part.40 Czarne Skrzydła
Alexandra delikatnie odwzajemniła uścisk Lucyfera, czując jego ciepło i zapach. W jego oczach dostrzegła lęk, ale także tęsknotę. Wiedziała, że tęskni za rodziną, za swoimi dziećmi, za tym wszystkim, co zostawił w domu.
Jazmina i Mirco pewnie są z Luną i Alexem - odparła, próbując rozładować napięcie. - Ich gang spędza czas razem, jeżdżą na motocyklach, spotykają się na plaży, a czasem nawet wspinają się na klif.
A Abigail? - powtórzył Lucyfer, jego głos był pełen troski.
Alexandra zawahała się. Abigail... jej starsza córka, zawsze tak pełna energii i pasji.
Ona wróciła z Londynu. Chce się przenieść do Paryża. Mówi, że tam jest lepszy uniwersytet.
Paryż? - Lucyfer zmarszczył brwi. - Ależ to...
Wiem, wiem - przerwała mu Alexandra. - Ale ja jej kibicuję. W sumie, co za różnica? Paryż wydaje się być nawet lepszą opcją. Więcej tam kultury, a uniwersytet ponoć dużo bardziej prestiżowy.
Lucyfer spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem.
W takim razie... - zaczął, a następnie wyciągnął z kieszeni pudełeczko i wręczył je Alexandrze. - To dla ciebie. Mały prezent na powitanie.
Alexandra otworzyła pudełeczko. W środku leżała piękna złota bransoletka w kształcie węża, zdobiona granatami.
O, Lucyfer! - wykrzyknęła, wzruszona. - Jest przepiękna!
Wiem, że lubisz węże - odparł Lucyfer, uśmiechając się. - A granat to kamień symbolizujący pasję i miłość.
Alexandra założyła bransoletkę na nadgarstek.
Dziękuję - szepnęła, czując ciepło jego dłoni na swoim ramieniu. - Jestem tak szczęśliwa, że jesteś tu ze mną.
Lucyfer przytulił ją mocno. W jego sercu rozbrzmiewała melodia oczekiwania, a jego myśli były skupione na nadchodzącym spotkaniu z ukochaną rodziną. Jednak jego umysł nie mógł pozbyć się niepokojącego uczucia, że coś złego się szykuje.
"Czarne Skrzydła" - powtórzył w myślach, niepewny, co o tym myśleć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro