Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Zapomnieć


[ - Ile czasu minęło od momentu wyjazdu do Warszawy? - zapytała kobieta o donośnym, pewnym głosie.

- Ponad rok. Chyba rok i miesiąc albo rok i ponad miesiąc... - odparła druga kobieta, nieco cichszym i spokojniejszym tonem.

- Kontaktowałaś się z kimś, z tamtego miejsca?

- Nie.

- A ktoś kontaktował się z tobą?

- Nie. - Powtórzyła.

- Jeśli chcesz sobie pomóc, musisz mówić mi całą prawdę. Mnie nie interesują ich działania, interesują mnie tylko twoje emocje i przeżycia.

Dziewczyna ciężko przełknęła ślinę, to wyraźnie było słychać na taśmie:

- Nikt się ze mną nie kontaktował.

- Dobrze. Teraz opowiedz mi o wszystkim.

- Bałam się i chciałam do domu, ale motywowałam się tym, że robię to dla ojca. Już od początku było źle. Ludzie wytykali mnie palcami, nie byli przyjaźnie nastawieni. Przez większość czasu byłam sama w śmierdzącym pokoju, o ile tak można nazwać te wydrążone pomieszczenie. Potem bójki z Julką, śmierć Burego, wyznania miłosne szefa i... - pociągnęła nosem - Śmierć.

- Mówiłaś komuś o tym, co się wydarzyło?

- Tylko policji.

- Co się stało, gdy już dojechaliście do Szczyrby?

- Wysiedliśmy z pociągu i szliśmy spacerkiem w stronę domu. Przeszliśmy przez całą wieś i byliśmy już na polnej dróżce, która prowadzi wyżej na wzgórze, kiedy oni wybiegli z krzaków. Wszystko działo się szybko. Usłyszeliśmy szmery, potem głośne kroki, a potem oślepiły nas światła samochodu i... Dalej już tylko pamiętam, jak ktoś podbiegł do ojca i poderżnął mu gardło.

- Mhm, mów dalej...

- Widziałam jak wloką go do samochodu, a na ziemi jest mnóstwo krwi, bo ta krew tryskała na boki i ochlapała mi spodnie - słowa przerwał głośny płacz.

- Jesli chcesz, to możemy zrobić krótką przerwę.

- Nie. Nigdy tego nie skończymy jeśli będziemy robić przerwy.

- Więc kontynuuj.

Elena głośno westchnęła i zebrała się do kupy:

- Tatę schowali do bagażnika, a mnie wepchnęli na tył samochodu. Nie wiem co to było za auto, nie wiem jak wyglądali, bo było ciemno, ale mówili po niemiecku. Przyłożyli mi jakąś szmatę do ust i nosa, a potem już nie pamiętam. Obudziłam się pół naga w rzece za miastem.

- Jak wróciłaś do domu?

- Policjanci mnie przywieźli.

- A co się stało zaraz po tym, gdy się obudziłaś?

- Nie wiedziałam, gdzie jestem. Szłam w samych majtkach przez plaże i... Ktoś zadzwonił na policje, a stamtąd zawieźli mnie do szpitala.

- Byłaś tam tydzień?

- Tak, a potem policja odwiozła mnie do domu i wprowadził się Wiktor.

- Twój przyjaciel?

- Tak.

- Kiedy dowiedziałaś się, że twoja mama nie żyje?

- Dwa dni po przyjęciu na oddział. Ciągle prosiłam, by do niej zadzwonili, a potem przyszła policjantka i powiedziała, że ona też nie żyje.

- Co zrobiłaś, gdy się o tym dowiedziałaś?

- Rozpłakałam się, a potem nie pamiętam. Byłam w szoku. ]

Elena spojrzała na drzewa, które pod wpływem napływającego wiatru zaczynały się powoli kołysać i nabrała powietrza w płuca. Szczyrba nie była już taka sama jak dawniej. Patrząc na to, co kiedyś ją podniecało, teraz zaczynało skutecznie przerażać. Nie miała pojęcia dokąd się udać, by być bezpieczną i spokojną, by uciec od wspomnień i przerażających wydarzeń. Niby tu był jej jedyny dom, ten, do którego chciała wracać, ale wtedy? Wtedy był emocjonalną puszką. Co więc miała zrobić? Wrócić do bazy? Można, ale to jak spaść z deszczu pod rynnę. Jakby uciec od jednej traumy, wracając do drugiej. Jakby uciekać od kuli, skacząc z wieżowca. Pozostało uciekać lub tylko cierpieć:

- Zrobiłem ci kolację - powiedział cicho Wiktor, wychodząc na ganek. Położył biały talerz z kanapkami na stoliku i usiadł na bujanym fotelu obok. - Piękne niebo, takie gwieździste.

Elena uniosła głowę w górę i spojrzała na te gwiazdy, o których mówił. Wtedy wspomnienia i emocje zaczęły wracać. Przypomniał jej się ojciec i chwila, gdy zobaczyła go po raz pierwszy od dawna, kiedy była jeszcze w bazie. Wróciła też matka, która przyszła do pokoju przed burzą i siadła na krześle, przypomniała jej się, gdy ciągnęła tę cholerną plandekę, gdy razem z nią przesadzała ogród, gdy zwyczajnie żyła.
Teraz nie było nikogo. Rodzina zniknęła:

- Próbowałam dziś zabrać się za weki, ale nie byłam w stanie. Brakuje mi umiejętnych rąk do pracy - oznajmiła z uśmiechem, który przykrył smutek.

- Musisz żyć dalej. Ja wiem, że teraz wszystko sie kojarzy, ale...

- Wiem. Bardzo ciężko jest mi pakować te pieprzone ogórki do słoików, kiedy ciągle mam przed oczyma matkę.

- Minął rok. Ponad rok. To siedzi w twojej głowie, musisz wbić sobie to, o co prosił cię psychiatra. - Powiedział.

- Mam sobie wmawiać, że to normalne? Że to normalne, że ktoś zabił mi rodziców?

- Tego nie powiedziałem.

- Ale to właśnie powiedział psychiatra - podniosła się szybko i wróciła do domu, by ochłonąć.

Elena była bardzo wdzięczna Wiktorowi za to, że po wszystkim wprowadził się do niej i dbał o nią, ale czasami bardzo ją drażnił. Był naiwnie wpatrzony w Panią psychiatrę, której Elena nie bardzo ufała. Nie ze względu na słabą opinię, ale za względu na głupoty, które próbowała jej wmówić. Lekarzy ci w Szczyrbie są jak igły w stogu siana. Nie masz możliwości pójść do kogoś innego, bo nikogo innego nie ma:

- Poradzimy sobie z tym jakoś. Zmienimy psychiatrę, leki... - odparł Wiktor, wchodząc za nią do pokoju.

- Nie, Wiktor. Zmiana leków i psychiatry nie pomoże mi znaleźć morderców, nie pomoże mi się też pogodzić z tym, że być może nigdy ich nie znajdę. - usiadła na na kanapie tyłem do wejścia, w którym stał Wiktor i odetchnęła. - Myślałam o tym już od dawna, ale kiedyś obiecałam sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Znam jedno wyjście z tej sytuacji.

- Jakie? - podszedł bliżej.

- Muszę wrócić do Polski. Mam tam znajomego, który pomoże mi załatwić tę sprawę.

Wtedy Wiktor usiadł na kanapie naprzeciwko:

- Co się wydarzyło w tej Polsce, co? - zapytał - odkąd wróciłaś, stałaś się zupełnie inna.

- Nie mogę ci powiedzieć, ale wiedz, że dużo się tam nauczyłam. Poznałam ludzi innych niż ja i ty. Innych niż wszyscy mieszkający we wsi.

- Jak chcesz to załatwić? Jesteś pewna, że ci pomogą i będziesz bezpieczna?

- Myślę, że mogę na nich liczyć, a jeśli się mylę, to wrócę. - potarła dłońmi o siebie, jak gdyby chciała je ogrzać.

- Boję się puszczać cię tam samej. Co jeśli coś ci zrobią, a ja jak jakiś ciułek zwyczajnie na to pozwolę?

- Nie martw się o to. Po prostu podaj mi telefon, a ja kupię sobie bilet i zadzwonię do Magdy. Może nie będzie się wściekać za to, że nie miałyśmy kontaktu przez rok.

No i właśnie od tego, po raz kolejny, zaczęła się historia bunkra, bazy i Eleny. Bezmyślna decyzja, szybki wyjazd i potem pewnie żałość za naiwność. Owszem, ta historia lubiła toczyć się kołem, tylko czy jej zakończenie będzie takie same, jak te, które nastąpiło nagle ponad rok temu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro