Rozdział 16.
Obudził mnie ból karku. Otworzyłam mozolnie oczy i dostrzegłam obok twarz Nowakowskiego. Gdy spał, wyglądał tak normalnie. Jak gdyby nie ukrywał nic przed światem. Trzymał swoją rękę na moim brzuchu. Powoli wygramoliłam się z łóżka. Wzięłam zimny ręcznik, który nie zdążył wyschnąć i wyszłam z sypialni. Przechodząc obok łazienki, widok mojej rozdartej i brudnej sukienki, przypomniał mi wczorajszą noc. Zacisnęłam zęby i udałam się do salonu. Ustałam przy oknie, spoglądając na ulicę. Zerknęłam na zegarek... Dochodziła szósta rano. Na dworze było ciemno i pusto. Gdzieniegdzie widziałam, jak ktoś szybko z klatki biegnie do samochodu. Objęłam się rękoma. Chłód otulał moje ciało. Nagle poczułam, jak Tomasz zamyka mnie w swoich ramionach. Wzdrygnęłam się pod wpływem jego ciepła. Delikatnie gładził moje ramiona. Wstrzymałam powietrze.
- Oddychaj. - szepnął wprost do mojego ucha. Ciarki, które pojawiły się na moim ciele, były efektem jego obecności. – Jak się czujesz? – zapytał. Wtulał twarz w moje włosy. Krępowałam się.
- Nijak. Nawet nie umiem tego określić. Jestem skołowana. Gubię się już... - mruknęłam. Obrócił mnie w swoją stronę. Dotknęłam dłońmi jego torsu. Oddychał szybko. Jakby właśnie biegł maraton. - To wszystko, co się stało i ty tutaj, obok... To jest jak sen. Dlaczego zostałeś?
– Bo mnie o to poprosiłaś. – mruknął.
– Dziękuję za troskę i pomoc... – delikatnie sunęłam dłońmi po jego klatce piersiowej. Jego skora była taka miękka. Wziął wdech, uważnie mi się przyglądając.
- Posłuchaj mnie uważnie. Przykro mi z powodu tego, co się stało. Mogę ci obiecać, że nikt więcej cię nie skrzywdzi. - mówił. - Ale musisz wiedzieć, że moja obecność tu nic nie znaczy. Za chwilę wszystko wraca do normy.
- Ale...
- Nie Zofio, nie ma żadnego, ale. Nic nas nigdy nie połączy. Masz robić to, co jest zawarte w umowie, rozumiesz? A ja zadbam o to, by włos z głowy ci nie spadł. - powiedział surowo ale z troską w głosie . Wyswobodziłam się z jego ramion i bez słowa skierowałam się do sypialni. Zabolały mnie jego słowa. Jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że łączy nas tylko ta cholerna umowa.
Wyjęłam z szafki ciemne spodnie i czerwony golf. Musiałam wrócić do domu brata. Nie chciałam, by Antek zobaczył ślady na szyi. Pomalowałam się lekko, tuszując zadrapania na twarzy. Zamierzałam powiedzieć bratu o mieszkaniu. Chciałam przenieść się tu na stałe.
Wyszłam z sypialni w nadziei, że porozmawiam z Tomaszem o tym, co wydarzyło się przed klubem. Chciałam powiedzieć mu, że to jego klient zachował się tak brutalnie wobec mnie. Jednak gdy weszłam do salonu, jego już nie było.
A więc, tak jak mówił. Wszystko wróciło do normy...
Myśląc o Tomaszu, przestawałam czuć złość. Nagle zaczynałam go tłumaczyć ze wszystkiego. Nie protestowałam odnośnie umowy jaka zawarliśmy. A miałam walczyć o wolność...
Co się ze mną dzieje?
***
Czekałam właśnie pod metalową furtką, aż zostanę wpuszczona. Dźwięk otwieranych drzwi i lekkie pchnięcie sprawił, że już byłam prawie w jego mieszkaniu. Zdawałam sobie sprawę, że muszę udawać. Pani Lucyna przywitała mnie w drzwiach.
- Witaj dziecinko. - jej serdeczny głos zawsze sprawiał, że uśmiech nie schodził mi z twarzy. Weszłam do środka, zdejmując buty i kurtkę. - Amelcia jest u siebie.
W mieszkaniu panowała cisza. Obawiałam się spotkania z Tomaszem. Weszłam do pokoju dziewczynki.
- Pani Zosia! - zawołała i podbiegła do mnie. - Jak dobrze, że pani jest. - wtuliła się we mnie. Ona naprawdę sprawiała, że chciałam tu przychodzić.
Po godzinie zajęć z Amelią byłam już gotowa, by wyjść.
- Przepraszam... - usłyszałam głos Aldony. - Mam prośbę. Trochę może to głupie, ale może zajęłaby się pani Amelka dzisiaj wieczorem? - zapytała. Spojrzałam na nią zszokowana. - Pan Tomasz zabiera mnie na kolację. - oznajmiła z uśmiechem na twarzy. Zacisnęłam pięści, słysząc to, co powiedziała. Zrobiło mi się jakoś dziwnie przykro.
Zabiera ją na kolację...a później co? Ostre bzykanko? Palant.
- O której? - spytałam chłodno. Kobieta uradowana oznajmiła, bym była tu około siódmej wieczór.
***
Niezadowolona wróciłam do Antka. Czekała mnie tu kolejna rewolucja. Otworzyłam drzwi kluczem. Zdjęłam buty, kurtkę i skierowałam się do kuchni po sok. Gdy wyjęłam karton z lodówki, odwróciłam się i o mało nie spaliłam się ze wstydu.
- O Boże! Przepraszam Antek! - zawołałam i schowałam się za kuchenną wyspą. Widok brata, kochającego się na kanapie z jakąś blondynka, trochę mnie zawstydził.
- Zocha! Wynoś się do siebie! - zawołał rozbawiony Antek. Niemalże na czworaka wyszłam z kuchni. Podniosłam się na moment.
– Jestem Zosia, mimo mi panią poznać. – zawołałam, śmiejąc się i wróciłam do wycofywania się z żenującej sytuacji.
Usiadłam na swoim łóżku i zaczęłam się śmiać sama do siebie. Po dwudziestu minutach Antek pojawił się w moim pokoju.
- No, ładny moment sobie wybrałaś. - powiedział, poprawiając koszule. - Nie wróciłaś na noc do domu, znowu. - uniósł brew ku górze. - Ale jesteś dorosła. Chyba wiesz co robisz. Chodź, napijemy się kawy. - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem — Chodź, koleżanka już wyszła.
Siedzieliśmy w kuchni, pijąc gorącą kawę. Uznałam, że to może być właśnie ten właściwy moment.
- Antek, wyprowadzam się. - wydusiłam to z siebie. Brat mało co nie zakrztusił się kawa. Odstawił kubek na blat kuchenny.
- Dokąd? - był spokojny.
- Wynajęłam mieszkanie na Mokotowie. Będę miała blisko do pracy...
- Będziesz miała blisko do niego, tak? Zosia, nie zrozum mnie źle, ale uważam, że popełniasz błąd. Odkąd pojawił się Nowakowski, zmieniłaś się. Jesteś jakby pod jego wpływem, a ja za cholerę nie wiem dlaczego. Jak mam być szczery, to zdecydowanie bardziej odpowiada mi ten Rafał. On przynajmniej ma normalną pracę, a nie....- przystopował, gdy zobaczył moją minę. Bez słowa wstałam i udałam się po resztę swoich rzeczy. Nie zamierzałam się z nim kłócić. - Oj Zosia, daj spokój. Nie obrażaj się. Mówię tylko...
- Właśnie! Przestań mnie umoralniać! Sam mówiłeś, że zgnije w tej dziurze! Więc przyjechałam tu. I jak to ująłeś, wreszcie mogę liznąć trochę świata! Więc przestań do cholery mówić mi, jak mam żyć! Nie przeprowadzam się ze względu na Nowakowskiego. Nic mnie z nim nie łączy i łączyć nie będzie. Co do Rafała, on jest tam a ja tu. Nie wyobrażam sobie związku na odległość. Czy ja mówię ci, że źle postępujesz? Nie! Ja ci pomagam! Wpadasz w kłopoty, bo jesteś po prostu głupi! - wrzasnęłam, pakując swoje ubrania do torby. - I jeszcze jedno. Daj mi odetchnąć.- dodałam i wyminęłam go. Zabrałam resztę kosmetyków z łazienki i bez pożegnania wyszłam. Zostawiłam go całkowicie skołowanego. Jednak byłam z siebie dumna.
***
- Amelko, zjedz kolację, umyjemy się i przeczytam ci bajkę, dobrze? - zapytałam dziewczynkę. Była taka radosna, gdy tylko pojawiłam się wieczorem w drzwiach, że wcale nie planowała iść spać.
- A może byśmy się jeszcze pobawiły? - zapytała z nadzieją. Zaśmiałam się.
- O nie nie, moja droga. Kolacja, kąpiel i spać. Taką miałyśmy umowę, pamiętasz? - zadowolona dokończyła kolację i razem udałyśmy się do łazienki, a następnie do jej pokoiku. Przeczytałam Amelce kilka bajek, po czym mała zasnęła. Powoli wyszłam z pokoju. Szłam korytarzem, gdy zobaczyłam lekko uchylone drzwi jednego z pokoi. Nie wiem, co mnie pokusiło, ale weszłam do środka. Zapaliłam małe światło i spostrzegłam, że znajduje się w sypialni Nowakowskiego.
Zaraz tu przyprowadzi Aldonę...
Przyglądałam się uważnie zdjęciom, jakie miał rozstawione na szafce. Wszędzie była Amelka. Mogłabym pomyśleć, że to taki wzorowy ojciec, gdyby jednak nie fakt, że ma klub z własnym fetyszem w środku. Usiadłam na łóżku. Było ogromne. W powietrzu unosił się jego zapach. Lubiłam ten zapach. Sunęłam ręką po granatowej narzucie, gdy natrafiłam na kopertę.
Wyjęłam ją.
Aleksiej Kirylov...
Nie wytrzymałam i zajrzałam do środka. Widząc plik zdjęć, chciałam je zobaczyć. I juz miałam je wyjąć...
- Zgubiłaś tu coś?
***
Witajcie 😻 Idę jak burza z tymi rozdziałami. Ale zaraz przystopuje na kilka dni.🙊
Tomasz wraca na odpowiedni tor, znowu jest oschły i uparcie odrzuca Zosię. Obiecuję, że kolejny rozdział będzie pikantniejszy 😈
Jak myślicie kim jest Aleksiej Kirylov?
Buziaki, A.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro