🥀~12. dinozaur~🥀
(perspektywa Erwinka)
ziewnąłem przecierając delikatnie zaspane oczy, wiedziałem że nie znajduję się już w salonie tylko w mojej sypialni, zapewne chłopacy postanowili mnie przenieść gdy ja sobie smacznie spałem. rozejrzałem się spokojnie po pokoju, jak zwykle panował tu nie ład, ale chyba lepiej mieć burdel w pokoju niż pokój w burdelu, co nie?
wstałem z łóżka i poszedłem poszukać telefonu, gdy wyszedłem do salonu spojrzałem na tykający zegar, była 16, dobry wynik patrząc na to ze zazwyczaj wstaje o 18. w końcu znalazłem telefon w kuchni, było na nim kilka nowych wiadomości na które nie zwróciłem zbytnio uwagi, a to od Grzesia, a to od Silnego i Davidka, ogólnie jakieś pierdoły. wybrałem tak więc numer do Carbo i poczekałem aż odbierze... jeden sygnał... drugi sygnał... połączenie odrzuczone, zostaw wiadomość... westchnąłem uznając że zapewne robi jakiś napad lub po prostu jest zajęty, poleciałem więc dalej po wiadomościach aż mój wzrok zatrzymał się na numerze Labo, mimo iż nic do mnie nie pisał to wykonałem połączenie, poszły dwa sygnały zanim połączenie zostało odrzucone, skrzywiłem się, czy naprawdę wszyscy są dzisiaj zajęci?
zadzwoniłem jeszcze do Silnego i Speedo, jednak jak na złość oni też nie odebrali. odłożyłem telefon, w końcu chłopacy odpiszą że mieli jakichś bank, mimo to był we mnie jakiś niepokój...
pewnie jednak znowu za bardzo się zamartwiam, a moje koszmary mi w tym nie pomagały. chociaż że sny zawsze się zacierają to dziś było inaczej, pamiętałem dość dobrze co się w nich działo, to raczej jasne że czasem ma się gorsze sny, mimo że to były nic nie znaczące sny coś mnie niepokoiło, i chciałbym się dowiedzieć co
wybudziło mnie z własnych myśli dzwonienie, czyżby to któryś z chłopaków oddzwaniał? spojrzałem na telefon lecz to był David, mimo to zadowolony że ktoś o mnie nie zapomniał odebrałem prędko - co tam Davidku? - spytałem z uśmiechem od ucha do ucha - HAAAALOOOO? - wydarł się na przywitanie aż mi zapisczało w uszach - Erwinku przyjedziesz na szpital? - poprosił - żadna z tych kurew, to znaczy... przyjaciół nie odbiera a ja nie mam auta - poprawił co przyprawiło mnie o śmiech, byłem naprawdę szczęśliwy że David wyszedł że szpitala szybciej niż planowano, bez niego wyzywającego wszystko i drącego się bez powodu jest jakoś ponuro, można by powiedzieć że Ginkenly jest takim antydepresantem i z nim nie da się być smutnym - za niedługo podjadę - obiecałem po czym się oczywiście rozłączyłem jak to mam w zwyczaju, zastanowiłem się przez chwilę czy mam pojechać taksówką, jednak odrzuciłem ten pomysł, nie miałem humory na spotkanie z jakimś NPC który jedyne co w życiu robi to zapierdala w tę i spowrotem, poza tym chciałem w końcu przejechać się gdzieś moim samochodem które kurzyło się w garażu
poszedłem więc w stronę łazienki aby móc się jakkolwiek ogarnąć, na szczęście moje czerwone cienie i inne rzeczy do makijażu mi się jeszcze nie skończyły, i dobrze ponieważ nie lubie widzieć u siebie worów pod oczami, lecz tak czy siak powinienem pomyśleć nad kupnem nowych kosmetyków... wyszedłem w końcu z domu gdzie owiał mnie chłód, no tak, w końcu już zima, to pewne że jest o wiele zimniej niż kilka miesięcy wstecz. w garażu czekało na mnie lambo, poczułem spokój siadając na siedzeniu i zapinając pasy, w końcu będe mógł przejechać się autem bez pierdolenia że zrobie sobie krzywdę
odpaliłem silnik i ruszyłem, jak zwykle nie zważałem na żadne przepisy ruchu drogowego, co się skończyło tym że dwa razy zajebałem a barierki i raz przejechałem przez krzak, na szczęście gdy wjechałem do miasta nie zauważyłem żadnego patrolu, znając życie mają teraz jakiś napad albo konwój, a pozostałym patrolą z kadetami raczej nie chciało by się sprawdzać wjazdu do miasta. pojechałem więc dalej pod prąd aż z piskiem opon zaparkowałem na chodniku przy szpitalu przy okazji potrącając jakiegoś cywila który zaczął drżeć morde i udał się spowrotem na szpital, ah jak ja kocham Los Santos... uśmiech samoistnie wkradł mi się na twarz gdy zobaczyłem Davidka, co prawda chodził z kulą jednak nadal to lepiej niż był na wózku. chłopak jak to ma w zwyczaju usiadł jak gdyby nigdy nic na miejscu pasażera
- pierdole te szpitale - mówił gdy ruszyłem z chodnika w niewiadomo jakim kierunku - chujowe jedzenie mają, jakiś rosół albo puree, kurwa mogli by chociaż jakiejś przyprawy dodać - zezłościł się co w pełni rozumiałem, sam gdy byłem w szpitalach jadłem jeden posiłek dzinnie, który i tak nigdy nie był najlepszej jakości, lecz wiedziałem że po Davidku nie można by było spodziewać tego samego bo po prostu lubi wpierdalać - a jak dali mi mleka abym miał więcej wapnia to żygałem bo jakieś kurwa przeterminowane mleko! a pielęgniarka jeszcze drże pizde że to przez to że rano jakąś cole wypiłem - fuknął krzyżując ręce jak obrażone dziecko, zaśmiałem się cicho - jest mało przypraw ponieważ dania muszą być lekko strawne - przypomniałem jednak chłopak nie wyglądał na zbyt pocieszonego - a jebać te szpitale - uznał kończąc temat
- a ty nadal z Labo jesteś? bo ostatnio jak mnie chłopaki odwiedzali to coś pierdolił że nigdy razem nie byliście, ale Carbo przecież mi mówił że że sobą spaliście, a sensie nie ruchaliście ale spaliście... - wytłumaczył, no oczywiście, mogłem się spodziewać pytania o nieistniejący związek - nigdy nie byliśmy razem - powiedziałem trąbiąc na jakiegoś rowerzyste który chciał przejść na pasach, na szczęście nie udało mu się przejść i zdążyłem go potrącić i zniszczyć rower. Ginkenly spojrzał na mnie jakby próbował mi coś przekazać - ale nie wstydził byś się powiedzieć jeśli był byś z kimś w związku? - spytał poważnie na co się nieco rozczuliłem, mimo że David czasem zachowywał się toksycznie to i tak zawsze próbował być dla mnie jak najlepszym przyjacielem któremu można powiedzieć o wszystkim
- obiecuje że jakbym był kiedyś w związku to dowiedział byś się pierwszy - uśmiechnąłem się - ty też dowiesz się pierwszy kiedy będe w związku! - obiecał na co zrobiło mi się miło - chociaż nie, dowiesz się trzeci - zmienił zdanie David zamyślony, byłem pewny że za chwilę powie coś głupiego ale także sensownego - najpierw dowiem się ja i moja partnerka, znaczy wolał bym żeby wiedziała, a potem dopiero powiadomie ciebie - wtłumaczył poważnie przez co jedynie uśmiech zdradzał że żartuje. zaśmiałem się przez co straciłem uwagę i zachaczyłem o jakieś auto na które nie zwróciłem zbytniej uwagi
- gdzie cię podrzucić? - spytałem wymijając jakiś samochód - na aparty poproszę - uśmiechnął się - dzisiaj jeszcze wypoczne w łóżku, więc jutro pojeździmy, oki? - spytał tak jakbym miał być na niego zły - pewnie, odpoczywaj - rozkazałem gdy wjebałem się na schody jego apartamentu, dla żadnego z przechodni nie było to zaskoczeniem, chyba po prostu się już przyzwyczaili że robie tak za każdym razem. heterochromik wysiadł nieudolnie z samochodu i wspomagając się kulą poszedł do drzwi wejściowych, miałem teraz prawdziwą nadzieje że w jego apartamencie jest winda i nie będzie musiał wchodzić na swoje piętro po schodach
w końcu ruszyłem z miejsca i pojechałem w stronę Burger Shota który powinien być dzisiaj otwarty, jako że dzisiaj nic nie jadłem byłem dość głodny i śniadanie by się przydało, zaparkowałem kulturalnie i wyszedłem z pojazdu, na szczęście nie zauważyłem nikogo na tyle znajomego żeby stwierdził że nie moge jeździć samochodem. wszedłem do lokalu który jak zwykle pachniał jedzeniem, większość stolików była zapełniona gośćmi co mnie nie dziwiło, to w końcu jedyny fast-food w mieści. podszedłem do lady gdzie przywitała mnie uśmiechnięta kasjerka - dzień dobry - odpowiedziałem gdy się przywitała - poproszę zestaw z zabawką - poprosiłem, to było oczywiste że wezme zabawkę jak dzieciak, w domu nie miałem zabawek ponieważ wszystkie dałem chłopaką do rozwalenia, a jednak lubiłem gdy wstaje i widzę na półce jakąś zabawkę przez którą się śmieje zastanawiając się jak można być tak dziecinnym
- oczywiście - kasjerka nabiła zamówienia i zapłaciłem kartą, przede mną były jeszcze dwa zamówienia co mnie zbytnio nie zadowalało, jednak co moge zrobić? usiadłem przy randomowym stoliku czekając na swoje jedzonko, na szczęście dostałem je dość szybko, poszedłem więc do samochodu ponieważ nie chciałem żeby ludzie patrzyli na mnie jak na dziwaka tylko dlatego że wpierdalam happy meala :(
pojechałem więc powoli w stronę domku, a że lambo zapierdalało to mineło z 25 minut aż byłem przed moim domem, jedzenie co prawda było już zimne, ale co za różnica? wziąłem swoje pudełko i poszedłem w domu w którym jak zwykle panował pierdolnik. odgarnąłem kurz że stołu i odpaliłem telewizor który automatycznie włączył się na bajkach, otworzyłem pudełko i jak każde normalne dziecko sprawdziłem co za zabawkę dostałem, był to uroczy dinozaur, odpakowałem go z foli i położyłem na stole. następnie zabrałem się do jedzenia, mimo iż zestaw nie był jakiś duży to czułem już się pełny, ale to pewnie dlatego że ostatnio ogólnie mało jem i przeważnie wystarcza mi jeden posiłek dziennie. posprzątałem po sobie wsłuchując się z zaciekawieniem bezsensowną bajkę, postawiłem dinozaura na komodzie i usiadłem na kanapie, co prawda tamta bajka się skończyła ale nowa od razu się zaczeła z czego byłem zadowolony
po mieszkaniu rozległo się pukanie, ale kto miałby przyjść do mnie? przecież zakshot pewnie robi jakiś napad, była też możliwość że to listonosz lub jakiś rekrut, jednak to było raczej nie możliwe... nie ma co się zastanawiać, wstałem i poszedłem pod drzwi, jak zwykle nawet nie spojrzałem przez wizjer i po prostu otworzyłem, w progu stał Dia, no tak, nawet nie przyszło mi do głowy że mógłby mnie odwiedzić - czeeeść - przywitał się ciepło, na jego twarzy jak zawsze gościł uśmiech, przesunąłem się z progu pozwalając mu na wejście do środka - cześć Dia, co tam? - spytałem uśmiechnięty, nie ważne co ten zawsze potrafił doprowadzić mnie do uśmiechu, nie byłbym w stanie ukryć przed nim szczęścia które wszystkim rozdaje
- MAM PLAN - oznajmił co wzbudziło we mnie zaciekawienie - a bardziej chłopaki mają plan, ja miałem ci tylko przekazać... - poprawił na co zachihotałem - no bo ogólnie Davida wypuścili że szpitala, wiesz? - spytał - obiło mi się o uszy - przyznałem nie chcąc mówić że to ja go podwoziłem do domu, nie chcę aby kto kolwiek prawił mi teraz morały patrząc na to że ten dzień jest na razie bardzo dobry - no bo chłopaki chcą uządzić przyjęcie - przerwał - nie, przyjęcie brzmi jakbyśmy mieli iść na dziwki... spotkanie? uhh to brzmi za poważnie - szukał zażenowany że nie jest w stanie znaleźć pasującego słowa - chłopaki chcą się najebać wspólnym towarzystwie? - zaproponowałem na co jego brązowe oczy błysneły - tak! - przytaknął pełen entuzjazmu, zmrużyłem jedynie oczy by nie wybuchnąć śmiechem
- tylko jeszcze nie wiadomo gdzie - westchnął - wolimy nie robić tego w barze, więc pewnie to będzie u mnie, w końcu ja nie mieszkam w bloku z wkurzonymi sąsiadami - zaśmiał się a ja od razu wiedziałem o co chodzi, gdy byliśmy u Carbo i włączyliśmy muzyke to jego sąsiedzi od razu chcieli dzwonić na policje, podobna sytuacja zdażyła się u Davida oraz Silnego, to właśnie powód dlaczego wolałem kupić dom niż żyć dalej w bloku... - ta, dodatkowo jak za bardzo się napierdolimy to będziesz mógł nas przenocować - zaśmiałem się, dom Dii był tak duży że niektórzy nazywali go willą, miał swój pokój, biuro, dwie garderoby, 3 pokoje gościnne i pokój dla służby, co prawda chłopak nie korzystał z pomocy domowej ale nie chciał usuwać tego pomieszczenia
Dia jedynie przytaknął wciąż się uśmiechając - pomóc coś ogarnąć? jedzenie? picie? - spytałem, nie chciałem być po prostu kulą u nogi, nie chodzę na robotę ale na impreze pójde? nawet jeśli tylko ja tak to widze to i tak było by mi ciężko z tego powodu. Garcon zastanowił się przez chwilę - Silny ma ogarnąć alkohol, Speedo i Sky przekąski, Carbo pojechał po Davida... - słysząc imię różowo włosej nawet się nie zdziwiłem, Sky była w mieście coraz częściej to mnie cieszyło, Sky była po prostu kochaną i sympatyczną osobą gotową pomóc wy trudnych chwilach, więc miło było słyszeć że się spowrotem rozwija w zakszocie, a bardziej cofa się w rozwoju... - kto w ogóle będzie? - spytałem, skoro była Sky to nigdy nie wiadomo czy nie pojawi się ktoś inny eventowy - Ja, Carbo, Silny, Sky, Speedo, Labo, Davidek i Vasquez jeśli będzie na siłach - wymienił co mnie ucieszyło, dawno nie widziałem Vaskiego co mnie martwiło, jednak jeśli przyszedłby chory lub zmęczony to napewno bym go wypierdolił z domu i kazał wracać do domu odpoczywać...
- czyli niczego nie potrzeba? - upewniłem się naprawdę chcąc pomóc - potrzeba żebyś był - uśmiechnął się a ja nie umiałem utrzymać śmiechu - jak chcesz możemy już jechać do mnie - zaproponował tak jakby nie chciał abym zostawał sam, lecz nie dlatego że boi się że coś mi się stanie tylko dlatego że nie chce abym czuł się samotny - pewnie - zgodziłem się idąc w stronę szafki po buty, założyłem randomową parę i poszedłem z Dią w stronę jego auta. usiadłem po stronie pasażera nawet się z nim nie kłócąc, z tego co pamiętam do domu Dii było 10 minut drogi. chłopak puścił w radiu muzykę i zaczeliśmy podróż, śpiewaliśmy piosenki jak idioci aż nie dotarliśmy do celu
wysiadłem z samochodu patrząc na dom, jak zawsze pozostawał bez zmian, duże podwórko ogrodzone zywopłotem, mała fontanna stojąca przed wejściem, wszystko to dawało bardzo przyjazny klimat który mi się podobał. czarno włosy wyprzedził mnie aby otworzyć drzwi do domu, hol sprawiał wrażenie jakbym naprawdę znajdował się w willi, i nie ważne ile razy w nim byłem robił on na mnie wrażenie. pierwsze drzwi na lewo prowadziły do salonu, drugie do pokoju służby, po prawo była za to kuchnia i łazienka, na końcu korytarza były także schody prowadzące na drugie piętro na którym była reszta pokoi. poszedłem odruchowo do salonu a chłopak za mną. salon był największym pomieszczeniem w domu, były tu dwie kanapy, fotel, telewizor i barek który stał pusty
usiadłem na kanapie tak jakbym był u siebie, w sumie to w pewnym sensie tak było, mieliśmy z Dią do siebie takie zaufanie że wymieniliśmy się kluczami, mimo to raczej byliśmy przyzwyczajeni by nie wchodzić do siebie bez zaproszenia nawet jeśli drugiemu by to nie przeszkadzało. ciemno oki wyjął z kieszeni telefon i zaczął coś przeglądać, w pewnym momencie szerzej się uśmiechnął odkładając telefon na stolik kawowy - Labo i Vasquez są już na podjeździe - poinformował idąc w strone korytarza, ja za to nie czułem potrzeby ruszając z swojego miejsca na którym było tak wygodnie. w końcu do pokoju wszedł Garcon prowadząc za sobą dwójke chłopaków którzy byli tutaj pierwszy raz w życiu
wstałem z miejsca aby móc przywitać się z kolegami - cześć Vaski - uśmiechnąłem się po czym przytuliłem chłopaka, następnie spojrzałem na Laboranta. był w ubrany w bluze z kapturem jednak na jego twarzy była maska inna niż zwykle, albowiem zasłaniała ona tylko jego dolną część twarzy przez co mogłem w końcu spojrzeć na jego oczy, ten spotykając moje spojrzenie wyglądał jednak na zażenowanego - fajna maska? - spytał omijając mój wzrok, dokładnie tak jakby nie był przyzwyczajony że ktoś patrzy mu w oczy - wiesz co mi się w niej najbardziej podoba? - spytałem uśmiechając się niewinnie - co? - spytał wiedząc że zaraz coś odawale, jednak nawet będąc na to przygotowanym było to dla niego zdziwieniem
przybliżyłem się do Micheala gwałtownie, ustałem na palcach aby móc złożyć na jego czole buziaka po czym od razu zrobiłem pomiędzy nami dystans. Labo wyglądał na zbyt zaskoczonego by cokolwiek powiedzieć, miło było widzieć w końcu jakie uczucia czuje, zauważyłem nawet jak na jego policzkach pojawiają się lekkie rumieńce...
- aha - prychnął Vasquez skutecznie zwracając na siebie uwagę - a mi buziaka na przywitanie nie dałeś - oburzył się jak małe dziecko na co lekko się zaśmiałem - jesteś tak wysoki że nie dałbym rady pocałować cię w czoło - uznałem na co ten również się śmiechął - to ja mogę dać ci buziaka - zaproponował zalotnie na co ponownie z moich ust wydobył się cichy śmiech – pewnie – powiedziałem zbliżając się ponownie do Vasqueza który nie był ani troche zaskoczony, jak zawsze chłopak był pewny i bezwstydny, a zarazem poważny co zawsze podziwiałem. Vaski złapał delikatnie mój podbródek i uniósł powolnie abym patrzył na niego, a sam następnie trochę się schylił aby móc dać buziaka w moje czoło na co się uśmiechąłem, zawsze takie małe czułości sprawiały że robiło mi się milej na sercu i że naprawdę jestem kochany przez osoby z mojej frakcji
usiadliśmy więc na kanapie i zaczeliśmy czwórką gadać o różnych głupotach czekając na przyjście reszty zakszotu. poczułem jak serce mi przyspiesza gdy Laborant zajął miejsce koło mnie na brzegu kanapy, sam nie wiedziałem skąd ta relacja jednak to jak na mnie maskarz patrzył mnie onieśmielało, próbowałem ukrywać to jak tylko mogłem, ciągnąłem rozmowę nie zwracając niczyjej uwagi nawet jeśli mój wzrok wędrował ciągle na oczy starszego. gdy Dia opowiadał o czymś przysunąłem się niezauważalnie do Laboranta, delikatnie zdjąłem kaptur z jego głowy na co ten nie zwrócił nawet uwagi, zachowywał się jakby to było w pełni normalne przez co nawet nie zdjął wzroku z gadającego Garcon, chłopaki również nie zwrócili na to uwagi co mnie ucieszyło, nie chciałbym się w tej chwili tłumaczyć co właśnie odwalam
wplotłem delikatnie palce między kosmyki jego włosów tak jak on robił to mi, wydawało się jakby Laborantowi to nie przeszkadzało co jedynie dodało mi otuchy, znieruchomiałem gdy chłopak ziewnął zamykając przy tym oczy, wyglądał na znudzonego czekaniem więc położył głowę na moim barku co mnie zawstydziło. gdy przetworzyłem co się właśnie stało oplotłem ręką jego ramie sprawiając ze był teraz jeszcze bliżej mnie, do życia przywrócił mnie jednak głos Dii – uroczo wyglądacie – uznał niepewnie by nas nie zawstydzić, uśmiechnąłem się delikatnie wiedząc że dwójka chłopaków jest w stanie mnie zrozumieć i wiedzą że takie czułości nie znaczą dla mnie od razu że kogoś kocham – założe się że jakby Davidek to zobaczył to napisał by Monthanie że go zdradzasz – zaśmiał się Vasquez nie wiedząc że taka sytuacja faktycznie miała miejsce
Labo jednak nie zareagował, siedział wciąż wtulony w moje ramie nawet jeśli wiedziałem że słucha co mówimy – Erwin ogólnie jest takim przytulasem – uznał Dia z czym miał racje, zawsze wolałem się z kimś przytulać na powitanie niż podaniem dłoni, po prostu zawsze robiło mi się miło i weselej kiedy mogłem się do kogoś przytulić – a ty słodziakiem – rzuciłem w odpowiedzi miło się uśmiechając po czym rozpocząłem kolejny temat
po kilku minutach zaczeli dojezdzać inni, najpierw Carbo i David, z czego ten pierwszy zdawał się być przyzwyczajony do widoku mnie z Labusiem, a David rzucił tylko że Grzegorz nie byłby dumny jednak nie ciągnął na szczęście tematu. potem przyjechał Silny przepraszając że tyle mu się zeszło, a następnie Speedo i Sky, w czasie gdy Speedo witał się z wszystkimi to różowo włosa podeszła do mnie nieśmiało i zajęła miejsce koło mnie
– więc wszyscy już są – zauważył David siadając na fotelu i odkładając koło niego kule, na jego słowa poklepałem delikatnie ramię Micheala na znak żeby już się obudził. chłopak otworzył oczy i wbił we mnie zmęczone spojrzenie świadczące o tym że przysnął – w końcu będe mógł się napierdolić – zaśmiał się Silny – bez kitu, chłop od kiedy tu przyjechał czekał tylko żeby sie upić – zauważył Garcon co wzbudziło u wszystkich śmiech – pójść po szklanki? – spytał Vasquez chcąc pomóc – pomogę – oznajmił Dia idąc w strone holu by pójść do kuchni
– to nieźle się pastor ustawił – zwróciła uwagę Sky gdy inni pochłoneli się rozmową – hm? – spytałem nie wiedząc o co chodzi – że z Laborantem – wytłumaczyła na co odczułem zażenowanie, jednak po chwili przypomniałem sobie naszą starą rozmowe podczas której powiedziałem Sky że jestem gejem, nie powinno dziwić mnie więc to że faktycznie myśli że nim na serio jestem, zdałem sobie sprawę że skoro chłopacy dogryzali mi z powodu Labo dla żartu to różowo włosa mówi to poważnie. nie wiedzieć czemu zawstydziłem się z tego powodu i spowrotem przeniosłem wzrok na maskarza aby sprawdzić czy słyszał w ogóle tą rozmowę, chłopak patrzył na mnie z rozbawieniem w oczach co upewniało mnie w tym że wszystko słyszał, mimo to poczułem jak robi mi się gorąco co świadczyło o tym że na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, na szczęście jednak przez mój makijaż nie mogły one być za bardzo widoczne
w końcu Dia i Vasquez wrócili z szklankami, kieliszkami i miskami które odłożyli i stoliku kawowym obok alkoholu – może obejrzymy jakiś film? – zaproponował Carbo – chętnie – powiedziałem uśmiechając się z możliwości obejrzenia czegoś z przyjaciółmi, zaczeliśmy więc przygotowania do oglądania, a bardziej oni, zaczeli otwierać przekąski wsypywać je do misek, otwierać butelki z alkoholem oraz zgasać światła podczas gdy ja wybierałem film. w końcu wybrałem jakiś horror który wyglądał ciekawie, Carbo podał mi i Labo po szklance trunku a Sky przyniosła miskę z chipsami i zaczeliśmy oglądać film...
początek był nudny więc nie skupiałem się na nim za bardzo i po prostu bujałem w błokach, w pewnym momencie jednak mój wzrok powędrował na Laboranta, chłopak oglądał z zaciekawieniem film, aż nagle podskoczyłem że strachu gdy usłyszałem krzyk...
zacząłem się rozglądać zaskoczony aż nie zdałem sobie sprawy że to dźwięk w filmie, Silny i David którzy zauważyli moją reakcje zaczeli się śmiać – idioci – prychnąłem oburzony, to nie tak że się przestraszyłem, po prostu byłem zaskoczony. wziąłem do ręki moją szklankę i skończyłem pić jej zawartość, wiedziałem że jeśli będe dużo pił to następnego ranka tego pożałuje jednak teraz było dla mnie to wygodnym rozwiązaniem. poczułem jak Michael delikatnie przeciąga kciukiem po mojej górnej wardze ściągając z niej krople trunku, uśmiechnąłem się w jego kierunku wciąż czując na sobie wzrok jego ciemnych oczu, pochyliłem się bliżej jego aby złożyć na czubku jego głowy pocałunek a następnie wróciłem do oglądania filmu
po skończonym filmie wszyscy czuli się o wiele pewniej przez wypity alkohol, wyglądało więc na to że Laborant jako jedyny był trzeźwy. widać było że na każdego alkohol działał inaczej, naprzykład na Silnego który właśnie stał na kanapie narzekając na chuj wie co, Carbo który gadał z Vasquezem i Speedo śmiejąc się z chuj wie czego, oraz ja... na mnie alkohol działał wyciszająco, jak zawsze odwalałem i biegałem z swoim ADHD to teraz siedziałem potulnie obok Dii i rozmawiając z nim o głupotach i rozkminiając jakieś dziwne rzeczy, cieszyłem się że chociaz Garcon zachowywał się podobnie do mnie po alhokolu przez co mogłem z kimkolwiek pogadać
jednak niestety ale po kolejnym kieliszku urwał mi się film...
(perspektywa Laboranta)
była już 02:24, wszyscy byli już kompletnie pijani, no może poza Speedo który nie miał głowy do picia i około pierwszej poszedł się położyć do pokoju dla gości. wszystkim już dowalało i śpiewali jakieś piosenki gubiąc co chwilę słowa, widziałem jednak że stan Erwina był najgorszy, widziałem że pił więcej od reszty i sam potykał się o własne nogi
podszedłem w końcu do niego i złapałem jego ramie powstrzymując go przed tym że znowu się wywali, siwy spojrzał na mnie pytająco – chyba już wystarczy zabawy – uznałem na co ten zamrugał urażony – jaaaki koniec? jaaaak ja superrr sie czuje – odparł nie starannie łącząc słowa – Erwin... – przełknąłem śline – jak chcesz mogę cie odwieść do domu – zaproponowałem zmartwiony, byłem gotów na to że chłopak się zezłości jednak ten wbił wzrok w ziemie – ale... ale – szukał wymówki jednak w końcu zagryzł warge – proszę Erwin – poprosiłem nie chcąc aby upił się do tego stopnia gdzie odwali coś czego pożałuje, o ile oczywiście ten stan jeszcze nie nadszedł – no okej – westchnął zmęczony moim pierdoleniem
złapałem jego nadgarstek aby się nie wywrócił i poprowadziłem go do holu po czym do mojego auta, posadziłem go na siedzeniu po czym zapiąłem jego pasy zdając sobie sprawę że sam nie był by w stanie tego zrobić. usiadłem po miejscu kierowcy i zacząłem jechać, na szczęście dom Erwina nie znajdował się daleko i nie zajeło długo zanim zaparkowałem na jego podjeździe. wysiadłem z auta po czym wyciągnąłem z niego siwego który sprawiał wrażenie pół żywego – dzięki Labuś – powiedział po czym przytulił mnie na dowidzenia i zaczął odchodzić w stronę drzwi, ja jednak zamiast odjechać wpatrywałem się w niego że zmartwieniem... aż w końcu się wywalił...
gdy zauważyłem że chłopak nie ma w zamiarze się podnieść poszedłem do niego – pomóc wstać? – spytałem – a-aa skąd wiesz że ja chce wstać? mo-żeee ja oglądam gwiaz-dy – poinformował oburzony, odruchowo spojrzałem na niebo, tej nocy akurat nie było widać na nim żadnej gwiazdy – no dobra pomóż... – poprosił po chwili jednak nawet nie wyciągnął w moją stronę ręki. przykucnąłem obok jego i powolnie wsunąłem pod niego moje ręce a następnie go podniosłem, gdy Erwin już stał oplótł wokół moich pleców ręce sprawiając że nie miał możliwości wywrócenia się, otuliłem go ramieniem z wiedzą że nie puszczę go samego do domu. nie mógłbym zmieść zmartwienia jeśli chłopak by się wywrócić na podłogę i tak zasnął, więc wole już odprowadzić Erwina do samego łóżka niż się zamartwiać
powoli zacząłem iść w kierunku wejścia, czułem jak siwy opiera na mnie cały ciężar jego ciała na co mu pozwalałem, wyciągnąłem z jego kieszeni klucz na co nawet nie zareagował po czym otworzyłem drzwi do domu. po wejściu zamknąłem drzwi i odruchowo zdjąłem buty aby mu nie brudzić po czym zdjąłem buty z nóg siwowłosemu nie chcąc aby spał z niewygodnymi butami, po wzroku złotych oczu było widać że nie zbyt go to obchodzi i już nawet nie wie co się dzieje, gdy w końcu się podniosłem siwy nie wyglądał na zbyt chętnego do pójścia gdzie kolwiek – Erwin? pójdziesz do łóżka? – spytałem, ten jednak wbił we mnie zdezorientowany wzrok utwierdzający mnie w przekonaniu że naprawde nie wie o czym do niego mówie
złapałem ponownie nadgarstek siwowłosego i pociągnąłem za sobą w stronę sypialni nie zbyt przejęty tym że chłopak co chwilę się potykał, w sypialni było dość ciemno więc musiałem chodzić z pamięci, na szczęście o nic się nie potknąłem i doszedłem do łóżka, Erwin powolnie usiadł na łóżku i zaczął wpatrywać się w moje oczy które były oświetlone jedynie światłem księżyca zza okna. złoto oki delikatnie zbliżył swoją ręke do mojej i splótł nasze palce – Labo? – spytał a ja zauważyłem na jego twarzy ledwo widoczny uśmiech
– kocham cię – oświadczył...
zamurowało mnie, czy to ta chwila gdy mówi coś czego nigdy nie powinienem usłyszeć? jak powinienem odpowiedzieć? czy w ogóle powinienem odpowiedzieć skoro rano i tak nie będzie tego pamiętał? – ciesze się że jesteśmy przyjaciółmi – dodał na co odetchnąłem z ulgą, no tak, przyjaciółmi. jak ja mogłem myśleć że chodzi o coś więcej, to była by głupota...
Erwin wsunął się powolnie pod kołdrę wciąż nie puszczając mojej ręki, ja też jej nie puszczałem, było mi przyjemnie że świadomością że chłopak leży bezpiecznie w swoim łóżku a ja jestem u jego boku – na zaproszenie czekasz? – spytał co wyrwało mnie zmyślenia, jasne było dla mnie co siwy miał na myśli, zrobił mi trochę miejsca na którym się położyłem. chłopak powolnie położył się na mnie co mi ani trochę nie przeskadzało, położyłem dłonie na jego plecach na co on mruknął pod nosem – dobranoc – powiedziałem napotykając spojrzenie złotych oczu, ten spoglądał na mnie zmęczony aż w końcu zamknął powieki wtulając się w moją klatke piersiową
– dobranoc – odrzekł zasypiając...
ALE ŻE ROZDZIAŁ???
dobra a tak serio to już chyba wyzdrowiałam i rozdziały będą się pojawiały częściej, a chociaż taką mam nadzieję...
miłego wieczorku!
~4387 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro