Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 29.

- Wysiadamy - rzucił Aleksiej. Zatrzymaliśmy się przy jednym z warszawskich hoteli.

Tomasz miał rację... Jest hotel...

Chwycił mnie za rękę i ciągnął wręcz za sobą. Szłam za nim, rozglądając się. Weszliśmy do środka. O tej porze nie było tam za wielu osób. Próbowałam wzrokiem znaleźć łazienkę. Gdy już namierzyłam drzwi z plakietką WC, odchrząknęłam dając znać, żeby się nachylił.

- Muszę do toalety... - głos mi drżał.

- Pójdziesz w pokoju - byłam na to przygotowana.

- Ale ja muszę teraz! - niemalże wrzasnęłam mu do ucha. Recepcjonistka spojrzała na nas spod okularów. Kirylov zmarszczył brwi.

- Idź, ale się pospiesz - kiwnął do jednego ze swoich goryli głową. Ten długo nie myśląc, ruszył za mną. Weszłam do środka i w panice zamknęłam się w kabinie. Próbowałam wyjąć z biustonosza telefon, który schowałam. Nerwowo naciskałam przyciski, wybierając numer ukochanego.

- Tomek? - zdążyłam jedynie wypowiedzieć jego imię i zalałam się łzami.

- Zosiu, spokojnie. Musisz się uspokoić, słyszysz? - mówił. - Posłuchaj mnie uważnie. Marek podejmie zaraz rozmowę z Aleksiejem. Jednak musisz być cierpliwa. To nie jest takie łatwe...

- Nie jest? Co mam robić? - zapytałam. Głos mi się łamał. Nie czułam się dobrze. Kręciło mi się w głowie z nerwów. Tomasz dokładnie wyjaśnił mi, jak muszę się zachowywać w towarzystwie Kirylova. Przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam z łazienki. Ochroniarz Aleksieja złapał mnie za ramie i skierował w stronę windy. Zmarszczyłam brwi, czując ból.

- To boli! - warknęłam. Mężczyzna uśmiechnął się lekceważąco i wepchnął mnie do środka. Nacisnął numer osiem i stanął przede mną, zasłaniając mi możliwość ucieczki. Starałam się panować nad emocjami. Bałam się niesamowicie tego, co spotka mnie w pokoju. Nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk windy. Drzwi się rozsunęły a mężczyzna odwrócił się w moim kierunku.

- Szkoda tak ładnej kobiety... - mruknął, po czym wyciągnął mnie siła ze środka. Szliśmy w głąb korytarza. Przed jednymi drzwiami stało dwóch postawnych panów. Domyśliłam się, że to właśnie tam zaraz wejdę. Otworzyli przed nami drzwi. W środku panowała grobowa cisza. Widziałam na fotelu w salonie moje rzeczy. Rozejrzałam się i na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że jestem sama. Jednak po chwili, drzwi po lewej stronie niepewnie się otwierały. Patrzyłam w tym kierunku przerażona i zaintrygowana. Nagle w drzwiach ujrzałam ciemnowłosą, młodą kobietę. Była równie przerażona i cholernie do mnie podobna. Jej oczy były zapłakane i zapuchnięte. Musiała długo nie spać. Nie wyglądała dobrze. Na nadgarstkach miała siniaki. Podeszłam do niej.

- Jestem Zosia... - powiedziałam.

- Wiem - mruknęła cicho. Zdziwiłam się. - Mówili mi o tobie. Mówili, że cię dostaną. Mówili, że jestem tu przez ciebie - dodała i otarła rękawem szarego swetra policzek. Chciałam dotknąć jej ręki, jednak szybko schowała ją do kieszeni. - Nie dotykaj mnie - Minęła mnie i ustała przy oknie. - Jestem tu od dwóch tygodni. Nie widziałam córki od tego czasu. Już nawet nie wiem, czy będzie mnie pamiętać. Wiem, że nie wrócę do domu - odwróciła głowę w moją stronę. - Ty też nie wrócisz - dodała oschle. - Wywiozą nas do Rosji. Sprzedadzą. Jak towar...

- Nie mów tak - powiedziałam. Dziewczyna zaśmiała się.

- Nie wiesz, po co tu jesteś? Zostałaś sprzedana Zosiu. Ten mężczyzna kupił cię, tak samo, jak mnie. I tak samo, jak ja, zostaniesz wykorzystana - podeszła do drzwi, weszła do środka i zostawiła mnie samą.

To niemożliwe. Tomasz mi pomoże. Na pewno... Nie zostawi mnie... Nie pozwoli mnie skrzywdzić...



***



Przez resztę dnia dziewczyna nie wychodziła z pokoju. Byłyśmy pilnowane przez dwóch ochroniarzy Aleksieja. Próbowałam się skontaktować z Tomaszem, jednak na próżno. Usiadłam na kanapie i chciałam chwilę odpocząć. Usłyszałam głosy dobiegające z korytarza. Poderwałam się na równe nogi, kiedy ujrzałam Kirylova.

- Siadaj - warknął. Przyglądał mi się uważnie. - Masz rodzinę? - zapytał. Nie wiedziałam co to za pytanie.

- Tak... - odpowiedziałam niepewnie.

- Czym się zajmują? - kolejne pytanie.

- Moja mama jest wykładowcą historii na uniwersytecie wrocławskim a brat jest prawnikiem, tu w Warszawie - zmarszczył brwi, dalej mi się przyglądając. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Zdjął marynarkę, rozpiął dwa guziki przy kołnierzu śnieżnobiałej koszuli i przeczesał ręką włosy.

- A ojciec? Nie żyje?

- Nie... To znaczy nie wiem. Zostawił nas jak się urodziłam - mruknęłam. Przełknęłam ślinę, bo obawiałam się, że podzielę taki sam los jak dziewczyna z pokoju obok. Kirylov sięgnął po szklankę z wodą. Upił łyk i dalej mi się przyglądał. Był niezadowolony albo zmartwiony. Nie do końca rozumiałam.

- Chcesz wiedzieć co się z tobą stanie, tak? - przytaknęłam głową. - Chodź, pokaże Ci - powiedział i wstał. Nie chciałam się podnosić, jednak złapał mnie mocno za rękę i wyszarpał z fotela. Otworzył drzwi, za którymi była tamta dziewczyna. Weszliśmy do środka. Siedziała skulona w kącie. Rozejrzałam się w okól i spostrzegłam jedynie niewielki materac. Aleksiej pchnął mnie na ścianę. Odbiłam się od niej, czując ból w płucach. W tym czasie Kirylov podszedł do dziewczyny, chwycił ją za włosy i uniósł do góry. Patrzyłam na to z przerażeniem. Widziałam jak płacze. Uderzył ją raz w brzuch. Skuliła się.

- Zostaw ją! - krzyczałam.

- Patrz piękna Zofio co cię czeka. Jeżeli będziesz się stawiać, podzielisz los tej polskiej kurwy - rzucił w moją stronę. Nadal mocno trzymał ją za włosy. Miałam wrażenie, że coraz mocniej zaciska dłoń. Sprawiając tym samym, że dziewczyna odczuwała jeszcze większy ból. - Sasha! - krzyknął nagle. Do pokoju wszedł jeden z ochroniarzy. Postawny, krótko ścięty facet. Miał na sobie szara koszule i ciemne spodnie. - Zróbcie porządek z tą szmatą. A ona — wskazał palcem na mnie - Ma na to wszystko patrzeć - rzucił mi pogardliwe spojrzenie i wyszedł. Sasha uśmiechnął się drwiąco i chwycił za nadgarstki kobietę. Nie wyrywała się. Więc musiała to z nimi robić nie raz. Do pokoju weszło jeszcze dwóch innych mężczyzn. Zaczęli śmiać się i rzucać w naszym kierunku obraźliwe komentarze. Widziałam jak rozbierali a wręcz zdzierali z niej ubrania, aż leżała na podłodze całkiem naga. Posiniaczona i zakrwawiona. Nie mogłam patrzeć na to, jak ją gwałcą. Jeden po drugim. Na zmianę. Kiedy odwracałam głowę, Sasha łapał mnie za twarz i kierował w stronę tego, co działo się w kącie, przy materacu.

- Patrz! Kurwo, patrz!

Czułam, jak łzy wypalają mi rany w policzkach. Czułam się bezsilna. Traciłam nadzieję na to, że zostanę uwolniona. Po czterdziestu minutach mężczyźni wyszli z pokoju zostawiając nas same. Dziewczyna leżała bez ruchu na ziemi. Podeszłam powoli do niej. Sięgnęłam jej szary sweter.

- Chodź, pomogę ci się ubrać. - szepnęłam przez łzy. Nie ruszała się. - Proszę wstań... - zaczynałam ją błagać. - Proszę... - płakałam, potrząsając dziewczyną na boki. - Powiedz coś! Proszę! - po moich słowach do pokoju z hukiem wszedł Sasha.

- Co jest? Dlaczego drzesz mordę? - warknął. Popatrzyłam na nią, taką bezbronną i na niego. Podszedł bliżej. Kopnął ją mocno, jednak ona nie zareagowała. Kazał mi się odsunąć. Zadzwonił do Kirylova. Podsłuchałam. Wyjął pistolet i wycelował w dziewczynę.

- Nie! Chyba nie zamierzasz jej zabić? Ona ma rodzinę! - krzyknęłam.

- Gówno mnie obchodzi jej rodzina. Do niczego się już nie przyda - odpowiedział i jedyne co pamiętam to huk. Później była już ciemność.


***
Witam.
Przepraszam za moją nieobecność, jednak sprawy prywatne i zawodowe pochłaniają mój czas :(
Staram się w wolnym czasie coś napisać, coś dodać, jednak nie zawsze mi się udaje. Niemniej jednak baaardzo dziękuję za to, że dalej jesteście z Zosia ❤.

Buziaki, A.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro