Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🥀~2. strzelanina~🥀

(perspektywa Erwinka)

obudziłem sie przecierając przy tym oczy, niby sie wyspałem jednak wszystko mnie bolało.

ale co sie dziwić skoro spałem na kanapie w ubraniach? plecy mnie w chuj bolały i za nic nie mogłem sobie przypomnieć jak się tu znalazłem, jednak uwzględnieniem 3 opcje -

1. zasnąłem chuj wie gdzie i ktoś mnie odwiózł do domu
2. po prostu przyszedłem, stwierdziłem ze za chwilę sie ogarnę i zasnąłem
3. najebałem się i rozjebałem sie na kanapie

stwierdziłem że opcja 3 jest najbardziej sensowna...

szybko poszedłem sie ogarnąć w łazience, nawet nie sprawdzałem godziny tylko abym sie nie stresować ze gdzieś sie spóźnie, nawet jesli na prawdę jestem gdzies spozniony...
w każdym razie ogarnąłem sie i zajrzałem w wiadomości na telefonie, 14 rzecz jasna była już bo ja musze w chuj spać. wiadomość od Carbo ze będziemy musieli opierdolić trackera, od Davidka żeby... w sumie chuj wie o co mu chodziło, jeszcze tego nie rozglyzlem. Heidi zycząca miłego dzionka, odpisałem oczywiście żeby też miły miała :3
i chuj wie jeszcze jakie tam wiadomości, jakieś randomy czy chuj wie co.

zamówiłem sobie taxówkę na 15 i zacząłem robić sobie śniadanko. zjadłem sobie chlebek w jajku, bardzo smakowało, ale na przyszłość musze pamiętać ze musze wyciągać zanim będą całe zwęglone :(

wyszedłem z mieszkania z zaskoczeniem stwierdzając że drzwi były otwarte - i fart ze nikt sie nie włamał do mojego domu.
przed domem czekała już na mnie taksówka, wsiadłem na tylne siedzenie uśmiechając sie niewinnie, nie miałem na sobie maski więc śmiesznie gdyby sie okazało ze zatrzyma nas policja, na co szczerze liczyłem, niestety tak sie nie stalo, i dojechalem do miasta bez większych zmartwień, gdzie dopiero założyłem komin.

wysłałem Carbo lokalizacje GPS na którą po chwili podjechał sportowym, dwuosobowym, autem z wsuniętym dachem, zatrąbił w moją stronę na znak abym do niego wsiadł, co oczywiście zrobiłem.
- tracker? - spytałem na co on kiwnął głową, było to raczej oczywiste, w końcu Nicollo nie lubił tego rodzaju samochodów - już nie ma nadajnika - stwierdził biało włosy - jaki dziś plan? - spytał uśmiechając się lekko
- nie wiem, jeśli Mateuszek się nie odezwie to możnaby jakąś sportową flecke - zastanowiłem się na głos,
mój telefon niespodziewanie zaczął dzwonić, bez większego zastanowienia odebrałem

- co tam Davidku? - spytałem
- gdzie sie spotykamy? - spytał bez owijania w bawełnę - za ZS? - spytałem, wiedziałem że sie zgodzi, w końcu JA tutaj mam być decyzyjnym :(
- jadę - powiedział i się rozłączył.
nie wiem kto ich nauczyl sie tak rozłączać ale nie jestem z tego zadowolony, nie miło dla Erwinka, nawet pożegnać się nie mogę :(

nie minęło za długo aż już oddaliśmy trackera i pojechaliśmy jakimś zajebanym autem na ZS.
za ZS czekał już Speedo, Labo i David, dołączyliśmy do nich a w mojej głowie narodził się pojebany plan
- to co? jakaś flecka czy jak? - spytał Speedo - teraz ktoś chyba robi ale będzie można wieczorkiem zrobić - dodał - MAM POJEBANY PLAN - zwróciłem na siebie uwagę - BO POLICJA ŚPI CIĄGLE, TRZEBA ICH JAKOŚ KURWA ZRESETOWAĆ BO ZA NIEDŁUGO NAWET ZAKŁADNIKÓW ZBIERAĆ NIE BĘDZIEMY MUSIELI - uznałem zauważając zaciekawienie w wzroku innych - no bo my normalnie negocjujemy i uciekamy od policji, ale ostatnio im się nie chce nawet nasz kurwa gonić, więc zrobimy aby nie musieli nas gonić - dodałem wzbudzając jeszcze większe zainteresowanie że strony chłopaków

- wejdziemy do środka, ja Carbo oraz Speedo - wybrałem - Labo i David, będziecie na dachu, tak aby was nie widzieli i myśleli że to normalny napad - wymyśliłem z każdą sekundą zyskując pewność siebie - ja będę jak zawsze hackował, podstawimy 2 dwójki przed bankiem, lub cokolwiek innego, i tak nie będziemy uciekać, to bardziej żeby nie budzić podejrzeń i w razie czego - wzruszyłem ramionami - kiedy tylko policja podejdzie aby negocjować, cokolwiek, to otworzycie ogień - uśmiechnąłem się chytrze - i tak nikt nie przyjedzie jak zwykle na flecce puki sie nie dowiedzą że otworzyliśmy ogień, ale postaram się skończyć zanim inni przyjadą - skończyłem

- mi pasuje - uśmiechnął się Nikodem, oczywiście - on zawsze chciałby się strzelać kurwa - mogę ogarnąć kamzy - oświadczył maskarz - ktoś w ogóle nie ma broni? bo mam w razie co w apartamentach zapasową - spytał Carbo - jakbys mógł to poproszę - uśmiechnąłem a Carbuś skinął głową - to skoro tak to ogarnę fury - westchnął Speedo - A JA BĘDĘ SIE OPIERDALAĆ - oświadczył Davidek na co sie zaśmiałem - to chodź Davidek na burger shota - powiedziałem i nie czekając pognałem do jego samochodu

21:00~~~

(perspektywa Laboranta)

trochę się to wszytko przedłużyło, głównie dlatego ze Carbo złapał jakiś pościg policyjny... ale ważne że już byliśmy gotowi!

staliśmy już z Davidem na dachu banku czekając na policje, Erwin prawdopodobnie już rozpoczynał hackowanie pierwszych drzwi.

pierwszy policjant który był prawdopodobnie negocjatorem ruszył w stronę banku, nie strzeliłem jednak bo okazało by to sie marnowaniem naboi, w końcu chłopaki z banku już otworzyli ogień i bezbłędnie trafili w policjanta, wcelowałem się w jeden z radiowozów. kiedy osoba która sądząc po stronu była kadetem, bez większego zastanowienia strzeliłem, trafiłem w bark, a następnie kolejnym naboiem w nogę. kadetka przeczołgała się jakoś za radiowóz
- wzywa posiłki - odezwałem sie do Davida który strzelał do innego policjanta - chuj w to, oby tylko Erwin sie pospieszył - parskął przeładowującz pistolet

czekaliśmy może z 5 minut aż dojadą kolejne radiowozy, te tym razem jednak były gotowe i skampiła sie za samochodami wychylając sie jedynie co kilka sekund i strzelając w stronę wejścia, jakby nie świadomi że ktoś jest na dachu. strzeliłem bez błędnie trafiając w plecy policjantki, niech się nauczy nosić kamizelkę na akcje, ten strzał jednak wykryli inni, wiedząc teraz ze ktoś strzela z dachu. było to mi na minus, bylismy dość łatwym celem na dachu, ale oni byli bardziej

minus był taki że policjantów wciąż przybywało, a moja kamizelka była coraz to bardziej zniszczona, po mojej lewej znowu usłyszałem przelatujący nabój, teraz jednak było inaczej, teraz albowiem nabój w kogoś trafił, odwróciłem sie w stronę Davidka aby sprawdzić czy nic mu nie jest, pocisk trafił mu pod kolanem, chłopak przysiadł - wszystko git? - spytałem, wiedziałem że to pytanie nie miało sensu - boli jak diabli - syknął z bólu
- ale dam radę - dodał uciskając ranę,

David wyjął z kieszeni dzwoniący telefon i dał na głośno mówiący
- co tam Carbuś? - spytał przez zaciśnięte szczęki - Erwin skończył hacka, teren na zewnątrz czysty? - spytał, poza tym ze będziemy strzelać z lepszego widoku mieliśmy jeszcze obserwować teren, wychyliłem sie lekko - czysto - stwierdziłem pośpiesznie - no to co? schodzić z dachu? - spytał na co David sie zgodził po czym sie rozłączył

- zejdę pierwszy - zaproponowałem na co David nie wyglądał na zadowolonego, nie lubił jak ktoś się nad nim lituje - nie żeby coś, też nie lubię się nad nim litować. kiedy pomogłem chłopakowi zejść z tej drabiny westchnąłem - to nie tak ze o to prosiłem - prychnął wkurzony chłopak, a ja tylko przewróciłem oczami. nagle rozległ sie strzał...

(perspektywa Pastorka)

Carbo dał sygnał ze droga wolna. wyśliśmy więc całą trójką z banku, wszystko wydawało się byc proste,
aż nie rozległ sie strzał...

moje lewe ramie zaczeło krwawić, bolało w cholerę, ale nie mogłem ryzykować kolejnym trafieniem przeciwnika, wyjąłem z kabury broń i odwróciłem się w lewo aby strzelić przeciwnikowi prosto w głowę na co ten się jedynie wywalił.

broń sama wypadła mi z ręki, złapałem w bolące miejsce w okół której zbierało sie coraz to więcej krwi - Erwin jesteś cały? - zawołał Speedo podbiegając do mnie - nie takie rzeczy już przeżyłem - stwierdziłem zaciskając zęby
- trzeba sie stąd zbierać zanim dojadą kolejne radiowozy - oświadczył prowadząc mnie do samochodu

- wy jedzcie, ja po kogoś zadzwonię - oświadczył Carbo, bohater jebany, jednak nie protestowałem, wsiadłem do jednego z samochodów z trudem zapinając pasy - TO NIE TAK ZE NIE BYŁ BYM W STANIE PROWADZIĆ, ALE... - usłyszałem za oknem Davidka, Speedo jednak nie przejęty pomógł mu wsiąść do samochodu, trochę rozluźniło mnie to że nie byłem jedynym który odniósł jakiekolwiek obrażenia. po mojej lewej stronie usiadł Laborant, maskaz pierdolony, który bez większego zastanowienia zaczął jechać

- kurwa, nie jedź na szpital, będzie tam się roiło od policji! - zauważyłem, na co ten jedynie skinął głową, ręka zaczynała mnie boleć już od uciskania rany - Michael, niestety ale myśle że umrę - stwierdziłem udając osłabniętego - jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz to do tego dopilnuje... - obiecał chłopak na co sie delikatnie uśmiechnąłem. zatrzymaliśmy się przed zakonem, wysiadłem delikatnie z auta a Labo wyprzedzając mnie poszedł do zakrystii, to nie był najgłupszy w sumie pomysł, biorąc pod uwagę ze napewno są tam jakieś apteczki.

wchodząc do zakrystii usiadłem na kanapę, Labo w tym czasie znalazł apteczkę - dasz radę zdjąć z siebie ten golf? - spytał na co przewróciłem oczami i bez problemowo zdjąłem ubranie z siebie ukazując przy tym styczną rane postrzałową - uh, jak sytuacja na mieście sie uspokoi to i tak będzie trzeba iść do chirurga - uznał maskarz, nawet sie z nim nie kłóciłem, rana wyglądała okropnie,
i jak chuj nadawała się do zszycia.

Labo popsikał mi jakimś gównem na infekcje ranę a następnie przetarł ją wacikiem. myśle ze tak się NIE POWINNO postępować z raną, jednak nie będę się kłócił. wyjął bandaż i pociągnął mój nadgarstek do siebie przez co prawie sie nie wyjebałem, na szczęście złapałem się Labo w ostatniej chwili - to boli idioto - syknąłem pogardliwie i oparłem swoją głowę o Labo z nadzieją ze wie co robi. zaczął opatrunkiem uciskać mi rane, to bolało pod względem że używał do tego siły, myślałem ze za chwile połamie mi kości czy coś, zacisnąłem mocniej pięści, gdy ten wywalił gdzieś zużyty opatrunek walnąłem go w plecy - ała? - skrzywił się - KURWA TO BOLI IDIOTO, ZARAZ CIE WYJEBIE JAK JESZCZE RAZ BĘDZIESZ MI UCISKAĆ TAK TĄ JEBANĄ RANE - wkurwiłem się na co Labo wzruszył ramionami, jednak nie odpowiedział.

zaczął bandażować mi ranę na co cicho syknąłem z bólu, Labo nawet nie przerwał kiedy mój telefon zaczął dzwonić, nawet nie patrząc kto to odebrałem i ustawiłem na głośnik
- i jak tam? - usłyszałem z telefonu głos Carbo - jest okej, jesteśmy na zakonie - uśmiechnąłem sie słysząc głos brata, jednak uśmiech mi znikł kiedy Labo znowu za mocno zacisnął bandaż - JAK ZARAZ CI JEBNE TO NIE WSTANIESZ SZMATO PIERDOLONA - krzyknąłem a z telefonu wydobył sie cichy śmiech - przepraszam Carbuś, to do Laboranta było - westchnąłem
- odezwę się za niedługo! - dodałem i się rozłączyłem - przepraszam - powiedział potulnie chłopak na co westchnąłem.

przerwałem pracę Labo opierając głowę na jego brzuch
(Labo stał a Erwin siedział dla przypomnienia)
- hę? - przechylił głowe zdezorientowany - to tak boooooli - zaszlochałem, chwilę tak siedzieliśmy w ciszy, po chwili jednak Labuś spowrotem wrócił do opatrywania mnie, tym razem jednak po jego ruchach wywnioskowałem że stara się być delikatniejszy.

po kilku minutach Labo w końcu skończył - coś jeszcze? - spytałem zmieszany nadal nie odrywając głowy od brzucha przyjaciela - nope - oświadczył i popchnął mnie delikatnie przez co wywaliłem się na kanapę. ułożyłem sie wygodniej kładąc głowę na oparciu kanapy, Labo usiadł po drugiej stronie i zaczął coś robić na telefonie, ja też napisałem do Carbo ze jak coś to może przyjechać, jednak zanim to sie stało ja sam przysnąłem. ale czego sie dziwić? w końcu będąc rannym ciało potrzebuje wypoczynku...

(perspektywa Labusia)

grałem w jakieś nudne gierki na telefonie, jednak przerwałem gdy zauważyłem jak Erwin sie wierci, spojrzałem w jego kierunku, siwowłosy zasnął, niby dobra wymówka żeby sie wiercić ale jednak może mu się pogorszyć lub bardziej tworzyć rana na barku, westchnąłem, niby mogłem nie zwracać na to uwagi - jednak wiedziałem ze w razie co Erwin mnie opierdoli że go nie pilnowałem, a tego bym nie chciał, nawet jeśli by mnie to nie obchodziło.

usiadłem koło niego, przejechałem ręką po jego ramieniu czując jak chłopak dostał z zaskoczenia gęsiej skórki, napotykałem na jego skórze wiele blizn, nie było to dla mnie większym zaskoczeniem, w końcu Erwin ciągle pakował się w kłopoty.

wsłuchiwałem się w oddech chłopaka, był spokojny, i opanowany, tak jakby nic sie nie stało, w pewnym sensie ucieszyło mnie to że chłopak nie narzeka na ból. spojrzałem na jego twarz nadal nie odrywając dłoni od jego ręki, wyglądał jakby miał jakiś miły sen, odgarnąłem siwe włosy z jego twarzy, prawie przy tym nie podskakując gdy do zakrystii wszedł Carbo

- jak tam? - spytał nie zwracając większej uwagi na to co robię, zdjąłem prędko dłoń z skóry chłopaka na co ten zadrżał, przez nagły chłód. spojrzałem ciepło na Carbo
- opatrzyłem go jakoś, ale zasnął - wzruszyłem ramionami, biało włosy podszedł do nas i usiadł koło Knucklesa. przyglądał się chłopakowi aż w końcu delikatnie dotknął jego zranionego barku - mam nadzieję ze to nie ślepak - westchnął, chodziło oczywiście o rodzaj rany postrzałowej, streszczając....

rana postrzałowa wylotowa - jak sama nazwa wskazuje po prostu pocisk przelatuje przez ciało.
rana postrzałowa styczna - pocisk uderza w skórę jednak nie zostaje w środku ciała,
oraz ślepak... to najczęstsza rana podczas której pocisk zostaje w ciele człowieka, co prowadzi do operacji

(w razie czego nie znam się na tym zbyt dobrze, podaje więc podstawowe informacje do których jestem raczej pewna)

ta rana na szczęście jednak była tylko styczną, Erwin zawiercił się czując dotyk na ranie. Carbo jednak nie zwrócił na to większej uwagi i przesunął delikatnie palcami po bandażu - styczna - powiedziałem kiedy cisza zaczynała mnie już dręczyć. siwy po chwili otworzył delikatnie oczy, jakby kompletnie nie zaskoczony naszym widokiem
- jeśli nie weźmiesz tej ręki grzybie to zaraz ją stracisz - westchnął Erwin przerywając przez ziewnięcie

- ohhh? myślałem ze to przyjemne - zaśmiał się Carbo zabierając rękę, Erwin w odpowiedzi tylko pokręcił głową. siwy po chwili usiadł i spojrzał a to na mnie, a to na Carbo
- to kiedy do szpitala? jestem pewny ze Labo coś zjebał gdy mnie opatrywał - dodał na co uśmiech zagościł na mojej twarzy, Nicollo wstał i poszedł do szafy za biurkiem
- jak nic muszą być tu jakieś zapasowe ubrania! - uznał przeszukując szafę, Carbo miał rację, w końcu nie mógł iść w całym we krwi golfie, w dodatku w którym robiliśmy napad,

w końcu Carbo wyciągnął coś z szafy i podszedł do nas aby następnie rzucić czarną bluzą o łóżko - proszę bardzo! - uśmiechnął się zadowolony,
Erwin wziął bluzę w rękę i dość niesprawnie założył bluzę na siebie
- policja już sie nie kręci po mieście? - spytałem, nikt z nas by raczej nie chciał abyśmy byli zatrzymani,
- raczej nie - westchnął Carbo
- mam nadzieję ze David nie dał sie złapać - dodał uśmiechając się delikatnie.

wstałem z łóżka i podałem dłoń pastorowi, pomagając mu wstać.
wyszliśmy z zakrystii i wsiadaliśmy do cuburka Carbo, i w ciszy zaczęliśmy jechać na szpital.
zadzwoniłem w między czasie do Speedo chcąc wiedzieć czy wszystko z nimi okej, chłopak odebrał dość szybko - i jak? - spytałem - Davidowi nic nie jest? - dodałem, Speedo cicho westchnął - właśnie go operują, debil jeszcze podczas jazdy chciał sobie wyjąć nabój więc troche to zajmie! - poskarżył się na co sie cicho zaśmiałem - a wy? - zmienił temat
- jedziemy na szpital - poinformowałem - okej, to poczekam i porozmawiamy - uznał i bez słowa się rozłączył

- David będzie miał amputowaną nogę - powiedziałem poważnie na co Carbo spojrzał na mnie zaszkoczony
- nie będziesz jedyną kaleką w grupie Labo! - zaśmiał się Erwin na co przewróciłem oczami. droga do szpitala mineła nam spokojnie, jedynie co to mijaliśmy co jakiś czas radiowozy, ale to raczej normalne że chcą znaleźć odpowiedzialnych za strzelanine.

wchodząc do szpitala poczułem sie nieswojo, nie lubiłem tego miejsca, było uciążliwe jasne, zawsze panowała tu niemiła i czasem wręcz smutna atmosfera. był to najlepszy szpital w mieście, jednak nie miałem z nim dobrych wspomnień, nigdy nie lubiłem tego miejsca, jednak od kiedy zacząłem nosić tą maskę zacząłem szczerze nienawidzić szpitali. do tego stopnia że już nawet od kilku miesięcy nie przychodziłem na wizyty kontrolne związane z moim nie-oddychaniem.

zauważyłem Speedo, wraz z Carbo do niego podeszliśmy, podczas gdy Erwin gadał z lekarzami co się stało.
- i jak z Davidem? - spytał Carbo poprawiając włosy - ma operację - westchął Albert - raczej trochę to potrwa, gdy tu jechaliśmy David postanowił ze sam sobie wyjmie pocisk - dodał a Carbo się zaśmiał
- idiota - parsknął

Time Skip

nie wiem ile już siedziałem przed szpitalem czekając na wieści dotyczące Erwina lub Davida,
Speedo niestety ale musiał już wracać do domu, Carbo zasnął w poczekalni w środku, spojrzałem na godzinie w telefonie, była trzecia w nocy

na zewnątrz było o wiele zimniej niż w środku, jednak głowa mnie bolała już od siedzenia tam, poza tym lubiłem zimno. patrzyłem znudzony na kolejny przejeżdżający samochód, oczy samoistnie już mi sie zamykały, jednak wiedziałem że nie zasnę. tak więc wstałem, z wielką niechęcią wszedłem spowrotem szukając wzrokiem Carbo, chciałem mu powiedzieć ze ja też idę, jednak podszedł do mnie jeden z lekarzy
- czy to pan przyprowadził tutaj pana Knuckelsa? - spytał, kiwnąłem zaniepokojony głową - pragnę pana poinformować, że operacja dobiegła końca - wyjaśnił lekarz

jak na zawołanie zmęczenie zeszło z moich oczu - mogę go zobaczyć? - spytałem, lekarz się uśmiechnął
- pan Knuckles jest w pokoju 27, jednak z tego co wiem nadal śpi, także proszę go nie budził - poinformował lekarz na co bez porzegnania ruszyłem szukać pokoju, zapominając nawet obudzić Carbo i powiedzieć mu o tych wieściach. mijałem pokoje aż nie znalazłem tego w którym był siwy

wszedłem po środka i usiadłem na krześle po lewej stronie łóżka. Erwin spał, miał podpiętą kroplówkę z jakimś lekiem co nie zwróciło mojej większej uwagi. jego bark był okryty profesjonalnie bandażem.
dotknąłem bandażu przesuwając delikatnie palcami po jego skórze, siwy zadrżał mówiąc coś niewyraźnie pod nosem, złapałem za dłoń Erwina do której była podpięta kroplówka, delikatnie pogładziłem jego rękę na co ten dostał gęsiej skórki

jednak po chwili, przyzwyczajając się do zimna moich dłoni spał dalej na co leciutko sie uśmiechnąłem


witaj!
miło mi ze wytrwałeś do końca!
milutko mi na serduszku
widząc jak dobrze przyjął
się poprzedni rozdział,
a minął dopiero dzień!

co do rozdziałów
to postaram sie wstawiać
je jak najczęściej!
jednak jak wiecie
nie zawsze ma się wenę
lub czas...

miłego wieczorku życze moje małe gwiazdeczki! <3

~2847 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #5city#ewron