Przemiana
Po wyjściu Ashley dłuższą chwilę siedziałam na kanapie. Myślałam nad tym, co mówiła siostra. W końcu Lucy zaczęła się wyrywać. Zaniosłam ją do mojego pokoju. Weszłam do łazienki i zdjęłam opatrunek. Nie było śladu po ranie. Ale jak? Przecież wampir mnie ugryzł!
Myślałam nad tym długo. W końcu zaczęło się ściemniać. Postanowiłam, że zabiorę Lucy na spacer.
Na spacerze suczka była bardzo grzeczna. Załatwiła się i poszłyśmy do domu. Zaniosłam Lus na górę, a ona od razu poszła spać.
Rano obudził mnie zapach naleśników. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku. Ku mojemu zdziwieniu, drzwi od pokoju były otwarte i nie było Lus. Szybko zbiegłam po schodach wołając moją sunię. Gdy weszłam do kuchni, czekał mnie niecodzienny widok. Tata robił naleśniki i w dodatku trzymał na rękach Lucy!
- Wszystkiego najlepszego, Mia-powiedział- Suczkę już nakarmiłem. Śniadanie już na stole.
-Och, dziękuję, tato!-rzuciłam się ojcu na szyję. Jakimś cudem tata szybko odłożył Lus na ziemię. Co z tego, że wczoraj miałam urodziny, ważne, że tata pamiętał.
- Dziś na obiad jedziemy do restauracji, potem ty wybierzesz, gdzie pójdziemy.
- Oh, tato! Dzisiaj jest sobota! Mam jazdę na dziesiątą! Która jest godzina?!
- Masz jeszcze godzinę, jest dziewiąta.
- To idę się zbierać!
Szybko zjadłam z tatą śniadanie i zebrałam się w dziesięć minut. Po kilku minutach drogi byliśmy już z tatą w stajni. Lucy została w kojcu zrobionym (nie wiem kiedy) przez tatę.
- To Eltres-wskazałam na kasztana ze strzałką-To Fryga, Sekretna, Efendi i mój ulubieniec, Wiarus-wskazałam po kolei na: gniadoszkę z chrapką i trzema skarpetkami, gniadoszkę z dwoma skarpetkami i wąską strzałką na łbie, jasnego gniadosza bez odmian i jasnego gniadosza z malutką, ledwo widoczną gwiazdką na pyszczku.
Po chwili pani instruktor kazała mi przygotować Wianka, będę na nim jeździć. Wyszczotkowałam go, wyczyściłam mu kopyta. Założyłam mu ogłowie, zielony czaprak z logiem stajni, podkładkę pod siodło i oczywiście siodło. Na koniec założyłam czerwone ochraniacze. Taki zestaw miał każdy koń szkółkowy. Zaprowadziłam go na halę i wsiadłam na wałacha. Po 20 minutach rozgrzewki przyszedł czas na kłus. Wolta, półwolta, koło i wreszcie galop. Koło w galopie, skok przez niskiego krzyżaka, przejście do kłusa, zmiana kierunku, znowu galop i jeszcze kilka przeszkód.
Po lekcji nie musiałam go zaprowadzać do stajni, po mnie miała jazdę inna grupa. Dałam mu smakołyka i pojechaliśmy do domu się przebrać. Niestety, podczas drogi rozbolała mnie głowa i zostałam w domu. Tata musiał jechać do pracy. Wypuściłam z kojca Lus, a sama udałam się do mojego pokoju. Brama była zamknięta, tak jak furtka. Przez płot nie mogła wyjść. Była bezpieczna.
Nie mogłam zasnąć. Chciałam zejść na dół, lecz drzwi od pokoju taty były otwarte. Zajrzałam tam. Komputer był włączony. Podeszłam do niego. Była włączona skrzynka meilowa. Zauważyłam tam wiadomość pod nazwą ,,Wilkołaki". Kliknęłam i przeczytałam wiadomość. Po chwili zaczęłam płakać. Miałam dość. On chce mnie zamknąć i robić testy! Muszę uciec.
Od razu skierowałam się do lasu dzielącego miasteczka. Muszę uciec od niego. Jeśli jestem wilkołakiem, to Ashley i mama też! Po chwili upadłam na kolana. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Po chwili przede mną stały dwa wilki. Jeden miał złote futro i niebieskie oczy, a drugi również miał błękitne oczy, lecz jego futro było srebrne. Poczułam się... dziwnie. Wszystko mnie bolało, lecz to był przyjemny ból. Po chwili zmieniłam się w wilka.
Srebrnego wilka.
-------
Hej!
Teraz po każdym rozdziale książki, napiszę kolejną, w której będzie rozdział. Teraz będzie rozdział w... Fire Horse.
Bayo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro