Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Od rozmowy z Antonim minął tydzień. Starałam się skupić na szkolnych obowiązkach, ale bylo ciężko. Martwiłam się o brata. Nigdy nie wpakował się w żadne tarapaty. Był wzorowym uczniem a później studentem. Nie mogłam zrozumieć, jakie mógł mieć kłopoty człowiek, takiego formatu jak mój brat. Siedziałam na żółtej ławce, na tyłach szkoły. W ręku trzymałam kanapkę.

- Zawsze jadasz w ukryciu? – usłyszałam za swoimi plecami. Podskoczyłam przestraszona, jednak po chwili spostrzegłam, że to Rafał.

- Taki nawyk z dzieciństwa. Gdy chodziłam do szkoły, właśnie w taki sposób spędzałam przerwy razem z bratem. To jedyne co się nie zmieniło... – powiedziałam. Rafał usiadł obok mnie.

- Wydajesz się smutna... Albo zamyślona. Coś cię trapi?

- Nie, skądże – mruknęłam. Nie chciałam ciągnąć z nim tej rozmowy. Czułam się nieswojo przy mężczyźnie, którego nie znałam. Poderwałam się z ławki, chowając resztę kanapki do torby – Muszę już iść. Mam zaraz zajęcia, które sama poprowadzę. Do zobaczenia – powiedziałam, usmiechajac się niepewnie. 

Starłam się dać z siebie wszystko na zajęciach. Dzieciaki były naprawdę grzeczne i uważnie słuchały tego, o czym mówiłam, gdy rozległ się dzwonek, zadowolone wybiegły na przerwę. Pakowałam swoje notatki do torby. Z końca sali szła w moim kierunku pani Etermann.

- Zosiu, możemy porozmawiać? – zapytała. Spojrzałam na nią z przerażeniem. Kiwnęłam głową i usiadłam – Bardzo się starasz. Widzę to. Jednak mam wrażenie, że to nie jest do końca to, co chcesz robić. Nie zrozum mnie źle, ale wydajesz się zbyt... Dobra – oznajmiła.

- Zbyt dobra? – zapytałam, nie wierząc w to, co usłyszałam. Zawsze myślałam, że to cecha odpowiednia dla nauczyciela.

- Chodzi mi o to, że łatwo tobą manipulować. Dzieci wejdą ci na głowę. Może powinnaś pomyśleć o udzielaniu prywatnych lekcji?

- Tu? W Żórawinie? Przecież tutaj jest jedna szkoła podstawowa i gimnazjum. Licealiści dojeżdżają do Wrocławia. Nie znajdę tutaj nikogo, kto będzie chciał płacić mi za lekcje – powiedziałam. Pani Danuta popatrzyła na mnie z żalem. Czułam, że to oznacza jedno. Przygotowywała mnie do tego, że po kursie pracy tu dla mnie nie będzie. Wstałam i pożegnałam się ze starszą kobietą. Serce waliło mi jak szalone. Szybko skierowałam się na tyły szkoły. Wybiegłam, usilnie łapiąc oddech. Na dworze robiło się chłodno. W powietrzu czuć było ślady jesieni. Oparłam się o mur. Nie mogłam uwierzyć, że lata nauki i starań nie wystarczą, by robić to, co potrafiłam najlepiej. Kończąc studia, wydawało mi się, że będzie mi łatwiej. Byłam pewna, że znajdę w Żórawinie swoje miejsce na ziemi. Teraz byłam skołowana.

- Znowu ucieczka?

Odwróciłam się. Za moimi plecami stał Rafał. Czy on przestanie mnie prześladować? Podszedł bliżej i stanął obok. Patrząc na niego z boku, zauważyłam, że ma przepiękną linię żuchwy i zachwycająco długie rzęsy.

- Chyba ci nie przeszkadzam? Nic nie mówisz...- powiedział.

- Mam małe zachwianie życia – mruknęłam. Rafał spojrzał na mnie spode łba.

- Ty? Pani idealna?

- Idealna? Nie rozumiem...

Zszedł powoli ze schodów i stanął naprzeciwko mnie. Jego wzrok palił moje ciało. Jeszcze nikt tak na mnie nie działał. Nie znałam go, poza przerwami pomiędzy lekcjami. Tylko na to było nas stać, na zwykłe „cześć" na korytarzu.

- Jesteś taka... Nieskazitelna. Rozumiesz, co mam na myśli? – pokręciłam przecząco głowa – Jesteś młoda. Po studiach. Widać, że całe życie spędziłaś tu, w tej dziurze. Dobroć, jaką w sobie masz, aż wylewa się z twoich oczu. Jak cię zobaczyłem, od razu wiedziałam, że nigdy nie robiłaś nic złego. Nic szalonego ani nic, co by sprawiło, że będziesz się wstydzić – słuchałam tego, co mówił z otwartą buzią – Nie chce byś mnie źle zrozumiała. Jesteś inna niż kobiety, jakie znam – dodał. Zaskoczył mnie tym, co powiedział. Nie spotykałam się nigdy z żadnym mężczyzną. Na studiach miałam kilku kolegów, ale nauka była dla mnie najważniejsza.

- Powiedzmy, że wiem, o czym mówisz – powiedziałam. Rafał zaśmiał się. Wszedł dwa stopnie wyżej i stał zbyt blisko mnie. Czułam niepewność. 

- Zosiu, jesteś jak zakazany owoc... - mruknął. Poczułam jak moje policzki, czerwienieją od tych słow. Zaczynało mi się robić gorąco. Nagle odsunęłam się gwałtownie w bok, otwierając drzwi do szkoły. Wbiegłam do środka niczym spłoszona gazela. Było mi wstyd, że mówił mi takie rzeczy. Chwyciłam z pokoju nauczycielskiego swój płaszcz i zwyczajnie uciekłam.

W domu zastałam pustkę. Mama była  jeszcze we Wrocławiu na wykładach. Cieszyłam się, że nie musiała oglądać mnie w takim stanie. Usiadłam zrezygnowana na łóżku. Dotarło do mnie, że pani Etermann mogła mieć rację. Może ja faktycznie nie nadaje się na nauczycielkę? Może powinnam zająć się czymś innym? A może powinnam skorzystać z propozycji Antka? Wyjęłam telefon z torebki i wykręciłam numer do brata. Odebrał po drugim sygnale.

- Zosieńko, witaj – usłyszałam jego zadowolony głos.

- Witaj Antku....- przywitałam się z nim i zamilkłam. Nie wiedziałam, co powinnam mu powiedzieć. Jednak brat znał mnie doskonale.

- Możesz być u mnie nawet jutro – oznajmił. Czułam, że mówiąc to, uśmiecha się od ucha do ucha – Ale lepiej będzie, jak dasz mi tydzień na załatwienie wszystkiego. Muszę przygotować to i owo na przyjazd perfekcyjnej Zochy! – dodał. Zaśmiałam się do słuchawki. Nie do końca byłam pewna czy powinnam działać pod wpływem emocji. Nie myślałam w tamtej chwili racjonalnie, ani nawet nie przypuszczałam, co może mnie spotkać w Warszawie.

Rozmowa z mamą na temat wyjazdu nie należała do najłatwiejszych. Starałam się jej przedstawić zalety zmiany otoczenia. Poza tym obiecałam, że zadbam odpowiednio o Antka. Termin wyjazdu do Warszawy ustaliłam z Antkiem jeszcze tego samego dnia. Po skończeniu kursie miałam spakować walizki i przyjechać do brata.

Leżąc w łóżku, zastanawiałam się nad tym, co powiedział mi Antek. Mój brat ma kłopoty... Tylko jakie kłopoty może mieć prawnik? Może jakiś oskarżony chce się na nim zemścić? Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.


***


Koniec pracy w szkole zbliżał się nieubłaganie. Trzy tygodnie pod okiem pani Danuty minęły mi bardzo szybko. Poznałam też bliżej Rafała. Nawet nie przypuszczałam, jaki to interesujący facet. Czekał na mnie przed szkołą po skończonych zajęciach.

- Czuję się jak uczeń w liceum – powiedział na mój widok. Zdziwiłam się. – Wiesz, zabieram koleżankę ze szkoły na randkę.

- Na randkę? – zapytałam.

- No a co myślałaś? Od czternastego września czekałem na ten dzień. Nawet jeżeli uważasz, że to nie randka, nie zabieraj mi tej satysfakcji – oznajmił dumnie. Pokręciłam głową, śmiejąc się pod nosem. Umiał mnie rozbawić. Cieszyłam się, że poznałam go bliżej. Mieszkał we Wrocławiu i codziennie dojeżdżał do Żórawiny. Nie był karierowiczem, więc praca na wsi nawet mu się podobała. Mówił, że to forma ucieczki od zgiełku miasta.

- Wyciszam się tutaj – szliśmy polną drogą, niedaleko mojego domu – Wiesz, mimo że dzieciaki dają mi w kość, nie czuje zmęczenia. Ta wieś ma swoje uroki – powiedział, spoglądając na mnie. Spuściłam głowę, wlepiając wzrok w ciemne buty – Zosia, muszę ci coś powiedzieć – zaczął. Podniosłam głowę do góry. Napotkałam jego błękitne oczy. Widziałam w nich czułość i powoli zatracałam się w tym. Ujął moją dłoń i delikatnie jeździł po niej palcami – Jesteś piękna. Masz cudowne brązowe włosy i piękne szare oczy... Nigdy takich nie widziałem. Twoje pełne usta nie dają mi się skupić w szkole na zajęciach. Gdy tylko cię widzę, mam ochotę ich skosztować – uniósł drugą dłoń i przejechał delikatnie po moim policzku. Wstrzymałam powietrze. Czułam, jak osuwa mi się grunt pod nogami – Dlaczego jesteś sama, Zosiu? Przecież kobieta taka jak ty, nie może być sama...

- Dlaczego?

- Masz w sobie cos, co sprawia, że wariuje... Zosiu, ja muszę....- powiedział, po czym złożył na moich ustach najczulszy pocałunek. Przez chwilę czułam, jak unoszę się nad ziemią. Zapomniałam o tym, że muszę wracać do domu, że wiatr wieje mi po gołych kostkach i, że właśnie robię coś, czego nie robiłam nigdy w życiu. Oderwałam się od jego ust, łapiąc powietrze w płuca. Rafał nadal trzymał moją twarz w swoich dłoniach. W jego oczach widziałam całą moją przestrzeń.

- To było piękne... - mruknął.

- Tak.... – odpowiedziałam, marszcząc brwi. Chyba zauważył, że coś mnie trapi.

- Zosiu, jest coś nie tak? – w jego głosie wyczułam troskę. Odwróciłam się od niego i powoli zmierzałam w kierunku domu. Rafał dotrzymywał mi kroku.

- Wyjeżdżam Rafał. To się nie uda – oznajmiłam.

- Jak to wyjeżdżasz? Przecież dopiero co zaczęłaś pracę w szkole. Przecież dopiero się poznajemy.

- Kurs nie pracę. Jest różnica. Nie ma dla mnie miejsca w szkole. Nie będę uczyć dzieci. A na pewno nie tutaj – byłam naprawdę smutna, mówiąc mu to wszystko. Szedł obok, milcząc. Oboje nie czuliśmy się dobrze po tej rozmowie. Za tydzień miało mnie już nie być w Żórawinie. W życiu Rafa też mnie nie będzie.







***
Małymi kroczkami będę was wprowadzać w świat Zosi 😊

Buziaki, A.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro