Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

- Chcesz odpowiedz? – włączył się nagle Louis – To ją dostaniesz – spojrzał na Łakotkę, która wzrokiem błagała go o to, aby nic nie mówił – Ten dupek Alex, wczoraj o mało jej nie zgwałcił. Ona się broniła więc ją pobił, stąd te ślady. – mówił beznamiętnie, patrząc się za okno – Dzisiaj przyszedł, chyba przeprosić, ale najwyraźniej nie umiał tego zrobić delikatnie, bo znów zrobił jej krzywdę. Dlatego go uderzyłem – skończył i zatopił wzrok w załzawionych oczach Collins.

- Łakotka, ja... - Marcelina puściła przyjaciółkę i cofnęła się o krok. W jej oczach widniało przerażenie – Przepraszam, – szepnęła, zbliżając się z powrotem do niebieskookiej i mocno ją przytulając – zabiję go – również się rozpłakała. Kiedy w końcu odeszły od siebie, Marcela złapała twarz Sweety w dłonie i ze łzami w swych pięknych, morskich oczach powiedziała:

- Od teraz, masz mówić mi wszystko, co jest związane z tobą, rozumiesz mój żelku? – na ostatnie słowa uśmiechnęła się i zwróciła się do reszty grupy, która przyglądała się wszystkiemu – tylko ja mogę mówić do niej „żelku" – oznajmiła. Zdziwione twarze towarzyszy, wywołały śmiech u dwójki dziewczyn. Właściwie, po łzach nie było już śladu.

- Nie rozmawiajmy już o tym, ok? – rzekła Miśka, ocierając wierzchem dłoni policzek.

- Dlaczego „żelku"? – zapytał, ciekawski Harry.

- Nie ważne. – odparowała go szybko blondyna - Co dzisiaj robimy?

- Może pójdziemy na mecz? Podobno ma być dzisiaj – zaproponował Niall.

- Nieeee! – krzyknęły wszystkie anielice, oprócz Łakotki, której było wszystko jedno – Idziemy pozwiedzać miasto – krzyknęły.

- Sory maleńka, ale my nie mamy na to ochoty– rzekł uwodzicielskim głosem Nialler.

- Nic mnie to nie obchodzi, albo idziecie z nami, albo pójdziemy same – oznajmiła groźnym głosem Stark.

- O nie, my na pewno nie idziemy zwiedzać, to jest nudne, a z wami w ogóle nie będzie zabawy – narzekał Zayn.

- Ach tak? No to proponuję ten dzień spędzić osobno, bo nam też nie chce się waszych gęb oglądać – odgryzła się Livi.

- No to Bay Bay – odparł z przekąsem i pomachał jej ręką przed nosem, na znak, że ma wyjść. Ona tylko dumnie podniosła głowę i spojrzała na dziewczyny.

- Idziemy – powiedziała głosem nie znoszącym sprzeciwu.

- Wiecie co, ja chyba zostanę w domu. Nie mam siły chodzić po mieście – odezwała się niepewnie Łakotka.

- Masz zamiar zostać z tymi samcami? – spytała dziwnym głosem Danielle.

- Chyba nie mam wyboru – szepnęła.

- Nie ma mowy. Idziesz z nami – orzekła Darcy, chwytając ja za nadgarstek i ciągnąc do wyjścia.

- Jak ona nie chce iść – krzyknął Harry, złapał za wolną rękę dziewczynę i pociągnął w swoją stronę. Darcy nadal jej nie puściła i teraz niebieskooka była rozrywana przez tych dwoje pajaców. Dzięki pomocy reszty dziewczyn, Longboton, wyrwała Collins z rąk Hazzy i już po chwili wszystkie dziewczęta stały na dworze.

- No to na początek, proponuję deptak i rynek. – zaproponowała z uśmiechem Danielle – Mam nadzieję, że ci idioci, będą mieli zły dzień.

- Na pewno, bo nas tam nie będzie – odparła entuzjastycznie Livi. Anielice udały się do samochodu. Kiedy wyjechały na drogę, włączyły swoja ulubioną piosenkę i zaczęły śpiewać. Łakotka rozweseliła się trochę. Gdy dotarły na miejsce, zaparkowały samochód i ruszyły do wykonania swojego planu. Najpierw poszły na rynek i deptak. Tam postanowiły, że zrobią sobie portret pamiątkowy, dlatego poprosiły ulicznego malarza, aby je namalował. Potem udały się do muzeum sztuki. Kiedy obejrzały fascynującą wystawę, postanowiły coś przekąsić. Dotarły do najbliższej kafejki i zamówiły jedzenie. Po skończonym posiłku, rozepchane po brzegi cukrem, wpadły na pomysł by iść na plac zabaw, znajdujący się w parku. Całe uśmiechnięte, wkroczyły na karuzele. Potem przyszła pora na huśtawki, które dopiero po jakiejś godzinie, im się znudziły. Wykończone, lecz roześmiane siadły na ławce i próbowały wymyślić, gdzie mogły by pójść.

- Ale jest fajnie – odezwała się zdyszana Livi.

- Ciekawe co robią chłopaki? – zadała pytanie Danielle.

- A kogo to obchodzi? Niech żałują, że nie poszli z nami. Wiecie co, mam pomysł. Chodźmy do klubu zaszaleć – zaproponowała Marcela.

- Ok – zgodziły się wszystkie.

Tymczasem u chłopaków:

Kiedy dziewczyny wyszły, oni udali się na obiecany mecz. Gdy rozgrywka się skończyła, postanowili pójść coś zjeść. Kiedy już uzupełnili kalorie, udali się do skateparku, pojeździć na desce. Po szaleństwie na deskorolkach, cali zgrzani usiedli na ławce.

- Co teraz robimy? – zaczął Zayn.

- Może pójdziemy na dyskotekę. Niedaleko jest klub – odparł Liam.

- Dobra. To idziemy.

Kiedy dotarli na miejsce, nie mili większego problemu, aby wejść, chociaż że kłębiły się tam ogromne tłumy. Skierowali się do baru i od razu zamówili sobie po drinku.

- Ciekawe gdzie podziewają się dziewczyny? – przekrzykiwał muzykę Niall.

- Pewnie zwiedzają jakieś durne ruiny zamków – zaśmiał się Harry.

- Ej, zobaczcie kto tu idzie – pokazał Zayn na cztery dziewczyny, kierujące się w ich stronę.

- Cześć przystojniaku – odezwała się czarna, wysoka kobieta uwodzicielskim tonem, patrząc na Harrego.

- Cześć kocie – zamruczał lokowaty. Reszta wysokich anielic, zajęła się jego towarzyszami. Rozmowa tak ich wciągnęła, że nawet nie zauważyli swoich dziewczyn, wchodzących do klubu. Zajęły miejsce po drugiej stronie baru. Nie zostały jednak długo w samotności, ponieważ przykleiło się do nich trzech facetów. U chłopaków Louis nie był zbyt rozmowny, chociaż długonoga blondyna cały czas go zagadywała, on zastanawiał się gdzie jest Łakotka. Martwił się o nią. Wiedział jakiego ma pecha i nie chciał aby wpakowała się w tarapaty, jak to miała w zwyczaju. Po dość długim namyśle, postanowił do niej napisać:

„Gdzie jesteś?"

Łakotka właśnie słuchała osiągnięć poznanego przed chwilą Derecka, kiedy nagle odezwał się jej telefon. Wyciągnęła go z kieszeni i to co zobaczyła, lekko ją zdziwiło. Kiedy odczytała wiadomość, uśmiechnęła się mimowolnie i już chciała odpisać, gdy Marcela wyrwała jej urządzenie z rąk.

- Ooo, Louisek się stęsknił. – przeciągała to zdanie. Wystukała szybko coś na klawiaturze, po czym wyłączyła telefon i schowała do swojej torby – Niech zatęskni jeszcze bardziej – powiedziała wkurzona. Collins nie chciała z nią dyskutować, więc poddała się bez walki.

Tomlinson nie musiał długo czekać na odpowiedź. Szybko otworzył wiadomość. Na jego twarz wkradł się nieopisany grymas.

- Czemu się tak krzywisz? – zagadnął Niall, wyjął komórkę z rąk przyjaciela i przeczytał na głos.

- Gdzie jesteś? W Kainie Narnia. Ha ha - zaśmiał się – Sweety pokazuje ząbki.

- Oddawaj! – krzyknął i wyrwał blondynowi telefon.

- No wiesz Michael – flirtowała Marcela – zawsze możes... - przerwała nagle, widząc swojego chłopaka po drugiej stronie baru z jakąś laską, która się do niego klei. Poderwała się na równe nogi i szybkim krokiem do nich podeszła. Zdezorientowane przyjaciółki podążyły za nią wzrokiem, a kiedy dostrzegły swoich ukochany z obcymi kobietami, szybko do niej dołączyły. Łakotka poszła tam tylko dlatego, że nie chciała zostawać z obcymi facetami sama. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, anielica siedząca na kolanach Nialla, została pociągnięta za włosy przez Marcelinę i tym samym spadła ze swojego siedzenia.

- Ej! - wydarła się nieznajoma.

- Marcela? – zdziwił się Horan.

- Znasz tą wariatkę ?– zwróciła się obca do niego, wstając z podłogi.

- Wariatkę?! – ryknęła – Jestem jego dziewczyną – ogarnięta furią, rzuciła się na nieznajomą i poczęły się bić. Danielle, Livi i Darcy zrobiły to samo z pozostałą trójką kobiet. Chłopaki stanęli na uboczu i z rozbawieniem wpatrywały się w poczynania płci pięknej. Łakotka, która nie brała udziału w bijatyce, chciała rozdzielić dziewczyny, lecz silne ramiona Zayna odciągnęły ją na bok i nie pozwoliły się wyrwać.

- Puść mnie! One się pozabijają – panikowała.

- Lepiej się do nich nie zbliżaj Sweety, bo sama oberwiesz – szepnął jej do ucha i jeszcze bardziej przyciągnął do siebie. Stała tak, opierając się plecami o jego tors i otoczona jego rękami. Była niższa od niego o głowę, więc oparł podbródek na jej czaszce i przyglądał się całe sytuacji. Ktoś z klubu zadzwonił po policję, która musiała być bardzo blisko, ponieważ zjawili się natychmiastowo. Funkcjonariusze skuli wszystkie osoby, biorące udział w bójce i wsadzili je do radiowozu. Jeden z policjantów podszedł do Harrego i reszty i oznajmił im, że zabierają dziewczyny na komisariat i że wypuszczą je dopiero jutro, po wytłumaczeniu całej sprawy. Zrezygnowani wyszli z klubu i wsiedli do samochodu Liama, który jak zwykle nie pił alkoholu.

- No i super. Zayn dlaczego nie pozwoliłeś mi ich rozdzielić? – czepiała się niebieskooka.

- Po pierwsze, nie chciałem aby zrobiły ci krzywdę, a po drugie, noc w areszcie dobrze im zrobi. To słodkie z ich strony, że się o nas pobiły.

Reszta chłopców przytaknęła.

- A tak propos, mogłabyś być milsza – zwrócił się do niej Louis. Spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Westchnął ciężko, wyjął telefon z kieszeni i podstawił jej pod nos.

- Gdzie jesteś? W Karinie Narnia. – czytała i mimowolnie się zaśmiała – To nie ja to napisałam, tylko Marcela, bo wyrwała mi komórkę.

- Co? Serio?

- No tak.

- A co w ogóle robiliście w tym klubie – zapytał Liam.

- Dziewczyny chciały zaszaleć – oznajmiła. Reszta drogi upłynęła im w miłej atmosferze.

***

Wiem, wiem. Końcówka mi nie wyszła, ale bardzo Was za to przepraszam. Mam nadzieję, że nie jest za nudne, bo według mnie to się nie popisałam. Jestem wdzięczna ludziom, którzy czytają to, chociaż jest tu dużo błędów i powtórzeń. Staram się ich nie popełniać ale jednak są. Także dziękuję wszystkim i zachęcam do komentowania. To naprawdę motywuję :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro