Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24.

- Czy ja powiedziałam, że w najbliższym czasie mam zamiar się przeprowadzić? - zapytałam rozbawiona.

- Samo mówienie o kupnie mieszkania coś oznacza, z resztą z tobą to nigdy nic nie wiadomo - powiedział całując mnie w policzek i razem z Lou poszli na piętro wraz z naszymi walizkami.

- Jesteście słodcy, ale teraz chodź bo zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę - powiedziała El idąc do kuchni, a moja uwaga znów skupiła się na niej.

- Z makaronem i mięsem mielonym? - zapytałam na co kiwnęła głową. - No to na co czekasz?! Moja porcja już dawno powinna czekać na mnie na stole - powiedziałam siadając na krześle.

- Proszę, sama robiłam - zastrzegła gdy zapchałam sobie buzie jedzeniem.

- To dobrze, bo ta łajza mogłaby coś do tego dorzucić.

- Gdzie spędzasz urodziny? - zapytała Eleanor zmieniając temat.

- Jeszcze nie wiem, planowałam imprezę gdy jeszcze mieszkałam w Londynie, ale teraz sama nie wiem.

- No wiesz, trzeba zrobić wielką imprezkę! Kończysz w końcu w tym roku 21 lat!

- Mamy jeszcze dwa miesiące do moich urodzin, zdążymy to zaplanować.

- Fajnie było by zacząć już teraz, bo ludzie muszą tutaj przyjechać, nie ważne czy do Nowego Jorku czy Los Angeles.

- Zajmiemy się tym jutro - powiedziałam .

- Idziemy dzisiaj na kolacje - oznajmił Louis schodząc ze schodów z telefonem przy uchu.

- Gdzie ?

- The Nice Guy - powiedział tylko i odebrał dzwoniący telefon wychodząc na taras, Harry dołączył do nas chwilę później i tak jak ja, zajął się jedzeniem. - Zarezerwowałem stolik na 9, a za jakieś 30 minut powinien przyjechać ktoś z agencji żebyś mogła obejrzeć dom - oznajmił Lou gdy wrócił i usiadł z nami.

Po zjedzeniu razem z Harry'm miałam czas żeby się odświeżyć i chwilę jeszcze podrażnić Tomlinson'a.

- To kiedy ślub? - zapytałam gdy leżałam rozłożona na sofie i piłowałam paznokcie.

- Jeszcze nie wiemy dokładnie, nie ustaliliśmy dokładnej daty - powiedziała Eleanor przyglądając się mojej bransoletce na kostce.

- A macie jakieś konkretne daty, z których można wybierać? - zapytałam i sekundę później kopnęłam ją w udo. - Nie szczyp mnie!

- Mamy trzy terminy, 24 czerwca, 17 lipca, no i 20 sierpnia przyszłego roku.

- Czerwiec i lipiec tego roku?

- Tak niby trochę więcej niż pół roku ale może być kłopot - dodała biorąc lakier do paznokci, szybko i zgrabnie pomalowała moje paznokcie u stóp na czarno.

- Mam nadzieje, że zdążą wyschnąć - powiedziałam odkładając pilniczek.

- Za kilka sekund będą suchutkie - zapewniła mnie.

- Mam nadzieje - powiedziałam siadając.

- No marudy zbieramy się - zarządził chwilę później Louis więc każdy chcąc lub nie podniósł swój tyłek i poszedł w stronę drzwi.

- Jak dobrze, że tu jest cieplej niż w Londynie i Nowym Jorku - powiedziała zakładając japonki.

- Tyle dobrego z naszego przyjazdu tutaj - powiedział Harry, za co dostał po głowie od El.

- Nie bij go, tam jest Lou, jak chcesz kogoś bić, to idź do niego.

- A to niby czemu?

- Bo jego to tylko ja mogę bić - mrugnęłam do niej, za co zostałam uszczypnięta w biodro przez Harry'ego.

- Ej - oburzył się.

- Co? - zapytałam rozmasowując uszczypnięte miejsce.

- Lou jest głupi, jak go uderzę to dostanie Downa i pójdę siedzieć za znęcanie się nad chorymi - powiedziała Eleanor nie zwracając uwagi na to, że jej narzeczony stoi zaraz obok niej.

- Ja ci dam głupi Lou i Down! Wypomnę ci to gdy będziesz chciała żebym nosił twoje zakupy.

- Loulou słonko nie bulwersuj się, mogłam użyć gorszych słów - mrugnęła do niego.

- Z każdym dniem robi się coraz wredniejsze - westchnął Louis zakładając swoje vansy. - Przejdziemy się, to zaledwie kilometr stąd - dodał włączając alarm i biorąc Eleanor za rękę wyszedł z budynku, a ja i Harry zaraz za nimi.

- Czemu mi nie powiedziałeś żebym wzięła okulary przeciwsłoneczne? - jęknęłam idąc za Harrym, który skutecznie chronił mnie przed rażącym słońcem.

- Czy ty masz 5 lat żebym ci mówił co masz robić? - zapytał odwracając się do mnie.

- Mam 3 - odpowiedziałam na co westchnął z politowaniem. - Nie mogłeś też pomyśleć o mnie? - zapytałam wskazując na jego okulary.

- Ale ty jesteś marudna - stwierdził, chwilę później na moim nosie znalazły się jego czarne Ray-Bany.

- Dziękuję - powiedziałam dając mu buziaka w policzek.

- Proszę - uśmiechnął się i splótł nasze dłonie.

Spacer zajął nam nie więcej niż 10 minut, przed wysoką bramą na wjeździe do posiadłości czekał na nas młody chłopak ubrany w białą koszulę i garniturowe, dopasowane spodnie.

- Dzień dobry, nazywam się Charlie Tango..

- Jak ten helikopter z Grey'a? - wtrąciłam się na co Eleanor parsknęła śmiechem.

- Tak, jestem agentem nieruchomości i oprowadzę was po tej posiadłości - odpowiedział rozbawiony i otworzył kluczami bramę.

Willa była w lekkim oddaleniu, wyglądała zwyczajnie ale pomimo tego już się w niej zakochałam.

- Wow - to było jedyne co powiedziałam.

- Robi wrażenie, teren za domem i sam dom z drugiej strony jest niesamowity - zapewniła Eleanor.

- Cała działka ma 2 hektary, gdy wyjdziemy za dom, zobaczą państwo całą panoramę Los Angeles. Jest to jedna z najlepszych lokalizacji w całym Beverly Hills... -mówił Charlie, a ja w pewnym momencie po prostu się wyłączyłam, rozglądałam się dookoła, dokładnie przyglądając się każdemu szczegółowi.- Wejdźmy do środka, tam będą państwo mogli rozejrzeć się po całym budynku sami.

Gdy weszliśmy do willi każdy rozszedł się w swoją stronę. Zajrzałam chyba do każdego możliwego pomieszczenia, najbardziej do gustu przypał mi ogromny salon, jeśli tak to można nazwać, osobno była tylko garderoba przy wejściu i łazienka, kuchnia i salon zajmowały cały parter i były połączone w jeden ogromny pokój, oddzielony drewnianymi blatami, które służyły jednocześnie jako szafki. Niespodzianką okazało się domowe kino piętro niżej niż parter, znajdowała się tam też siłownia oraz mała biblioteczka. Na piętrze były 4 bardzo duże pokoje, każdy miał łazienkę, duże okna z niesamowitym widokiem na Los Angeles oraz garderobę i balkon. Gdy wyszłam na taras wszyscy już na mnie czekali, widok tak jak z okien na piętrze była wspaniały.

- Teraz już wiem, dlaczego żałujesz - powiedziałam do Eleanor godzinę później gdy wychodziliśmy z domu.

- Jest idealny, ma wszystko czego chciałyśmy.

- Gdzie Harry? - zapytałam rozglądając się we wszystkie strony.

- Gemma do niego dzwoniła, miał jeszcze zadzwonić do Anne - odpowiedział mi Lou, a sam Styles pojawił się obok nas kilka sekund później.

- Tak mamo jestem grzeczny - powiedział wywracając oczami i uśmiechnął się do mnie. - Tak Claire jest ze mną, tak idziemy dzisiaj na kolację i tak będziemy uprawiać bezpieczny seks - dodał na co usłyszałam krzyk Anne, co jeszcze bardziej rozbawiło bruneta. - No chyba, że chcesz zostać babcią to zrezygnujemy z zabezpieczenia się.

- Harry debilu - warknęłam uderzając go w ramię.

- No co? Mama dobrze wie, że ja żartuję - powiedział i chwilę później zakończył rozmowę ze swoją mamą.

- Jest mi bardzo przykro jeśli państwo chcieli się zdecydować na kupno tego domu, ale dosłownie 15 minut temu ktoś go zakupił, przed chwilą szef mnie o tym poinformował - powiedział Charlie chowając telefon do kieszeni.

- Już tej osobie zazdroszczę - powiedziałam opierając głowę na ramieniu Harry'ego.

- No cóż, dziękujemy za oprowadzenie nas - powiedziała Eleanor.

- To była dla mnie przyjemność - stwierdził.

 Dwadzieścia minut później każdy z nas leżał w salonie oglądając film, opierałam się o klatkę piersiową Harry'ego, a on zamiast zainteresować się filmem tak jak ja, Lou i El, bawił się palcami moich dłoni.

- Skąd masz te pierścionki? - zapytałam przyglądając się jego dłoniom. - Ten jest fajny - wskazałam na cały srebrny z jakimiś wzorkami.

- To mój pierścień czystości - powiedział poważnie, odwróciłam się do niego by zobaczyć uśmieszek na jego twarzy.

- Ty i pierścień czystości, to tak jakby ze mnie zrobić zakonnicę - prychnęłam wracając do poprzedniej pozycji.

- Twoich papierów by tam nawet nie dotknęli, za dużo w tobie z diabła - stwierdził.

- Tu akurat masz racje - uśmiechnęłam się zdejmując jeden z jego pierścionków i przymierzałam go na każdy palec. - Nie masz mniejszych?

- Przykro mi skarbie, ale nie.

- Która godzina? - zapytałam chwilę później.

- Wpół do siódmej, czemu pytasz?

- Bo jestem głodna, do wyjścia jeszcze zdążę zgłodnieć, chcesz coś? - zapytałam siadając.

- Kanapkę z szynką.

- Zaraz wrócę - odpowiedziałam wstając i poszłam do kuchni. Zrobiłam dwie kanapki, Harry'emu z szynką, a sobie z sałatą, pomidorem i rzodkiewką, po czym wróciłam do salonu.

- Co to? - zapytał Harry wskazując na mój talerz, jednocześnie wgryzając się w swoją kanapkę.

- Kanapka ciole.

- To wiem, ale z czym?

- Sałata, pomidor i rzodkiewka - odpowiedziałam na co się skrzywił.

- Pomidor, fuj!

- Nie wiesz co dobre - stwierdziłam kręcąc głową i przetarłam jego ubrudzony policzek. - Nie mów z pełnymi ustami.

- Teraz jesz, a później będziesz na kolacji mówić, że nie jesteś głodna - powiedział Louis patrząc się na mnie przymrużonymi oczami.

- Mój metabolizm przyśpieszył od kiedy nie wyżerasz mi moich zapasów słodyczy, to akurat plus waszego wyjazdu  - powiedziałam na co prychnął.

- A są jeszcze jakieś?

- To jest jedyny, chyba - mruknęłam.

- Mam nadzieję.

- Jak skończysz  jeść, pójdziemy się szykować, trzeba jeszcze wziąć prysznic, czuje się mokra i śmierdząca, jak szczur po rundce po kanałach.

- No czuć - powiedziałam na co El zmierzyła mnie wzrokiem i rzuciła we mnie poduszką, jednak zamiast we mnie, trafiła w twarz Harry'ego.

- Uważaj sobie i potrenuj celność, bo jak na razie jesteś w tym do dupy - stwierdził Harry.

- Ty też sobie uważaj, mogę ci te piękne ślepka wydrapać moimi czerwonymi paznokciami - powiedziała pokazując mu swoją dłoń.

- Mam ci je połamać? - zapytał Styles unosząc brew.- Lou by się ucieszył, ostatnio narzekał, że mu tak mocno plecy podrapałaś, że nie mógł przez trzy dni na nich leżeć - dodał na co Eleanor wściekle zmierzyła Tommo wzrokiem.

- Louis William'ie Tomlinson! Ty wstrętny łajzo! - wrzasnęła.

- Na twoim miejscu to bym spierdalał - mruknął Harry do przyjaciela, czego Tommo natychmiast posłuchał i zwiał do łazienki.

- I tym oto sposobem załatwiłeś mu celibat - powiedziałam do niego gdy Eleanor dobijała się do drzwi tymczasowej kryjówki swojego narzeczonego.

- Jakoś mi nie przykro - wzruszył rozbawionym ramionami.

- Ale z ciebie bad boy - stwierdziłam, zrobił groźną minę co mnie rozbawiło.

- Twój bad boy - poprawił mnie, przyciągając moje ciało do jego klatki piersiowej i cmoknął mój policzek. Nie skomentowałam tych słów, zamiast tego przytuliłam się do jego torsu. Harry otoczył ramionami moją talię, dzięki czemu byłam praktycznie przylepiona do jego ciała.

- Muszę iść się przebrać - mruknęłam chwilę później.

- Założysz tą czerwoną sukienkę? - zapytał nadal mnie nie puszczając.

- A chcesz? - odpowiedziałam pytaniem lekko się od niego odsuwając żeby spojrzeć na jego twarz.

- Tak, bardzo - powiedział bezczelnie się uśmiechając.

- Czyli ustalone, teraz wybacz ale muszę wziąć prysznic.

- Mogę z tobą? - zapytał z nadzieją, a ja się uśmiechnęłam.

- Chyba jednak mocy w tym rzucie to Eleanor nie brakowało, zaczynasz już majaczyć - mrugnęłam wstając z sofy.

- Do końca i na prawo - krzyknął za mną gdy byłam u szczytu schodów. Kierując się jego wskazówkami, znalazłam się w kremowym pokoju, którego jedną ze ścian zajmowały szklane, przesuwane, drzwi balkonowe. Po zlokalizowaniu walizki szybko zabrałam z niej bieliznę  i kosmetyczkę, po rozłożeniu sukienki na łóżku szybko wzięłam prysznic. Wysuszone włosy spięłam i zrobiłam makijaż, w samej bieliźnie wróciłam do pokoju i wpadłam na kręcącego się po pokoju Harry'ego. Zlustrował mnie wzrokiem i oblizał usta zagryzając dolną wargę.

- Wyglądasz seksownie - stwierdził kładąc swoje dłonie na mojej talii i przyciągnął mnie do siebie.

- Tak? To świetnie bo taki miałam zamiar - uśmiechnęłam się i po daniu mu pstryczka w nos wydostałam się z jego uścisku. - Już po prysznicu? - zamieniłam temat wyczuwając jego żel pod prysznic.

- Na dole jest jeszcze jedna łazienka na szczęście, inaczej bym się nie wyrobił - powiedział patrząc na mnie z wyrzutem.

- Ej, jestem dziewczyną, my zawsze spędzamy więcej czasu w łazience - mruknęłam zakładając szybko szlafrok i wyszłam z pokoju na poszukiwania sypialni Lou i El, nie było trudno ją znaleźć, dochodziły z niej dość głośne przekleństwa. Zapukałam i po usłyszeniu pozwolenia weszłam do pomieszczenia.

- Hej, ładna fryzura - powiedziała El prostując włosy.

- Dziękuję, masz może czarne sandałki? - zapytałam, a ona wskazała mi drzwi zza których wyszedł ubrany w dopasowane, czarne jeansy Louis. Szybko zabrałam to o co prosiłam i wróciłam do pokoju gdzie czekał na mnie Harry, ubrany również w czarne jeansy, gdy weszłam do pokoju spojrzał na mnie przelotnie i wrócił do swojego zajęcia, gdy ja usiadłam na łóżku i założyłam buty pożyczone od El i rzuciłam szlafrok na fotel biorąc sukienkę w dłonie. 

- Pomogę ci - powiedział Harry gdy próbowałam z marnym skutkiem zapiąć zamek, stanął za mną i przejechał palcami po nagiej skórze pleców i powoli zapiął zamek. - Gotowe - szepnął tuż przy moim uchu i pocałował miejsce nad obojczykiem.

- Dziękuję - odszepnęłam odwracając się do niego, miał na sobie czarną, nie do końca zapiętą koszulę.

- Chodźmy, za chwilę musimy wyjeżdżać - powiedział łapiąc mnie za dłoń i wyprowadził nas z pokoju, w salonie czekali już na nas narzeczeni i rozmawiali na temat tego co będziemy jutro robić.

- Skoro już jesteście to możemy jechać - oznajmił Louis obracając kluczyki w dłoni. 

Droga do restauracji nie zajęła nam zbyt dużo czasu, po zaledwie 15 minutach jazdy Tommo zaparkował niedaleko budynku. Harry otworzył mi drzwi samochodu i pomógł z niego wyjść za co mu podziękowałam i splotłam palce naszych dłoni, w restauracji kelner zaprowadził nas do zarezerwowanego stolika i zostawił nas samych z kartami dań. Czekając na jedzenie razem z przyjaciółką omawiałyśmy najdrobniejszy szczegół lokalu popijając wino z kieliszków. Po postawieniu przed nami parujących talerzy z daniami każdy zajął się swoim posiłkiem, do rozmów powróciliśmy gdy podano nam zamówione desery.

-  Boże to jest wyśmienite - mruknęłam delektując się Tiramisu Creme Brulee.

- Najlepszy deser w całym Los Angeles - zapewnił Louis, pokiwałam głową i dopiłam drugi kieliszek wina.

- Zaraz do was wrócimy - powiadomiła Eleanor chwilę później gdy oboje wstali.

- Gdzie idziecie? 

- Do toalety - mrugnęła do mnie, a ja aż zachłysnęłam się jedzonymi słodkościami.

- Macie aż taką chcice, żeby to w restauracyjnej toalecie robić? - uniosłam brew, na co Calder posłała mi zirytowane spojrzenie i pociągnęła Lou za rękę w stronę łazienek.

- Nie wierzę - mruknął Harry patrząc na plecy naszych przyjaciół. - Chcesz jeszcze wina? - zapytał nalewając alkohol do swojego kieliszka.

- W obecnej sytuacji? Tak - odpowiedziałam uśmiechając się, to nie był pierwszy raz gdy to robili.

- Uwielbiam gdy się uśmiechasz - powiedział odstawiając butelkę i podał mi kieliszek. - Tak samo gdy się rumienisz, wyglądasz wtedy uroczo.

- Ja uwielbiam gdy pokazują się twoje dołeczki - powiedziałam wtykając palec w jeden z nich, co wywołało chichoty chłopaka.

- Jesteś cała urocza, a w tej sukience cholernie seksowna.

- Czyli cel na dzisiaj osiągnięty, być miłą i seksowną.

- Ty miła? Jesteś moim małym, wrednym chochlikiem - stwierdził, zmuszając mnie żebym usiadła mu na kolanach.

- Twoim i wrednym to tak, ale żeby małym? - uniosłam brew.

- Masz te swoje marne metr siedemdziesiąt więc tak, moje, małe i wredne - stwierdził i mnie pocałował. - Zabrzmię teraz jak dzieciak z podstawówki, ale chcę żeby wszystko było jasne i pewne, zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał uśmiechając się lekko.

- Wcale tak nie brzmisz, i tak, zostanę twoją dziewczyną - odpowiedziałam i ponownie złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku, który został pogłębiony przez mojego chłopaka.

Wiem nawaliłam ale trudna sytuacja w rodzinie czyt. spięcia z chrzestnym odbiły się na tym rozdziale, jest to zdecydowanie najdłuższy rozdział, ale czy najlepszy/najgorszy to się okaże bo nie mnie to oceniać :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro