Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CZEMU NIC NIE MOŻE BYĆ PROSTE?

***** Kilka słów o teleportacji *****

Magiczne zjawisko teleportacji dzieli się na dwa rodzaje: przeskoki i podróże.

Naturę przeskoków najlepiej oddaje definicja uczonej Neiry Sawach: „Świat przestawia pionka, jednocześnie zapominając o całej drodze jaką pokonał i miejscu, gdzie uprzednio stał", w prostych słowach: magia wyrywa fragment rzeczywistości i wkleja go, gdzie indziej.

Co innego podróże, które wykorzystują zjawisko pętli "wieczność-zmiana" z jej podwójnym punktem wzajemnej negacji... ale to temat na dłuższą rozprawkę.

***************

Żeby rzucić zaklęcie teleportacji na dużą odległość, mag musiałby wzbudzić ogromną ilość astralnej energii, co czyniło takie przeskoki niemożliwymi bez wsparcia dodatkowych źródeł magii – nawet jeśli czarodziej lub czarodziejka byli bardzo potężni.

Z tej samej przyczyny portale miejskie, jak chociażby w Batismanur, posiadły solidne fundamenty, które wspierały gigantyczny, kamienny łuk opatrzony licznymi runami i glifami. Pełniły one funkcję zarówno wzbudzające, jak i stabilizujące, a same portale zwykle dominowały nad o wiele skromniejszą architekturą każdej z Belantrejskich twierdz granicznych.

Gdyby zastanowić się nad tym przez chwilę, można by dojść do wniosku, że Markus dokonał rzeczy niemożliwej, gdyż transport z Walońskiego wybrzeża do katedry zakonu Sióstr Miłosierdzia, wykraczał poza możliwości jakiegokolwiek jednostki – a jednak zadziałało.

Aby tak się stało, kluczowe były dwa czynniki: potężny odbiornik i źródło niezwiązanej astry. Rolę pierwszego odegrał ołtarz Sebil, który najwyraźniej stanowił najsilniejszy magiczny splot w promieniu setek mil; za drugi czynnik posłużyło bogate źródło szarej astry w miejscu inicjacji zaklęcia. W tym wypadku Markus użył pereł pustyni rozmieszczonych wokół jadeitowego kolosa; mag rozproszył swoją aurę i zmusił wszystkie z nich, aby w jednej chwili uwolniły zgromadzoną energię zmiany. Moc wyzwolona z aktywnych minerałów, nie była negowana przez swoją siostrzaną domenę, przez co nie podlegała ograniczeniom łamania symetrii; nie wiązało jej nic prócz woli czarodzieja.

Markus nie mógłby tego dokonać z innym aktywny minerałem, gdyż jego aura emanowała szarą energią zmiany, zatem fakt, że został ranny i spętany w tym, a nie innym miejscu, świadczył o tym, iż był ulubieńcem losu. Czego nie można było powiedzieć o Lady Crow.

Minerały, które wykorzystał mag, miały za zadnie stabilizację jadeitowego Serca. Ich osuszenie, zaburzyło delikatną harmonię astralnych więzów i Namiestniczka musiała ratować kryształ, przed widowiskowym odrzuceniem nagromadzonej Unitry.

– Gdzie te perły! – Mavis wrzasnęła na Kruków, niezgrabnie niosących metaliczne kule ze wskazanego wcześniej magazynu. Czuła, że traci kontrolę. Zielone Serce biło coraz szybciej, uderzając falami dzikiej energii. Ściany podziemnej komory dudniły, a pozostałe minerały, osadzone w podłodze, jarzyły się i gasły stochastycznie.

– Są Lady Galat! – odrzekł piechur w białej zbroi.

– Wymieńcie te czarne na nowe. Biegiem! Bo wszystkich nas szlag trafi!! – Ostatnie uderzenie mocy niemal zwaliło ją z nóg. Walońscy miecznicy, zmotywowani groźbą śmierci, w mgnieniu oka osadzili nowe minerały w miejsce pustych, kulistych skorup.

– Gotowe! – Krzyknął jeden z kruków.

Wycieńczona Mavis przestała pompować magię w jadeitowego kolosa. Serce zabiło, odrzucając i ciskając niestabilną energią. Zieleń trysnęła ze szczelin między kamiennymi blokami. Soczysty mech zalał podziemne mury, wybuchając gejzerami kolorowych kwiatów i grzybów. Piechurzy poczuli przypływ sił witalnych i znieruchomieli, upajając się ostrością zmysłów.

Po tym uderzeniu Serce przycichło...

Kolejne fale oliwkowego światła, przeszły w ledwie widoczną, rytmiczną pulsację. Namiestniczka wyczuła uspokojenie klejnotu i osunęła się na ziemię. Opanowanie Jadeitu było nadludzkim wyczynem, a wysiłek sprawił, iż jej cera z bladej stała się papierowa.

– Niewiele brakowało, a nasze marzenia przepadłyby z wielkim hukiem, braciszku – oznajmiła zmęczonym głosem. Ledwie zdążyła pomyśleć o Mezmirze, gdy poczuła znajome ciepło w klatce piersiowej; Namiestnik wywoływał ją przez pomniejsze Jadeitowe Oko, które Mavis nosiła osadzone w broszce.

– Już się stęskniłeś? – spytała, wizualizując go w myślach. Posępny obraz, który ukształtowała, w pełnił odpowiadał rzeczywistości: brak mimiki, puste spojrzenie, kompletnie nieruchomy; upiorna figura spoglądająca na nią beznamiętnie.

– To też – wizja przemówiła, nie poruszając wargami – ale bardziej interesuje mnie sytuacja z naszymi zbiegami?

– Już miałam z nimi kończyć, ale ten stary guślarz otworzył teleport! Nie doceniłam dziada... – przyznała niechętnie Namiestniczka i przygryzła wargę, tłumiąc złość.

– Czyli są już podwójnymi zbiegami... No cóż... Mojra ostrzegała cię, że z nim trzeba ostrożnie – wbił siostrze szpilę, ale gdy tylko wspominał o gosposi, Lady Galat zaczęła się rozglądać po komnacie. Do tej pory była całkowicie pochłonięta zapobieganiu katastrofie i nawet nie zdała sobie sprawy ze zniknięcia kobiety.

– Wiesz braciszku... – uśmiechnęła się złowieszczo – Wygląda na to, że Mojra wyruszyła razem z naszymi uciekinierami.

– To dobre wieści, ale tym zajmiemy się później. Moderator Proditis zarządził wymarsz wojsk i pyta o Serce. – Mezmir potraktował całą sytuację z Mojrą, jako drugorzędną. Najwidoczniej wymieniona osoba i jej wola stanowiły większy priorytet.

– Serce jest gotowe – oznajmiła pewna swego Mavis.

– Przechodzimy, więc do ostatniej fazy naszego planu. Wojska Kruków i Brukich wyruszyły z Vesting i niebawem wejdą do stolicy, zaś oddziały z Watenfel zabezpieczyły most. W ramach dywersji zasiejemy trochę grozy w sercach sąsiadów – Słowa Mezmira wskazywały na to, iż wojna była, nie tyle możliwa, co od dawna planowana.

– Zostań w wieży siostro, Mistrz Proditis niedługo do ciebie dołączy – zarządził Namiestnik. Nie było wiadomym kim jest mistrz, o którym wspominał, ale jedno było pewne: Mezmir nie przyjmował rozkazów od byle kogo.

– Tak, barcie – potwierdziła Mavis, bez protestów i kąśliwych uwag; tak po prostu... z pokorą. – Uważaj na siebie – dodała i zerwała połączenie.

W końcu mogła skupić się na Mojrze. Wpierw spróbowała ją wywołać przez osobisty jadeit, ale ten był zbyt słaby. Nie mogła nawet wyczuć gosposi, co wskazywało na dzielący je, duży dystans – lub śmieć.

– Mam nadzieję, że jeśli żyjesz, to nadal zgrywasz niewinną sprzątaczkę – wyszeptała Namiestniczka. – Bo jesteś na wrogim terytorium, z dala od domu... ale nie bój się... śpieszę ze słowem otuchy.

Mavis ułożyła dłonie na bijącym, kryształowym kolosie i skupiała myśli wokół zaginionej. Wkrótce wyczuła aurę Mojry migoczącą w oddali, pośród bilionów innych stworzeń, jak słaba gwiazda na tle całej galaktyki: żyła.

– Południe? Na pewno południe – stwierdziła Namiestniczka, barwiąc tęczówki szmaragdem, zanurzonym w otchłani matowej czerni.

Jeszcze bardziej zogniskowała moc Serca na tlącej się esencji gosposi.

– Czyżby Telmonton? Słyszysz mnie siostro? – wywoływała ją telepatycznie.

– Tak – odpowiedziała, krótko Mojra.

– Nic ci nie jest?

– Nie, ale nie mam za wiele czasu: nie spuszczają mnie z oka.

– Nie ujawniaj się i skontaktuj ze mną, jak tylko nadarzy się okazja; będę w pobliżu Serca.

– Oczywiście. Muszę się tu rozejrzeć. Na tę chwilę mogę ci powiedzieć, że pomaga im potężna brukijska mistyczka; widziałam na własne oczy, jak przeprowadza obrzęd transmutacji.

– To wyjaśnia miejsce przeskoku – skomentowała Mavis. ¬– Tylko silne źródło szarej astry mogło ich ściągnąć tak daleko.

– Muszę kończyć; babochłop się budzi... – oznajmiła Gosposia i zerwała magiczną więź.

– Do usłyszenia siostro – dodała Mavis i skinęła na strażnika, który obserwował ją z cienia.

– Pani Namiestnik – ukłonił się.

– Podprowadź mnie do wyjścia, muszę zaczerpnąć powietrza – Kruk podstawił jej ramię, aby mogła się na nim wesprzeć. Nim ruszyli, lady Galat rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie na Jadeitowe Serce.

– Robi się coraz ciekawiej – stwierdziła. – Muszę dodać kolejny fragment do naszej układanki, ehh... dlaczego nic w życiu nie może być proste? – Westchnęła i ruszyli wąskim tunelem wiodącym na zewnątrz.

Odpowiedź na to pytanie rzucone do losu była wyjątkowo trywialna: kiedy w grę wchodziła magia, nie należało się spodziewać prostoty; skomplikowane zaklęcia, nadal skrywały przed światem przyczynę swej kapryśnej natury, a każdy szanujący się Astralny Splot wiedział, iż wykroczenie poza magiczny „przepis" może pociągnąć za sobą srogie konsekwencje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro