Rozdział 23.
Weszłam do mieszkania, zamykając w panice drzwi. Brakowało mi powietrza, tak szybko biegłam. Zaczynało do mnie wszystko docierać. Nie byłam głupia. Widziałam co się wokół mnie działo. Wpadłam w syf. Nerwowo chodziłam po salonie. W obawie o swoje bezpieczeństwo zasłoniłam wszystkie okna.
Co ja mam teraz zrobić? To dlatego Tomasz się tak zachowywał? Ten mężczyzna na pewno mnie poznał... A może nie... Może przez późną porę nie był w stanie stwierdzić, czy ja to ja....?
Cały wieczór byłam zdenerwowana. Nie umiałam się skupić nawet na ulubionym serialu. Dochodziła dwudziesta druga. Leżałam na kanapie, szczelnie owinięta kocem. Usłyszałam pukanie. Serce zaczęło kołatać. Ściszyłam telewizor i na palcach podeszłam do drzwi. Oddychałam najciszej jak umiałam. Bałam się, że to ten facet. Otworzyłam je ostrożnie i ujrzałam Tomasza. Wpuściłam go do środka. Gdy zobaczyłam jego twarz w świetle, zamarłam.
– O Boże... Kto ci to zrobił?! – zapytałam przerażona. Był pobity. Wyminął mnie i podszedł do lodówki. Wyjął z zamrażalnika lód, owinął w ścierkę i przyłożył sobie do oka. – Tomek?
– Już nie pan? – uniósł brew, opierając się o blat. Podeszłam do niego bliżej. Naprawdę się martwiłam. Mimo bólu, jaki w sobie miałam przez tego człowieka, chciałam wiedzieć, kto wyrządził mu krzywdę. Starał się na mnie nie patrzeć. – Nie udawaj, że cię to interesuje. – burknął. Zaczynało mnie to już denerwować. Te jego zagrania. Wbiłam mu palec wskazujący w ramię i zaczęłam mówić.
– Posłuchaj mnie. To, że jest między nami tak, a nie inaczej, to nie moja wina. Gdybyś nie był takim dupkiem z pewnością nie byłoby tego, co właśnie widzę! Więc nie zachowuj się jak dziecko, bo ja naprawdę się martwię! – wydusiłam wszystko jednym tchem. Nadal unosił jedną brew, patrząc na mnie. Zerkał co jakiś czas na mój palec, który wbijał mu się w ciało. Szybko zabrałam rękę.
– Jak zawsze zadziorna. – skwitował moją wypowiedź. – Musisz wyjechać. – rzucił, wyrzucając lód do zlewu. – Najlepiej jeszcze dziś.
– Co? Gdzie mam wyjechać? O czym ty mówisz? – pytałam. Dalej stał oparty o blat. Spojrzał na mnie i nawet nie drgnęła mu powieka, gdy mi się tak przyglądał. – Czy to ma związek z tym Rosjaninem?
– Nie zadawaj bezsensownych pytań. Masz wyjechać i nigdy więcej się tu nie pojawiać. Masz tam mamę i tego, jak mu tam... Rafała. Wiec nie dociekaj, tylko pakuj się i do widzenia. – oschły ton jego głosu uderzał we mnie, niczym bokser w worek treningowy. Wyjął z kieszeni ciemną kopertę. Wręczył mi ją. – To jest rozwiązanie umowy za porozumieniem stron. Podpisz i nasze drogi się rozejdą. Przecież u mnie w gabinecie tego właśnie chciałaś...– patrzyłam na niego i nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo mu to przychodzi. Owszem sama o to prosiłam, ale zaczynałam wątpić w swoje wcześniejsze zamiary.
– A co z Amelką?
– O to się nie martw. To moja córka. Wszystko jej wyjaśnię. Masz jakiś długopis? – spieszyło mu się. Ponaglał mnie, bym jak najszybciej podpisała te pieprzone papiery. Ja jednak stałam i z niedowierzaniem patrzyłam na niego.
– A co z nami? – zapytałam. Nie wiem po cholerę, ale zapytałam. Podniósł przerażony wzrok z kartki na mnie.
– Nas nie ma Zosiu. To nie ma prawa istnieć, zrozum. – odpowiedział tak spokojnie, że poczułam kolejny cios zadany prosto w moje serce. Podszedł do mnie. Zaczynałam drżeć. Schował mi za ucho wystające kosmyki włosów. – Grozi ci niebezpieczeństwo. Wpakowałem cię w taki syf...– patrzył na mnie. – Ja, nikt inny. Więc ja cię z tego wyciągam. Zrywamy umowę, znikasz z Warszawy. Kirylov dostaje ode mnie... Kogoś innego i zapomina o pięknej, młodej kobiecie z szarym, magnetycznym spojrzeniem. Zapomina o jej włosach, zapachu, uśmiechu... Zapomina o jej głosie, ciele... Zapomina o niej. – mówił to jakby do siebie. Zaczęłam płakać. – Nie płacz. Ból minie, wspomnienia się zleją i będzie łatwiej. A teraz podpisz ten dokument i idź się spakować. Twój brat będzie tutaj za godzinę. Masz nie wiele czasu, nie marnuj tego na stanie w miejscu. – powiedział i usiadł na kanapie. Był przybity i to bardzo. A ja nie wiedziałam co mam zrobić.
– A co jeżeli nie podpisze? Co, jeżeli nie zechce stąd wyjechać?! – wrzasnęłam.
– Nie ma takiej opcji. – odpowiedział. – Nie denerwuj mnie. Podpisz ten przeklęty papier i wynoś się stad! – teraz to on ryknął na mnie. Nie przestraszyłam się. Doskonale wiedziałam, że wcale nie chce, bym odchodziła. Zachowywał się tak, bo chciał dla mnie dobrze. Miałam dwa wyjścia. Podpisać i wyjechać. Wtedy musiałabym zacząć żyć na nowo, bez niego. Albo zostać i spróbować jakoś ten syf poukładać. Druga opcja z pewnością nie przypadłaby mu do gustu. Musiałam mieć plan B.
Wstał i podszedł do okna. Odsłonił lekko zasłonę i przyglądał się widokowi. Podeszłam do niego i przytuliłam się w jego plecy jak mała dziewczynka. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiłam, ale musiałam. Nie odepchnął mnie. Oddychał szybko. Złapał mnie za nadgarstek i przeciągnął do siebie. Objął mnie, chowając twarz w moich włosach.
– Przecież nie chcesz, żebym wyjeżdżała... Więc czemu to robisz? Czemu mnie odpychasz?
– Nie chce, masz rację, ale co to zmienia, co? – patrzyłam na niego w nadziei, że uda nam się jakoś z tego wybrnąć. – Nie utrudniaj tego. Zosiu, spakuj się i wyjedź. Proszę.
Po tych słowach do mieszkania rozległo się pukanie. Nowakowski bez słowa wyminął mnie i poszedł otworzyć.
– A ty co tu robisz? – usłyszałam głos brata.
– To nie czas i miejsce na takie rozmowy. Wejdź. Twoja siostra jest w salonie. – odpowiedział mu Nowakowski. Stałam przy oknie zapłakana. Antek od razu do mnie podszedł.
– Ej siostra, co się dzieje? On ci coś zrobił? – pytał.
– Nic jej nie zrobiłem. – Antek spojrzał na niego złowrogo, podszedł do Tomka i złapał go za koszule.
– Przez ciebie moja siostra tylko płacze! Jeżeli myślisz, że zniszczysz ją tak samo, jak Aśkę, to jesteś w błędzie! – mój brat był naprawdę wściekły.
– Wolski, radzę ci, zabieraj te łapy z mojej koszuli. Tak woli ścisłości, sam pomogłeś mi zniszczyć moja była żonę. Zapomniałeś o tym? – warknął Tomek. Antek puścił go i skierował się do mnie. Objął mnie i poprosił, bym się spakowała. Nim wyszłam z salonu, Tomasz złapał mnie za rękę. – Podpisz umowę. – szepnął. Spojrzałam na papier, który trzymał w ręce. Wzięłam go ze sobą. Weszłam do sypialni i w nerwach się pakowałam. Nie chciałam tego robić. Nie chciałam wyjeżdżać. Nie teraz kiedy już wiedziałam, że on naprawdę coś do mnie czuje. Musiałam znaleźć jakieś rozwiązanie.
Nie mogę tak po prostu odejść. Przecież to się nie może tak skończyć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro