part. 38 Paryż w zasięgu ręki
Abigail weszła do gabinetu matki, czując lekkie drżenie w rękach. Alexandra siedziała przy biurku, przeglądając stosy papierów. Na blacie stał kubek z parującą, krwistoczerwoną cieczą i talerzyk z czekoladowymi ciasteczkami, których kształty przypominały zakrzepy.
Mamo, czy możemy porozmawiać? - zapytała Abigail, próbując zachować spokój.
Alexandra spojrzała na nią, unosząc brwi.
Oczywiście, kochanie. Co się dzieje?
Abigail wzięła głęboki oddech.
Chciałabym jechać do Paryża. Studiować zarządzanie.
Alexandra przerwała przeglądanie dokumentów, wpatrując się w córkę.
Paryż? - powtórzyła, jakby nie wierzyła własnym uszom. - To bardzo daleko, Abigail.
Wiem, ale to moje marzenie. Chcę studiować w najlepszej szkole biznesu w Europie.
A co z twoimi planami w Londynie? - zapytała Alexandra, jej głos był chłodny.
Londyn... - Abigail zawahała się. - Wciąż mam nadzieję, że uda mi się tam dostać, ale Paryż... to zupełnie inna liga.
I co, chcesz, żebym ci to sfinansowała? - Alexandra spojrzała na nią z wyrzutem. - Pamiętasz, jak ciężko pracuję, żeby zapewnić nam komfort?
Abigail poczuła, jak jej serce wali szybciej.
Wiem, mamo. Ale to nie tylko pieniądze. To szansa na rozwój, na zdobycie wiedzy, której nie zdobędę nigdzie indziej.
Alexandra westchnęła, odstawiając kubek na blat.
Zawsze cię wspierałam, Abigail. Ale to musi być twoja decyzja. Musisz wiedzieć, że to będzie ciężki okres.
Wiem. Ale jestem gotowa na wyzwanie.
Alexandra wpatrywała się w córkę, widząc w jej oczach determinację. Po chwili uśmiechnęła się.
Dobrze, Abigail. Idź za swoim marzeniem. Ale pamiętaj, że musisz ciężko pracować, żeby je zrealizować.
Abigail uśmiechnęła się szeroko, czując ulgę.
Dziękuję, mamo! Obiecuję, że nie zawiodę.
Alexandra pogładziła ją po włosach.
Wiem, że nie. Teraz idź, bo mam jeszcze wiele pracy.
Abigail wyszła z gabinetu, czując się jak na skrzydłach. Paryż był w zasięgu jej ręki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro