Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Udało się! Znalazłam nowego ucznia, a raczej uczennice. Zgłosiła się do mnie opiekunka dziewięcioletniej Amelki. Mała miała duże kłopoty z francuskim, więc ja miałam jej pomóc. Cale liceum brałam dodatkowe​ lekcje francuskiego, więc uznałam, że dam sobie radę.

Na dworze było bardzo zimno i mokro. Deszcz padał cały ranek. Byłam podekscytowana, gdy zbliżałam się taksówką pod podany adres. Wjechaliśmy na osiedle równie ekskluzywne jak to, na którym mieszkał mój brat.


- Przepraszam pana bardzo, co to za dzielnica? - zapytałam taksówkarza.

- Wilanów. Pani nie z Warszawy?

- Nie, przyjechałam z Żórawiny, wsi pod Wrocławiem — odpowiedziałam. Mężczyzna zatrzymał się pod bramą.

- To tutaj. Należy się trzydzieści dwa złote — podałam mu pieniądze i wysiadłam. Podeszłam do domofonu, nacisnęłam guzik i czekałam, aż zostanę wpuszczona.

- Kto tam? - usłyszałam.

- Zofia Wolska, korepetytorka francuskiego — powiedziałam. Metalowa furtka otworzyła się. Szłam niepewnie w kierunku brązowych drzwi. Gdy już byłam blisko zauważyłam, że w drzwiach stoi starsza kobieta. Uśmiechała się życzliwie.

- Witam, zapraszam do środka — zaczęła - Ależ mamy pogodę w tej Warszawie. Przemokła pani? Zapraszam tutaj, Amelia zaraz zejdzie. Ma lekcje gry na skrzypcach — dodała zadowolona kobieta. Usiadłam na jasnej kanapie w ogromnym salonie. Już mieszkanie Antka było dla mnie luksusem, ale patrząc na ten dom, byłam zachwycona. Musi tu mieszkać bogata rodzina... Dotknęłam dłonią obicia sofy, było miękkie, niczym pluszowy mis. Wszędzie dominowała biel i szarość. Na ścianach wisiały obrazy w złotych obiciach. W salonie było ogromne okno zamiast ściany. Widok zapierał dech w piersiach, mimo kiepskiej pogody. Usłyszałam kroki i dziecięcy śmiech. Odwróciłam się. Po schodach zbiegła mała, ciemnowłosa dziewczynka. Za nią szła wysoka, szczupła kobieta. Twarz miała bardzo hmm...napiętą.

- Amelio, to jest twoja nauczycielka języka francuskiego. Panna Zofia — oznajmiła poważnie kobieta. Uśmiechnęłam się do dziewczynki.

- Wystarczy Zośka - puściłam jej oczko. Kobieta odchrząknęła i poprawiła mnie.

- Panna Zofia - przełknęłam ślinę na myśl o rygorze, jaki miała ta mała. Dziewczynka podeszła do mnie i grzecznie powiedziała:

- Dzień dobry panno Zofio, jestem Amelia - podała mi swoją kruchą rączkę. Serce mi się krajało, gdy widziałam tak skruszonego maluszka. Opiekunka Amelki zaprowadziła nas do jej pokoju. Przed wyjściem oznajmiła, że mamy półtorej godziny. Zabrałyśmy się do pracy. Amelka była bardzo ambitnym dzieckiem. Szybko i pilnie się uczyła. Po skończonych zajęciach pakowałam materiały do torby.

- Lubię panią — usłyszałam nagle za plecami. Odwróciłam się. Amelia stała za mną z kartką w dłoni. - Proszę, narysowałam to dla pani — wręczyła mi obrazek. Byłam na nim ja i ona w parku. Na górze był ciemny napis „Je vous aime„ . Spojrzałam w jej piękne niebieskie oczy i przytuliłam ją do siebie.

- Merci, Amelia — powiedziałam. Dziewczynka uśmiechnęła się od ucha do ucha. Nagle do pokoju weszła jej opiekunka.

- Amelio, tata wrócił — oznajmiła chłodno. Mała szybko wybiegła z pokoju. Kobieta spojrzała na mnie z pogardą w oczach. - Radzę ci się nie przywiązywać. Nie zastąpisz jej matki — powiedziała i wyszła. Stałam chwilę w osłupieniu. A więc Amelka nie ma mamy.... Z przykrością wzięłam swoją torbę i zeszłam na dół. Usłyszałam rozmowę Amelki z tatą.

- Byłaś grzeczna?

- Tak tatusiu. Na skrzypcach gram już coraz lepiej, pokaże ci później, dobrze?

- Oczywiście perełko. Jestem z ciebie bardzo dumny, wiesz? - zapytał. Znajomy głos... Starałam się iść najciszej, jak umiałam. Kucał przy małej, tyłem do mnie. Chciałam wyjść niezauważona. Jednak Amelka zdradziła moją obecność.

- Pani Zosiu! - wyrwała się z obiec taty i podbiegła do mnie. - Zabrała pani malunek?

- Amelio! - usłyszałam głos opiekunki. - Prosiłam, panno Zofio i nie malunek a rysunek — dodała ostro. Dziewczynka spuściła głowę. Zrobiło się jej przykro.

- Amelko, malunek to tez dobra forma wypowiedzi — szepnęłam tak, by ta wredna baba usłyszała. Mężczyzna stał już przodem do mnie. Powoli podniosłam wzrok. Serce stanęło mi w gardle. Nie...to nie możliwe...

- Witam... - powiedział. Był tak samo speszony, jak ja. Pan Tomasz Nowakowski. Prześladowca mojego brata i mój największy lęk. Czułam, jak dłonie zaciskały mi się na torebce. Strach złapał mnie podświadomie za szyje.

- Dzień dobry, ja już pójdę — szepnęłam. Nie byłam w stanie wypowiedzieć słów głośniej. Po prostu się bałam. Mężczyzna kiwnął na opiekunkę, ta szybko podeszła i zabrała Amelie na górę. Gdy mała zniknęła z salonu, podszedł do mnie bardzo powoli. Chciałam się odsunąć, ale poczułam za sobą chłód ściany. Podszedł do mnie na tyle blisko, że nie mogłam nawet spuścić głowy.

- Mogę wiedzieć, co pani tu robi? - zapytał.

- Ja...ja jestem z ogłoszenia. To znaczy, ja udzielam korepetycji pańskiej córce — dukałam bez sensu. Zmarszczył brwi. Popatrzył na mnie.

- Czego pani ją uczy?

- Francuskiego... - mruknęłam. Uśmiechnął się lekko. Nadal stał za blisko. Wnikliwie mi się przyglądał. Czułam się tak, jak w moim śnie. Jakbym była zupełnie naga. A on czekał tylko, aż ubiorę się w ten przeklęty sznur. Uniósł dłoń i delikatnie poprawił mi kołnierz płaszcza. Musnął przy tym moją szyję. Spięłam się cała.

- Chyba taksówka już jest — powiedział. - Dziękuje i do zobaczenia, panno Zofio... - zrobił krok w tył, dając mi możliwość wyjścia. Nie uśmiechając się, podniosłam z ziemi rysunek Amelki i wyszłam. Szłam w deszczu w stronę taksówki. Czułam, jak krople zmywały ze mnie lęk. Lęk przed tym człowiekiem.

Co ja najlepszego zrobiłam? Pracuje u tego psychola... Nie wrócę tam. Tylko Amelka...ta dziewczynka od pierwszej chwili skradła mi serce... Co teraz? Nowakowski może pomyśleć, że zatrudniłam się u niego, by umorzył dług...przecież to chore. Zarabiam na dług Antka, pracując u człowieka, któremu jest winien pieniądze. Wpadłam w syf...

Wsiadłam do taksówki. Odjeżdżając spojrzałam w stronę okien. Stał i patrzył w moim kierunku. On tez był w szoku....


***


Wyszłam z łazienki ubrana w ciepły szlafrok. Antek siedział w salonie nad papierami. Nie rozmawialiśmy od niedzieli. Zauważył mnie, gdy stałam przy lodówce. Wstał i podszedł do mnie.

- Przepraszam — mruknął - Wcale tak nie myślę, Zosia. Nie powinienem tak mówić, wybacz mi — mówił.

- Dobrze, nie ma tematu. Miło, że przeprosiłeś. Trochę ci to zajęło. Mamy czwartek — burknęłam, upijając łyk mleka. Antek objął mnie ramieniem.

- Nie dąsaj się już, no! - i poczułam, jak zaczyna mnie gilgotać. Mój słaby punkt.

- Przestań! Antek! Ha ha, proszę ! - krzyczałam, śmiejąc się w niebo głosy. W tej chwili czułam się tak, jakbyśmy cofnęli się o piętnaście lat. Kiedy byliśmy dziećmi, byliśmy nierozłączni. Nawet gdy Antek miał siedemnaście lat, nie wstydził się chodzić ze mną na spacery. Był wzorowym bratem. Mężczyzna na medal. Nie wiem, kiedy się to zmieniło. Kiedy on się zmienił...

***

Obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Spojrzałam na zegarek, 10:35. Wyskoczyłam szybko z pościeli i pognałam do salonu. W mieszkaniu było pusto. Myślałam, że zdążę porozmawiać z bratem, jednak nie udało się. Zrezygnowana podeszłam do lodówki, by przygotować sobie śniadanie.

Aha, ser i stary chleb...

- Dzięki Antek! - zawołałam. Zamknęłam pustą lodówkę i udałam się do pokoju. Ubrałam się ciepło, bo na dworze okropnie wiało. Założyłam różowe kalosze i ulubiony kolorowy, przeciwdeszczowy płaszcz. Z wieszaka ściągnęłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Gdy już znalazłam się przed blokiem, naciągnęłam na głowę kaptur. Jesień nie należała do pięknych i złotych momentów. Padało i wiało tak, ze spokojnie mogłoby urywać głowy. Weszłam do pobliskiego sklepu, by zrobić potrzebne zakupy. W domu nie mieliśmy już nic.

Wróciłam po godzinie do domu. Odstawiłam siatki przy ścianie, szukając kluczy do drzwi.

Cholera, gdzieś tu muszą być!

Nagle usłyszałam za plecami głos.

- Może pani pomóc? - odwróciłam się gwałtownie. Co on tu robi?

- Antoni jest w pracy — odpowiedziałam niezadowolona.

- Wiem, nie przyszedłem do niego — spojrzałam w jego stronę. Uśmiechał się podejrzanie miło. Podszedł bliżej i chwycił dwie reklamówki. W tym czasie udało mi się znaleźć klucze. Weszliśmy razem do środka.

- Niech pan to tu postawi — mruknęłam — Czego pan ode mnie chce?

- Widze od razu przechodzi pani do konkretów — zaśmiał się — a więc dobrze. Mam dla pani propozycje — usiadł na brzegu kanapy, zdejmując marynarkę. Zmarszczyłam brwi, widząc, jak swobodnie czuję się w tym mieszkaniu.

- Jaka to propozycja? - zapytałam. Wyjmowałam z reklamówek zakupione podkuty, gdy on zaczął mówić.

- Chodzi o problemy brata. Chcę mu pani pomoc, tak? - skinęłam głową. - Dług nie jest mały, trzysta pięćdziesiąt tysięcy złotych, to kwota nierealna do spłacenia dla Antoniego — zaczął. Gdy usłyszałam sumę, na jaką mój brat się zadłużył, słoik z dżemem wypadł mi z rąk. Rozbił się na jasnej posadzce. Tomasz podniósł się i szybko znalazł się koło mnie, pomagając mi pozbierać szkło — Chyba nie wiedziała pani na ile się Wolski zapożyczył...

- Nie, nie wiedziałam... - mruknęłam. Starałam się na niego nie patrzeć. Gdy był blisko, moje ciało dziwnie się zachowywało. Wstałam, wyrzucając resztki dżemu do kosza — Niech pan mi wreszcie powie, o co chodzi.

- Mógłbym umorzyć ten dług — powiedział. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Może on jednak nie jest złym człowiekiem? - Ale pod jednym warunkiem. Chciałbym, żeby była pani moją... - nabrał powietrza a ja na dźwięk słów, jakie wypowiedział, zaczynałam się bać - Moją kobietą w perłach. - dokończył. Serce waliło mi jak szalone. Jednak jest zły...jest...chory!

- Proszę stad wyjść — powiedziałam oschle. On jednak stał i patrzył na mnie — Proszę stad wyjść, bo wezwę policje! - wrzasnęłam — Jest pan bezczelny!

- Pani Zofio, proszę zważać na słowa — podszedł do mnie i złapał mój nadgarstek w swoją dłoń — Niech się pani poważnie zastanowi. Z pensji korepetytorki, nie spłaci pani długów brata, które swoja droga, rosną po każdej wizycie w klubie — patrzył mi w oczy, nawet się nie uśmiechając. Puścił gwałtownie mój nadgarstek, ubrał marynarkę, rzucając mi pogardliwe spojrzenie i dodał – Wiem, że jest pani mądrzejsza niż brat, proszę to przemyśleć – odwrócił się i wyszedł z mieszkania. Stałam oszołomiona w kuchni, patrząc na swoją rękę. Dotknęłam jej, rozmasowując ból, jaki po sobie zostawił.

Jak on śmiał proponować mi coś takiego... Oszalał, tak. To szaleniec.

Po sytuacji z Nowakowskim nie umiałam pozbierać myśli. Przygotowałam dla Antka obiad, posprzątałam mieszkanie i wzięłam relaksująca kąpiel. Usiadłam otulona miękkim szlafrokiem brata, na szarej kanapie w salonie. Włączyłam telewizor i słucham wieczornych wiadomości. Po chwili usłyszałam klucz w drzwiach.

- Cześć Zosiu! - krzyknął Antek. Wszedł zadowolony do salonu. - Mówiłem ci cześć, czemu się nie odezwałaś?

- Co?

- Zamyślona... Praca czy może mama dzwoniła? - zapytał, podchodząc do garnka z obiadem — O, zrobiłaś leczo. Cudowna kobieta jesteś — dodał i zaczął wyjadać potrawę z garnka. Pokręciłam głową i wróciłam do oglądania wiadomości. Mimo że nic z nich nie wiedziałam, to udawałam, że jestem pochłonięta informacjami. W głowie ciągle siedział mi ten przeklęty Nowakowski. Nie mogłam przestać o nim myśleć — Wiesz, trafiła mi się całkiem niezła sprawa w sądzie. Mogę na niej zbić majątek — wtrącił nagle Antek. Odwróciłam głowę w jego stronę — możliwe, że spłacę dług u Nowakowskiego, znacznie szybciej niż planowałem — był zadowolony. Chociaż ja nie wiedziałam, z czego on się tak cieszy. Kłamał, mówiąc, że już nie gra, że nie ma więcej długów a miał. Bynajmniej tak twierdził Nowakowski — Zocha, powiesz coś wreszcie? Gapisz się w ten telewizor, jakby coś tam było ciekawego. Właśnie ci mowie, że wykaraskamy się z tych cholernych problemów, a ty nic.

- My? Antek, to ty się w nie wpakowałeś. Przez swoją własną głupotę. Ściągnąłeś mnie tu podstępem. Zostawiłam mamę, Rafała i przyjechałam tu dla ciebie. Potem ty, wciągnąłeś mnie w swój syfiasty świat na czele z Nowakowskim! Co, mam ci klaskać, bo MOŻE będziesz miał kasę? - wrzasnęłam oburzona. Antek odstawił widelec do miski. Wyprostował się na krześle.

- Kto to jest Rafał? - zapytał.

- Boże, nikt! Teraz już nikt! - podniosłam się z kanapy i skierowałam w stronę pokoju. Nie miałam już ochoty na rozmowy z nim.

- Sama chciałaś tu przyjechać! Pomogłem ci wyrwać się z tej dziury! - krzyczał za mną. Trzasnęłam drzwiami i usiadłam na łóżko. Traciłam kontrolę nad sobą. Buzowało we mnie mnóstwo negatywnej energii. Nagle poczułam się cholernie źle. Zaczęłam cicho płakać, by Antek mnie nie usłyszał. Położyłam się na łóżku, podkuliłam nogi i zasnęłam.

- Chodź, nie musisz się bać — słyszałam głos, ale nie mogłam dostrzec twarzy. Podał mi dłoń, bym nie upadła. Spojrzałam w dół, miałam na sobie wysokie, złote szpilki. Po jednej stronie nóg poczułam lekkie muskanie. Powędrowałam wzrokiem wyżej i przystanęłam. Zwisały ze mnie sznury pereł. Kurwa, naprawdę to robię? Jestem dla niego? Nie, to niemożliwe. Jestem nauczycielką, nie kobietą w perłach!- Zosiu, spójrz na mnie — podniosłam głowę i ujrzałam go. Tomasz Nowakowski stał naprzeciwko mnie i pożerał mnie wzrokiem — Jesteś tu dla mnie, bo jesteś tu moja. Nikt nie dotknie mojej kobiety w perłach.

Obudził mnie dźwięk telefonu. Podniosłam zaspany wzrok i spojrzałam na wyświetlacz. Kurczę, to opiekunka Amelki...

- Dzień dobry pani Zofio — usłyszałam jej chłodny ton — Mam nadzieje, że pamięta pani o dzisiejszych korepetycjach Amelii?

- Tak, tak — zerknęłam na zegarek, wiszący na ścianie. Serio? Dzwoni do mnie o 8:30, w sobotę? - Z tego, co widze, nie ma jeszcze 11stej.

- Owszem nie ma, jednak musimy przyspieszyć spotkanie. Pan Tomasz zabiera dzisiaj Amelkę na konie. Dlatego musi się pani zjawić o przed 10:00, to chyba nie problem? - nie zdążyłam jej nawet odpowiedzieć, bo szybko zakończyła rozmowę — W takim razie super, do zobaczenia — odłożyła słuchawkę, nie czekając na to, co ja powiem. Co za wredna baba! W co ja się wpakowałam...?


***
I bum! Mamy propozycję Tomasza!🙊 Wiele z was dobrze podejrzewało, jakie zamiary ma pan Nowakowski. Tak łatwo z pewnością nie odpuści. 🤔 W dodatku Zosi przyszło uczyć jego córkę. . . Przypadek?

Buziaki A. 💋

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro