🥀~11. listy~🥀
(perspektywa Erwinka)
otworzyłem oczy czując zaciśnięty w brzuchu żołądek, po powrocie do domu próbowałem jak kolwiek jeszcze chwile sie przespać. byłem pozytywnie zaskoczony gdy zakshot pozwolił mi zostać samemu w domu, oczywiście pisali mi tak często jak było to możliwe aby sprawdzić czy wszystko że mną dobrze, lecz nie mogłem mieć tego im za złe
skierowałem więc się do strony kuchni i zacząłem przeszukiwać lodówkę w poszukiwaniu czegoś na śniadanie, oczywiście, na półkach świeciło jak zwykle pustkami więc nie miałem zbyt dużego wyboru, nie mogłem zrobić sobie nawet tostów bo nie miałem tostera, zastanowiłem się nad płatkami z mlekiem jednak nie miałem ani płatków, ani mleka... otworzyłem więc zamrażalnik i wyjąłem z niego zapiekankę, co prawda nie byłem pewny czy nadal nadaje się do zjedzenia, w końcu miałem w planie zjeść ją tydzień temu, ale chyba od tego nie umrę... włożyłem więc zapiekankę do piekarnika i ustawiłem na 20 minut z nadzieją że się nie spali
po kuchni rozległo się dzwonienie, jak wspominałem chłopaki pisali tak często jak mogli jednak nigdy nie dzwolili, pewnie zmartwili się gdy przez pewnien czas nie odpisywalem i chcieli się upewnić czy wszystko że mną wporządku. odebrłem więc zanim uznają że do mnie przyjadą aby sprawdzić czy wszystko że mną okej - halo? - spytałem - hej, wszystko dobrze? - spytał Carbo - ta, miałem drzemkę - wyjaśniłem uśmiechając się jak głupi - okej, jesteś głodny? możemy ci coś przywieźć - zaproponował szukając jakiegokolwiek powodu do odwiedzin - nie trzeba, za chwilę będę jadł - oświadczyłem dumny z siebie że jestem w stanie zrobić coś samodzielnie do jedzenia
- niczego nie potrzebujesz? - spytał wciąż niespokojny na co westchnąłem - jeśli tak bardzo chcesz przyjechać no to zapraszam - powiedziałem zmęczony już jego pierdoleniem - skąd pomysł że w ogóle chce przyjechać? - oburzył się rozmówca, jednak wiedziałem że był bardziej zawstydzony niż zły, usłyszałem jak koło niego ktoś coś mówie, z tonu głosu osoby koło Carbo mogłem jedynie wywnioskować że coś narzeka na biało włosego. naprawdę chciałem skończyć tą jakże niepotrzebną rozmowę więc powiedziałem że odezwe się jak zjem i rozłączyłem się zanim zaczął spowrotem gadać
zapowiada się naprawdę męczący dzień...
(perspektywa Labusia)
zaśmiałem sie gdy po samochodzie rozległ się dźwięk oznaczający zakończenie połączenia. z resztą nie tylko ja się zaśmiałem, Speedo i Silny również nie powstrzymowali się od śmiechu, Carbo jednak wyglądał na złego naszą reakcją
Carbonara przez cały dzisiejszy dzień martwił się o siwego, i nawet dopiero co skończona ucieczka przed policją z napadu nie dała mu wyprzeć myśli o Erwinie - no to odstawicie mnie na warsztat? - poprosił Speedo - pewnie, Silny, naprawisz komodę? - spytał białowłosy zakręcając w strone ZS customs - chyba jest Lucas - powiedział po kilku sekundach gdy już każdy wysiadł z auta, Carbo w odpowiedzi spojrzał na Silnego porozumiewawczo - no tak, obsługuje radiowozy, szybciej jak sam wejde na służbe - uznał po chwili prawnik i oddalił się aby wejść na służbę. wiedziałem jednak że Carbo chciał że mną porozmawiać, głównie domyśliłem się przez to że Lucas nawet nie naprawiał radiowozów tylko stał przy półce z częściami robiąc coś na tablecie
- poczekajmy na tyłach - wyrwał mnie z myślenia Nicollo delikatnie się śmiechając po czym oddalił się znikając za warsztatem, przez chwilę zastanawiałem się czy też iść, jednak skoro chłopak chciał że mną rozmawiać to dlaczego miałbym mu to uniemożliwiać? gdy podszedłem do Carbo chłopak oderwał wzrok od telefonu i uśmiechął się do mnie, jednak w jego oczach widziałem powagę - Labo? czy... - ucichł na chwilę sam nie wiedząc o co dokładnie spytać - czy wczoraj wydazyło się coś z Erwinem o czym powinienem wiedzieć? - zapytał wprost - albo ogólnie czy coś się stało? w końcu ostatnio Erwin gadał głównie z tobą - czułem że chłopak unika patrzenia na mnie że stresu, uśmiechnąłem się przez chwilę zapominając o tym że Carbo nie jest nawet tego świadomy - jeśli Erwin będzie chciał to ci powie - uznałem chcąc brzmieć jak najbardziej miło
zauważyłem jak biało włosy nerwowo bawi się palcami - nie chciał bym na niego naciskać - uznał wciąż patrząc w ziemie - a widać że czuje się bardziej konfortowo gadając o tym z tobą - dodał cichutko, widać było jak bardzo sie martwi o przyjaciela a ja chciałem mu jak najbardziej pomóc - uroczo że tak się martwisz - zaśmiałem się czując jak przez moje słowa chłopak jest bardziej zażenowany - spróbuje go przekonać aby ci o wszystkim powiedział - pocieszyłem na co jego piwne oczy błysneły w nadzieji z czego sie ucieszyłem, naprawde ostatnie czego było teraz potrzebne to to aby jeszcze Carbo chodził z ponury - dzięki - odpowiedział gdy na jego twarzy zagościć uśmiech - to nic - wzruszyłem ramionami
(perspektywa Erwinka)
wygasiłem telefon widząc jedynie że dostałem wiadomość od Labo z pytaniem o spotkaniu oraz że mam nieodebrane połączenie od Carbo, wysiadłem z taksówki z których tak nie lubiłem korzystać. wiedziałem że nie powinienem wychodzić bez powiedzenia o tym komukolwiek, jednak z drugiej strony nie chciałem aby ktokolwiek wiedział o moim spotkaniu z Grzesiem...
tak, z Grzesiem. Gregorym Monthaną. od czasu naszego poprzedniego spotkania unikałem jego telefony i wiadomości jak ognia, jednak w końcu musiałem wziąć się w garść jeśli faktycznie chce aby coś się polepszyło...
zagryzłem wargę stojąc pod drabiną prowadzącą na nas dach. co prawda nie miałem już bandażu ponieważ stosując się do zaleceń lekarza, cytuje "jak wszystko pójdzie dobrze to będzie mógł pan przestać nosić bandaż po około tygodniu", jednak wciąż byłem za słaby na wchodzenie na dach
w końcu dostrzegłem chłopaka, był jak zawsze ubrany w jakieś gówno jednak nie zwróciłem na to nawet większej uwagi. nasze spojrzenia na chwilę się spotkały co wywołało u mnie zakłopotanie, nie wiedziałem od czego zacząć więc tak po prostu przez chwilę stałem tak jak głupi, a gdy otworzyłem usta próbując wydobyć z siebie głos to poczułem na plecach przyciągające mnie w uścisku ręce
przytulenie było przyjemnie ciepłe, wciąż jednak byłem zbyt zdezorientowany by odwzajemnić uścisk, czułem jak moje dłonie drżą samoistnie, tak więc gdy brązowo włosy się ode mnie odsunął od razu splotłem ze sobą palce próbując jak kolwiek ukryć drżenie - przepraszam - powiedział jednak wiedziałem że nie chodziło tą sytuację, tylko o tą która była podczas naszego poprzedniego spotkania - nie chciałem cię skrzywdzić - dodał nie odrywając odemnie wzroku, w jego oczach było zmartwienie i troska, tak jakby bał się że naprawdę zrobił mi krzywdę...
wymusiłem na twarzy uśmiech - to nie tak że mnie skrzywdziłeś - uspokoiłem - obaj byliśmy pijani, pamiętasz coś? - spytałem, tamtej nocy Gregory był bardziej pijany ode mnie i nie zdziwiłbym się że część jego myśli to same domysły - pamiętam że się pocałowaliśmy - wyznał na co przeszedł mnie dreszcz o wspomnieniu tamtej nocy. uznałem wtedy że pocałunek był najlepszym w moim życiu, co było z resztą prawdą, jednak gdy teraz o tym myślałem czułem jedynie obrzydzenie - potem tylko jak zaniosłem cię do sypialni gdzie się znowu całowaliśmy - dodał patrząc w ziemie, jego głos w pełni pokazywał jaki chłopak był zawstydzony a różowawy kolor jego policzków dawał mi w tym pewność - a ty? - spytał spowrotem przenosząc wzrok na mnie
westchnąłem cicho z wiedzą że pamiętam większość z tamtej nocy - upiliśmy się - zacząłem szukając jak najlepszych słów - byliśmy wtedy naprawdę pijani kiedy się pocałowaliśmy - dodałem patrząc jedynie na swoje ręce - coś ci powiedziałem, nie pamiętam już co ale poczułeś się pewniej... uh... może po prostu zaproponowałem ci seks? - zastanowiłem się na głos jednak moje myśli od razu wróciły do opowieści - w każdym razie zdjąłeś ze mnie koszule i zacząłeś mnie całować - ciągnąłem aż nie przeszedł mnie dreszcz, mimo wszystko na myśl o malinkach robionych na mojej skórze było mi przyjemnie miło - przeniosłeś mnie do sypialni i tam... - przełknąłem śline, uznałem jednak po chwili że nie mogę robić z siebie ofiary, tym bardziej że moim tonem stresuje i zamartwiam Grzesia
- ruchaliśmy się - powiedziałem po czym zaśmiałem się cicho, nigdy bym nie przypuszczał że kiedyś dojdzie do takiej rozmowy, więc czemu miałbym się z tego nie śmiać? zauważyłem jak brunet się wzdryga na tą nagłą pewność - co? - spytał nie wierząc własnym uszą, mimo iż musiał mieć domysły co tam się stało to i tak to było dla niego szokiem - nom - zamknąłem oczy gdy na moich ustach samoistnie pojawił się uśmiech, nie dlatego że byłem szczęśliwy, tylko dlatego że głupio mi było być teraz poważnym, i albo bym się uśmiechał jak głupi albo bym się rozryczał jak dziecko z depresją - Erwin... - zaczął cicho o wiele bardziej zmartwiony niż zły. otworzyłem powoli oczy żeby nie patrzeć w brązowe oczy w których było pełno zmartwienia - nie zrobiłem ci krzywdy? co nie? - spytał zestresowany, zacisknąłem zęby aby na pewno zachować na twarzy uśmiech - nieee no co ty - powiedziałem - pobawiliśmy się i rano pojechałem do domu - wyjaśniłem, chciałem aby to było takie proste jak to brzmiało, jednak nie miałem na to teraz wpływu, i nie ma co żałować lub wspominać... gdyby to było tak proste jak brzmi...
- napewno? - upewniał się przyglądając się mi uważnie - wiem że nie jesteś gejem i nie chcę abyś się ode mnie po tym oddalił - dodał delikatnie poprawiając włosy - napewno - uspokoiłem, nie było to jednak do końca prawdą, patrząc na Grzegorza widze tylko to co się wtedy działo... i to mnie obrzydzało...
wyjąłem telefon by sprawdzić godzinę, była już prawie północ co mnie trochę przeraziło - spóźnię się! - rzuciłem. co prawda musiałem być w domu dopiero trzeciej, ale biorąc pod uwagę że jechałem tu tą jebaną taksówką jedną i pół godziny no to wszystko jest możliwe...
chcąc jak najszybciej iść zadzwonić po taksówkę od wróciłem się, jednak gdy postąpiłem jeden mały krok poczułem ucisk na nadgarstu, przeszły mnie dreszcze czując zimno dłoni. uścisk był silny co mnie troche zapolało, tym bardziej że to była moja lewa ręka, a co za tym idzie ból był o wiele mocniejszy, odruchowo pisnąłem z bólu - przepraszam! - odezwał się Grzegorz puszczając od razu mój nadgarstek. odwróciłem się spowrotem w stronę bruneta łapiąc się odruchowo za nadgarstek - chciałem po prostu spytać czy ciebie podwieźć - tłumaczył się przepraszająco, uśmiechnąłem się nieśmiało - nie trzeba - uznałem, chłopak na mój wręcz uroczy ton uśmiechnął się - spoko - powiedział mruząc delikatnie oczy
tak więc poszedłem dzwonić po taksówkę...
dotarłem do domu o pierwszej, cieszyłem się z powrotu do domu, głównie dlatego że pan z taksówki był bardzo nie miły, a jakbym miał że sobą pistolet to napewno bym go poddał
rozwaliłem się na kanapie i zacząłem powolnie przeglądać wiadomości. większość była od zmartwionego Carbo, odpisałem więc że wszystko git i po prostu spałem, nie lubiłem kłamać bratu jednak aktualnie nie widziałem innej możliwości. odpisałem również Labusiowi że chętnie się z nim spotkam, byłem dość ciekawy czego mógłby odemnie chcieć, jednak zbyt długo się nad tym nie zastanawiałem, odłożyłem telefon i wziąłem że stolika kawowego pilota do telewizora, powoli zacząłem lecieć po kanałach aż w końcu zatrzymałem się na jakimś Oszukać Przeznaczenie 4, nie byłem zbyt wielkim fanem tej serii jednak czułem że nic lepszego nie znajdę
nie wiedziałem na jakim momencie filmu jestem, jednak nie zwracałem na to uwagi ponieważ bardziej byłem zajęty myśleniem niż oglądaniem filmu. mimo to że bujałem w obłokach odskoczyłem gdy zobaczyłem na ekranie chłopa wywracającego się na jakiś płot który przebija jego głowę na wylot przez usta, odruchowo się zaśmiałem na swoją reakcje, to głupie że nie boje się odcinania kończyn i wbijania gwoździ w skóre, ale boje się jakiegoś metalu przebijającego czaszkę. postanowiłem jednak przełączyć na inny kanał, przełączyłem więc na jakieś bajki które z zaciekawieniem oglądałem, wydawały się być o wiele lepsze niż te głupie horrory...
siedziałem więc tak nudząc się, aż w końcu rozległo się pukanie, spojrzałem odruchowo na telefon i zauważyłem że jest równo 03:00. wstałem z kanapy i skierowałem się w stronę drzwi frontowych, gdy je otworzyłem owiał mnie nieprzyjemny chłód, rozejrzałem się jednak nikogo nie zauważyłem, nigdy nie spodziewałem się kogoś zastać przed drzwiami o tej porze jednak zawsze robiłem to z przyzwyczajenia
spojrzałem na ziemie, na kamiennej drodze przy drzwiach lezała koperta. podniosłem ją z ziemi i wszedłem spowrotem do mieszkania, przeszedłem po korytarzu i wszedłem na piętro, otworzyłem drugie drzwi które prowadziło do biura, usiadłem powoli przy przy biurku i zacząłem oglądać kopertę z ciekawością. zauważyłem że jak zwykle nie było na niej znaczka co oznaczało że list został doręczony ręcznie. listy tego typu dostawałem od około tygodnia, zawsze przychodziły o równo trzeciej, nigdy jednak nie dostałem wskazówki kto to mógł być...
jedno było pewne, ta osoba nie była zbyt normalna, na każdej kartce litery były niemal że nieczytelne. na końcu kartki znajdowało się coś w stylu odliczania które z każdą kartką się zmiejszało, najpierw był napisz "13 dni" potem "12 dni" i tak dalej... znajdowałm się na dniu 2, i szczerze mnie ciekawiło co się stanie gdy odliczanie dobiegnie końca. treści listów były różne, pierwszy był przywitaniem, osoba wtedy pisała jeszcze ładnym i czytelnym pismem którego mogłem jej zazdrościć, potem dostałem drugi list, był już o wiele dziwniejszy, osoba pisała nadal miło jednak dodawała dość niepokojące komentarze na końcu zdania, naprzykład gdy napisał że cieszy go że mnie poznał i jestem zupełną odrwrotnością jego siostry uznał na końcu "jak dobrze że moja siostra już umarła"
kolejne dwa listy były jakimiś makabrycznymi zapiskami gdzie osoba z dokładnością opisywała mordestwa. kolejny list był groźbą, a w zdaniach było szczegółowo opisane jak mnie zabije. kolejny był przeprosinami, napisał w nim że to był taki test czy nie przerazają mnie takie rzeczy, i że ma nadzieje że to nie sprawia że przestane go lubić, oraz żebym nie mówił nikomu o naszej znajomości ponieważ jest bardzo poszukiwany przez jednostki specjalne, w to ostatnie średnio wierzyłem jednak go posłuchałem i nikomu nie mówiłem. następne listy były bardzo miłe i uprzejme, w jednym nawet zdradził że jeśli wszystko pójdzie dobrze to zobaczymy się ostatniego dnia
dobra ale koniec przemyśleń! otworzyłem powoli i delikatnie kopertę i wyjąłem list, pismo było napisane czarnym piórem a literki były rozmazane, w niektórych miejscach były plamy po kleksach, powoli zacząłem czytać
----------------------------------------
dobry wieczór przyjacielu!
jako iż dni do naszego spotkania się skracają, postanawiam zmienić nieco zasady :)
ciągle pisze do ciebie nie wiedząc
co o mnie myślisz...
postanowiłem więc ci zaufać
chciałbym więc ci trochę wyjaśnić dlaczego w ogóle do ciebie pisze
ja, wraz z moją grupą pracuje nad małym projektem który może między innymi zapewnić nieśmiertelność.
na czym projekt polega? już tłumacze
mamy w planie przejąć ludzki organizm wszczepiając pod skórę osoby chip. chip ten będzie miał kompletną kontrole nad organizmem, od tego że ciało będzie szybciej się leczyć, przez to że będziemy mogli decydować o ruchach kończyn, aż po to że dostaniemy możliwość władać umysłem osoby, a także jego snami i wspomnieniami. oczywiście nie są te przykłady konieczne, i osoba nie będzie musiała być bezmózgimi zombie ;)
no dobra... ale w czym TY nam pomożesz? to jasne,
po pierwsze, dobrze by było mieć kogoś w mieście po naszej stronie.
po drugie, nasz pierwszy projekt chipu został skradziony, a z naszych obserwacji wynika że ty nie raz robiłeś już takie rzeczy. mamy jednak świadomość że to nie jest praca dla jednej osoby, nie widzę jednak sensu żeby zostały ci przydzielone osoby z naszej organizacji biorąc pod uwagę że nie umielibyście że sobą współpracować. prosiłbym za tym abyś to ty wybrał z kim chcesz współpracować, i powiadomił 2 osoby które twoim zdaniem nadawały by się do tej roboty
więcej informacji o zadaniu dostaniesz jutro, dobranoc przyjacielu!
~Q
-------------------------------------
byłem niezmiernie zaciekawiony zadaniem, jednak jeszcze bardziej zaciekawił mnie podpisz na końcu listu, "Q", osoba nigdy nie podpisywała się w listach, wyglądało więc na to że Q naprawdę mi zaufał
teraz jednak nasuneło mi się kolejne pytanie, kogo powinienem powiadomić o tym wszystkim?...
Speedo? nie... on jest nowy... dobra już nie jest ale i tak prędzej powiedział bym Lucasowi niż jemu...
Silny? on by chciał pewnie powiadomić o tym cały Zakszot, w sumie też bym chciał ale nie widze sensu tracić zaufania Q...
Laborant? on nienawidzi okłamywać rodziny, i nawet jeśli to są jego klimaty to raczej nie warto ryzykować...
Carbonara? jest w końcu moim bratem, może byłby trochę zły ze mówie mu to dopiero teraz, jednak napewno by to w końcu zrozumiał i chętnie mi by pomógł...
David? NO OCZYWIŚCIE ŻE TAK! ON BY ZAWSZE MI POMÓGŁ... ale nie, czekaj... on jest w szpitalu... jednak mu nie powiem bo musi odpoczywać...
tak więc powiem Carbonarze oraz... oraz...
uhhh... Labo może i będzie musiał trzymać język za zębami, ale chyba nie ma większego wyboru...
(perspwktywa Labusia)
była około szósta, jako iż byłem porannym ptaskiem to dla nikogo nie powinno być zdziwieniem że byłem już na nogach. po odblokowaniu telefonu od razu rzuciła mi się w oczy wiadomość od Erwina, odpisał że chętnie się spotka, mimo iż wiedziałem że nie odpisze o takiej godzinie napisałem z zapytaniem kiedy ma czas. byłem więc dość zaskoczony gdy z mojego telefonu wydobyło się dzwonienie, nie myśląc o tym długo odebrałem
- halo? cześć Labo - przywitał mnie ciepły głos przyjaciela na który się odruchowo uśmiechnąłem – cześć – powiedziałem krótko – no to co kurwa? masz czas? – zaśmiał się do telefonu prawdopodobnie spodziewając się mojego zaskoczenia – a żebyś wiedział, jechać do ciebie? – spytałem, w końcu i tak nie miałem nic do roboty, w słuchawce usłyszałem cichy śmiech – zapraszam, i tak mam coś do powiedzenia tobie i Carbo, nie miałbyś nic przeciwko gdybym zaprosił od razu jego? – spytał niepewny. było mi dziwnie słysząc to pytanie, Erwin kiedyś by nawet mnie nie powiadomił o tym, a gdybym miał coś przeciwko to by mi kazał spierdalać, ale chyba muszę sie do tego po prostu przyzwyczaić – nie widze problemu – wzruszyłem ramionami – więc zapraszam – zaśmiał się mówiąc tym swoim przesłodzonym głosem
siwy się rozłączył bez pozegnania co nie powinno być nikogo zdziwieniem. nie śpiesząc się więc zbytnio ubrałem się i poszedłem do samochodu, podróż minęła mi bardzo przyjemnie, no może poza tym że jakiś śmieć zapierdalał nie po swoim pasie i prawie się we mnie wjebał, lecz to tylko mały szczegół. w końcu zatrzymałem się na podjeździe niczemu nie wyróżniającego się domu, wysiadłem z auta i bez pośpiechu podszedłem do drzwi frontowych. po kilku puknięciach w drewno drzwi z piskiem się otworzyły, w środku stał Erwin, siwowłosy wyglądał na wyspanego mimo tej wczesnej godziny, na jego twarzy był widoczny lekki uśmiech gdy zapraszał mnie do środka
skierowaliśmy się do salonu i usiadliśmy na kanapie – więc co tam Labuś? o czemu chciałeś się spotkać? – spytał prosto z mostu, widziałem że chłopak jest pobudzony i pełny energii co mnie tylko ciekawiło – chodzi o Carbo – zacząłem szukając odpowiednich słów, no tak, to oczywiste że w myślach ta rozmowa wyglądała lepiej, ale w myślach wszystko chyba wygląda lepiej – on od tamtej sytuacji jeszcze bardziej się o ciebie martwi, nie przestaje o ciebie pytać, i tak w sumie jakby się zastanowić... – uspokoiłem się zauważając że mówie tak szybko że pewnie ledwo mnie idzie zrozumieć – on sam spytał nawet mnie czy wszystko z tobą okej, i obiecałem mu pogadać z tobą w sprawię czy powiesz mu co ci leży na sercu – przełknąłem ślinę spodziewając się jakiejś uwagi że strony Knucklesa, ten jednak jedynie patrzył ma mnie z zainteresowaniem – albo chociaż część prawdy, myślę że wtedy ulży i tobie i jemu – dodałem a gdy Erwin zdał sobie sprawę ze skończyłem odwrócił wzrok – pomyślę nad tym – stwierdził po czym ucichł, przez około minute panowała cisza
– wyspałeś się? – zagadałem na co wzrok złotych oczu spowrotem powędrował w moim kierunku, widać było wyraźnie że nie chciał rozmawiać o problemach, kto by w końcu chciał? tak więc zmiana tematu była w tej chwili odpowiednia – położę się o dziesiątej albo jedenastej – uznał z uśmiechem na co się skrzywiłem, Erwin miał bardzo zepsuty zegar biologiczny, jednak nigdy nie podejrzewał bym że człowiek kładący się spać o 11 byłby w stanie normalnie funkcjonować, nakłanianie go do szybszego kładzenia się spać raczej nic by nie dało, tak więc nie odpowiedziałem. chłopak tak jakby się domyślał o czym myśle odwrócił odemnie wzrok – to naprawdę nie robi mi różnicy czy wstaje rano czy wieczorem – tłumaczył z ponurym uśmiechem – chociaż nawet nie do końca – dodał spowrotem z swoim pewnym głosem – w nocy mam więcej energii i się nie opierdalam – zaśmiał się cicho na co się uśmiechnąłem, o wiele lepiej było widzieć go szczęśliwego niż smutnego – nie no spoko, to twoje życie – przypomniałem na co złoto oki się zaśmiał
delikatnie położyłem dłoń na jego siwych włosach i powoli zacząłem bawić się kosmykami jego włosów. ostatnio kiedy to robiłem wyglądało na to że mu się podobało, chciałem więc sprawdzić jego reakcje. ku mojemu zaskoczeniu reakcja Erwina była pozytywna, chłopak przymknął oczy i pochylił się bliżej mojej ręki, wyglądało to jakby robił to odruchowo i nawet nie myślał że wygląda to dziwnie – zachowujesz się jak kot – zaśmiałem się – jak kot? – powtórzył urażony, jednak po chwili jego oczy znowu błysneły, no tak, nawet jego oczy wyglądały jak te u kota, zazwyczaj wyglądały jakby były bardziej demoniczne i straszne, teraz jednak wyglądały słodko
siwowłosy przysunął się bliżej mnie i oparł głowę o moją pierś, zdezorientowany przez chwilę nic nie robiłem – meow~ – miauknął niewinnie na co się zaśmiałem – idiota – uznałem uśmiechając się ciepło, chłopak spojrzał na mnie urażony – nie jestem idiotą, jestem ✨kotem✨ – przypomniał na co się zaśmiałem – a od kiedy to koty mówią? – spytałem podnosząc jedną brew, oczywiście on tego nie zauważył. ten wyglądał jakby dopiero zrozumiał że mam racje – meow – powtórzył po czym się zaśmiał, jego kocie złote oczy spoglądały na mnie, mimo iż jak zwykle w okół oczu było dużo czerwonych cieni to wyglądał naprawdę słodko, pierwszy raz zwróciłem na coś takiego aż taką uwagę, jednak mimo to był to naprawdę uroczy widok
położyłem delikatnie dłoń na policzku Erwina na co on zadrżał z zimna moich palców, spojrzał na mnie pytająco – wiesz że koty lubią jak głaszcze się je po policzkach? – spytałem wciąż się uśmiechając – mhm – mruknął od razu się rozluźniając, powoli zacząłem głaskać jego policzek, oddech złoto włosego się kompletnie uspokoił, nie wiem czy widziałem go kiedyś równie spokojnego jak teraz. siwy w pewnym momencie podniósł delikatnie głowę i spojrzał ja mnie złośliwe, chwycił moją dłoń i przysunął bliżej siebie delikatnie ją głaszcząc opuszkami palców
– a ty wiesz że jeśli kotek kocha właściciela to go liże? – spytał patrząc na mnie niewinnie, jednak zanim zdążyłem odpowiedzieć złoto oki przysunął do siebie bliżej moją ręke i delikatnie ją polizał na co znieruchomiałem, ten widząc moją reakcje zaśmiał się i wrócił do lezenia na mnie – obrzydliwe – stwierdziłem wycierając ręke o kanapę czego chłopak najwyraźniej nie zauważył – właściciela – powtórzyłem na co ten spojrzał się na mnie nie śmiało, tak jakby jego mózg dopiero zajerestrował co właśnie zrobił
– myślę że mój kotek był niegrzeczny, chyba trzeba dać mu karę~ – stwierdziłem uśmiechając się zalotnie czego on oczywiście nie zauważył, siwy najwyraźniej był bardzo zaskoczony ponieważ nawet nie odpowiedział
zapałem jego biodro i przyciągnąłem bliżej siebie, drugą ręke wsunąłem delikatnie pod jego golf i powolnie głaskałem jego kręgosłup na co ten odruchowo jęknął z zaskoczenia. czułem jak Erwin układa głowę przy moim sercu w które prawdopodobnie się wsłuchiwał, jego oddech delikatnie muskał moje ubrania co o dziwo czułem, to dziwne jak ludzki organizm dokładnie wyczuwa takie małe przyjemności. spojrzałem na jego twarz, oczy miał zamknięte a usta lekko rozchylone co dawało znak że włśnie przez nie oddycha. na ten widok poczułem ciepło na sercu, moje ruchy stały się mniej zalotne a bardziej uspokajające i przyjemne
przyjemność ta jednak nie trwała zbyt długo ponieważ po mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi...
Erwin jak poparzony odsunął się odemnie, tak jakby dzwonek przypomniał mu co właśnie odwala, przez chwilę wyglądał na zdezorientowanego co dawało przekonanie że spał, po chwili jednak uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy – to pewnie Carbo – uznał i poszedł w stronę drzwi zostawiając mnie samego. zaśmiałem się cicho, nie wiem nawet dlaczego ale lubiłem oglądać siwego zawstydzonego, najwyraźniej on też lubił oglądać mnie zawstydzonego co daje wrażenie że nasza zabawa jest dość dobra dla obu stron, no nawet jeśli to ja jestem czasem zawstydzony...
po niedługiej chwili Erwin wrócił do salonu a u jego boku szedł Nicollo, chłopak nie wyglądał nawet na zaskoczonego zauważając mnie na kanapie co mi odpowiadało, wolałem wysłuchać Erwina bez zbędnych awantur, białowłosy zapewne też. złoto oki zajął swoje początkowe miejsce a Carbonara usadowił się na fotelu – tak więc od czego tutaj zacząć... – zastanowił się siwy poprawiając roztrzepane przezemnie włosy – najlepiej od początku – uznałem, no cóż, mój humor czasem bywa dziwny i zdecydowanie nie śmieszny, ale co z tego? – dzięki Labo – westchnął Erwin zażenowany moim poczuciem humoru
– tak więc zaczeło się to jakiś tydzień temu – zaczął składając nogi na kokardkę, następnie opowiadał o dziwnych listach, o planie nad zawładnięciem ludzkim umysłem oraz o osobie który w najnowszym liście podpisał się jako Q...
byłem naprawdę tym wszystkim zmieszany, jednak słuchałem uważnie, gdy Erwin skończył to Carbo odezwał się jako pierwszy – napewno możemy mu ufać? – spytał drapiąc się w tył głowy – naprawdę chce po prostu prosić nas... ciebie o pomoc? – poprawił się przygryżając delikatnie wargę – pomyślmy o tym w inny sposób – zaoferował Erwin któremu entuzjazm wciąż nie spadł – jeśli odmówimy, stracimy szanse na przygodę, i na to abyśmy znowu byli postrachem miasta – uznał, chciałem przerwać jednak tego nie zrobiłem z prostego powodu. Erwin od czasu wypadku nie był taki szczęśliwy i pełny energii, brakowało mi go takiego i wolałbym żeby taki już pozostał
– proszę Carbo – dodał niewinnie pastor na co wspomniany westchnął – jeśli będziemy uważać na tego Q no to chętnie – uznał biało włosy, mi ten plan podobał się o wiele mniej, nieważne co no to mieszanie się w kogoś umysł to ostatnie czego bym chciał, jakby nad tym pomysleć nawet bez wprowadzenia zmian przez ten chip w umyśle to pozbawia on człowieka duszy, a człowiek staję się po prostu bezmyślną maszyną, i nawet jeśli osoba będzie sobą to skąd wiadomo że to robi osoba a nie chip który chce żeby człowiek zachowywał się jak przed jego wszczepieniem? poza tym po moim umyśle błądziło dużo teorii których nie umiałbym normalnie opisać...
– Labo? – z myślenia wyrwał mnie głos Erwina, po jego spojrzeniu wywnioskowałem że o coś mnie pytał – ja chętnie pomogę – powiedziałem z nadzieją że pytał o to czy się zgadzam, ten jednak spojrzał na mnie zmieszany – spytałem cię czy chcesz herbaty – przypomniał patrząc na mnie jak na idiotę – przepraszam, zamyśliłem się – tłumaczyłem zestresowany, Carbo nie mogąc już wytrzymać zaśmiał się – jesteś zmęczony? – spytał złoto włosy niepewnie – trochę źle spałem, ale jest git – uśmiechnąłem się odruchowo
– jak chcesz to możesz iść do pokoju gościnnego – zaproponował uśmiechając się zachęcająco – przypominam że to ty jeszcze nie spałeś – przewróciłem oczami, poczułem na sobie zaskoczone spojrzenie Nikodema – nie spał? – przeniósł podenerwowany wzrok na siwego, złoto oki uśmiechnął się zestresowany spodziewając się że Carbo jak zawsze zacznie mu matkować – oboje macie iść spać – uznał składając ręce na tak zwany "foch 2"
– jeszcze wcześnie mamoo – żalił się Erwin płaczliwym głosem – no teraz już wcześnie skoro jest ranek – odparł Carbo wciąż udawając obrażonego. przez następną chwilę panowała cisza, złoto oki najwyraźniej użnając że rozmowa nie ma sensu westchnął i położył się, a jako ze kanapa nie była jakoś duża to głowa przyjaciela wylądowała na moich nogach co jemu najwyraźniej nie przeskadzało. poczułem jak przeskakuje po nas uważny wzrok biało włosego – wiesz że masz sypialnie w domu? – spytał – ale kalanka Labusia są lepsze – uznał siwy zamykając oczy i wtulając twarz w mój brzuch aby światło nie przeskadzało mu we śnie – okej – powiedział krótko Nicollo nie odrywając on nas wzroku
– no to dobranoc – uznał Carbonara nadal przetwarzając w umyśle co właściwie się tutaj wydarzyło. położyłem dłoń na tyle głowy Erwina i delikatnie przeczesałem jego włosy – dobranoc królewno – wyszeptałem uspokajająco tak aby wzbudzić podejrzenia Nicollo
– słodkich snów – wyszeptałem na koniec
ROZDZIAŁ POGU
od razu przepraszam jeśli wystąpiły jakieś nie spójności, ale sama już nie pamiętam co działo się w poprzednich rozdziałach XD
I UWAGA WYMÓWKA DLACZEGO NIE BYŁO ROZDZIAŁU
✨jestem chora✨
psychicznie :v
~4500 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro