🥀~22. rozmowa przy kawie~🥀
(perspektywa pastora)
po kilku minutach przyjechaliśmy do domu gdzie mogliśmy spokojnie usiąść przy telewizorze i oglądać jakieś rzeczy, a jako że bajki raczej odpadały to padło na jakiś film w którym nie wiadomo o co chodziło, ale był raczej lepszy aniżeli jakieś trudne sprawy lub ukryta prawda
(tak naprawde ukryta prawda lub trudne sprawy to są akurat zajebiste ale jebać)
- Erwin? - spytał niepewnie Laborant którego głos był już o wiele spokojniejszy - proszę, zapomnijmy o tym co się dzisiaj działo, dobrze? - spytał a jego głos wypełniała niepewność - nie - powiedziałem wprost spodziewając się że ani trochę nie takiej odpowiedzi spodziewał się mój rozmówca - wiesz że nie zapomnę tego, a nie chcę cię okłamać - przyznałem zdejmując wzrok z Laboranta nieco onieśmielony - po prostu jak chcesz mi to powiedzieć to nie musisz się wstrzymywać, chce ci pomóc tak bardzo jak ty mi, okej? - spytałem - rozumiem - odparł po krótce chłopak po czym od razu wyczułem że kłamię, nie wiedziałem czy długo skrywa ponure myśli z dala odemnie, czy może to pierwszy raz gdy do niego dotarły. nie obchodziło mnie to. teraz jedyne czego chciałem to aby wiedział że ma we mnie wsparcie i jestem na każde jego zawołanie
(Perspektywa Laborancika)
no i po co musiałeś wtedy płakać przyjebie? spytałem sam siebie, przecież Erwin ma wystarczająco własnych problemów i nie chce aby użerał się także z moimi wyimaginowanymi myślami
- Labo? - spytał skutecznie przerywając moje myśli, miałem jednak nadzieje że o nic nie pytał podczas gdy bujałem w obłokach - kocham cię, wiesz? - powiedział uśmiechając się nieśmiale, tymrazem jednak nie były to słowa wypowiedziane po alkoholu, tylko jego prawdziwe myśli, co prawda zapewne znaczyło to dla niego tyle samo, a jednak pytanie te sprawiło że poczułem gęsią skórkę na rękach - też cię kocham, królewno - odparłem zauważając jak chłopak ucieka ode mnie wzrokiem. najwyraźniej mimo i tak nie wielkiej ceny tych słów musiał być zawstydzony - a co we mnie kochasz? - spytał cicho oraz nieśmiale, co w nim kocham... zastanowiłem się - no nie wiem, twój humor? - zaśmiałem się nie wiedząc do końca co powiedzieć, złoto oki słysząc to również obarzył mnie nie wielkim śmiechem
- to że nie boisz się walczyć o swoje co zawsze robisz - stwierdziłem po chwili zastanowienia - to że dałeś tyle osobą w zakszocie szanse, w końcu gdyby nie to wciąż zapewne był bym w wojsku a Speedo byłby mechanikiem - zaśmiałem się - to że nie wstydzisz się powiedzieć komuś że się myli, oraz przyznać komuś racji mimo wysokiej samooceny - stwierdziłem specjalnie używając słowa "samoocena" zamiast ego żeby go nie wkurwić. te cechy jak szczerość akurat bardzo szanowałem, w końcu sam miałem tej cechy na tyle nie wiele że wolałem często nic nie mówić zamiast powiedzieć że coś mi się nie podoba
- a ty co we mnie lubisz? - spytałem nie chcąc słyszeć żadnego "dzięki" lub tym podobnych - no więc - zastanowił się na głos - chyba to że tak bardzo mi pomagasz - uznał delikatnie się uśmiechając - jeśli przyjaźnisz się że mną tylko w ramach wdzięczności to podziękuje - powiedziałem żartem, a jednak skrycie miałem obawe że to prawda, ponieważ od czasu amnezji nie miał zbyt wielu powodów aby mnie lubić - to nie tak! - zaoponował chłopak który ten niewinny żart także wziął zbyt do siebie - po prostu chyba nie umiałbym opisać tego wszystkiego w kilku prostych słowach - powiedział od razu spuszczając z zawstydzenia głowę co rozumiałem, jego słowa także mnie onieśmielały pod tym względem iż mimo że brzmiało to jak słaby tekst na podryw była to janszczersza prawda
- mhm - wyjąkałem, mogłem w końcu nie zadawać tego pytania, wtedy moje policzki by nie piekły jak teraz przez pojawiające się ja nich rumience i tym podobne - czy ty się zawstydziłeś? - zauważył przez co jeszcze bardziej się zawstydziłem - nie - powiedziałem tak cicho że sam ledwo słyszałem własny głos, Erwin nagle się zaśmiał od razu zmieniając swój nastrój - uroczy jesteś Labuś - stwierdził przyglądając się mi z uśmiechem na twarzy, nie odpowiedziałem jednak wiedząc że cokolwiek powiem będzie to sprawiało że będę coraz to bardziej onieśmielony
czułem jak serce mnie piecze tak jakby chciało spalić mnie od środka, myśli mi się kotłowały w głowie, nie mogłem znaleźć w nich jednak zadnego sensu, za to emocje były tak zmienne że nie mogłem określić co czuje. położyłem dłoń na klatce piersiowej chcąc chodź trochę opanować zbyt szybkie bicie serca - coś nie tak? boli? - spytał Erwin obserwując mnie uważnie, no i co mam teraz zrobić? powiedzieć siwemu że pale się od środka? miałem mimo wszystko ogromne szczęście że nie byłem skazany na to że chłopak mógłby w każdej chwili patrzeć w moje oczy - nie, jest okej - powiedziałem najspokojniej jak tylko byłem w stanie
- bije ci mocno serce? - zadał kolejne pytanie, teraz jednak nie czekając na odpowiedź przysunął do mnie rękę chcąc położyć ją w miejscu mojego serca. ja zbyt zaskoczony aby o czymkolwiek pomyśleć odskoczyłem zaskoczony w stronę progu kanapy, i to o mało nie spadając z mebla ponieważ byłem tak niedaleko krańca kanapy - wszystko okej? - upewnił się Erwin nie wiedząc czemu tak bardzo uciekłem przed jego dotykiem - tak - odparłem zły na samego siebie. Knuckles nie przejętny moją poprzednią reakcją ponownie skrócił nasz dystans i położył dłoń na mojej klatce piersiowej, tym razem jednak nie mogłem odskoczyć ani sprawnie uciec
- czym się tak zestresowałeś? - spytał żartobliwie zapewne odnośnie bicia mojego serce - zostaw mnie - rozkazałem czując że zamiast się uspokajać moje serce biło tak mocno że myślałem że zaraz przebije moją skóre i wyskoczy z mojego brzucha - co? - spytał najwyraźniej nie do końca rozumiejąc moją nagłą zmiane co było w pełni zrozumiałe, w końcu skoro sam siebie nie rozumiałem to czemu ktoś inny miałby? - po prostu mnie nie dotykaj - poprosiłem o wiele łagodniej. poczułem w końcu jak Erwin zabiera odemnie spowrotem dłoń - przepraszam - powiedział odwracając głowę na tyle abym nie mógł patrzeć w jego oczy - nie wiedziałem że ci to przeszkadza - dodał przez co poczułem wyrzuty sumienia, mogłem lżej zareagować. nie ma co dokładać chłopakowi kolejnych zmartwień, stwierdziłem
- to ja przepraszam - przełknąłem śline, siwowłosy odwrócił głowę ponownie w moim kierunku - nie Labo, to okej że nie chcesz czegoś, nie chcę się narzuczać i chciałbym abyś się czuł komfortowo - powiedział z stucznie wyglądającym uśmiechem. mimo jego słów jednak wciąż czułem się winny - możesz mnie przytulić? - spytałem, może wyszedł bym przy tym z własnej strefy komfortu jednak jeśli to miało by uśmierzyć uczucie poczucia winy to jestem w stanie to zrobić. chłopak spojrzał na mnie niepewnie - napewno? - spytał zapewne przypominając sobie moją poprzednią reakcje na jego dotyk - tak - powiedziałem bez cienia emocji na co ten stał się jeszcze bardziej niepewny - Labo - westchnął zmęczony - to nie tak że czuje się źle debilu - oznajmił jakby czytał mi w myślach, teraz jednak był bardziej podenerwowany
kurwa, czy wszystko muszę robić źle? nie chce go denerwować ani nic w tym stylu, a ten nie ustępujący gorącz w klatce piersiowej wcale mi nie pomagał - okej? - spytał przez co musiałem zmusić się do uśmiechu - pewnie - powiedziałem spokojnie i zdecydowanie, tak naprawdę jednak w myślach toczyłem wojnę z samym sobą aby się nie rozpłakać jak debil - napewno, nie brzmisz jakby było okej - stwierdził z czym miał pełną racje - Labuś, jak nie chcesz to nie musisz mówić, to okej - stwierdził próbując mnie jakkolwiek uspokoić, jego słowa jednak sprawiały że coraz gorzej się czułem - straciliśmy trochę filmu - zwróciłem uwagę nie chcąc drążyć tematu, spojrzałem więc ponownie na telewizor zmuszając siebie na skupienie się na lecącym programie
mimo to wciąż czułem wzrok kolegi na sobie - to- - zaczął - kiedy rozmówca zmienia temat to znaczy że nie chce o tym gadać - uświadomiłem - naprawdę? - spytał bez nuty żartu - po prostu bądź CICHO - rozkazałem czując przy podnoszeniu głosu większy uścisk w klatce piersiowej przez co ból przez chwilę był nie do zniesienia - przepraszam - powiedział chłopak odwracając wzrok w stronę ekranu telewizora
położyłem dłoń na klatce piersiowej czując wciąż palący ból - przyniosę ci wody - oznajmił Erwin który musiał zrozumieć że boli mnie klatka piersiowa - nie trzeba - powiedziałem nie chcąc się narzucać, wiedziałem jednak że przez ból nie był bym w stanie przełknąć wody która i tak by nie pomogła - napewno? - spytał, a jednak odpowiedzi nie otrzymał. usiadłem bokiem do przodu kanapy opierając się przy tym o bok miękkiego meblu - możesz mnie przytulić? - spytałem teraz poważniej niż wcześniej. miałem nikłą nadzieję że to choć trochę zdoła mnie uspokoić
tymrazem Knuckles jednak nie odmówił i oplótł dłonie wokół mojej szyi przytulając się przy tym do mnie, głowę za to położył na mojej klatce piersiowej sprawiając że zapewne musiał słyszeć stukanie serca pod moim mostkiem, chłopak położył się na mnie przez co ja także musiałem się położyć, nie przeskadzało mi to, a wręcz przeciwnie, czułem się o wiele lepiej leżąc niż siedząc w nie wygodnej pozycji - dziękuje - powiedziałem otulając plecy chłopaka aby napewno nie spadł że mnie na podłogę
(perspektywa Erwina)
wpatrywałem sie w lecący w telewizji film, co prawda tamten już minął jednak ten był równie dobry. pomimo że Laborant już zasnął to jego dłonie wciąż spoczywały na moich plecach co uniemożliwiało mi wstanie, nie przeskadzało mi to jednak za bardzo. całe szczęście bicie serca chłopaka wraz ze snem się w miarę uspokoiło przez co mogłem być spokojny, a to czemu biło wcześniej tak szybko już mnie nie interesowało, podobnie jak zachowanie przyjaciela. no tak, to nieco samolubne, ale co mogę poradzić? puki nie chce mi powiedzieć o swoich zmartwieniach nie mogę się narzuczać, bez znaczenia jak bardzo chce pomóc, to by poniekąd oznaczało że nie szanuje jego decyzji, a poniekąd także jakby miał mi w pełni zaufać skoro ja nie mogę zaufać jemu z tym że podejmuje właściwe decyzje?
w każdym razie mój telefon który wciąż dzwonił nie dawał mi zbytniego spokoju, to nie tak że był na tyle daleko aby go sięgnąć bez budzenia maskarza, po prostu miałem nadzieje że osoba po drugiej stronie w końcu uzna to za bezsensowne i przestanie dzwonić, a jednak się myliłem, telefon wciąż dzwonił nie dając spokoju moim uszą które wkurzała już melodia która leciała już 5 raz
w końcu zdecydowałem się przerwać to cierpienie, podniosłem wibrujący telefon i nie sprawdzając uprzednio kto do mnie dzwoni odebrałem, przykładając przy tym urządzenie do ucha - halo? - powiedziałem cicho a za równo na tyle głośno aby rozmówca mnie napewno usłyszał - cześć Erwin! - pezywitał się David który jak zawsze był w cudownym humorze, czasem nawet się zastanawiałem czy napewno nie brał narkotyków ponieważ te dobre samopoczucie było czasem aż zbyt dobre - co tam Davidku? - spytałem bez przywitania, a jednak także tak wesoły jak tylko umiałem, zapominając przy tym o tym aby być cicho
- chcesz coś porobić? nudy są a chłopaki nic nie chcą robić - oznajmił wzdychając - no chyba że jesteś zajęty! - przerwał samemu sobie tak jakby wpadł ma pomysł że za bardzo mi się narzuca. spojrzałem na Michaela którego klatka piersiowa wciąż powolnie się unosiła w rytm snu, mimo wcześniejszej wspólnej rozmowy teraz miał bardzo spokojny sen - mam czas - oznajmiłem wiedząc że zostawiając Labo samemu nic mu nie będzie - możesz po mnie podjechać? - spytałem stwierdzając że nie ma co czekać - pewnie - odparł po czym rozłączył się bez pożegnania do czego powoli się przyzwyczajałem
odsunąłem od siebie delikatnie dłonie kolegi aby mieć pewność że go nie obudzę po czym wstałem powoli z kanapy
zapowiadało się naprawdę ciekawe popołudnie
(perspektywa Labo)
rozejrzałem się po pokoju, musiało mi się przysnąć gdy lezałem, o tyle dobrze że nie byłem już wcale zmęczony, a serce przestało boleć. usiadłem myśląc wciąż o tym jak głupi jestem, w końcu chyba nie po to myślałem cały czas o tym aby nie zadręczać nikogo własnymi problemami, tylko po to by po chwili to zrobić. otrząsnąłem się jednak z tych myśli, w końcu jeszcze będzie pora i czas aby przemyśleć wiele rzeczy, ale nie teraz gdy nie jestem nawet u siebie
a właśnie, gdzie jest Erwin? zastanowiłem się dopiero zdając sobie sprawę że nie ogląda już telewizora który był aktualnie wyłączony. nic albowiem nie wskazywało na to że pastor był gdzieś w domu, wręcz przeciwnie, byłbym przekonany że gdyby był gdzieś tutaj to już bym go usłyszał, poza tym co dziwne chłopak mnie nie obudził jak to mamy w zwyczaju. jednak to akurat nie był zbyt duży dowód, w końcu złotooki mógł równie dobrze uznać że lepiej mnie nie budzić
gdy tak myślałem w najlepsze to dopiero zauważyłem leżącą na stoliku kartkę papieru która jak się domyślam nie znajdowała się tutaj wcześniej, przeszła mnie aż gęsia skórka na co sam z siebie się zaśmiałem, w końcu prawdopodobieństwo że to Q jest nadawcą listu i porwał Erwina jest małe, o ile w ogóle istnieje. widząc jednak pismo się uspokoiłem, było o wiele bardziej czytelne niż te z listów pochodzących od Q co oznaczało że nie on nadał ten list, po kilku przeczytanych słowach wiedziałem że to Erwin napisał na szybko ten list. napisał między innymi że pojechał do miasta i nie chciał mnie budzić oraz że mam odpoczywać bo widać że tego potrzebuje na pierwszy rzut oka
przewróciłem oczami odkładając papier spowrotem na stół, wiedziałem że teraz muszę wymyślić co robić, w końcu odpoczywanie nie było dla mnie niczym miłym biorąc pod uwagę że i tak zakszot uważa że nic nie robię. poszukałem własnego telefonu po czym spojrzałem czy napewno nikt nie napisał na grupie zakszotowej. i widząc brak wiadomości włączając w to brak wybranego na dziś radia posmutniałem nieco, wszystko albowiem wyglądało na to że moja chęć pomocy była dzisiaj bezuzyteczna, zapewne wszyscy odpoczywali od napadów mając aż nadmiar pieniędzy z którymi nie mieli pojęcia co zrobić
a więc co mogłem że sobą zrobić? zastanowiłem się, już ciekawsze jest chodzenie po parku i namawianie meneli ma przezuczenie się z alkoholu na narkotyki niż siedzenie w ciszy z wiedzą że obejrzało się już wszystkie ciekawe filmy i seriale na disney+
(perspektywa Knucklesa)
siedziałem przy stole w kawiarni z Davidem czekając na nasze zamówienie - i jak tam Erwinku? - spytał przyjaciel dość ogólnie - w jakim sensie? - spytałem mając nadzieje że nic przed tym nie mówił i nie wyjdzie na to że go nie słucham - w sensie z twoją amnezją, lepiej? gorzej? - spytał - normalnie - wzruszyłem ramionami - to dobrze - stwierdził, i mimo iż normalnie ludzie by współczuli to ta reakcja musiała oznaczać że ciemno włosy myślał o tym wcześniej i martwił się że mogło się jakkolwiek pogorszyć - Labo dużo pomaga - dodałem - no tak, przepraszam że nie pomagam tyle co on - zaśmiał się - a tam pierdolisz, i tak dziękuje - powiedziałem wiedząc że chłopak mówi to na poważnie. w końcu jakaś miła pani kelnerka przyniosła nam kawy przy której mieliśmy rozmawiać, wypiłem łyka z kubka czując jak ciepły napój rozgrzewa moje ciało
- David? - spytałem - hm? - spytał perzełykając kawę - czym jest miłość? - spytałem że świadomością że prawdopodobnie nigdy wcześniej nie poruszaliśmy aż tak poważnych tematów - czy ty masz zamiar wyznać mi miłość? - spytał ostrożnie - nie tobie debilu! - prychnąłem od razu wiedząc że popełniłem błąd zadając to pytanie, w końcu jak przyjaciel miałby odpowiedzieć na tak poważne pytanie skoro nie umiemy być koło siebie poważni - to kto jest tym szczęściarzem bądź szczęściarą? - spytał z uśmiechem - wiesz co? już nic, zapomnij - stwierdziłem czując że to był głupi pomysł
- chodzi o Labo, co nie? - upewnił się jakby to było coś w pełni normalnego - nie! o nikogo nie chodzi, po prostu zadałem głupie pytanie - uznałem chcąc tylko i wyłącznie aby chłopak o tym zapomniał, jednak gdy ciągnął ten temat wiedziałem że coraz bardziej byłbym w stanie uwierzyć że sam siebie okłamałem - myślę że powinieneś mu o tym powiedzieć - wyrwał mnie z myśli - powinienem? - spytałem przygryzając przy tym warge - przyznałeś się! czyli naprawdę kochasz maskarza! - zaśmiał się David, jednak namiast wywołać u mnie podobne emocje czułem jak moje policji płoną że wstydu - o czym ty pierdolisz? - spytałem wiedząc że nie doczekam się odpowiedzi. wypiłem łyka kawy aby ostudzić emocje jednak te wydawały się zamiast tego wciąż przybierać na sile
- ale ja sam nie wiem czy go kocham, a poza tym co jeśli on mnie nie kocha? - spytałem bardziej siebie niż towarzysza który nie mógł o tym wiedzieć - wiesz, jeśli myślisz że chciałbyś być z Labo to będę dla ciebie wsparciem nie ważne co by pomyśleli inni - powiedział z taką powagą z którą nie pamiętam kiedy ostatni raz go widziałem - no chyba że coś tobie zrobi, to przysięgam że jego zabije! - dodał mimo wszystko z taką powagą że wiedziałem że to nie żart - okej, postaram się mu powiedzieć - stwierdziłem czując jak na samą myśl o tym dostaje gęsiej skórki
mimo to nie chciałem robić tego w najbliższym czasie, Labo ma wystarczająco problemów a ja nie chce go przytłaczać dodatkowymi, a tymbardziej psuć naszej relacji która mogła by już nigdy nie być taka sama
- jak coś w tym kierunku się wydarzy to ci powiem - obiecałem. David lekko się uśmiechnął pamiętając że już złożyliśmy sobie taką obietnice, nie chciał jednak psuć rozmowy dlatego o tym zapewne nie wspominał. ja także mimo iż to znakomicie pamiętałem to o tym nie wspomniałem, a to tylko dlatego że ja również nie chciałem psuć tej chwili
(perspektywa Labo)
nawet nie zwróciłem uwagi gdy kolejny odcinek serialu się skończył a kolejny zaczął, albowiem był on tak nudny że już od dłuższego czasu przestałem słuchać a zacząłem bujać w obłokach. jak zawsze umysł schodził mi na te same tematy, czyli zakszot, który był moim życiem, a głównie Erwin, w końcu skąd mogę mieć pewność co do jego bezpieczeństwa gdy okazało się że to nie jest koniec wątku z Q który może chcieć dokończyć swego dzieła
a teraz nawet nie wiem gdzie chłopak się wybrał ponieważ wolałem spać niż myśleć nad rozwiązaniem problemu, no tak, to bardzo w moim stylu. od czego się to w ogóle zaczęło? dlaczego akurat Erwin? oraz dlaczego akurat ja? przecież Carbo również był wtajemnicony w to całe gówno, a spotkało to mnie mimo iż to wiadome że Carbonara poradził by sobie z tym lepiej
te myśli są naprawdę przytłaczające, a jednak doszedłem i tak do tego że są niepotrzebne. w końcu jak zawsze kończy się na tym samym, że nie jestem niczemu winien. że to nie moja wina iż się nie staram, oraz inne podobne rzeczy w które sam nie byłem w stanie sobie uwierzyć
wziąłem pilot w dłoń po czym zgasiłem telewizor którego i tak już od dawna nie słuchałem. sprawiło to że jedynym teraz światłem jakie znajdywało się w pokoju pochodziło zza okna, to też jednak nie było dużo ponieważ słońce już zachodziło pozostawiając po sobie jedynie ciemne niebo z wieloma gwiazdami
chyba powinienem poszukać narkotyków lub innych leków na uspokojenie zanim w pełni pogrąże się tymi beznadziejnymi myślami - uznałem jednak prędko wybiłem sobie to z głowy, w końcu powinieniem myśleć jak pomóc a nie jak uciec od problemów...
hola!
czas oczekiwania na rozdział jest dość długi i żeby wam to choć troche wymagrodzić wstawie kolejny rozdział tak szybko jak to możliwe ♡
~3046 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro