Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🥀~1. wolny dzień~🥀

(perspektywa Erwinka)

była prawie druga w nocy, mimo tej jakże późnej godziny byłem jeszcze na zewnątrz, nie dawno zrobiliśmy z zakshotem banczyk i dzięki Carbo uciekliśmy policji. nadal jednak jeździliśmy po obrzeżach miasta w razie gdyby helka nadal krążyła nad miastem szukając samochodu Carbo.

poza nami w samochodzie był jeszcze David i Speedo, z czego ten drugi już przysypiał na tylnym siedzeniu
- kocham was panowie - powiedziałem przerywając ciszę
- ciesze sie ze jesteście - dodałem uśmiechając sie ciepło - co tak nagle? - spytał David - CZYLI NAWET MIŁYM BYĆ NIE WOLNO? - obraziłem się odwracając się w stronę okna, jednak nie na długo bo ja i David wybuchliśmy śmiechem który przerwał mi kaszel - brzuszek mnie boli - westchnąłem - było nie jeść tego burgera! mówiłem ze wyglądał jakby był po terminie - ochrzanił Carbo
- było nie dachować dwa razy! - odparł Davidek kopiąc z tyłu w fotel Carbo - jak ja sie ciesze ze jutro jest niedziela i będę mógł odpocząć - westchął biało włosy.

ten tydzień był pracowity, ciągle robiliśmy trackery, banki, lub inne nie legalne rzeczy, każdemu przydał by sie odpoczynek, w szczególności Carbo który codziennie musiał uciekać od policji

- jakieś macie już plany? - spytał Speedo przerywając przez ziewnięcie - ja chyba prześpię cały dzień - dodał
- mam już zarezerwowany bilet na horror! miałem już dawno w planie go obejrzeć - poczułem szczęście płynące że słów Carbo, faktycznie gadał coś dzisiaj o jakimś horrorze, ale po co miałem go słuchać?
- zapewne spędzę dzień na oglądaniu seriali lub granie w jakieś gierki - zaśmiał się David - naprawdę nie mamy zbyt ambitnych planów - dodał na co się wraz z Carbo zaśmialiśmy.

- a ty Erwin? - spytał David nie słysząc przez dłuższy czas odemnie odpowiedzi - ja? - ocknąłem sie, prawdę mówiąc nie miałem pojęcia jak miałbym odpocząć, prawdę mówiąc dobrze się bawie na napadach a moje ADHD nie pozwala mi na usiedzenie długo w tym samym miejscu - jak zwykle - wzruszyłem ramionami - będę spać do 16, zrobie sobie jedzonko, i pójde spać dalej - zaśmiałem się - wiadomo kto ma najmniej ambitne plany - stwierdził David na co wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

- Caaarbuś? - uśmiechnąłem się w jego stronę - odwieziesz mnie do domku? - spytałem, w końcu i tak byliśmy poza miastem więc czemu by tego nie wykorzystać? Nicollo jedynie westchnął w odpowiedzi, jednak widząc ze skręca w stronę Paleto wiedziałem że sie zgadza
- mówiłem ci już tyle razy - przewrócił oczami
- przeprowadź się, nie dość ze mieszkasz na końcu wyspy to jeszcze masz w chuj daleko do miasta - wyjaśnił na co parsknąłem - 30 minut drogi to nie tak dużo - stwierdziłem

- twój wybór - uśmiechnął sie David
- ale potem sie nie dziw ze do ciebie nie jeździmy w odwiedziny! - zaśmiał sie na co także się uśmiechnąłem, szczerze, to że nikt do mnie nie jeździł mi pasowało, w końcu nie miałem potrzeby sprzątać tylko dlatego że przyjdą do mnie goście.

nim się obejrzałem już byliśmy przed moim domem, nie był on największy czy najpiękniejszy, ale był mój! pożegnałem sie pośpiesznie z chłopakami i poszedłem do domu, zdjąłem buty w przedpokoju i pognałem wstawić wodę na herbatę.
wyciągnąłem telefon z kieszeni i włączyłem powiadomienia - podczas napadu wolałem żeby mi nie przeszkadzał, jednak zapomniałem potem je uruchomić. powiadomienia były głównie z Twittera, wszedłem w ikonkę wiadomości, było ich kilka.

zaciekawiła mnie głównie ta z numeru Grzegorza, nie pisaliśmy do siebie zbyt często, najpewniej z racji tego że stoimy po przeciwnych stronach a Grzesiu nie chce aby koledzy z pracy dowiedzieli sie ze sie przyjaźni z poszukiwanym. w każdym razie wracając do wiadomości, Gregory napisał ze jutro (pisał to wczoraj, czyli dzisiaj) ma wolne i czy będę miał czas się z nim spotkać.

idealnie! nie muszę wymyślać nawet planów na jutro, i mimo iż wiedziałem że chęć spędzenia wspólnie czasu nie była jedynym powodem wysłanie tej wiadomości, zgodziłem się. z myślenia wyrwał mnie świst czajnika

następnego dnia...

obudził mnie dzwonek do drzwi, mając nadzieje ze ten ktoś odejdzie lezałem dalej przykrywając głowę kołdrą. jednak ten ktoś wydawał się być zawzięty, i nic nie wskazywało na to żeby miał odejść. wstałem więc z łóżka zirytowany przecierając powieki ręką, podszedłem do drzwi i nawet nie myśląc aby spojrzeć przez wizjer otworzylem drzwi

- czego? - spytałem ziewając
- ale nie miło - odparł Dia wchodząc bez pytania do środka mojego domu
- nachodzisz z rana ludzi to sie nie dziw że są nie mili! - ochrzaniłem patrząc jak siada na półce z butami
- jest 16... - westchął na co otworzyłem szerzej oczy - JAK TO KURWA 16?! - krzyknąłem, o 17 miałem się spotkać z Grzesiem, ale no cóż, najwyżej sobie poczeka

- wiesz w ogóle co tu robie? - spytał wzdychając - nie? - uśmiechnąłem sie niepewnie, ledwo wiedziałem jaki dziś dzień, a co dopiero co on tu odpierdala, I TO NA MOJEJ SZAFCE!
- miałeś mi dzisiaj oddać broń - przypomniał Garcon - no wiesz, tą którą ci wczoraj pożyczyłem na napad? - dodał ostrożnie a mi wszystko stało sie jasne

- aaaa, tą broń - zaśmiałem się
- zostawiłem ją wczoraj w samochodzie Carbo - uśmiechnąłem się bezbronnie na co chłopak złapał się za głowę - ale to nie była nawet moja broń - zaslochał - przecież jutro ci ją dodam - obiecałem, szczerze to opcja ze zostawiłem pistolet w aucie Carbo nie jest jedyną, możliwe że nawet faktycznie mam gdzieś w domu jego klamkę, jednak kto by nad tym myślał? - tak w ogóle - odezwałem się potulnie - zawieziesz mnie na ZS? nie mam auta - westchnąłem

- masz 3 auta i żadnego nie masz w domu? - spytał podejrzliwie na co ja podkręciłem przecząco głową - no dobra - westchnął, moje auta były na ZS, wracałem z Carbo więc nie miałem żadnego auta na podjeździe

.
.
.
(perspektywa Laboranta)

siedziałem na ZS naprawiając samochody - innymi słowy, dzień jak
co dzień

- widzę że macie dziś dużo pracy - westchnąłem kiedy obsługiwałem już 3 radiowóz dzisiaj, policjant nawet mi nie odpowiedział tylko odjechał gdy tylko zapłacił, zastanowiłem się czy nie przebić mu opon czy coś, ale to nie miało sensu.

dzisiaj sie zapowiadał naprawdę nudny dzień, chłopaki dzisiaj mieli wolne, nie było co liczyć nawet na jakiegoś trackera, nawet nie spodziewałem się dzisiaj spotkać nawet kogoś z nich, lecz nie byłem jakoś zły gdy na warsztacie zatrzymał sie pojazd Garcon. z strony pasażera wysiadł Erwin, co tu on robił? chuj wie, jednak gdy siwy tylko wysiadł Dia odjechał. pastor podbiegł do mnie i Barta - wiecie gdzie BNW? - spytał tak szybko ze ledwo zrozumiale
- nie wiem - odpowiedział Barcik
- nie gadać ze ktoś mi zajebal fure - powiedział i wybiegnął z ZS.

poszedłem za nim zaciekawiony o co chodzi, zastałem go piszącego do kogoś, zauważając mnie spytał
- podwieziesz mnie gdzieś Labo? - spytał pośpiesznie wiercąc się jak głupi z tym swoim ADHD - pewnie - uśmiechnąłem sie wręcz nie widocznie, bo mam tą maskę. poszedłem za ZS a Erwin za mną, wsiadłem do auta i zapiąłem pasy a Erwinek za mną. zaznaczył mi na GPS budynek na którym zawsze spotykał się z Grzegorzem, przewróciłem jedynie oczami ruszając drogą zaznaczoną przez GPS

- spotykasz się z swoim kochasiem? - przerwałem ciszę podczas której pastor pisał na telefonie - ta - uśmiechnął się nawet nie odrywając oczu od telefonu. całą drogę przejechaliśmy od tego momentu w ciszy która nawet mi nie przeszkadzała

(perspektywa Erwinka)

gdy tylko Laborant zaparkował wysiadłem z auta - poczekaj na mnie! - rzuciłem i poszedłem w stronę drabiny z nadzieją że Grzesiu dalej na mnie czeka na dachu. dość szybko wdrapałem sie na dach, chociaż nogi troszkę mnie bolały ale to norma. przeskoczyłem z jednej strony dachu na drugą o mało przy tym się nie zabijając

na szczęście brązowo włosy nadal na mnie czekał, jak zawsze wyglądając głupio - miał jakąś szarą rozpiętą bluzę i niebieskie spodnie, kurwa jak jakiś basic boy kompletnie wyglądał, kompletny brak stylu, nie to co ja z moim czarnym golfem - jezuu w co ty sie ubrałeś - ochrzaniłem na przywitanie - A TY TO CO? JA SIE CHOCIAŻ LUŹNO POTRAFIE UBIERAĆ - odparł jak zwykle grącz pizde.

- dobra to o co chodzi? - spytałem podejrzliwie - nie można spędzić nawet czasu z przyjacielem? - spytał przewracają oczami, usiadł na krawędzi dachu patrząc na miasto, usiadłem obok niego wystawiając nogi na przepaść. miasto wyglądało faktycznie pięknie, jako ze była jesień to o tej prawie 18 już się ściemniało. widać było powoli zapalające się lampy na drogach, i powoli znikających z ulic ludzi, przez kilka minut siedzieliśmy w niezręcznej, lecz miłej, ciszy

- mam pytanie - cicho powiedział, słyszałem jak chłopak sie jąka i uważa na słowa, nieco sie rozluźniłem z wiedzą że Grzechowi nie chodzi nawet o te opancerzone kurumy które jeżdżą szukając mnie po mieście, jednak z drugiej strony byłem trochę zaskoczony jego tonem - tak? - spytałem ciekawy patrząc na przejezdzające na dole samochody.

- trochę zimno - odbiegał od tematu wyraźnie speszony, westchnąłem jedynie, jednak po chwili zrozumiałem ze nie bylo sensu go popędzać.
- tak, jednak lubie taką pogodę - uśmiechnąłem sie - mam chociaż powód do noszenia golfów! - zaśmiałem sie na co ten też się rozluźnił. faktycznie brakowało mi spędzania tak luźno czasu, nie chodzi mi konkretnie o Grzecha, ogólnie mało czasu spędzałem tak luźnie z kimkolwiek, nie pamiętam kiedy ostatnio tak sobie siedziałem z kimś nie rozmawiając o żadnym banku lecz o głupotach.

- ja zdecydowanie wole lato, ciepłą pogodę i lody - usłyszałem ciepło w jego głosie - nie tak ze ktoś by chciał takiego ci zrobić - zaśmiałem sie na co ten walną mnie przyjacielsko w bark - O TY JAK BYM SPADŁ TO BYŚ DOPIERO MIAŁ - wybuchneliśmy śmiechem po czym znowu nastała cisza, przerywana jedynie dźwiękiem przejeżdżających samochodów.

- wiesz, chciałem cie o to spytać bo wiem że nikomu nie wygadasz - brązowo oki odwrócił odemnie wzrok, sam nie był bym do tego pewny czy można mi zaufać, ale niech mu i będzie, westchnąłem przeciągle
- Grzegorz... mówiłem ci tyle razy że nie jestem gejem i nie zostanę twoim chłopakiem - powiedziałem z kompletną powagą na co ten spojrzał ma mnie jak na idiotę - SPIERDALAJ, RAZ MI ODMÓWIŁEŚ A MÓWISZ JAKBYŚ ZROBIŁ TO CO NAJMNIEJ Z 10 RAZY! - krzyknął na co cicho zachichotałem, lubiłem wkurzać Grześka i kochałem to jak brał żarty na poważnie jeśli wypowiesz je z wystarczającą powagą - dasz mi w końcu skończyć? - spytał już sie uspokajając, kiwnąłem leciutko głową, jednak tym razem nawet go nie popędzałem, patrzyłem jedynie na przejezdzające samochody i powolnie opadające w dół słońce.

- wiesz... wydajesz się taki pewny siebie - zaczął niepewnie, patrząc na niebo - po-podoba mi sie ktoś - wyjąkał po czym zasłonił twarz dłońmi, moje zaciekawienie z każdą sekundą wzrastało, w kim Grzesiu mógł by sie zakochać? w kolejnym terroryście? w każdym razie nie miał on zbyt wielkich wymagań... jednak wyglądało po jego zachowaniu ze mówi w pełni poważnie i tym razem nie chciał by niczego skopać. Gregory nadal zasłaniał twarz dłońmi, a ja go nie popędzałem, siedziałem w ciszy wiedząc ze tego właśnie tego potrzebuje, a nie niepotrzebnych pytań lub żartów,

nie wiem ile ta cisza trwała, minute? pięć? może i dziesięć? w każdym razie cisza zaczęła mi przeskadzac tak samo jak przejezdzające samochody, a ADHD dawało powoli o sobie znać, jednak nic nie robiłem. dlaczego? ponieważ on właśnie tego potrzebował, kogoś kto go wysłucha i dobrze to rozumiałem, wiedziałem że on zrobił by to dla mnie to samo. spojrzałem na niego wspierająco
- mamy czas - stwierdziłem ciepło,
w końcu czekał na mnie Labo, a w jego mam wyjebane, niech sobie poczeka. Grzesiu zdjął ręce z twarzy i spojrzał na mnie wdzięcznie

- nie wiem jak mu to powiedzieć - "mu" to pierwsze co pomyślałem słysząc jego słowa, spojrzeliśmy oboje na ulice pod nami - nie chce tego schrzanić... nie znowu - posmutniał a ja zagryzłem wargę - to nigdy nie jest proste - oznajmiłem - do każdego trzeba podejść indywidualnie, ale jak sie przez to od ciebie odetnie, to lepiej dla ciebie Grzechu! - zaśmiałem się, jednak nic nie wskazywało na to aby ten się chodź trochę rozluźnił, złapałem za jego rękę na co ten odwrócił się w moją stronę zdziwiony
- cokolwiek zrobisz nadal będziesz miał mnie, pamiętasz? - uśmiechnąłem sie ciepło, złapałem jego dłoń w obie ręce czując jej drżenie, ten oddał uśmiech - wiem pastorze - powiedział i obaj się zaśmialiśmy

(perspektywa Labo)

czekałem na Knucklesa przed autem, mineła już ponad godzina, jednak nie chciałem mi przeszkadzać wysyłając niepotrzebne wiadomości, niby mogłem też odjechać jednak co miałbym robić? i tak było nudno na ZS.

ucieszyłem się więc nieco widząc siwego podchodzącego do mojego pojazdu - co tak krótko? - spytałem z niezauważalnym uśmiechem na twarzy - nie uwierzysz co sie stalo - powiedział jak zawsze tak szybko ze ledwo zrozumiale - nie no nic się nie stalo - zaśmiał sie i wsiadł na miejsce kierowcy, nawet sie nie sprzeciwiałem, usiadłem po jego prawej stronie i podałem mu kluczyki - to gdzie teraz? - spytał mnie - chuj wie, na ZS? - podsunąłem na co ten ruszył - jakieś plany na dziś? - spytałem - żadne - odparł na co przewróciłem oczami, jedyny dzień w tygodniu w którym może sie rozluźnić a ten najchętniej by zrobił flecke. mineło z jakieś 5 minut a ten nagle zatrzymał się na poboczu - kurwa bo ja mam kurwa pytanie - powiedział w pełni poważnie, jednak wiedziałem że spyta zaraz o coś z czego wspólnie zaczniemy sie smiac

- kurwa bo ty masz tą maskę co nie? to co ty robisz jakbyś chciał byś się z kimś pocałować? - spytał w pełni poważnie na co ja prawie nie wybuchnąłem śmiechem, w takich momencie kocham tą maskę - nie ważne czy śmieje sie czy płacze, to zawsze wyglądam poważnie.
- jak chcesz sie pocałować to wystarczy powiedzieć - wzruszyłem ramionami patrząc na drogę - Labo ale ty jesteś kurwa głupi - powiedział jednak po chwili sie zaśmiał

- kurwa ja bym nie mógł tak żyć szczerze, miałem 2 razy tą pierdoloną maskę i mi wystarczy - dodał, w pewnym sensie miał racje. nie oddychanie ma swoje minusy, jedzenie, okazywanie uczuć, lub nawet spanie. ale trzeba umieć znaleźć plusy. Erwin ruszył dalej włączając przy tym radio - wiesz - wróciłem do tematu - po chuj sie z kimś całować? - spytałem, nigdy nie czułem potrzeby pocałowania kogoś, głównie to dlatego że jestem Demiseksualny. jednak nigdy nikogo nie pytałem po co inni to robią, w końcu to wydaje się być dość proste pytanie

- hmmm - zastanowił się siwowłosy nie spuszczając oczu z drogi
- to po prostu okazywanie że ktoś jest potrzebny? chuj wie czemu to sie robi, to chyba po prostu przyjemny i wygodny sposób na okazywanie emocji, na przykład kiedy jesteś zły gryziesz kogoś w język - zaśmialyśmy sie - co cie na takie przemyślenia wzięło Labuś? - spytał pastor a mi się milej na serduszku zrobiło słysząc to zdrobnienie - tak jakoś - odparłem cicho

nawet nie zauważyłem kiedy zatrzymaliśmy się przed mechanikiem, w każdym razie warsztat już był zamknięty, westchnąłem cicho - skoro nie masz auta to może odwieźć cie na paleto? wydasz w chuj na taxi - zwróciłem uwagę szukając jedynie wymówki na to aby jeszcze nie wracając do mojego małego apartamentu, przesiadliśmy się - nie każdy kładzie się o 22 spać Labo - zaśmiał się Erwin - wiem, ale dzisiaj wyglądasz akurat jakbyś nie spał całą noc - zauważyłem, nawet jego makijaż był nie dokończony,
- fakty, fakty.... - przez całą drogę na paleto jednak już nie protestował, nic dziwnego, gdy odwróciłem się w jego stronę - smacznie spał.

gdy dodalliśmy na miejsce próbowałem go obudzić, nawet zdzieliłem go po mordzie jednak nic nie wyglądało na to aby miał sie obudzić. podszedłem do drzwi frontowych jego domu, jednak drzwi były zamknięte, a gdy chciałem sprawdzić pod wycieraczką sie okazało ze nawet jej nie ma :(

otworzyłem drzwi od samochodu po jego stronie, przez co prawie nie wypadł z samochodu przez opieranie sie o drzwi. wyjąłem z kieszeni jego spodni klucze do domu, otworzyłem drzwi do jego domu i wróciłem po siwego. wyjąłem go z samochodu i podniosłem na rękach po raz pierwszy żałując ze nie chodziłem nigdy na siłownie, przerzuciłem go przez ramie bo co sie będe kurwa, oby go plecy bolały to moze sie nauczy nie zasypiać w samochodzie.

zdjąłem buty w przedpokoju nie chcąc brudzić mu w domu, poszedłem do salonu i rzuciłem Erwina na kanapę, w końcu nie będę szukał specjalnie dla niego sypialni. nim jeszcze ruszyłem w stronę wyjścia przeczesałem palcami siwe włosy z jego twarzy po czym poszedłem do wyjścia, mimo wszystko przyznałem że czułem bijące od chłopaka ciepło...

ale to możliwe dlatego ze miał pozamykane okna i włączone ogrzewanie, a ja byłem w długim rękawie, kamizelce rękawiczkach oraz oczywiście masce, ale kto by na to zwrócił uwagę?

wyszedłem z domu przypominając sobie że śmiechem że nie mogę nawet zamknąć drzwi, najwyżej ktoś się tam włamie. wracając droga minęła mi milutko, cisza, przyjemne wieczorne powietrze, lubiłem ciemne noce. jednak prawie nie zasnąłem podczas jazdy, w końcu zasypiam tak wcześnie w nocy, to był ogólnie miły i spokojny dzień

witajcie!
ciesze sie ze doszedłeś do końca
rozdziału :3
jeśli opowieść cie jakkolwiek zaineresowała to na spokojnie
już zabieram się za pisanie następnego rozdziału!

w każdym razie spokojnego wieczorku życze <3

~2700 słów

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: #5city#ewron