W szafie
– Ah~! – jęknął Peter. – Ngh– po prostu to zrób!
– Nie mogę... – syknął Wade, robiąc co w jego mocy, by utrzymać pozycję.
– Lewa stopa na czerwony! – polecił Jarvis po tym, jak „Fajtłapa*" zakręcił wskazówką Twistera.
Polecenie za poleceniem, a ta dwójka całkiem zbliżyła się do siebie, fizycznie oczywiście. Peter poślizgnął się i upadł na Wade'a, a ten nie miał innego wyjścia jak upaść na niego, prawą stopę trzymając w powietrzu. Gęste napięcie zawisnęło między nimi; było go niemal zbyt wiele, sprawiając, że chłopakom oddychało się coraz ciężej.
I Peter, i Wade, zrobili się na twarzach czerwoni niczym pomidory. Kiedy tylko Wade się opamiętał, zszedł z chłopaka, siadając na ziemi.
– To co, Monopoly? – zażartował.
– Myślę, że teraz czas na coś innego. Wystarczy nam gier, serio – westchnął Peter. Grali już w Jengę, UNO, na Xboksie i Zgadnij kto to, a temu wciąż było mało.
– Pooglądajmy filmy Disney'a!
– Co powiesz na nie? – odparł Peter.
– No weź! Będziemy jak trzynastoletnie, małe dziewczynki!
– Taa, bo tulenie się i oglądanie prawie romantycznych filmów wcale nie jest randką. Nie, Wade.
– Awww, to co powiesz na–
– Nie bardzo mnie to obchodzi, mam zamiar posiedzieć na necie, a ty masz wolną rękę w zwiedzaniu domu. Nie ma wchodzenia do pokojów tatów lub laboratorium, wliczając zbroje.
– Tak, tak, tak! Serio, Petey, myślisz, że nie jestem grzecznym gościem! – wykrzyczał i wyciągnął sok pomarańczowy z lodówki, pijąc go z kartonu.
– Włączam słuchawki – ostrzegł Peter, upewniając się, że Wade nie miał nic przeciwko.
– Mhmmm – powiedział, nadal pijąc sok.
Peter zaczął grać w grę, kiedy Wade wrzucił pusty karton do kosza.
– No to co teraz... Przeszukam pokój Petera! Tak! – powiedział wesoło do siebie. Przeszedł wzdłuż korytarza, przeszukując każdy pokój, który znajdował na swojej drodze, dopóki nie znalazł ciemnoniebieskiego pokoju z schludnie pościelonym, szarym prześcieradłem. Otworzył szeroko drzwi, podziwiając pokój przyjaciela. Wyglądał na lekko dziecinny, z małymi naklejkami Kapitana Ameryki, plakatem Iron–mana i przestarzałym rodzinnym zdjęciem. Widniał na nim mały Peter, Tony Stark i Steve Stark–Rodgers.
Spojrzał na biurko chłopaka, by znaleźć notatnik wypełniony równaniami, wzorami i wystarczająco dziwnymi, małymi bazgrołami pająków. Było tam też puste miejsce na laptopa i inna ramka ze zdjęciem rodzinnym. Tym razem na zdjęciu był jeszcze młodszy Peter ze starsza parą, a w samą ramkę wciśnięte było kolejne malutkie zdjęcie młodej kobiety, trzymającej niemowlę – uderzająco podobne do Petera. Wade zachichotał.
– Rany, ten dzieciak ma szczęście... Cóż, nie dlatego, że jego mama umarła, a jego dziadkowie, zgaduję, że oddali go po jej śmierci. Po prostu poszczęściło mu się z jego nowymi rodzicami – nutka zazdrości prześlizgnęła się przez ton jego głosu.
Usiadł w szarej, podobnej do worka pufie i spojrzał na biblioteczkę chłopaka.
– Nauka, nauka, nauka, więcej nauki... Jakieś popularne książki... – westchnął. – Nuuudyyy! – Wade spojrzał na jedyne, jeszcze nie otwarte drzwi. Szafa! – Może znajdę skarb? Jakieś stare rzeczy? Martwe ciało? Zbroję Iron–mana? Pornosy...? Tu może być wszystko! – Dymki także zaczynały być lekko zdenerwowane**.
Otworzył jej drzwiczki, by znaleźć jedynie ubrania przeciętnego nastolatka, trochę butów, szalone gadżety techniczne i nieco starych pluszaków.
– Panie Wilson, czy potrzebuje pan w czymś pomocy? – powiedział nagle Jarvis, sprawiając, że Wade obrócił się z nożem w kieszeni.
– Oh, uh... hah! T–ty... ah, wystraszyłeś mnie, Jarvis! – zaśmiał się nerwowo Wade.
– Nie ma potrzeby do niepokoju, panie Wilson, Stark Tower jest w pełni wyposażone we wszelkie systemy bezpieczeństwa – poinformował grzecznie Jarvis.
– Wiesz, tam, skąd pochodzę, coś takiego nie istnieje... więc zawsze trzeba być gotowym! – powiedział, imitując walkę na pięści.
– Dobrze. Sprawdzę, jak miewa się panicz Peter.
– Oh, a tak przy okazji, tylko oglądam! Nie kradnę.
– Oczywiście, panie Wilson. Wiedziałbym, gdyby zrobił pan coś w tym kierunku.
– W porządku! – Wade zadrżał odrobinę. Jarvis potrafił być naprawdę straszny, pomyślał. Wrócił do salonu, gdzie Peter wciąż grał w gry komputerowe. Wade'owi znów zaczynało się nudzić, więc wziął plecak z książkami Petera. – To powinno być w jego pokoju, a nie leżeć sobie od tak na podłodze.
Poszedł z powrotem do pokoju chłopaka i odłożył plecak na ziemię, kiedy zauważył pudełko. Otworzył je, by zobaczyć niebiesko-czerwony strój z emblematem pająka na piersi.
– O rany.
Twarz Wade'a stała się tak czerwona, jak sam strój. Wyjął go z pudełka, by zobaczyć go w pełnej krasie.
– Peter jest Spider–manem... – zaśmiał się. – To czyni sprawy jeszcze bardziej skomplikowanymi... – zaśmiał się jeszcze raz, po czym przypomniała mu się pewna noc.
***
Byłem na zewnątrz i właśnie miałem zabrać się za wypełnianie mojego zlecenia, a przez to mam na myśli od–ożywianie ludzi – cały dzień pracy najemnika w jednym słowie! Miałem właśnie zabi– er... wykonać moje rozkazy, kiedy nagle zobaczyłem Spidey'ego, zwisającego na tej jego nitce pajęczyny, kompletnie znikąd.
– Deadpool... – westchnął. – Serio? Rany... O co chodzi tym razem?
– Oh, po prostu chciałem spotkać się z moim kochaniem! – uśmiechnąłem się przez maskę.
– Zbok! – odkrzyknął, kiedy zaczął się wycofywać.
– Czekaj, ile masz lat? – spytałem.
– Siedemnaście – syknął z nienawiścią sączącą się z tej krótkiej odpowiedzi.
– Serio?! Ja mam osiemnaście! To pewnie dziwne, eh?
– Mój ojciec nie polubi Kanadyjczyka, Deadpool.
– Eh, miałem na myśli... AMERYKA! Wolność! Burgery! Yeah! – zachichotałem.
***
– Nic dziwnego, że tyłek Petera wyglądał tak znajomo – zaśmiał się. Wiedział, że Spidey nie był tak do końca złośliwy w stosunku do niego, co oznaczało, że miał szansę u Petera. Czekaj... Czemu? Czemu lubię Petera? Znaczy... droczę się z nim, jest uroczy... i mądry... nie wspominając o jego dobroci... Wade mógł poczuć palący rumieniec, promieniujący z pokrytych bliznami policzków.
– Wad– WADE! – Kiedy Peter, wchodząc do pokoju, zobaczył Wade'a trzymającego strój Spider-mana, z zaskoczenia upuścił swój telefon. – U–uh, mogę to wytłumaczyć!
– Oh, z pewnością... Więc? Co to jest? Udajesz Spidey'ego na przyjęciach urodzinowych? – zaśmiał się Wade.
– Cóż... – Peter podrapał się po karku i zaśmiał się niezręcznie. – Jestem Spider–manem.
– Tak, bo w ogóle nie zauważyłem – zadrwił. – Poza tym, widziałem, jak twój tyłek wyglądał w tych jeansach! Mam na myśli to, że są takie ciasne, iż równie dobrze mogą być ze spandeksu.
Peter zarumienił się.
– Cóż, nieważne... zboku.
– Oh tak, „nieważne".Mam wrażenie, że lubisz Deadpoola bardziej niż prawdziwego mnie! – zapłakał teatralnie.
– Czekaj, jesteś Deadpoolem? – Peter wytrzeszczył oczy.
– Jednym i jedynym~! Nieźle, nie?
– Okej... Wytłumaczmy sobie jedną rzecz, nie jestem gejem.
– Oh! Nic o tym nie mówiłem, chyba że–
– Wade! – krzyknął ostrzegawczo.
– Oh mój Boże! Jesteś! Wciąż jesteś w szafie~***! Tak jak twój kostium! Jestem zdziwiony, że jeszcze nie pokrył się błyskotkami i tęczą! – wybuchnął Wade.
Peter rumienił się intensywnie, aż jego policzki przybrały kolor jasnego różu.
– Wszystko mi jedno.
– Więc~ kto ci się podoba? – zachichotał Wade. – Chodzi mi o tego kogoś, kogo chciałbyś–
– To jest osobista sprawa, Wade.
– Oh no weź! Czas poplotkować~! No to z kim był twój pierwszy raz?
– Z nikim. – Peter zarumienił się jeszcze bardziej.
– Bez jaj! Ah, okej... Pierwszy pocałunek?
– Uh... Z Mary Jane, ale to było jak mieliśmy z dziesięć lat.
– Ooo~ lubisz–lubisz ją?
– Nie, niby czemu? Jest moją najlepszą przyjaciółką. Poza tym... no wiesz... jestem...
– Powiedz~ to! POWIEDZ TO! – krzyknął Wade. – OBNAŻ TEN SEKRET PRZEDE MNĄ!
– Jestem... - resztę zdania Peter wymamrotał, ku rozczarowaniu Wade'a.
– Głośniej!
– Jestem g...
– No DALEJ! – wrzasnął chłopak.
– Jestem gejem – wyszeptał, jednak całkiem słyszalnie.
– A TŁUMY SZALEJĄ! YEAAAH!
Peter zachichotał.
– Przestań, to jest mój wybór. Nie ma się czym chwalić.
– Kiedy zdałeś sobie z tego sprawę? – zapytał, niemal spadając ze swojego siedzenia (jeśliby siedział).
– Kiedy poznałem ciebie.
***
1. Fajtłapa* – chodzi o tego robota Tony'ego Starka, który był strasznie niezdarny i wszystko rozwalał.
2. „dymki także zaczynały być lekko zdenerwowane**" – chodzi tu o żółte i białe wzmianki narratora, które obecne były w komiksach Deadpoola. Nie bardzo wiedziałam, jak to przetłumaczyć, bo "dymki brzmią śmiesznie...
3. „Jesteś w szafie~!***" – być w szafie – określenie osób o innej orientacji, którzy jeszcze nie poinformowali o niej swoich najbliższych, ale raczej wszyscy o tym wiedzą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro