Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39.

Cały czas zastanawiałam się, czy powinnam pójść na spotkanie z Tomaszem. Całą noc nie mogłam spać. Z samego rana zrobiłam kawę i usiadłam w salonie. Po schodach schodził Antek.

- Nie śpisz? - zapytał, zawiązując szary, wąski krawat.

- Jestem już wyspana. Kaja śpi?

- Kai nie ma. - odpowiedział. Sięgnął z szafki kubek i napełnił go kawa. Usiadł naprzeciwko mnie i chwycił gazetę. Bez słowa przeglądał artykuły. Czekałam na dalszą odpowiedź. - O Boże...- westchnął. - Pokłóciliśmy się wczoraj jak wróciła ze szpitala. Bardzo mi na niej zależy, ale nie pozwolę, by mówiła źle o mojej siostrze. - dodał. Odłożył gazetę, wziął wielki łyk kawy i wstał. - Dobra Zocha, jadę do kancelarii. Dzisiaj wracasz do domu, tak? - skinęłam głowa. - To zostaw klucze w skrzynce i pozdrów mamę. - pocałował mnie w policzek — Siostra, zapomnij o tym wszystkim i zacznij żyć naprawdę. Zobaczysz, że wtedy wszystko się ułoży. - uśmiechnął się czule i wyszedł.

Czas leciał nieubłaganie szybko. Siedziałam ubrana i gotowa do wyjścia. Jednak nie byłam pewna czy powinnam spotykać się z Nowakowskim. Patrzyłam w jeden punkt. Byłam całkowicie skołowana. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk wiadomości w telefonie.

Od Tomek:

Czekam.

Serce waliło mi jak szalone. Przełknęłam ślinę, wzięłam głęboki wdech i wyszłam z mieszkania. Do kawiarni nie miałam daleko. Szłam jednak znacznie wolniej. Jakoś mi się nie spieszyło. Czułam, jak moje nogi powoli odmawiały posłuszeństwa. Spojrzałam w dół na swoje białe trampki.
Chyba nie wyglądam okazale...
Nie miałam jednak ze sobą nic, co by odpowiadało spotkaniu z Nowakowskim. Stanęłam przed kawiarnią. Wzięłam dwa głębokie wdechy i weszłam do środka. Rozejrzałam się na boki i zauważyłam go, siedzącego tyłem do mnie. Nerwowo obracał filiżankę z kawą. Przyglądałam mu się przez chwilę. Zerkał na zegarek i dalej skupiał się na filiżance. Podeszłam bliżej.

- Dzień dobry. - mruknęłam. Tomek gwałtownie wstał od stołu. Przeczesał ręka włosy i uściskał mnie na przywitanie. Stałam bez ruchu. Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Czułam się skrępowana. Odsunął się ode mnie, przepraszając za swoje zachowanie. Poprosił mnie bym usiadła. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, przy stoliku pojawiła się młoda kelnerka. Tomasz nie odrywając ode mnie oczu zamówił dla mnie kawę i dwa kawałki sernika. Dziewczyna uśmiechnęła się i zostawiła nas samych.

- Nie mówiłam, że jestem głodna. - oznajmiłam.

- Ja nawet o to nie pytałem. - odpowiedział z uśmiechem. - Cieszę się, że przyszłaś. Naprawdę. - dodał. - Pięknie wyglądasz.

- Dziękuję. Niestety nie miałam ze sobą garsonki, pasującej do twojego garnituru.

- Te szorty i trampki w zupełności wystarcza. - zaśmiał się. Poczułam jak zalewa mnie fala gorąca. Uwielbiałam ten śmiech. Szczery i prawdziwy. Kelnerka postawiła przede mną kawę oraz sernik. Tomasz podziękował jej i znowu zostaliśmy sami.

- Chciałeś się spotkać. W jakim celu? - zapytałam. Zapadła między nami niezręczna cisza.

- Nie miałem jak ci podziękować. - powiedział. Spojrzałam na niego pytająco. - Rozprawa...

- Ach, nie ma za co. Nie zrobiłam nic takiego. Poza tym było, minęło. Prawda?

- Zosiu, zrobiłaś bardzo wiele. Uratowałaś mnie przed więzieniem. Sprawiłaś, że Amelka nie trafiła do Joanny. Dałaś mi i jej szansę... Dziękuję. - powiedział jednym tchem. Zamarłam. Nie spodziewałam się podziękowań. Zabrakło mi słów. Wiedziałam, że nie powinnam była kłamać, ale w tej sytuacji wiedziałam też, że dobrze zrobiłam. Nie ze względu niego, ale na Amelkę.

- Nie ma o czym mówić. Jeżeli Amelka jest szczęśliwa to i ja też. - mruknęłam. Zamiast jeść ciasto, rozdrobniłam sernik na drobne kawałki.

- Tęskni za tobą... - uniosłam wzrok, by na niego spojrzeć. I to był błąd. - Ja tak bardzo za tobą tęsknię, Zosiu...


Patrzyłam na niego nie mrugając. W mojej głowie panowała istna pustka. W uszach słyszałam jedynie silny pisk. Serce podeszło mi do gardła. Poczułam się tak, jakbym nie miała języka w buzi. Długo czekałam na to, by usłyszeć od niego czule słowa. A kiedy już je powiedział, mój umysł tego nie ogarnął. Tyle krzywd i tyle uczuć jednocześnie.

- Ja... Yyy... Ja... - dukałam bez ładu. Nagle Tomek złapał mnie za dłoń. Przez moje ciało przeszedł znajomy dreszcz. Spięłam się jeszcze bardziej.

- Spokojnie Zosiu... Nie musisz nic odpowiadać. Ja niczego nie oczekuje. Po prostu bardzo za tobą tęsknię. Za twoim śmiechem, dotykiem, głosem, zapachem... - zmarszczył brwi. - Wiem, że nawaliłem. Wiem, że wciągnąłem cię w bagno. Cholernie mi wstyd. Za wszystko. Wykorzystałem problemy twojego brata, by cię mieć. - słuchałam tego, co mówił w milczeniu. Nie wykazywałam żadnych emocji. - I jeszcze Kirylov... - gdy wypowiedział imię człowieka, który prawie mnie zniszczył, poczułam ból w klatce piersiowej. - Wycierpiałaś tak wiele z mojego powodu.

- Dlatego wróciłam do domu. Do miejsca, w którym czuje się spokojna. - zabrałam swoją dłoń z jego uścisku. - To wszystko, co mówisz to prawda. Teraz nauczyłam się z tym żyć. Jest naprawdę dobrze... - mruknęłam. Patrzył na mnie wzrokiem, który tak bardzo przypominał mi te chwile, kiedy go pokochałam.

- Wybaczysz mi? - zapytał.

- Tak. - odpowiedziałam bez zastanowienia. Bo tak właśnie czułam. Nie było we mnie żalu.
Spojrzałam na zegarek. - Muszę już iść. Za dwie godziny mam pociąg do domu. - podniosłam się.

- Zaczekaj. Zapłacę i cię odprowadzę. - powiedział.
Czekałam na niego przed kawiarnią. Warszawa latem podobała mi się znacznie bardziej niż zima. Uniosłam głowę do góry. Otworzyłam oczy i patrzyłam na bezchmurne niebo.

- Możemy iść. - usłyszałam jego głos. Szliśmy powoli w stronę mieszkania Antka. Milczenie szło razem z nami. Starałam się trzymać dystans. Jednak jego zapach i bijące od niego ciepło, uderzało we mnie ze zdwojoną siłą.

- Dalej pójdę sama. - powiedziałam, stojąc pod bramką. - Dziękuję za kawę. Ucałuj ode mnie Amelkę. Do widzenia. - dodałam. Wbiłam kod na metalowym domofonie. Furtka otworzyła się, a ja poczułam jego dłoń na swoim ramieniu.

- Zaczekaj... Zosiu, bo... Ja... Bo może my... - dukał. Do oczu napłynęły mi łzy. Zrobiłam krok do przodu, by nie czuć jego dotyku na swojej skórze.

- Przepraszam. - rzuciłam i szybko skierowałam się w stronę klatki. Nie odwracałam się za siebie, ale czułam, że on stał i patrzył, jak odchodzę. Nic innego nie umiałam mu powiedzieć. Biłam się z własnymi myślami i uczuciami. Moje serce dziko kołatało i jedyne, o czym marzyłam, to by przestać czuć.
Wpadłam do mieszkania brata niczym huragan. Nerwowo zamknęłam drzwi na klucz. Starałam się łapać powietrze w płuca. Łzy spływały mi z oczu niczym wodospad. Byłam rozbita. Wiedziałam, że nie mogłam zrobić nic, by było inaczej. W przedpokoju stały moje walizki. Osunęłam się na ziemię i bezsilnie siedziałam na zimnej posadzce, zastanawiając się, co powinnam zrobić.

Wrócić do domu? Czy zostać i spróbować jeszcze raz? Boże mój kochany, co robić? Jak to wszystko ułożyć? Słuchać serca, czy rozumu?













***
Przepraszam za tak długa nieobecność. Postaram się szybko nadrobić 😊.
Dziękuję, że jeszcze tu jesteście 💞

Buziaki. A 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro