Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10.

Siedziałam w kuchni z panią Lucyna. Pomagałam jej przygotować obiad. Czułam się źle, będąc w tym mieszkaniu, jednak robiłam to dla Amelki. Nie chciałam, by dziewczynka znowu cierpiała.

– Podaj mi garnek kochaniutka. – powiedziała gosposia. Sięgnęłam do szafki.

– Proszę. Pani Lucynko...mogę mieć pytanie? – zapytałam. Kobieta uśmiechnęła się. – Chodzi o mamę Amelki. Gdzie ona jest? Nie żyje?
Gosposia posmutniała. Odstawiła garnek na blat i usiadła. Wyglądała na mocno zmartwiona moim pytaniem.

– Nie, to znaczy dla Tomka umarła. Joasia odeszła. Zostawiła tylko list. Spakowała się któregoś dnia, jak Amelka była w przedszkolu i uciekła. Tomek od tamtego czasu bardzo się zmienił. Wiesz dziecko, kochał ją. Byli małżeństwem przez siedem lat. Ja nie wiem, dlaczego Joasia zniknęła. – powiedziała.

– Nie utrzymuje kontaktu z córką?

– Już nie. Na początku dzwoniła, pisała. Nawet kilka razy była u Amelci w odwiedzinach. Po rozwodzie, który był dość burzliwy, zniknęła na stałe. Tomuś mówił, że wyjechała. – posmutniała jeszcze bardziej. – Szkoda tylko Amelci. To taka cudowna dziewczynka... Brak matki, bardzo jej doskwiera. Jak wiesz, Tomek dużo pracuje, ale stara się jak może, by poświęcać córce jak najwięcej czasu. Nie zastąpi jej obojga rodziców, ale próbuje. – dodała i wróciła do gotowania. Byłam w szoku. Jak matka może porzucić dziecko? Co się wydarzyło między nią a Nowakowskim?
Zmywałam naczynia, gdy usłyszałam czyjeś kroki. W kuchni pojawił się Nowakowski. Rzucił mi srogie spojrzenie.

– Pani Lucynko, może nas pani zostawić? – zapytał uprzejmie kobietę. Skinęła głową i wyszła. Wytarłam ręce w zieloną ścierkę, przewieszoną przez uchwyt pieca. Odwróciłam się w jego stronę. Czułam strach. Ogromny strach. Oparł się o blat kuchenny. Nie spuszczał ze mnie wzroku. – Co ty robisz? – zapytał nagle.

– Nie rozumiem...

– Zapytałem, co ty robisz? Po cholerę zmywasz naczynia? Pomagasz pani Lucynie? Co to ma znaczyć? – przełknęłam głośno ślinę. Serce waliło mi jak szalone.

– Ja, chciałam tylko pomoc. To chyba nic złego? – zapytałam. W dalszym ciągu przeszywał mnie wzrokiem.

– Posłuchaj. Zgodziłem się na to, byś dalej uczyła Amelię, tylko dlatego, że taki był twój warunek. A ty co? Próbujesz się tu zadomowić?! – warknął. Zszokowały mnie jego słowa.

– Słucham?! Chyba oszalałeś. Nigdy w życiu nie chciałabym tu mieszkać, wiedząc, kim jesteś....

– No, kim jestem? – zaśmiał się. Podszedł bliżej mnie. – Uważaj na to, co mówisz i robisz. Tu jesteś tylko korepetytorką. Nikim więcej. Nie chcę, by taka dziewczyna jak ty, wiła sobie tu gniazdko i snuła nadzieję. To, że nocami należysz do mnie, nie oznacza, że będziesz matka dla mojej córki! – nie wytrzymałam i spoliczkowałam go.

– Jesteś żałosny! – rzuciłam, po czym wyszłam z kuchni. W tym czasie do domu wróciła Amelia. Dziewczynka na mój widok rzuciła mi się w ramiona.

– Pani Zosia! – zawołała, tuląc się do mnie. Starałam się uspokoić, by mała niczego nie zauważyła. Chuda szkapa stała za Amelka i wywijała oczami. Powiesiła swój szary płaszcz na wieszaku a na jej twarzy pojawił sie wielki usmiech. 

– Dzień dobry panie Tomaszu. – powiedziała, mizdrząc się do niego. Stał za mną i przyglądał się zachowaniu Amelki. Nie odpowiedział, tylko szybko wyszedł z mieszkania. Zabrałam Amelkę na górę, by rozpocząć lekcje.




***


Otworzyłam drzwi mieszkania i weszłam do środka zrezygnowana.

– Antek? Jesteś? – zawołałam w progu.

– Tak w kuchni! – zdjęłam buty, odwiesiłam płaszcz na wieszak i skierowałam się w stronę kuchni. Antek stał przy patelni i coś smażył. Usiadłam przy blacie. – Nie zrezygnowałaś z pracy u Nowakowskiego, prawda? To dlatego umorzył mój dług? – spytał.

– Co? Nic nie wiem o umorzeniu długu. – kłamanie wychodziło mi lepiej niż układanie swojego życia. – Antek proszę cię, ja nie jestem w nastroju na morały. Pracuje, zarabiam, dorzucam się do czynszu i zakupów. Nie wiem, czy wiesz, ale jestem dorosła. – burknęłam. Brat odstawił drewnianą łyżkę obok niebieskiej miski. Ustal naprzeciwko mnie.

– Tak się składa, że wiem, że jesteś dorosła. Za cztery dni kończysz dwadzieścia sześć lat. O, tutaj widać. – przyłożył palec do mojego policzka. – Zmarszczka Zocha. Oznaka starości. – zaśmiał się. Wytknęłam do niego język. – Zjesz naleśniki?

– Jeszcze pytasz? Dawaj, pod te zmarszczki! – oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Chociaż przez moment, mogłam poczuć się wyluzowana.
Siedzieliśmy w salonie, objadając się naleśnikami i popijając wino. Widząc brata takiego spokojnego, pomyślałam, że dobrze zrobiłam, godząc się na układ z Nowakowskim.

Jest taki spokojny. Wszystkie jego problemy zniknęły. Chyba dobrze zrobiłam. Przecież ta umowa kiedyś się skończy. Jeszcze chwila i ten cały Nowakowski mnie znienawidzi. Zrobię wszystko, by go do siebie zniechęcić.

– Siostra, zaprosiłem mamę na przyszły weekend. Wiesz, są twoje urodziny i pomyślałem, że to dobry pomysł. – wtrącił.

– Naprawdę? To wspaniale, Antek! Mama pewnie bardzo się ucieszyła, co? – Antoni uśmiechnął się dumnie.

– Oczywiście. Wreszcie zobaczy jak mieszka jej cudowny, wspaniały, przystojny i nad wyraz inteligentny syn. – oznajmił dumnie.
Po zjedzonej kolacji i wypitych trzech solidnych lampek wina skierowałam się do pokoju. Zauważyłam świecące się światełko w telefonie. Sięgnęłam po niego, by odczytać wiadomość.

Tomasz Nowakowski

23:00 , Moskvaa.

Widząc treść SMS-a, miałam ochotę się popłakać. Nie mogłam odmówić. Jednak planowałam zrobić mu awanturę.
Gotowa do wyjścia, stanęłam na korytarzu. Powiedziałam Antkowi, że umówiłam się z koleżanką ze studiów. Nie byłam do końca pewna czy uwierzył.

Wsiadłam do taksówki, mówiąc mężczyźnie by zawiózł mnie do klubu Moskvaa. Przed lokalem było już dość tłoczno. Ochroniarze już nie prosili mnie o dokument, od razu otworzyli przede mną czerwony sznur i zaprosili do lokalu. Podeszłam do drzwi. Niepewnie nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka i od razu udałam się do swojego pokoju. Na jasnej sofie zauważyłam ogromny, elegancko zapakowany pakunek. Co on znowu wymyślił?

Delikatnie rozwinęłam złota wstążkę i wyjęłam ze środka komplet cielistej, koronkowej bielizny. Był pas do pończoch, stringi i coś, co miało przypominać biustonosz. Westchnęłam głośno, ściągając z siebie sukienkę.
Ubrana w strój wybrany przez Nowakowskiego oraz sznur biżuterii, musnęłam usta czerwona szminka, a na twarz naciągnęłam swoją maskę. W dalszym ciągu bałam się, że ktoś zauważy we mnie Zosię, a nie kobietę w perłach. Dobra Zocha to jest ten wieczór, w którym odechce mu się ciebie i tych całym dziwnych upodobań. Idź na wojnę z lwem...

Powoli szłam korytarzem w stronę sali. Mijały mnie dziewczyny nagie, jak i te ubrane. Niektóre były w moim wieku, ale kilka miało zaledwie osiemnaście lat. Pokiwałam głowa, niedowierzając w to, co widzę. Wyłoniłam się z zaplecza i widząc tłumy mężczyzn, jak i kobiet, szukałam mojego oprawcy. Siedział w swojej loży z kilkoma innymi mężczyznami. Jeszcze mnie nie zauważył. Szłam w jego kierunku, tracąc wiarę, że uda mi się go do siebie zniechęcić. Kiedy podeszłam bliżej, mężczyźni skierowali wzrok na mnie. Byli starsi od Nowakowskiego. Jeden nawet był chyba w wieku wuja Władka. Skrzywiłam się, widząc, jak mężczyzna na mnie patrzy.

– A cóż to za anioł? – zapytał jeden z nich. Nowakowski podniósł wzrok na mnie. Mój żołądek wykonywał właśnie najróżniejsze akrobacje cyrkowe. Straciłam właśnie wszystkie zebrane siły.

– Przedstaw nam swoją nową zdobycz, Tomaszu. – odezwał się starszy mężczyzna. Obeszłam sofę, na której siedzieli i stanęłam za Nowakowskim. Bałam się, że któryś z nich zechce coś mi zrobić. – Ależ lgnie do ciebie. Wyszkolona...

– To – wskazał głową w moim kierunku. – należy do mnie. Więc nikt z was nie ma prawa jej tknąć. – powiedział to w taki sposób, że nawet ja bałabym się wyciągać ręce po to, co jego. – Przynieś mi drinka. – rzucił do mnie. Chyba chciał, bym zniknęła mu z oczu na jakiś czas. Skinęłam potulnie głową i udałam się do baru. Stały tam dwie młode dziewczyny. Przyglądały mi się uważnie. Zamówiłam drinka u barmana i czekałam. Nagle jedna z nich odezwała się do mnie.

– Obciągasz szefowi, że masz takie względy?

– Słucham? Pani mówi do mnie? – zapytałam zaskoczona. Dziewczyny zaśmiały się.

– Zobacz Ewa, taka ładna a taka tępa.

– W przeciwieństwie do ciebie, mam odrobinę kultury w sobie. I już odpowiadam na twoje pytanie. Nie, nie obciągam mu! – chwyciłam zamówionego drinka i wróciłam do stołu Tomasza. Siedział już sam.

– Masz. – rzuciłam oschle. Usiadłam obok niego, nie pytając się, czy mogę.

– A co ty wyprawiasz? Nie taka jest nasza umowa. Wstań! – warknął. Spojrzałam na niego z wściekłością w oczach. Przysunęłam się bliżej, żeby mnie lepiej słyszał. Miałam już dość tego całego cyrku.

– Mam dość! Słyszysz? Traktujesz mnie jak przedmiot. Pstrykasz palcami jak do psa! Ja się do tego nie nadaje! Nie umiem być taka, jak sobie życzysz! – wrzasnęłam ze łzami w oczach. Zagotowało się w nim. Zaciskał szczękę. Widziałam, jak pulsuje mu żyła na skroni. Odstawił drinka i chwycił mnie mocno za nadgarstek.

– Teraz się kurwa nauczysz! Wstawaj! – szarpnął mną jak workiem ziemniaków i wręcz wytargał z sali. Ciągnął mnie za sobą przez ciemny korytarz. Wyjął klucz z kieszeni i otworzył drzwi na jego końcu. Wepchnął mnie do środka. W pomieszczeniu było ciemno. Uderzyłam o jakiś blat. Cholernie bolało. Usłyszałam, jak zamyka drzwi na klucz. Zapalił małą lampkę. Zauważyłam, że byliśmy w jakimś gabinecie. Mogłam się domyślać, do kogo należał.

Boże... Co on chce mi zrobić?

Zdjął marynarkę i podwinął rękawy koszuli. Przełknęłam ślinę.

– Nie masz prawa się tak zachowywać, przy moich gościach. Masz mi służyć, a nie się stawiać. Co ty kurwa myślisz? Że kim jesteś? To, że nie jestem taki jak moi klienci, którzy pieprzą te wszystkie dziewczyny po kątach, nie oznacza, że jesteś wyjątkowa! – podszedł do mnie, złapał moja twarz w swoją dłoń i mocno zacisnął. – Powinnaś mi dziękować, że nie rżnę cię na tym biurku. Bo gdybym to zrobił, nie wyszłabyś stąd o własnych siłach. Lepiej dla ciebie będzie, jeżeli zaczniesz się słuchać. Naucz się trzymać język za zębami. Jeżeli zależy ci na bracie, okazuj mi szacunek i posłuszeństwo. – pchnął mnie z całej siły na biurko. Trzęsły mi się nogi. Nie byłam w stanie ustać. Osunęłam się na ziemię. Stał do mnie tyłem. Oddychał ciężko, jakby to, co robił, było ponad jego siły. Odwrócił głowę w moim kierunku.

– Wstań i wypierdalaj stąd. Nie chcę cię dziś widzieć. – rzucił, po czym wyszedł z pokoju. Siedziałam skulona na ziemi. Płakałam jak dziecko. Chciałam wstać, ale nie miałam siły. Czułam, jak moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. Nie wiem, ile leżałam na tej podłodze.
Z ledwością otwierałam oczy, czułam, jakby ktoś mnie niósł. Byłam wykończona. Zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro