Rozdział 29.
- Wysiadamy - rzucił Aleksiej. Zatrzymaliśmy się przy jednym z warszawskich hoteli.
Tomasz miał rację... Jest hotel...
Chwycił mnie za rękę i ciągnął wręcz za sobą. Szłam za nim, rozglądając się. Weszliśmy do środka. O tej porze nie było tam za wielu osób. Próbowałam wzrokiem znaleźć łazienkę. Gdy już namierzyłam drzwi z plakietką WC, odchrząknęłam dając znać, żeby się nachylił.
- Muszę do toalety... - głos mi drżał.
- Pójdziesz w pokoju - byłam na to przygotowana.
- Ale ja muszę teraz! - niemalże wrzasnęłam mu do ucha. Recepcjonistka spojrzała na nas spod okularów. Kirylov zmarszczył brwi.
- Idź, ale się pospiesz - kiwnął do jednego ze swoich goryli głową. Ten długo nie myśląc, ruszył za mną. Weszłam do środka i w panice zamknęłam się w kabinie. Próbowałam wyjąć z biustonosza telefon, który schowałam. Nerwowo naciskałam przyciski, wybierając numer ukochanego.
- Tomek? - zdążyłam jedynie wypowiedzieć jego imię i zalałam się łzami.
- Zosiu, spokojnie. Musisz się uspokoić, słyszysz? - mówił. - Posłuchaj mnie uważnie. Marek podejmie zaraz rozmowę z Aleksiejem. Jednak musisz być cierpliwa. To nie jest takie łatwe...
- Nie jest? Co mam robić? - zapytałam. Głos mi się łamał. Nie czułam się dobrze. Kręciło mi się w głowie z nerwów. Tomasz dokładnie wyjaśnił mi, jak muszę się zachowywać w towarzystwie Kirylova. Przemyłam twarz zimną wodą i wyszłam z łazienki. Ochroniarz Aleksieja złapał mnie za ramie i skierował w stronę windy. Zmarszczyłam brwi, czując ból.
- To boli! - warknęłam. Mężczyzna uśmiechnął się lekceważąco i wepchnął mnie do środka. Nacisnął numer osiem i stanął przede mną, zasłaniając mi możliwość ucieczki. Starałam się panować nad emocjami. Bałam się niesamowicie tego, co spotka mnie w pokoju. Nie wiedziałam, czego mogłam się spodziewać. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk windy. Drzwi się rozsunęły a mężczyzna odwrócił się w moim kierunku.
- Szkoda tak ładnej kobiety... - mruknął, po czym wyciągnął mnie siła ze środka. Szliśmy w głąb korytarza. Przed jednymi drzwiami stało dwóch postawnych panów. Domyśliłam się, że to właśnie tam zaraz wejdę. Otworzyli przed nami drzwi. W środku panowała grobowa cisza. Widziałam na fotelu w salonie moje rzeczy. Rozejrzałam się i na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że jestem sama. Jednak po chwili, drzwi po lewej stronie niepewnie się otwierały. Patrzyłam w tym kierunku przerażona i zaintrygowana. Nagle w drzwiach ujrzałam ciemnowłosą, młodą kobietę. Była równie przerażona i cholernie do mnie podobna. Jej oczy były zapłakane i zapuchnięte. Musiała długo nie spać. Nie wyglądała dobrze. Na nadgarstkach miała siniaki. Podeszłam do niej.
- Jestem Zosia... - powiedziałam.
- Wiem - mruknęła cicho. Zdziwiłam się. - Mówili mi o tobie. Mówili, że cię dostaną. Mówili, że jestem tu przez ciebie - dodała i otarła rękawem szarego swetra policzek. Chciałam dotknąć jej ręki, jednak szybko schowała ją do kieszeni. - Nie dotykaj mnie - Minęła mnie i ustała przy oknie. - Jestem tu od dwóch tygodni. Nie widziałam córki od tego czasu. Już nawet nie wiem, czy będzie mnie pamiętać. Wiem, że nie wrócę do domu - odwróciła głowę w moją stronę. - Ty też nie wrócisz - dodała oschle. - Wywiozą nas do Rosji. Sprzedadzą. Jak towar...
- Nie mów tak - powiedziałam. Dziewczyna zaśmiała się.
- Nie wiesz, po co tu jesteś? Zostałaś sprzedana Zosiu. Ten mężczyzna kupił cię, tak samo, jak mnie. I tak samo, jak ja, zostaniesz wykorzystana - podeszła do drzwi, weszła do środka i zostawiła mnie samą.
To niemożliwe. Tomasz mi pomoże. Na pewno... Nie zostawi mnie... Nie pozwoli mnie skrzywdzić...
***
Przez resztę dnia dziewczyna nie wychodziła z pokoju. Byłyśmy pilnowane przez dwóch ochroniarzy Aleksieja. Próbowałam się skontaktować z Tomaszem, jednak na próżno. Usiadłam na kanapie i chciałam chwilę odpocząć. Usłyszałam głosy dobiegające z korytarza. Poderwałam się na równe nogi, kiedy ujrzałam Kirylova.
- Siadaj - warknął. Przyglądał mi się uważnie. - Masz rodzinę? - zapytał. Nie wiedziałam co to za pytanie.
- Tak... - odpowiedziałam niepewnie.
- Czym się zajmują? - kolejne pytanie.
- Moja mama jest wykładowcą historii na uniwersytecie wrocławskim a brat jest prawnikiem, tu w Warszawie - zmarszczył brwi, dalej mi się przyglądając. Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie. Zdjął marynarkę, rozpiął dwa guziki przy kołnierzu śnieżnobiałej koszuli i przeczesał ręką włosy.
- A ojciec? Nie żyje?
- Nie... To znaczy nie wiem. Zostawił nas jak się urodziłam - mruknęłam. Przełknęłam ślinę, bo obawiałam się, że podzielę taki sam los jak dziewczyna z pokoju obok. Kirylov sięgnął po szklankę z wodą. Upił łyk i dalej mi się przyglądał. Był niezadowolony albo zmartwiony. Nie do końca rozumiałam.
- Chcesz wiedzieć co się z tobą stanie, tak? - przytaknęłam głową. - Chodź, pokaże Ci - powiedział i wstał. Nie chciałam się podnosić, jednak złapał mnie mocno za rękę i wyszarpał z fotela. Otworzył drzwi, za którymi była tamta dziewczyna. Weszliśmy do środka. Siedziała skulona w kącie. Rozejrzałam się w okól i spostrzegłam jedynie niewielki materac. Aleksiej pchnął mnie na ścianę. Odbiłam się od niej, czując ból w płucach. W tym czasie Kirylov podszedł do dziewczyny, chwycił ją za włosy i uniósł do góry. Patrzyłam na to z przerażeniem. Widziałam jak płacze. Uderzył ją raz w brzuch. Skuliła się.
- Zostaw ją! - krzyczałam.
- Patrz piękna Zofio co cię czeka. Jeżeli będziesz się stawiać, podzielisz los tej polskiej kurwy - rzucił w moją stronę. Nadal mocno trzymał ją za włosy. Miałam wrażenie, że coraz mocniej zaciska dłoń. Sprawiając tym samym, że dziewczyna odczuwała jeszcze większy ból. - Sasha! - krzyknął nagle. Do pokoju wszedł jeden z ochroniarzy. Postawny, krótko ścięty facet. Miał na sobie szara koszule i ciemne spodnie. - Zróbcie porządek z tą szmatą. A ona — wskazał palcem na mnie - Ma na to wszystko patrzeć - rzucił mi pogardliwe spojrzenie i wyszedł. Sasha uśmiechnął się drwiąco i chwycił za nadgarstki kobietę. Nie wyrywała się. Więc musiała to z nimi robić nie raz. Do pokoju weszło jeszcze dwóch innych mężczyzn. Zaczęli śmiać się i rzucać w naszym kierunku obraźliwe komentarze. Widziałam jak rozbierali a wręcz zdzierali z niej ubrania, aż leżała na podłodze całkiem naga. Posiniaczona i zakrwawiona. Nie mogłam patrzeć na to, jak ją gwałcą. Jeden po drugim. Na zmianę. Kiedy odwracałam głowę, Sasha łapał mnie za twarz i kierował w stronę tego, co działo się w kącie, przy materacu.
- Patrz! Kurwo, patrz!
Czułam, jak łzy wypalają mi rany w policzkach. Czułam się bezsilna. Traciłam nadzieję na to, że zostanę uwolniona. Po czterdziestu minutach mężczyźni wyszli z pokoju zostawiając nas same. Dziewczyna leżała bez ruchu na ziemi. Podeszłam powoli do niej. Sięgnęłam jej szary sweter.
- Chodź, pomogę ci się ubrać. - szepnęłam przez łzy. Nie ruszała się. - Proszę wstań... - zaczynałam ją błagać. - Proszę... - płakałam, potrząsając dziewczyną na boki. - Powiedz coś! Proszę! - po moich słowach do pokoju z hukiem wszedł Sasha.
- Co jest? Dlaczego drzesz mordę? - warknął. Popatrzyłam na nią, taką bezbronną i na niego. Podszedł bliżej. Kopnął ją mocno, jednak ona nie zareagowała. Kazał mi się odsunąć. Zadzwonił do Kirylova. Podsłuchałam. Wyjął pistolet i wycelował w dziewczynę.
- Nie! Chyba nie zamierzasz jej zabić? Ona ma rodzinę! - krzyknęłam.
- Gówno mnie obchodzi jej rodzina. Do niczego się już nie przyda - odpowiedział i jedyne co pamiętam to huk. Później była już ciemność.
***
Witam.
Przepraszam za moją nieobecność, jednak sprawy prywatne i zawodowe pochłaniają mój czas :(
Staram się w wolnym czasie coś napisać, coś dodać, jednak nie zawsze mi się udaje. Niemniej jednak baaardzo dziękuję za to, że dalej jesteście z Zosia ❤.
Buziaki, A.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro