Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15.

Nigdy nie będę gotowa. Nigdy nie będę pewna, że to, co robię, jest słuszne. Tracę wiarę, by mogło się cokolwiek zmienić. Ale on... On był taki normalny. Ta rozmowa z nim sprawiła, że ujrzałam go w innym świetle. Dobrze Zosia, zaciskaj zęby i idź. Idź do niego.

Wyszłam z pokoju i szłam ciemnym korytarzem. Gdy ujrzał go przy stoliku, zrobiło mi się jakoś cieplej na sercu. Poprawiłam sznur pereł i podeszłam powoli do niego. Zerknął na mnie i wrócił do rozmowy z tym samym mężczyzna, który ostatnim razem ślinił się na mój widok.

– Jest nasza anielica! – rzucił, patrząc na mnie.

– Nie nasza, tylko moja. Chyba jasno się wyraziłem. – grzecznie mu odpowiedział, jednak minę miał groźną. Mężczyzna wcale nie dawał za wygraną i nie robił sobie nic z ostrzeżeń Nowakowskiego. Rzucał co jakiś czas jakieś obrzydliwe teksty pod moim adresem. Stałam za Nowakowskim i aż cała drżałam z nerwów. Facet po prostu był nachalny i zaczynał mnie przerażać. Nagle ochroniarz poprosił Tomasza na osobności. Wstał, poprawił marynarkę, kazał mi zostać i zabawiać towarzystwem starszego mężczyznę. Przełknęłam ślinę, gdy facet poprosił, bym usiadła obok niego. Wykonałam polecenie, zachowując bezpieczną odległość.

– Napije się pani czegoś? – zapytał.

– Nie dziękuję, jedynie pan Nowakowski może stawiać mi drinki. – celowo tak odpowiedziałam, pamiętałam, jak Antek przestrzegał, by pilnować swojego alkoholu w tym klubie. Chciałam czuć się bezpieczniej. Miałam nadzieję, że mężczyzna odpuści. Uśmiechnął się i pokiwał z niedowierzaniem głową.

– Jesteś mu bardzo posłuszna. Nie rozumiem waszego układu. Wszystkie tutaj jesteście do naszej dyspozycji, poza tobą. Wiesz, że przez to, jesteś jeszcze bardziej pociągająca? – zapytał, jednak nie czekał na moją odpowiedź. Zbliżył się do mnie, kładąc swoją dłoń na moim udzie. – Będę cię miał. I uwierz mi, że szybko zapomnisz o Tomaszu. – oznajmił dumnie. Przeraziłam się tym, co powiedział. Chciałam się odsunąć, jednak on ścisnął dłoń tak, że nie mogłam wstać. – Dokąd to? Nowakowski kazał ci mnie zabawiać. Więc chodź tu. Masz mnie dotykać. Wszędzie. – po tych słowach pociągnął mnie na swoje kolana. Szukałam w tłumie Tomasza. Chciałam, by zjawił się i mi pomógł. Ręce mężczyzny błądziły szaleńczo po moim ciele. Do oczu cisnęły mi się łzy.

Gdzie on jest? Boże proszę, ja nie chcę...

Gdy tylko jego dłoń powędrowała między moje nogi, gwałtownie wstałam i stanęłam przy ścianie.

– Lubisz się bawić w kotka i myszkę, suko? – wstał i podszedł do mnie. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Dla innych było to normalne. Jednak nie dla mnie. Bałam się, że zaraz to się stanie. Przycisnął mnie do ściany. Jedna ręka ściskał mnie za szyję, druga kurczowo próbował wepchnąć między moje nogi.

To koniec...on mnie zaraz zgwałci...

Nie wytrzymałam i ugryzłam go w ucho. Odsunął się ode mnie i uderzył mnie w twarz.

– Pojebana suka! – warknął. Spojrzałam na niego i skierowałam się w stronę zaplecza. – Zapłacisz mi za to! – usłyszałam, gdy już biegłam do swojego pokoju. Wpadłam tam przerażona. Zdjęłam maskę i zaczęłam nerwowo ściągać z siebie perły, które oplatały moje ciało. Ręce trzęsły mi się tak, że z ledwością dawałam radę ubrać na siebie sukienkę. Schowałam koronkowy biustonosz do szafki i wybiegłam z klubu.
Szłam jak najszybciej umiałam. Na dworze było ciemno i cicho. Nie znałam tej okolicy, bo dojeżdżałam tu taksówka.
   Gdy uznałam, że znalazłam się odpowiednio daleko, oparłam się o mur. Próbowałam się uspokoić.
Wdech, wydech....
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Nim zdążyłam się porządnie rozejrzeć, dostałam w twarz. Upadłam na ziemię.

– No i co teraz, dziwko? Juz nie jesteś taka pewna, co? Nie ma cię kto obronić? Mówiłem, że pożałujesz. Ze mną tak się nie pogrywa. – powiedział. Podniosłam wzrok ku górze. Nade mną stał obleśny mężczyzna z klubu. Był mocno wzburzony. Złapał mnie za włosy i podniósł do góry. – Patrz na mnie szmato! – wrzeszczał. Traciłam grunt pod nogami. Serce stanęło mi w gardle, płakałam jak dziecko. Krzyczałam...Liczyłam, że może ktoś mnie usłyszy. -  Już teraz wiem po co ta maska, jesteś obłędnie piekna...

– Puszczaj mnie!

– Teraz dopiero zobaczysz, co oznacza prawdziwy mężczyzna. – przycisnął mnie do zimnej ściany. Rękoma jeździł po moim ciele. Był jak szaleniec. Bałam się, że wszystko to, co tak szczelnie chroniłam, za chwilę zniknie. Ogarnęła mnie panika i złość jednocześnie. Z całej siły, jaka miałam, kopnęłam go w krocze. Trafiłam, bo mężczyzna odsunął się ode mnie i skulił, mówiąc coś pod nosem. Niewiele myśląc, zaczęłam biec w kierunku klubu. Oglądałam się za siebie czy nie wybiegł za mną. Przewróciłam się, bo nie miałam sił na ucieczkę. Starłam sobie oba kolana i dłoń. 

Niech to szlag!

Wstałam i próbowałam dalej biec. Nagle wpadłam na czyjeś plecy.

– Zosia?! – usłyszałam jego głos.

Tomek....

Widząc jego twarz, poczułam się bezpieczna. Osunęłam się na nogach, jednak zdążył mnie złapać.

– Zosiu, co się stało? Kto ci to zrobił? Mów! Gdzie byłaś? – warknął, podtrzymując mnie. Nie miałam sił mówić. Podtrzymywał mnie jedną ręką, druga delikatnie położył na moim policzku. Cała się trzęsłam. – Powiedz mi, co się stało?

– Błagam, zabierz mnie stąd... Proszę....–płakałam, prosząc go o pomoc. Naprawdę to zrobiłam. Szukałam w nim wsparcia.

– Chodź. Odwiozę cię do domu. – powiedział i skierował nas w stronę samochodu. Nim wsadził mnie do auta, podszedł do jednego ze swoich ochroniarzy. Powiedział mu coś, jednak nie byłam w stanie nic uslyszeć. W samochodzie u siadł obok mnie. Nie chciałam puszczać jego ręki. Mężczyzna, którego się bałam, nagle stał się moją podporą. Był lękiem, który znałam. Oparłam głowę o jego ramię. Powoli zaczynałam się uspokajać. Delikatnie głaskał kciukiem moje knykcie. Dotarliśmy do mieszkania. Pomógł mi wejść do środka. Byłam wykończona. – Pomóc ci się umyć? – zapytał. Skinęłam głową. Zdjął marynarkę, podwinął rękawy koszuli i wszedł ze mną do łazienki. Ustałam przed nim. – Kto ci to zrobił? Powiedz, a zapłaci za to...

– Nie...ja, nie wiem, kto to był, przepraszam. – wydukałam. Dlaczego skłamałam? Bo na pewno by mi nie uwierzył.

– Za co ty mnie przepraszasz? Daj spokój. – powiedział. Spojrzał na mnie i przez moment miałam wrażenie, że jest zawstydzony. – Posłuchaj, muszę zdjąć ci sukienkę. Mogę? – był zupełnie inny niż zwykle. Taki czuły. Dotknął mojego policzka, na którym były zadrapania. Nie wiem dlaczego, ale nie bałam się go. Wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy. – To moja wina. – powiedział nagle, zaciskając usta w wąską linię. Żyła na jego skroni intensywnie pulsowała.

– Nie. Sama się o to prosiłam...

– Ty chyba nie mówisz poważnie? Zosiu, nikt nie ma prawa robić ci krzywdy, jeżeli powiedziałaś nie. – spojrzałam na niego, unosząc brwi do góry. – Nasza umowa to coś innego. – odwrócił mnie i delikatnie zsunął ze mnie sukienkę. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że pod spodem mam jedynie majtki. Skóra mi się napięła, gdy musnął mnie lekko ręką. Stanęłam przodem do niego. Nie czułam wstydu. Patrzył na mnie w taki sposób, że nie czułam się naga. O ironio.
Przełknął ślinę, gdy przejechał wzrokiem po moim ciele. Odgarnął moje włosy. – Boli? – zapytał, dotykając mojej szyi. Spojrzałam w lustro. Widać było zaczerwienione miejsca po łapach tego mężczyzny. Zaprzeczyłam. Wziął wdech i zagryzł wargę. Weszłam pod duży, szklany prysznic. Nagle zauważyłam, jak odpinał guziki koszuli. Obserwowałam, jak powoli się rozbierał. Zdjął też spodnie i skarpety. Stał w samych bokserkach. Ustał naprzeciwko mnie. Widziałam, że czuł się nieswojo. Odkręcił kran, a ja poczułam ulgę. Po moim ciele spływała ciepła woda. Podszedł bliżej mnie. Wziął gąbkę, nalał na nią odrobinę żelu pod prysznic i delikatnie dotykał mojego ciała. Nie spuszczałam z niego wzroku. W tym momencie był dla mnie najbardziej męskim facetem na świecie. Oparłam się o chłodne kafelki. Zmarszczył brwi i przysunął się do mnie. Teraz on stał pod strumieniem wody. Nie przestawał mnie myć. Robił to bardzo delikatnie, bym nie odczuwała bólu. Omijał jednak okolice intymne, jakby bał się dotknąć mnie w te miejsca.
Pomógł mi wyjść i się wytrzeć. Otulił mnie ręcznikiem i nagle wziął na ręce. Zaniósł mnie do sypialni i położył na łóżku. Pogładził moja twarz z czułością i troską. Zdawał się być innym człowiekiem.

– Zostań ze mną – rzuciłam, gdy odsuwał się ode mnie. Chyba oboje byliśmy zaskoczeni tym, co właśnie powiedziałam. – Proszę...

– Zamknę tylko drzwi i zaraz wrócę. – powiedział. Siedziałam z podkulonymi nogami i przypomniałam sobie twarz tego bydlaka. To, w jaki sposób się do mnie odnosił. Znowu zaczynałam się bać.

Gdybym nie poznała Nowakowskiego, nie doszłoby do czegoś takiego. Nikt nie chciałby mnie skrzywdzić... Ale... On...

Po policzku spływały mi łzy.

– Płaczesz? – zapytał, stojąc w drzwiach. – Zosiu, nie płacz... – podszedł do mnie. – Ej, spójrz na mnie. – zrobiłam, o co prosił. – Nic złego ci już nie grozi. – nie mogłam uwierzyć, że tak się o mnie troszczył. Został ze mną, mimo że nie powinien. Nie miałam sił, by mu odpowiedzieć.
Położył się obok mnie. Zdjęłam mokry ręcznik i leżałam całkiem naga obok Tomasza Nowakowskiego. Obok mojego kata. Odwróciłam się tyłem do niego. Przez chwilę w sypialni było słychać tylko nasze ciężkie oddechy. Nagle poczułam, jak przyciąga mnie do siebie i przytula. Najpierw spięłam się cała, zaskoczona jego czynem, jednak po chwili, czując jego ciepło i bijące serce, nerwy ze mnie uchodziły. – Nigdy nikt cię nie skrzywdzi. Przysięgam, że będziesz bezpieczna. – szepnął mi do ucha, całując czule moje ramię. Przyciągnął mnie jeszcze mocniej do siebie i wtulił twarz w moje mokre włosy. Zasnęłam. 


***
Nowakowski chyba nie wie, że wpadł po same uszy!!!!!🙊🙈 Chwiejne nastroje to jego broń przed uczuciami.
Cierpliwości...😻

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro