🥀~3. przesłuchanie~🥀
(perspektywa Erwina)
otworzyłem oczy, moje ramie dalej bolało teraz jednak o wiele mniej
spojrzałem w moją lewą stronę, na krześle koło łóżka siedział Labo, który najpewniej spał. nie dziwiło mnie to, zapewne siedział do późna chcąc mnie odwiedzić, najchętniej bym teraz wstał, i rozprostowal nogi, jednak bylem podłączony do kroplówki która była najpewniej świeżo uzupełniona.
- Labo? - odezwałem się słabo, chłopak w odpowiedzi uniósł głowę, miał naprawdę delikatny sen - nie mów nawet że siedziałeś ty całą noc - zaśmiałem się - musi naprawdę wszytko cie boleć! - dodałem, pozycja w którym spał napewno nie była wygodna dla jego kości
- nie chciałem cie zostawiać - wzruszył ramionami maskaż
- mówisz jakbym bym dzieckiem, które trzeba pilnować - zwróciłem uwagę - trochę jesteś... - zaśmiał się Laborant, przewróciłem jedynie oczami
- jak z Davidkiem? - zmieniłem temat
- nie wiem, zanim zasnąłem Carbo powiedział że nadal ma operacje - przypomniał sobie, przetarłem wciąż zaspane oczy - Carbo już poszedł? - upewniałem się - jakoś o czwartej, narzekał coś na Davida że odpierdolił i mógł nic nie robić z tą raną, po czym poszedł - westchnął zmęczony - kazał mi przekazac ci, żebyś się nie przemęczał, czy coś takiego... w każdym razie chyba się cieszy że żyjesz - dodał, uśmiechnąłem się delikatnie, Carbo był dla mnie jak brat, i ostatnie czego bym chciał to go martwić
- nie mogę uwierzyć że ciągle tu siedziałeś debilu - zaśmiałem się szczerze, mimo wszystko Labo był czasem tak kochany że nie potrafiłem się na niego gniewać - też miałem już iść, po prostu zasnąłem - wzruszył ramionami Laborant - zawołać lekarza? raczej powinien cię obejrzeć skoro nie śpisz... - dodał a w jego tonie wyłapałem lekką pogardę - nie! - powiedziałem szybko i bez zastanowienia, sam nie wiedziałem dlaczego miałby tego nie zrobić,
- chcę jeszcze trochę odpocząć - westchnąłem cicho, Labo kiwnął jedynie w odpowiedzi głową.
zastanowiłem się nad tym co o tym myśli, może się uśmiecha roześmiany moim głupim zachowaniem?
a może jest wręcz zmartwiony?
myślałem, znałem Micheala dość długo, jednak nadal nie rozgryzłem żadnej z jego emocji, nigdy nie widziałem go złego, ani smutnego.
a może widziałem? po prostu udawał szczęśliwego?... nie to bez sensu,
poza tym nie czas na takie przemyślenia!
- jak się czujesz? - przerwał moje przemyślenia Labo - chujowo - zaśmiałem się, moje ramie wciąż bolało jednak myśle że było już zszyte. ręka mi już zdrętwiała przez tą głupią kroplówkę. zamknąłem przemęczone od bieli pokoju oczy, jedyne czego chciałem to zasnąć. minęło mniej więcej 5 minut, zadrżałem czując przy nadgarstku zimne ręce kolegi.
wpierw jego dotyk bolał, jednak po chwili jego ręce były wręcz kojące na mojej skórze, chłopak przesuwał palcami wzdłuż blizn na mojej ręce. zamruczałem z bólu gdy Labo dotknął bandażu, chłopak jak poparzony odsunął odemnie dłoń, otworzyłem leciutko oczy
- przepraszam, myślałem ze śpisz - tłumaczył się Laborant, uśmiechnąłem się - jeśli tak dalej pójdzie to w końcu pozwę cię o molestowanie - zaśmiałem się siadając na łóżku - po prostu - dodał
- masz wiele blizn - tłumaczył się dalej. było to prawdą, nie raz w końcu z kimś się biłem lub dostawałem z noża, albo nawet wywalałem się, innymi słowy - przyzwyczaiłem się do nich. przez kilka sekund siedzieliśmy w ciszy, przerywanej jedynie tykaniem zegarka
po pewnym czasie do pomieszczenia wszedł lekarz - dzień dobry - przywitał nas obu - czy mógłby pan opuścić salę? muszę przebadać pana Knucklesa - zwrócił się do Laboranta - o ile pan Knuckles sobie tego życzy - zwrócił się w moją stronę na co lekko kiwnąłem głową, Labo bez słowa wyszedł a ja znowu zostałem sam
Time Skip
(perspektywa Labusia)
byłem za ZS, mieliśmy wraz z Carbo, Speedo oraz Silnym obgadać co się stało wczoraj
- tak więc David i Erwin są w szpitalu... - myślał na głos Speedo
- z czego David miał całą noc operacje - dodał Carbo, najwyraźniej nie zadowolony z tego że jego koledzy są w szpitalu - ale mam dobre wieści - zwróciłem na siebie uwagę - Erwin już wstał - wyjaśniłem - o, o tyle dobrze, jak się czuje? - spytał Speedo - zmęczony, ale już raczej dobrze - uśmiechnąłem się lekko speszony, przypominając sobie moje zachowanie w szpitalu, wybiłem jednak to wspomnienie prędko z głowy
- mogłeś pisać, przywitał bym się z nim - westchnął Carbo - i tak miał mieć jakieś badania czy coś - wzruszyłem ramionami
- tak więc jaki jest plan na dziś? - spytał w końcu Speedo - pewnie dzień wolny - uznał Carbo wyraźnie niezadowolony. też bym taki był na jego miejscu, w końcu jego dwójka najlepszych przyjaciół jest teraz ranna i leży w szpitalu, podczas gdy ten się leni - jadę na burger shota, ktoś wybiera się ze mną? - przerwałem w końcu ciszę - chciał bym ale mam za chwilę zmianę - westchnął Speedo
- przywieźć ci coś? - spytałem przyjaźnie
- jakieś fryteczki... - poprosił cicho na co prawie się zaśmiałem - pewnie - odparłem - ja się zabiorę - uśmiechnał się w moją stronę Carbo
- możemy pojechać moją m2 - zaproponował a ja lekko kiwnąłem głową i poszliśmy do jego samochodu. gdy wsiadłem od strony pasażera ruszyliśmy w ciszy - wiesz Labo, cieszę się że nie obarczas się winą za Erwina - uśmiechnął się na co ja otworzyłem szerzej oczy
- czemu miała by być to moja wina? - spytałem zdezorientowany
- no wiesz - zaczął - w pewnym sensie to ty powiedziałeś że nikogo nie ma na zewnątrz i gdyby... - przerwał na chwilę, a dla mnie wszystko stało się jasne - gdybyś bardziej się rozejrzał Erwin by nie leżał w szpitalu - wyjaśnił, spojrzałem w dół zastanawiając się nad jednym - czy to prawda? czy chłopak trafił do szpitala z mojej winy - znaczy Labuś - przerwał ciszę - nie obarcam cię winą! to w żadnym wypadku nie twoja wina! - dodał poszpieśnie Carbo, zatrzymaliśmy się na parkingu na burger shocie. mimo słów Carbo o tym abym się nie przejmował nadal nad tym myślałem,
czy to faktycznie była moja wina?...
(perspektywa Erwinka)
wyszedłem że szpitala, nogi wciąż mnie bolały od siedzenia na tym nie wygodnym łóżku, lekarz powiedział abym zjawił się na zdjęcie szwów za 3 tygodnie, oraz abym się nie przemęczał, czyli nici z strzelania z broni lub nawet prowadzenia pojazdów.
spojrzałem w telefon, była dwunasta, wszedłem w wiadomość od Carbo w której prosił abym odpisał gdy tylko będę mógł, wyszłałem mu GPS i poprosiłem aby przyjechał, nie reagowałem na następne wiadomoście w których pytał czy mnie już wypuścili, wolał bym sam z nim porozmawiać. czekałem na brata kręcąc się wzdłuż ulicy, mimo mojego ADHD, chciałem znaleźć się teraz w moim ciepłym domku z herbatką, byłem już tym wszystkim zmęczony, wysłałem do reszty zakshotu wiadomości żeby już się nie martwili, i wszystko że mną okej, jednak nie czytałem na nie odpowiedzi, nie chciałem, nie chciałem niczego innego niżeli położenia się w moim łóżku.
nawet wiedza że David jest w śpiączce farmakologicznej nie zmieniało mojego zdania, wyciągnąłem od lekarzy tyle ze stan Davidka jest nadal ciężki i musi być pod stałym nadzorem lekarzy. mimo to nie przejąłem się tym, tak, to było samolubne, jednak taki jestem i co na to poradzę?
auto Carbonary zatrzymało się zaraz koło mnie, wsiadłem po jego prawej stronie niesforne zapinając pasy
- boli? - spytał zanim odjechaliśmy
- już nie tak bardzo, mam parę szwów i nie mogę prowadzić, to wszystko - westchnąłem - dość szybko cię wypisali - zwrócił uwagę i podejrzliwie się na mnie spojrzał, czy on myślał ze sam się wypisałem? idiota... - nie było powodu abym był tam dłużej - wzruszyłem ramionami, przez co to lewe zabolało, jednak nie zwróciłem na to uwagi. zaczęliśmy gdzieś jechać, jednak nie zwróciłem uwagi gdzie
- co z Davidem? nadal się nie obudził? - spytał Carbo, zastanowiłem się czy powiedzieć mu prawdę, nie chciałem go jeszcze bardziej martwić, David też by nie chciał...
- śpi, ci idioci nikogo do niego nie chcą wpuścić! - skłamałem, przed opuszczeniem szpitala sam byłem u niego w pokoju, jednak wątpie aby szybko się obudził - zadzwonić do chłopaków abyśmy spotkali się za ZS? napewno też chcieli by cię zobaczyć - zaproponował - jestem zmęczony - westchnąłem cicho, opuściłem głowę - zawieziesz mnie na Paleto? - spytałem, nie miałem ochoty na rozmawianie z kimkolwiek innym niż z Carbo, co chłopak prawdopodobnie zrozumiał ponieważ bez większego zastanowienia zmienił kierunek jazdy
- muszę się upewnić - rzekł białowłosy na co spojrzałem na niego zaciekawiony - nie jesteś zły na Labo? prawda? ani... ani na nikogo? - spytał wprost a ja otworzyłem szerzej oczy
- wydajesz się być na coś zły - dodał, uśmiechnąłem się leciutko
- nie, naprawdę, jestem po prostu zmęczony i nic więcej - przymknąłem zmęczone oczy - czemu miałbym być zły akurat na Labo? - dodałem, to była osoba na którą właśnie nie powinienem być zły, to on czekał całą noc aż sie obudzę i poprawił humor gdy to się tylko stało
- wiesz - przełnął ślinę - w końcu to Labo powiedział że droga wolna, jednak nie była wolna, nie chcę abyś był na niego zły - wytłumaczył cicho, tak jakby teraz samemu było mu głupio że wpadł na taki pomysł
- pierdolony maskaż! wiedziałem że chciał mnie zabić - powiedziałem w pełni poważnie na co Carbo spojrzał ma mnie zaszkoczony, po czym razem wybuchliśmy śmiechem. resztę drogi spędziliśmy gadając o pierdołach, aż w końcu nie zatrzymaliśmy się pod moim domem - nie przemęczaj się - zawołał za mną Carbo gdy już wchodziłem do domu, mojego małego, ciepłego domu
zdjąłem buty w przedpokoju, wziąłem z szafy w sypialni jakieś ubrania i podłączyłem telefon. poszedłem sie na szybko przebrać po czym położyłem się w moim ciepłym łóżeczku, przeglądając nie odczytane wiadomości. wiadomość o tym że wyszedłem że szpitala dość szybko się rozeszła, ponieważ Speedo już pisał o tym abym uważał lub chuj wie co, Heidi podobnie, aż milej mi się zrobiło czytając od nich wiadomości, cieszyło mnie że miałem tak wspaniałą rodzinę
włączyłem sobie jakiś serial na Disney+ i przysnąłem
(perspektywa Labusia)
zjadłem właśnie jedzenie na przerwie od pracy w warsztacie, wywaliłem kubek po kawie z burger shota patrząc na podjedzajacy radiowóz
siedzący w nim jednak Hank Over nie spytał o naprawę, nawet jej nie potrzebował. podszedł po prostu do mnie, nawet jeśli wiedział że mam przerwę - Hank Over, ty jak mniemam jesteś Michael Queen - upewnił się, znałem dobrze tego policjanta, a on znał mnie, jednak jego ton świadczył o tym że chciał czegoś więcej niż się przywitać - Laborant - poprawiłem niechętnie, szczerze nienawidziłem swojego imienia, dlatego sam sobie je zmieniłem, "Laborant". wiem że mogłem zmienić imię w doju, jednak nie chciało mi się czekać na to, i tak prawie nikt nie nazywał mnie po imieniu.
policjant kiwnął mi porozumiewawczo głową
- chciałbym pana poprosić aby wstawił pan się jak najszybciej na komendę, wczoraj zdarzył się napad na bank flecca, jeden z napastników miał na sobie maskę podobną do pańskiej - oświadczył porucznik,
to tak jakby nie było w tej maski w pierwszym lepszym sklepie
- oczywiście - uśmiechnąłem się
- wstawię się jeszcze dziś, po pracy - dodałem na co Hank również się uśmiechnął - dobrze, ciesze sie - powiedział i ruszył spowrotem do samochodu, zapowiada się ciekawy dzień...
- czego chciał? - spytał Lucas, nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podszedł - mam się wstawić na komendę - wzruszyłem ramionami
- chodzi o tą strzelaninę - dodałem
- i co? wstawisz się? - spytał ciekawy - nie widzę powodu abym nie poszedł, nie chce robić sobie problemów - westchnąłem cicho - jak chcesz to mogę wziąć twoją zmianę, im szybciej to załatwisz tym lepiej - dodał przyjacielsko - pewnie - podziękowałem
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _
wszedłem na komendę i podszedłem do recepcji gdzie przywitała mnie Rozalia - miałem się zgłosić na komendę - powiedziałem w prost
- oh! no tak, rozmawiałeś z Hankiem? - spytała - z Hankiem - potwierdziłem ledwo słyszalnie, chciałem mieć to wszystko za sobą. sami mamy teraz przez ten napad problemy, David jest świeżo po operacji a Erwin nadal jest w szpitalu
(w tym momencie Labuś jeszcze nie wiedział że Erwinka nie ma w szpitalu)
- wpuszcze cię, Hank jest na piętrze, raczej nie jest zajęty - dodała ciepło się uśmiechając po czym wpuściła mnie na komendę - dam sam radę - powiedziałem gdy Rozalka już chciała mnie poprowadzić, i zanim zdążyła coś powiedzieć już się oddalałem idąc w stronę drugiego piętra, co chwile witały mnie zaskoczone twarze że strony policjantów, na drugim piętrze zatrzymał mnie Grzesiu - Labo? co tu robisz? - spytał podejrzliwie mi się przyglądając - miałem wstawić się na komendę do Hanka Overa - wyjaśniłem, Gregory nie wyglądał na zbyt przekonanego jednak nie powiedział tego na głos - zaprowadzę cię - zaproponował i poprowadził mnie do biura w którym siedział Hank, uzupełniający jakieś papiery
- Hank? - przerwał mu Gregory na co ten przeskakiwał wzrokiem pomiędzy mną a Grzesiem - tak, miałem z nim porozmawiać, dzięki Gregory - uśmiechnął się do współpracownika ciepło - chodźmy lepiej do pokoju przesłuchań, Labo - zwrócił się do mnie wstając z krzesła - pomóc? - zaproponował Gregory na co porucznik się zgodził kiwnięciem głowy, i trójką poszliśmy do pokoju przesłuchań.
usiadłem wygodnie po prawej stronie stołu a Grzegorz i Over po lewej
- także Labo, gdzie byłeś wczoraj o około 21:30? - spytał - o 21:30... - powtórzyłem, nie wymyśliłem podczas jazdy tutaj wymówki, jednak musiałem wymyślić coś sensownego, to kwestia czasu aż policja będzie szukać w szpitalu postrzelonych osób, nie chciałem więc żeby się dowiedzieli od lekarzy że byłem tam tego dnia
- na dworze - przełknąłem ślinę
- jeździłem z Davidem i Erwinem samochodem - opuściłem wzrok myśląc nad sensownym wytłumaczeniem, postanowiłem więc że zrobię od razu alibi dla chłopaków, w szczególności że teraz potrzebują odpocząć a nie męczyć się z policją
- czy mogą to potwierdzić? - spytał Gregory pewnie - tak, to znaczy... teraz nie - poprawiłem zmieszany na co Gregory spojrzał na mnie pytająco - jeździliśmy, chcieliśmy odwieźć Erwina na Paleto - nabrałem trochę więcej pewności siebie, nawet przez chwilę zapomniałem że ten siwy chuj jest poszukiwany
- ale Paleto jak to Paleto, ma swoje zasady, i ktoś najebany się wjebał w nas samochód - ciągnąłem z udawaną niechęcią, żaden z policjantów mi jednak nie przerywał - wysiadliśmy zobaczyć co sie się spierdoliło, znaczy... - przerwałem zauważając że ciągle przeklinam - popsuło - poprawiłem, Hank najwyraźniej także dopiero zauważył że przeklinam
- tamten kierowca także wysiadł - westchnąłem - Erwin, jak to Erwin, zaczął się kłócić z kierowcą że to przez niego i ma przeprosić - uśmiechnąłem się lekko widząc jak policjanci łykają każde moje słowo
- kierowca się wkurzył, a Erwin... Erwin naprawdę tylko żartował, nie chciał nic zrobić - kontynuowałem udając smutek
przerwałem wzdychając ciężko, policjanci nie przerywali ciszy przez jakiś czas - Laborant? co się stało? - spytał w końcu Gregory, gdyby tylko wiedzieli że śmieje się w duchu.
- ten kierowca... on... on miał broń, broń palną - przełknąłem głośno ślinę - wycelował w Erwina, ale Erwin, on go wyśmiał, nie bał się go - przerwałem by złapać oddech, policjanci patrzyli na mnie z narastającym współczuciem, podczas gdy ja powstrzymywałem się od śmiechu
- może... może gdybym coś zrobił, może by to się nie stało? - spytałem sam siebie - potrzebujesz przerwy? - przerwał Hank, przełknąłem ślinę
- przepraszam, ale nie wiem nic o napadzie, nie było mnie tam - poinformowałem opuszczając głowę, Hank kiwnął mi głową - Laborant, co się dalej stało? - spytał Grześ zaniepokojony. zastanowiłem się czy nie poniosło mnie z tą opowieścią, jednak no cóż, najwyżej mi nie uwierzą i pójdę siedzieć za terroryzm
- kierowca strzelił, strzelił Erwinowi w ramię - podniosłem pewniej głowę, że wzroku policjantów wywnioskowałem że biorą wszystko na poważnie - przestraszyłem się. David do niego podbiegł i zaczął krzyczeć, nie pamiętam co, byłem zbyt przestraszony aby słuchać -
uśmiechnąłem się szerzej - David umilkł dopiero gdy kierowca nakierował broń w jego stronę - odwróciłem głowę w bok
- Labo - przerwał Hank - jak nie chcesz, to nie musisz opowiadać - powiedział porucznik na co przewróciłem oczami
- napewno? - spytałem - nie no teraz to musisz, teraz to mnie zaciekawiłeś! - rzekł Gregory, jednak wiedziałem ze prawda była inna, że chłopak chcę po prostu wiedzieć czy nic się nie stało z Erwinem, jednak nie mógł tego powiedzieć na głos - pewnie - powiedziałem miło - nie no kurwa, może herbatki wam zrobić? - zaśmiał się Hank - no przydała by się - wzruszył ramionami Grzechu w pół poważnie. nastała cisza świadcząca że obaj chcąc abym kontynuował
- Davida poniosło - kontynuowałem
- chciał się tylko bronić, Davidek wyciągnął nóź - przerwałem zastanawiając się co powiedzieć
- to była samo obrona... on... to było takie szybkie, on chyba wbił mu w brzuch nóż - powiedziałem niepewnie, uświadomiłem sobie jak łatwo zrobić z kogoś pojeba ale także bohatera - tamten kierowca... i tak wystrzelił, na szczęście nie trafił w głowę tylko w kolano. zgarnąłem tych idiotów do auta i pojechałem z nimi na szpital - zakończyłem i nastała na chwilę cisza
- czy ktoś może to potwierdzić? - spytał Hank - i czy wie pan w jakim stanie są pańscy koledzy? - dodał
- każdy lekarz - powiedziałem wzruszając ramionami - dobrze - powiedział Hank - na razie jest pan wolny - stwierdził na co się uśmiechnąłem
dobry wieczór!
dzisiaj trochę mniej
Erwina x Laboranta
jednak w następnym
bardziej się postaram
go dodać!
zabieram się więc do pisania następnego rodziału!
miłego! <3
~2622 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro