja mam tylko telefon - zaszlochał na co zaśmiałem się bezgłośnie - jak chcesz to możemy iść do mojego mieszkania i tam przeczekamy burze - zaproponowałem, od szpitala do mojego apartamentu nie było daleko, a dźwięk deszczu już mnie wkurzał
- okej - zgodził się pastor na co uśmiechnąłem się lekko

- czekaj ogarnę parasolkę - powiedziałem jednak zanim chłopak spytał jak chce to zrobić wszedłem do szpitala. podszedłem do wieszaka i wziąłem spod niego parasolkę udając że jest moja, a następnie opuściłem szpital zanim właściciel zauważył by jej zniknięcie - skąd?... - spytał jedynie Erwin - podjebałem - zaśmiałem się cicho zauważając jak ten przewrócił oczami - idziemy? - spytał wzdychając, jakby zażenowany moim zachowaniem - idziemy - powtórzyłem z pewnością

otworzyłem parasol o mało przy tym nie trafiając sobie w głowę, zacząłem iść patrząc co chwilę czy parasolka na pewno dobrze zasłania siwego przed deszczem, Erwin nagle przyśpieszył kroku niemal do biegu, zaskoczony uczyniłem to samo czego pożałowałem, siwowłosy wskoczył w kałuże specjalnie kiedy zbliżyłem się na tyle aby woda mnie dosięgnęła, zadrżałem czując przylegające do mojej skóry ubrania i wodę w filtrze od maski - dzięki - przewróciłem oczami niezadowolony po czym przetarłem maskę rękawem. Erwin zaśmiał się jak dziecko, podszedłem bliżej tak że sam stanąłem w kałuży, po czym kopnąłem o tafle wody tak że poleciała prosto na spodnie złotookiego na co ten odskoczył
- idiota - mruknąłem wyprzedzając go jednak ten po chwili dorównał mi kroku - nie znasz się na żartach - udał obrażonego

szliśmy chwilę w ciszy obserwując drogę przed nami i patrząc na zapalone już lampy uliczne.
ręce bolały mnie już od trzymania parasolki więc wyciągnąłem ją w stronę siwego, ten zwolnił zdezorientowany jednak z uśmiechem przyjął parasol, jednak robiąc mi na złość trzymał ją tak abym zmokną
- aha - murknąłem wkładając dłonie do kieszeni mokrego płaszcza, jednak w duchu się śmiałem, lubiłem deszcz i ciągłe zimno jesieni. trochę szliśmy ale w końcu dotarliśmy do wejścia do mojego apartamentu

Erwin zostawił parasol przed wejściem po czym weszliśmy do ciepłego korytarza, podszedłem do windy a chłopak za mną - na którym piętrze mieszkasz? - spytał wchodząc do windy - 12 - odparłem krótko klikając przycisk, Erwin próbował poprawić swoje mokre włosy jednak otwieranie drzwi mu przerwały, wyszliśmy w windy i przodem poszedłem do mieszkania które wynajmowałem. otworzyłem drzwi i wszedłem do środka, następnie zamknąłem drzwi za siwym i ściągnąłem buty w przedpokoju

- chłodno masz - zauważył wchodząc do salonu, uśmiechnąłem się przypominając sobie jak w porównaniu do mojego domu chłopak miał ciepło w swoim, moje mieszkanie nie było wielkie, miał salon z aneksem kuchennym, jeden pokój z łóżkiem i łazienkę, jednak tyle mi wystarczało. zdjąłem płaszcz i rękawiczki a po zostawieniu tego na szafce poszedłem do kuchni patrząc jak Erwin siada na sofie - herbaty? - zaproponowałem ciepło - mhm - mruknął w odpowiedzi robiąc coś na telefonie, wstawiłem wodę i wyjąłem dwa kubki

w czasie gdy woda się gotowała poszedłem do łazienki i podniosłem leżący na pralce ręcznik, idąc spowrotem do kuchni rzuciłem ręcznik na Erwina który się wzdrygnął zaskoczony gdy ręcznik na nim wylądował - wytrzyj się zanim się przeziębisz - powiedziałem jedynie gdy nalewałem do kubków wody - dzięki - powiedział ciepło gdy po chwili podałem mu herbatę.
usiadłem koło chłopaka, jego siwe włosy były w kompletnym nieładzie przez co wyglądał głupio

wsunąłem palce w jego włosy próbując chodź trochę przywrócić je do porządku, wiedziałem że chłopak tego nie lubi więc robiłem to często, śmiesznie było widzieć go złego za taką drobnostke. nie śpieszyłem się przez miły chłód i wilgotność włosów, chłopak starał się to zignorować, nie odrywał wzroku od telefonu i co jakiś czas siorbał herbatę, jednak widziałem że miał gęsią skórkę, uśmiechnąłem się widząc jak przenosi wzrok na mnie i odkłada telefon, wyraźnie zażenowany moim zachowaniem - odpierdala ci - zwrócił się w moją stronę - ale ja wyglądam chociaż dobrze - odparłem złośliwie po czym oderwałem palce od jego włosów, chłopak wyglądał na jeszcze bardziej zażenowanego i złego niż wcześniej - co ci ostatnio odwala? ciągle mnie molestujesz... - westchnął odwracając zażenowany wzrok

lekko spoważniałem spuszczając wzrok - też wydajesz się być inny - zwróciłem cicho uwagę - od kiedy wyszedłeś... wypisałeś się że szpitala, zastanawiam się tylko co się z tobą dzieje - spojrzałem na niego, chłopak wyglądał na dość zdziwionego, jednak nie umiałem tego przed nim ukrywać, nie chciałem tego przed nim ukrywać
- chciałem tylko poprawić ci humor, i abyś wiedział że masz u mnie wsparcie - dodałem wygodniej opierając się na sofie, złotooki spuścił wzrok - sam nie wiem co się że mną dzieje - mruknął uśmiechając się, to nie był szczery ani chodź trochę przekonywujący uśmiech - to pewnie po prostu zmęczenie - zaśmiał się próbując uwierzyć w swoje słowa, widziałem że ten temat mu się nie podobał, też nie lubiłem poważnych tematów, jednak wiedziałem że jeżeli nikt mu nie pomoże to mu się nie poprawi, a skoro nie chciał pomocy medycznej to byłem jedyną - i także najgorszą - opcją - wiesz że ci pomogę, nie ważne co by się nie stało - obiecałem uśmiechając się przyjaźnie

pastor nagle podniósł na mnie złośliwie wzrok - wiesz czego najbardziej nie lubie w twojej masce? - spytał na co zamrugałem zaskoczony nagłą zmianą tematu
- że nie możesz mnie pocałować? - odparłem równie złośliwe na co ten zmrużył oczy, zaśmiałem się wiedząc że właśnie zepsułem jego żart - to też... - przyznał - wiem - przerwałem uśmiechnięty, chłopak przewrócił oczami - wkurwia mnie w tej masce to że ty możesz mnie odtykać po mordzie a ja nawet liścia ci sprzedać nie mogę - skończył w końcu siwy
- aha... nie miło - udałem smutek na co ten się zaśmiał, mimo mojego tonu uśmiech wciąż gościł na mej twarzy

w przerwie od rozmowy dopiliśmy swoje herbaty - sprawdzałeś w ogóle pogodę? - spytałem poprawiając maskę - tak - odpowiedział ciepło, jednak jego uśmiech lekko zszedł
- całą noc będzie padać - westchnął, uśmiechnąłem się delikatnie - jak chcesz to możesz zostać na noc - zaproponowałem na co ten spojrzał na mnie wdzięcznie - jeśli to nie problem - uśmiechnął się mrużąc przy okazji oczy - pewnie że nie - zapewniłem

nie chciałem wspominać że wiem że mnie okłamał i tej nocy nie będzie padać...

(perspektywa PASTORA✨)

wiem że nie powinienem kłamać, jednak nie umiałem w tej chwili inaczej

nie chciałem zostawać sam, nie chciałem nikogo innego z zakshotu niepokoić, a Labo i tak jako jedyny zwracał uwagę na moje dziwne zachowanie i starał mi pomóc, nawet jeśli nie wiedzieliśmy jak to zrobić, to samo to że jest mi wystarczało.

uśmiechnąłem się słysząc zapewnie Labo - kochany jesteś - powiedziałem wygodniej siadając na sofie - dzięki - wyczułem zakłopotanie w jego głosie, zakłopotanie które słyszałem często gdy mówiłem mu komplement na którego nigdy nie wiedział jak odpowiedzieć, co zdawało mi się być zarówno urocze jak i śmiesznie.
chcąc go jeszcze bardziej zawstydzić złapałem go za rękę wsuwając palce pomiędzy jego od zewnętrznej strony dłoni Laboranta, jego dłonie były zimne w porównaniu do moich, jednak podobał mi się ich chłód, widziałem jak Labo zadrżał dostając gęsiej skórki, jednak zdawał się być zbyt zakłopotany by coś powiedzieć

spojrzałem na niego złośliwie pokazując przy okazji że to tylko żarty, żarty których się nie wstydziłem, w końcu z Dorianem się całowaliśmy więc co to dla mnie złapać przyjaciela za rękę?

widziałem jak chłopak się rozluźnia, czułem na sobie jego wzrok.
Michael delikatnie dotkną ręką mojego policzka na co zadrżałem, nie z zaskoczenia, z zimna. Labo głaszkał kciukiem lekko mój policzek, mimo ze to były żarty, to było naprawdę miłe uczucie, nie bałem się tego nawet okazywać ponieważ wiedziałem że to jeszcze bardziej zawstydzi chłopaka który i tak pomyśli że to żarty żeby go zakłopotać. przysunąłem się bliżej, siadając przy okazji na kolana na wprost niego, oparłem głowę delikatnie na jego ramieniu, odlepiłem swoją rękę od jego i dotknąłem jego skóry na karku czując jak pod opuszkami palców jak przechodzą go dreszcze

dotknąłem drugą ręką jego klatkę piersiową w miejscu gdzie uderzało serce, uderzało ono szybciej niż zwykle co w pewnym sensie mnie jakoś zadowolało. przesuwałem palcami delikatnie po kręgu szyjnym chłopaka,

przyłożyłem powoli usta do szyi Laboranta...

chłopak odskoczył odemnie zawstydzony

- c-co ty?... - przerwał, słyszałem w jego głosie zakłopotanie, nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem, po jakiejś minucie się uspokoiłem i usiadłem wygodniej - czy ty... co ci odpierdala żeby tak żartować? - spytał zły jednak nadal nie mogłem pozbyć się uśmiechu słysząc w jego głosie wstyd, myślałem że zaraz się rozpłacze że śmiechu - nie gadaj że ty serio to brałeś na poważnie? - spytałem przerywając przez śmiech

chłopak usiadł spowrotem przedemną na kolanach, sprawiając rym samym że przerastał mnie prawie o głowę. złapał mnie za podbródek i podniósł delikatnie abym patrzył na niego po czym sam przysunął się do mnie tak ze dzieliło nas ledwie kilka centymetrów - oj Erwin - poczułem nagłe ciepło i spokój w jego głosie, na chwile wstrzymałem oddech gdy Laborant przez golf przesuwał palcami po moim kręgosłupie, poczułem jak mimo chłodnego pomieszczenia robi mi się gorąco

- nie możesz robić innym nadziei i potem mówić że to żart~ - powiedział powoli i lekko...

po 5 sekundach chłopak oderwał odemnie ręce i zrobił między naszymi twarzami dystans - zadowolony z zabawy? - spytał spokojnie na co się rozluźniłem, jednak także rozzłosciłem - KOMPLETNIE NIE ZADOWOLONY - krzyknąłem odsuwając się od Labo - czy ty serio myślałeś że to nie sa żarty? - usłyszałem ironie w jego głosie, czułem się zażenowany własnym pytaniem - a może chodzi o to że wygrałem? - spytał złowieszczo,
zaśmialiśmy razem z wiedzą jakimi debilami jesteśmy

ucichliśmy na chwilę...

- świetny jesteś Labo - uśmiechnąłem się - no może poza tym kiedy dotykasz moich włosów - dodałem wzdychając - dzięki - odparł krótko i spokojnie, jednak wiedziałem że te słowa miały dla niego ogromną wartość - ty też jesteś super - powiedział po zastanowieniu - no Labuś - zasmiałem się - jak chcesz to potrafisz być uroczy -

wstałem z sofy i odniosłem kubki do zlewu, nie przejmując się nawet że Labo chciał coś powiedzieć...

(perspektywa Labo)

obudziłem się w salonie na sofie, obejrzałem się szukając wzrokiem Erwina

mimo iż przestało już padać zaproponowałem mu żeby zostać na noc, nie zapowiadało się żebym i tak miał go puścić do domu lub żeby ten chciał iść, a przez to że zapytałem czy zostanie to miał większą pewność siebie

siwowłosego nigdzie nie było, nie zastanawiając się długo wstałem nie zwracając uwagi na bolący kark, spanie na niewygodnej sofie naprawdę nie wyszło mi na dobre...
poszedłem do łazienki się przebrać w coś po czym poszedłem w stronę sypialni

uchyliłem powoli drzwi od sypialni, zauważyłem skulonego pod kołdrą chłopaka – Erwin? – spytalem cicho upewniając się czy śpi, uśmiechnąłem lekko gdy nie spotkałem się z odpowiedzią. podszedłem do komody i otworzyłem jedną z szuflad, miałem tam jakieś leki, jednak one mnie nie interesowały, wyciągnąłem z szuflady dwa filtry i usiadłem na łóżku. była to czynność której najbardziej nie lubiłem w ciągu dnia, musiałem odkręcić filtr z maski i zakręcić nowy, co było bardzo niewygodne i trochę utrudniało 'oddychanie'

usłyszałem za sobą ciche ziewnięcie świadczące o tym że Erwin już wstał, odwróciłem do niego głowę. siedział przecierając wciąż zaspane oczy, nosił na sobie jedną z moich pożyczonych luźnych koszulek, nie chciałem w końcu żeby rozchorował się przez mokry golf, jego siwe włosy były w kompletnym nieładzie. widziałem jak jego lewe ramię go bolało od niewygodnego spania, przypomniałem sobie dopiero teraz że Erwin ma szwy, w sumie powinienem mieć jakiś preparat który byłby okej puki nie wróci do domu, w końcu musi zmienić bandaż.

– co tam? – spytał zmęczonym głosem, odwróciłem głowę spowrotem w stronę drzwi – zmieniam filtry w masce – przewróciłem oczami, naprawdę nienawidziłem o tym mówić, usłyszałem jak chłopak wstaje z łóżka o mało się nie potykając, po chwili zobaczyłem go siadającego koło mnie – pomóc? – spytał już rozbudzony – musi to być upierdliwe – dodał uśmiechając się delikatnie
– nie... to by było... dziwne? – zastanowiłem się na głos, zawsze robiłem to sam, nie potrzebowałem pomocy – nie przesadzaj – wzruszył ramionami Erwin jednak zauważyłem jak to powoduje u niego ból

chłopak powoli podniósł się z łóżka i stanął przedemną, miałem powiedzieć już żeby nie był dla mnie taki złośliwy, jednak powstrzymałem się widząc w złotych oczach Erwina jedynie troskę i chęć pomocy, postanowiłem się więc zamknąć poirytowany zachowaniem siwowłosego. wstrzymałem oddech gdy Erwin wyjął z maski zużyty filtr, co prawda miałem jeszcze drugi filtr ale i tak brak jednego znacznie utrudniał oddychanie, powaga chłopaka mnie zaskoczyła, pierwszy raz widziałem żeby brał mój stan na poważnie

nie minęło długo aż Erwin zmienił oba filtry, chłopak uśmiechnął się do mnie, odwróciłem od niego wzrok, ta scena wydawała mi się bardzo dziwna. wstałem z łóżka przez przypadek skracając między naszymi twarzami dystans, teraz nie dzieliło nas więcej niż 5 centymetrów, Erwina jak i mnie najwyraźniej to nie uszczęśliwiło, chłopak postawił krok w tył nie spuszczając że mnie wzroku – skoro ty mi pomogłeś to teraz moja kolej – uśmiechnąłem się złośliwie, jego niechciana pomoc jedynie mnie zestresowała, więc czemu by się nie odwdzięczyć?

podszedłem do komody i zacząłem szukać w niej bandażu i preparatu podczas gdy Erwin pościelił łóżko
– usiądź – poprosiłem sam siadając na łóżko, pastor westchnął, jednak nie protestował, ściągnął koszulkę wiedząc o co mi chodzi i usiadł naprzeciwko mnie zawiązując nogi na kokardkę (dziwnie to brzmi)
– mam jakiś preparat, ale powinien być dobry – uśmiechnąłem się cieplutko – mhm – mruknął niezadowolony na co cicho się zaśmiałem

podniosłem w pierwszej kolejności nożyczki chirurgiczne aby przeciąć bandaż który miał na sobie, zbliżyłem ostre narzędzie do skóry patrząc na to jak siwowłosy dostaje gęsiej skórki od zimnego metalu, ciąłem bez pośpiechu jego bandaż, gdy skończyłem położyłem nożyczki z boku i zacząłem bez pośpiechu ściągać bandaż. słyszałem jak Erwin oddycha głęboko, najpewniej nie lubił oglądać rany, ja wręcz przeciwnie, rana postrzałowa wydawała się być ciekawa, nie wiem czemu, widziałem wiele ran postrzałowych, lecz teraz było inaczej...

dotknąłem opuszkami palców barku Erwina, usłyszałem jak ten jęknął z bólu jednak nie zwróciłem na to większej uwagi, błądziłem dotykiem po każdym że szwów pokolei, badałem delikatnie i powoli każdy centymetr jego rany – to boli, zostaw to kurwa i... – przerwał sycząc z bólu gdy przejechałem mocniej palcem wzdłuż rany – po prostu to kurwa zostaw – powiedział zaciskając zęby i oczy z bólu – nie przesadzaj – uśmiechnąłem się, przejechałem spowrotem po jego ranie, tym razem o wiele delikatniej

oderwałem w końcu dłoń od barku chłopaka i podniosłem preparat, Erwin niepewnie otworzył oczy o spojrzał na mnie z pogardą, użyłem preparatu na co siwowłosy się wzdrygną, jednak nic nie powiedział. przez cały czas gdy go opatrywałem milczał, nawet kiedy za mocno zacisnąłem bandaż ten tylko westchnął ciężko, gdy skończyłem go opatrywać wstałem i odłożyłem rzeczy do szuflady, a zużyty bandaż wywaliłem do kosza. chłopak ciągle siedział w tym samym miejscu, usiadłem tam gdzie wcześniej zastanawiając się czy on nadal się na mnie gniewa, Erwin spojrzał na mnie, widziałem w jego złotych oczach desperacje

– Labo – wydusił z siebie w końcu
– proszę nie rób tego już nigdy... to... – przerwał odwracając głowę, jakby zażenowany, czy naprawdę go aż tak skrzywdziłem że musiał mnie o coś takiego prosić? - zastanowiłem się – nie wiedziałem – wydusiłem cicho – nie chciałem cię skrzywdzić – dodałem – nie o to chodzi – zacisnął powieki – to po prostu dziwne gdy mnie... – przerwał szukając odpowiedniego słowa – "pieścisz"? – zaproponowałem śmiejąc się pod nosem – MOLESTUJESZ – uznał po czym się zaśmiał, nie dlatego że to go śmieszyło, tylko abym pomyślał że nie zależy mu na tym tak bardzo...

– czy to znaczy że wygrałem? – spytałem złośliwe na co ten spojrzał na mnie z oburzeniem – w życiu! po prostu nie przesadzaj i nie dotykaj mnie po tej pierdolonej ranie! – ochrzanił, zaśmiałem się, jednak ta radość nie trwała długo

chłopak usiadł na moich nogach oplatając swoimi moje plecy, po czym oplótł dłońmi moją szyje, byłem tak zaskoczony że nawet nie protestowałem kiedy to się działo
– i jak? zadowolony? – uśmiechnął się złośliwie, a ja oddałem ten uśmiech
– zależy – rzekłem spokojnie – od czego? – spytał udając zaciekawienie
– czy całusa dostanę – omal się nie zaśmiałem mówiąc to, Erwin spojrzał ma mnie jak na idiotę – z tą maską może być ciężko – zaśmiał się cicho, przewróciłem oczami – kto powiedział że w usta? – prychnąłem, dla wygody także oplotłem dłońmi siwowłosego w okół jego tali – nawet nie myśl o tym że cię pocałuje – powiedział, zbliżył się jeszcze bardziej kładąc głowę na moim ramieniu

przeszły mnie dreszcze gdy Erwin delikatnie głaskał mój kark, za bardzo mi to nie przeszkadzało, było to nawet trochę przyjemne więc nie zwrócił mu uwagi. złotooki przechylił głowe i dotknął ustami mojej szyi, dokładnie tak jak ostatnio, teraz jednak nie byłem zaskoczony ani zażenowany, więc pozwoliłem na to czując oddech przyjaciela da karku. Erwin delikatnie ugryzł moją szyje co mnie zdziwiło, chłopak ssał moją skórę puki nie miał pewności że na mojej skórze nie pozostanie malinka, w końcu oderwał usta od mojej szyi i spojrzał na mnie złośliwie – po co to? – spytałem zażenowany – żebyś miał przypał przy reszcie! – uśmiechnął się szerzej, zaśmiałem się – to nie tak że zatrzymam dla siebie informacje kto mi je zrobił – uśmiechnąłem się równie złośliwe

Erwin na to jednak nie zwrócił uwagi i zabrał się za robienie kolejnej malinki...

_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

(perspektywa Erwinka)

spotkałem się z Silnym, Carbo, Dią i Speedo, oraz oczywiście Labo za ZS, chciałem im przekazać że stan Davidka się polepszył, jednak zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć wyprzedził mnie Dia

– Labo? co ty masz na szyi? – spytał najwyraźniej zauważając malinki, uśmiechnąłem się – co? – spytał zdezorientowany, Speedo podszedł do niego bliżej aby się przyjrzeć – o kurwa! chłopaki on ma malinki! – powiedział zaskoczony – Labo ma Laborantową? – spytał silny w takim samym szoku – jeśli tak to musi być ślepa! – dodał śmiejąc się – no Labo przyznaj się! kto to taki? – spytał zaciekawiony Carbo który najwyraźniej na chwilę zapomniał o kłótni, Labo odwrócił głowę w moją stronę zażenowany

– jakaś siwa pijawka mi się do skóry przyczepiła – wyjaśnił na prawię nie wybuchnąłem śmiechem. inni jednak zaniemówili po czym spojrzeli na mnie – Erwin? co masz na swoje wytłumaczenie? – spytał Albert po chwili ciszy, przewróciłem oczami, nie ważne co bym nie powiedział i tak sami sobie coś dopowiedzą – ruchałem się z Labo, jakiś problem? – spytałem udając powagę, jednak nie wiem w ile chłopacy w to uwierzyli
– ale że tak Grzesia zdradzać? – spytał Carbuś posmutniały – ale że Labo? on nawet płuc nie ma – upewniał się Silny, usłyszałem od Laboranta cichy śmiech

– dobra ale przejdźmy do ważnych rzeczy – westchnąłem gdy Speedo chciał coś powiedzieć, jednak wyprzedziłem go – David się obudził – poinformowałem a uśmiech zagościł na każdego twarzy – DOPIERO TERAZ MÓWISZ? – krzyknął Carbo, jednak widać było że cieszy się równie jak wszyscy inni – to na co czekamy? jedźmy do niego w odwiedziny – słyszałem radość w głowie Silnego

nikt się nie sprzeciwiał, każdy poszedł do pojazdu i ruszyliśmy w kierunku szpitala...

dobry wieczór!
a bardziej jest ranek...
w końcu jest 05:27...
muszę iść za niedługo spać...

w każdym razie!
w tym rozdziale nic
takiego się nie dzieje
jednak mam nadzieję
że spodoba on się wam
tak jak poprzednie <3

~3181 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #5city#ewron