Rozdział 4
Od wyjścia ze szpitala minął już tydzień. Od tego czasu Hermiona nie widziała Malfoya, co w tej chwili nie dawało jej spokoju. Nie pojawiał się na lekcjach ani posiłkach. Miała dziwne przeczucie, że coś się stało jednak nie zamierzała tego sprawdzać. Rozkoszowała się ostatnimi dniami przed Nocą Duchów, która była już niebawem.
W jej życiu nic się nie zmieniło, chyba. Oprócz upierdliwego Rona, który latał za nią, dalszymi romansami Ginny i Harry'ego, nic chyba nie uległo zmianie. Jej serce uspokoiło się przez te siedem dni, gdyż nie widziało blondyna. Zdążyła uświadomić sobie, że kopalnie błędów zaczęła właśnie od nieszczęsnych zajęć po których zaproponowali pojedynek. Od tego czasu było gorzej. Najgorsze jednak było uczucie, smak, dotyk. Coś czego ona nigdy nie przeżyła. Faktycznie, całowała się z Ronem, Wiktorem... Ale ten pocałunek z Malfoyem był inny. Lepszy, trwalszy, namiętny, taki ciepły i zarazem delikatny. Nikt nie dorównał mu dotychczas i jakoś nie zapowiadało się aby miało się to zmienić.
- Harry - zawołała za chłopakiem, który podążał do wieży gryfonów.
Dogoniła go i razem poszli w stronę portrety grubej damy.
- Hasło? - zapytała jak zwykle swoim obrzydliwie przesłodzonym tonem Gruba Dama.
Uśmiechnęli się nieznacznie.
- Kałamarnica - powiedzieli prawie równocześnie.
Portret uchylił się, a oni weszli przez dziurę do pokoju wspólnego. Panował tam gwar i radość. Ani ona ani Harry nie wiedzieli o co chodzi.
- Hermiona, słyszałaś? Zostałaś prefektem naczelnym! Mamy naczelnego!
Zaczęło się skandowanie i wszyscy otoczyli biedną dziewczynę. Uśmiechała się ale czuła dosyć nieswojo.
- Dobrze, dziękuje. I co w związku z tym, że jestem prefektem naczelnym? -zapytała nie wiedząc co teraz ją czeka.
Wtedy z tłumu wyszedł Ron, uścisnął dziewczynę.
- Jak Percy był prefektem to nie miał żadnych przywilejów ale teraz Hermiono to zobaczysz. Będziesz miała prywatny pokój, wszystko ale największym minusem będzie drugi prefekt naczelny.
Uśmiechnął się blado, a ona spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
- Drugim jest Draco Malfoy.
Gdyby nie ta sytuacja, która ich razem połączyła w tak dziwny pseudo związek, nie cieszyłaby się. Udała stosunkowo obojętność lecz w duchu nareszcie będzie mogła porozmawiać z tym dupkiem.
- Dupek - powiedziała na głos.
Wszyscy zaśmiali się, a ona aby uciec od tłumu weszła po schodach do swojego dormitorium. Będzie musiała opuścić je już niedługo, chwila moment i uda się do prywatnego pokoju, z własną łazienką gdzie nikt, a nikt nie będzie mógł jej przeszkadzać ani zajmować jej cenny czas. Cieszyła się ale równocześnie nie wiedziała, że będzie to oznaczało to pewnego rodzaju samotność, spakowała swój kufer i pociągnęła go w stronę pokoju wspólnego. Przybiegł do niej Harry z dość dziwną miną.
- Hermiona, nie zdajesz sobie sprawy kto pokaże Ci twoje nowe dormitorium - powiedział i nie wyglądał na zadowolonego.
- Daj spokój, Harry. Nawet jeśli to będzie ten nędzny Malfoy to poradzę sobie.
Uśmiechnęła się i ruszyła za portret, który po otwarciu ukazał właśnie jego. Nie odezwał się do niej, po prostu zignorował ją. Szli więc razem, ona powoli taszczyła kufer, działając przy tym chłopakowi na nerwy. Była do jasnej cholery czarownicą, na dodatek nie byle jaką.
- Daj to. - powiedział i wziął od niej kufer.
Szli teraz o wiele szybciej jednak dalej milczeli. Doszli do korytarza na siódmym piętrze, gdy wreszcie zatrzymali się przed portretem.
- Hasło? - powiedział starszy pan z obrazu.
- Budyń malinowy.
Nie wiedziała czemu ale bardzo rozbawiło ją gdy wypowiadał te słowa. Zabrzmiały wręcz słodko w jego ustach, rozkosznie, patrzyła na jego cudowne blond włosy, ciekawe jak pachnął. Nie zdawała sobie sprawy, że stała z otwartą buzią tuż przed portretem, a chłopak przyglądał się jej, a w duch przyznał sobie, że śmielszej sceny dawno nie widział. Wyglądała jego uroczo jak na taką scenę. Zbyt bardzo chciał znowu skonsumować jej wargi tak słodkie i soczyste za każdym razem, że zaczynało to być dla niego nałogiem.
Bał się, trochę. Skoro one same stanowiły coś od czego trudno się oderwać to strach pomyśleć co z resztą ciała dziewczyny. Widział już jej piękne, okrągłe piersi, które idealnie mieściły się w jego dłoniach. Sam widok sprawiał mu ból w okolicy krocza, a teraz będzie to częstsze niż było. Przekroczyli wreszcie próg i znaleźli się w wielkim salonie, znajdowały się w nim cztery kanapy ustawione wokół kominka, dwa duże okna, parapety na których spokojnie będzie można wypatrywać uczniów do wlepiania im szlabanów, odrabiać lekcję, chwila... Czemu tego było tak dużo? W każdej stron pokoju z kominkiem znajdowały się drzwi, nad jednymi wisiał obraz węża, a nad drugimi obraz lwa.
- To żart? - zapytała niedowierzając.
Miała resztę roku, ostatniego roku szkolnego, spędzić sam na sam z Malfoyem. Dniami, nocami, był on blisko. Po ciele przeszedł jej dreszcz. Nie wiedziała czy ma się cieszyć czy jednak ma się bać. Wszystko to nie było za bardzo realne, nie pasowało jej, jednak z drugiej strony ciągnęło ją do tego aby poznać bliżej chłopaka, który skrywał tyle tajemnic co Dumbledore. Co by nie powiedzieć Draco Malfoy należał do najbardziej skrytych uczniów w całej szkole. Ukrywał się pod maską cynicznego, aroganckiego, egoisty arystokraty co uchodziło w jego domu za poziom popularności, a w innych domach brany był jako konieczne zło, którego wyzbędą się po zakończeniu hogwartu raz na zawsze.
- Myślisz, Granger, że to jakiś żart? Przykro mi nie. Mi też nie jest do śmiechu mieć nową sypialnie naprzeciwko twojej. A wiesz co? Dobrze, że łazienki mamy osobno bo tego bym na pewno nie przeżył, kiedyś wreszcie trzeba się umyć z tego szlamu - powiedział to dobitnie aż zabolało.
Po ostatniej sytuacji myślała, że z jego ust nie usłyszy już tego obraźliwego słowa. Myliła się, tak jak myliła się w wielu sprawach związanych tym chłopakiem. Najbardziej myliła się w tym, że już jej nie zrani jak to robił przez siedem lat, praktycznie codziennie.
- Spieprzaj, Malfo- powiedziała, wyrwała mu kufer z ręki i udała się do swoich drzwi to znaczy chciała ale uniemożliwił jej to chłopak.
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Pochylił się nad jej uchem.
- Myślałaś, że zapomniałem o tym co miałaś robić codziennie? Chyba nie. Mieliśmy inny układ. A teraz zdejmij bluzkę.
Trzasnęła go w policzek. Oniemiał jednak nie zamierzał jej odpuścić, nie dość, że teraz go wkurzyła to jeszcze motywowała do tego aby ją posiąść, tu i teraz do końca roku on i Hermiona Granger będą mieli wspólną tajemnice, a wręcz gigantyczną tajemnice. Będą razem mieszkać, kąpać się, jeść, spać, uczyć się, ubierać, rozbierać, kochać... Kochać tu nie pasowało Draconowi, który nie przywykł do określania tego tym słowem, które nie wiedział czemu tym razem weszło mu do głowy. Będą uprawiać razem seks i był w stu procentach przekonany, że da radę zmanipulować biedną gryfonkę aby uległa jego zalotom.
- Chyba Ci się coś pomyliło, zdejmuj tą bluzkę.
Znowu dostał liścia. Złapał ją za obie ręce, mocno ściskając. Drugą ręką uniósł ją i rzucił na kanapę. Nachylił się nad nią i ściągnął z niej koszulkę za nim zdążyła zaprotestować. Widok jak zwykle cudowny przyprawił go o zawrót głowy i zachwyt. Nie mógł uwierzyć, że tyle lat te brzydkie kaczątko musiało przejść aby stać się jak teraz tak cudownym łabędziem co leży teraz przed nim. Skóra jak z aksamitu, bez żadnych uchybień. Byli dla siebie idealnie, idealni bo piękni. Cudowni w każdym calu, zaczęła go kopać, zatrzymał jej nogi.
- Bądź grzeczna to będzie mniej boleć.
Chciała krzyknąć ale zatkał jej usta. Wierciła się i starała aby zrozumiał. Ona potrzebuje miłości, a nie próby gwałtu. Tu nie było ani krzty pożądania, sama rządza ciała, którą odczuwał chłopak wcale nie miała być zaspokojona. Chwyciła ze stolika książkę i mocno uderzyła go w głowę. Odskoczyła od niego, stała mocno oddychając. On w tym czasie dotykał bolesne miejsce.
- Granger, Ty mała dziwko. Nic bym Ci nie zrobił więc ogarnij się. Tylko się bawiłem.
Taka była prawda, że nawet teraz gdy odrzuciła jego starannie przygotowaną próbę był zaskoczony. Mimo tego, że oberwał kilka razy wiedział, że nie jest taka jak wszystkie dlatego Hermiona Granger chce czy nie chce zostanie jego pierwszą oficjalną dziewczyną ponieważ tylko i wyłącznie do niej czuje coś więcej niż pociąg łóżkowy.
- Co się patrzysz, Malfoy? - zakpiła z nieudanej próby chłopaka.
- Postanowiłem. Ja Draco Malfoy zdobędę twoje serce, tak więc... Hermiono Granger zostaniesz mą lubą?
Dziki śmiech dziewczyny rozległ się po pokoju. Nie wiedziała czy to na serio czy jakiś dobry żart.
- Nie no serio, dawno się tak nie ubawiłam ale proszę, nie rób tak. To nie przystoi prefektowi naczelnemu.
Znowu chciała iść do siebie, znowu zagrodził jej drogę.
- Myślisz, że żartowałem, niedorzeczność.
Ucałował jej usta, a ona znowu czuła się jakby stąpała po chmurach, ukryta w jego silnych ramionach czuła tylko błogość i szybkie kołatanie serca.
(***)
Ku zdziwieniu młodej czarownicy tą noc spędziła w pokoju ślizgona. Nie robili nic oprócz pocałunków. Szalonych pocałunków, pieszczenia się. Usnęła w jego ramionach gdy ten myślał co dalej zrobić z tym fantem, że dziewczyna zaczynała podobać mu się jeszcze bardziej niż myślał. Koniec końców sam usnął patrząc na dziewczynę, która drzemała spokojnie w jego ramionach. Miał sen, ciekawy sen. Był w nim on sam, nieco starszy, a dokoła niego biegała jego mniejsza kopia. Tak... Jego syn, syn... Zawsze chciał mieć dzieci lecz biorąc pod uwagę, że wtedy musiałby się związać z jakąś kobietą na stałe, przerażało go. Nie był gotowy oddać się w pełni, na zawsze. Myślał, że zawsze tak pozostanie.
- Draco - usłyszał głos.
Nie był pewny teraz czy to sen czy rzeczywistość, przekręcił się na drugi bok, otworzył niechętnie oczy i zobaczył przed nim Hermione, w samej bieliźnie. Minę miała przerażoną, a on sam w tej chwili musiał wyglądać podobnie. Spędził całą noc z jedną dziewczyną nie ruszając ją nawet palcem. No prawie.
- Czego? - powiedział i przetarł oczy.
Ranek jak zwykle był piękny gdy słońce wlatywało oknami i oświetlało bure mury zamku.
- Czy my robiliśmy coś?
Uśmiechnął się. Była w takim stanie, że zapomniała co wydarzyło się poprzedniego dnia. Mógł to wykorzystać w bardzo perfidny sposób.
- Robiliśmy, robiliśmy.
Z jego ust nie schodził uśmiech. W tej chwili dziewczyna poderwała się z łóżka, zebrała całe ubranie rozrzucone po podłodze, trzasnęła drzwiami i pobiegła do własnego dormitorium gdzie żeliwne łzy ciekły jej po policzkach. Przeholował, czuł to jednak nie zamierzał zmienić swoich słów. Dla niego była to jedna z najlepszych nocy jaką zdarzyło mu się przeżyć, a ponieważ był weekend stwierdził, że może poleżeć jeszcze w łóżku i powspominać niewinną twarz panny Granger. Tym czasem dziewczyna siedziała i myślała o tym co mogło zajść między nią a Malfoyem. To nieprawdopodobne, że tak łatwo mogła się oddać. Na pewno tak nie było. Kłamał, w końcu to ślizgońska krew, pełna podstępu i kłamstw. Nie da sobie wmówić, że jest inaczej. Na pewno nie będzie tak naiwna. Musiała się od niego odizolować mimo, że będzie to najtrudniejsze ze wszystkich zadań. Zamknęła drzwi od pokoju, poszła się wykąpać. Spłukiwała wszystkie pocałunki chłopaka na ciele, spłukiwała bród jakim okryła swoje myśli i postanowienia. Czysta, pozornie, wyszła, ubrała się, a gdy miała wyjść z pomieszczenia natknęła się na chłopaka, który wyglądał jakby ktoś go niesamowicie zdenerwował.
- Rusz się, Granger. Mamy być zaraz u dyrektorki.
Tak jak powiedział tak zrobili. Znowu milczeli udając się do jej gabinetu. Stanęli przed nią i czekali jak na ścięcie.
- Moi drodzy, ponieważ od tego roku przejęłam urząd dyrektora Hogwartu, pragnę ogłosić, że odbędzie się bal. Bal będzie miał na celu zjednoczenie wszystkich domów dlatego też muszę wyjaśnić wam kilka zasad. Otwórz bal odbędzie się w wigilie, której nie spędzicie ze swoimi rodzinami w tym roku. Wszystkimi sprawami związanymi z tym przedsięwzięciem zajmiecie się wy. Dekorację, muzyka i wszystko co jest wam potrzebne musicie przygotować. A na koniec najważniejsze. Musicie w każdym domu ogłosić, że niemożliwe jest aby gryfon szedł z gryfonem, a ślizgon ze ślizgonem. Tak mili państwo. Każdy ma zaprosić osobę z innego domu aby zatrzeć wszystkie brudy przeszłości, a razem zacząć przyszłość. Ma się rozumieć obowiązuje to również was, ale skoro już oboje jesteście prefektami naczelnymi nie sądzę aby był problem abyście poszli tam razem, ktoś musi w końcu poprowadzić tańce.
Na ostatnie słowa uśmiechnęła się.
- Dobrze, pani dyrektor.
Wyszli z oszołomionymi minami, postanowili rozdzielić się, każde miało pójść do własnego domu i obwieścić tą cudowną nowinę, chociaż dla ślizgonów mógł być to cios w samo serce. Udała się do swojego domu, gdzie wszyscy siedzieli i lenili się przed kominkiem, grali w szachy, czytali książki, a przede wszystkim głośno rozmawiali.
- Cisza - krzyknęła.
Gdy ustał cały rumor i gwar podeszła na środek sali i zabrała głos.
- Moi drodzy, pragnę wam powiedzieć, że dwudziestego czwartego grudnia kiedy będzie czas wigilijny odbędzie się w hogwarcie bal. Ma on na celu zjednoczenie wszystkich domów. Nie przerywajcie mi teraz bo to co powiem jest naprawdę bardzo ważne. Nie będziemy rozmawiać o motywie przewodnim ani takich rzeczach. Najważniejszą zasadą tego balu jest pójść z kimś z innego domu. Nikt nie może iść z kimś kto należy do tego samego domu co Ty.
Dziwnie spojrzała się na parę w rogu, którą byli Harry i Ginny, która smutno patrzyła na swojego ukochanego.
- Ale jak to? - zapytał oburzony Ron.
W sumie cieszyła się z obrotu sprawy ponieważ nie musiałaby chować się cały czas przed chłopakiem.
- Normalnie, to ustalenia dyrektorki, a nie moje. Przepraszam was ale muszę powiadomić jeszcze innych prefektów. Temu kogo nie było przy moim obwieszczeniu proszę przekazać informację. Szykujcie już kreację.
Uśmiechnęła się i wyszła przez portret w ścianie. Szybkimi krokami udała się na wielką salę gdzie znalazła prefektów pozostałych domów, którym przekazała informację. Kiwali tylko głowami na zrozumienie, a potem większa ilość uczniów przyszła zjeść obiad. Gdy wszyscy nauczyciele pojawili się już przy stole znaczyło to jedno. Wszyscy zaraz dostaną obwieszczenie.
- Kochani uczniowie. Jak już słyszeliście w tym roku odbędzie się bal na który zaproszeni są wszyscy. Oczywiście jeśli ktoś nie chce to pociąg do Londynu będzie stał dwudziestego drugiego grudnia na peronie i czekał aby zabrać was do domu. A teraz... Mam nadzieję, że zasady są znane wszystkim. Czy wszystkie domy są temu przychylne? - zapytała.
Nikt nie zamierzał się odezwać, nawet oburzeni ślizgoni, a tym bardziej Draco Malfoy, którego bacznie obserwowała dziewczyna. Nie wiedziała co wydarzyło się gdy wszedł do własnego pokoju wspólnego.
- Draco, napijesz się ognistej whisky? - zapytał go jeden ze ślizgonów.
- Polej - powiedział młody arystokrata.
Otrzymał szklankę z której upił łyk i rozejrzał się. Wszyscy bacznie mu się przyglądali.
- Dobra. Słuchajcie. Mam wam powiedzieć, że w wigilię będzie bal - Uciął ponieważ nie wiedział jak zareagują na wiadomość dalszą. Większość uczniów ucieszyła się, a dziewczyny spojrzały wyczekująco na Malfoy, czekały na jego zaproszenie.
- Nie skończyłem jeszcze. Warunkiem pójścia na ten bal jest pójściem z kimś z innego domu.
Zapadła dziwna cisza, a od opróżnił swoją szklankę i usiadł na kanapie.
- To żart? - usłyszał gdzieś z tłumu.
Nie odwrócił się nawet bo po prostu mu się nie chciało.
- A wyglądam tak jakbym żartował? Niestety nie. Ten kto nie wybierze partnera z innego domu będzie mógł sobie odpuścić bal.
Przez całą sale przeszły szepty i pomruki niezadowolenia. Żadnemu ze ślizgonów się to nie podobało, zwłaszcza ślizgonką.
- Wyglądacie na bardzo zadowolonych. Dobra, żeby każdy mógł się zdecydować ja zacznę. Zaproszę Ashley Miller z szóstego roku z Gryffindoru. Jeśli ktoś ma jakieś obiekcję niech powie je teraz albo potem zamilknie - powiedział Blaise.
- Ze szlamą Zabini chcesz iść? - zapytał ktoś.
Czarnoskóry odwrócił się w jego kierunku, zmierzył go nienawistnym wzrokiem.
- Nie ma już wojny, to, że jesteśmy czystej krwi nic nie znaczy. Możemy się wiązać z kim chcemy. Tak, ja od początku roku jestem związany z tą gryfonką i jeśli macie jaki kolwiek problem to zapraszam, mówcie mi to w twarz.
Draco zamarł po wygłoszeniu oświadczeniu swojego przyjaciela. Spodziewał się, że umawia się z kimś z innego domu ale nie miał pojęcia, że utrzymują bliższe relację. Z drugiej strony był to krok do pojednania co wiązało się z tym, że nie mogło być aż tak źle skoro on pójdzie z Herminą Granger. Pamiętał bal w czwartej klasie kiedy to okazała się jedną z najładniejszych dziewczyn w całej szkole. Jeśli wtedy była piękna teraz po zrobieniu z siebie bóstwa musiała być milion razy piękniejsza.
- Dobra, wychodzę - powiedział Draco.
Udał się na obiad przed wszystkimi. Oczekiwał tego, że zastanie tam Granger, która oczywiście załatwiła już sprawy z innymi prefektami więc nie miał więcej roboty. Obserwował ją. Jej ruchy pełne gracji, jej uśmiech, każde otworzenie jej pięknych oczy. Przyprawiała go o ból w sercu, który w dalszym ciągu starał się ignorować jak najlepiej umiał. Tak bardzo się cieszył, że nie będzie musiał robić z siebie błazna aby ją zaprosić na bal. Po prostu pójdzie z nią bo taki był plan dyrektorki. Cieszył się z jej decyzji ale w dalszym ciągu musiał znosić narzekania swojego domu na umowę balową.
- Draco, a nie poszedłbyś ze mną? - zapytała jakaś ślizgonka, której imienia nawet nie znał.
- Czy jesteś na tyle głupia, że nie zrozumiałaś, że idziemy z kimś z innego domu? - powiedział zgryźliwie chłopak.
Denerwowały go takie pusty i bezwartościowe dziewczyny.
- Oj, no wiesz możemy wyjść przed szereg i pokazać, że jesteśmy lepsi od wszystkich, a nie tak jak ten Zabini co umawia się ze szlamą.
Coś w nim pękło. Tyle razy od siedmiu lat powtarzał to Hermione i nie zorientował się do dzisiaj, że to może tak boleć.
- Wole iść z kimś innym.
Zakończył rozmowę i wyszedł z sali zostawiając oszołomioną dziewczynę samą. Ewidentnie była na niego wściekła bo odrzucił jej zaloty.
- Cholera - przeklął pod nosem.
Jutro była noc duchów czyli noc gdy on i jego współtowarzyszka w niedoli będą biegać i zgarniać wszystkich uczniów do pokojów wspólnych. Jak wiadomo była to jedna z tych nocy kiedy mogli sobie pozwolić na biegania po Hogwarcie pod pretekstem zabaw w tym dniu jednak i tak wszyscy wiedzieli, że to tylko jedno tym nastolatką w tych głowach. Większość po prostu spotykała się ze swoimi drugimi połówkami i robili dosyć ordynarne rzeczy, czasami przerażali nawet prefektów, ale Draco Malfoy zawsze miał z nich ubaw gdy znajdował ich w nietypowych sytuacjach. Tak też miało być jutro. Na razie starał się skupić na wolnym czasie, który chciał spędzić sam ewentualnie z dziewczyną, która mieszkała naprzeciwko jego pokoju. Czekał grzecznie na kanapie przed kominkiem, a w tym czasie wróciła po załatwieniu wszystkich spraw dziewczyna. Zobaczyła rozłożonego chłopaka z książką w ręku. Na stoliku obok stała ognista whisky, a on pogrążony w lekturze kątem oka spojrzał tylko na dziewczynę. Przyjęła to z ulgą, zasiadła na drugiej kanapie i również otworzyła książkę aby mu nie przeszkadzać i sama wypocząć. A on? Tylko udawał aby chociaż chwilę na niego popatrzyła. Była pewnie dalej wściekła za to co powiedział rano ale jakoś nie mógł się powstrzymać. Chciał ją posiadać, w dzień, w nocy, teraz, zawsze. Było to dla niego dziwne uczucie.
- Co czytasz? - spróbował zapytać jej. Nie odpowiedziała, czuł, że chyba jednak przesadził.
- Co czytasz? - powiedział głośniej i wyraźniej tak aby na pewno musiała oderwać się od lektury ale również to nie dało efektu.
- Granger, co czytasz do cholery? - Prawie krzyknął i spojrzał na nią. Siedziała dalej skupiona i lekturze i ani jej się myślało odpowiadać na pytanie chłopaka. Może i nie wierzyła mu ale dalej miała za złe jego kłamstwo. Podszedł do niej i zabrał jej książkę.
- Teraz już wiesz więc możesz mi oddać moją książkę.
Wyciągnęła ręce ku niej lecz nie dostała.
- Chyba śnisz. Zachowujesz się jak dziecko. Ktoś Cię pyta, a Ty nie odpowiadasz. Nie podoba mi się - rzekł unosząc książkę wysoko nad głowę aby musiała do niego wstać.
Wspinała się na palcach jednak dalej książki nie odzyskała.
- Też mi się wiele rzeczy nie podoba na przykład kłamstwa wielkiego arystokraty Dracona Malfoya- powiedziała, zmierzyli się wzrokiem.
Na pewno nie da jej wygrać.
- W takim razie spełnię to aby nie było dla ciebie kłamstwem.
Chwycił ją w pół i szybkim krokiem dotarli do sypialni, rzucił ją na łóżko. Znowu tutaj była, czuła ciepłą woń wody kolońskiej gdy całował jej szyję.
- Dosyć - krzyczała jednak zatkał jej usta ręką.
Nie było to już to co było wcześniej. Teraz po prostu ściągał z niej ubrania, wręcz rozrywał. Została w samej bieliźnie, upokorzona, aż po jej policzkach zaczęły lecieć łzy. Odsunął się.
- Przepraszam.
Zszedł z dziewczyny, opuścił pokój. Teraz już na pewno mu nie wybaczy ale tak myślał tylko on. A ona siedziała tak, ubrana tylko w cnotę, stanik i majtki i właśnie zobaczyła prawdziwą twarz tego tajemniczego, skrytego mężczyzny. Dobrego Dracona Malfoya. Postanowiła zostać w jego pokoju, założyła na siebie tylko koszulkę i spodnie, szatę położyła na biurku. Czekała aż wróci, ale pytanie czy w ogóle wróci. Minęła godzina, a ona dalej siedziała na łóżku i myślała co mu powiedzieć, co zrobić. Był inny niż przez te lata, te jedno słowo, ta mina, te oczy, które żałowały wszystkich krzywd jakie wyrządziły. Druga godzina wlekła się nieubłaganie gdy on siedział w ich salonie patrząc na swoje ręce. Był okrutny, tymi rękami jeszcze rok temu mordował, tymi rękami teraz chciał dotykać takiego skarbu na który tak naprawdę nie zasługuje, ani on ani nikt. Nie wierzył już sobie, nikomu. Chciał zmienić siebie ale i zmienić wszystkich podobnych do niego. Nie bez powodu dyrektorka zorganizowała ten bal, nie bez powodu Zabini mógł teraz chodzić i spotykać się ze swoją dziewczyną legalnie, a nie ukrywać przed wścibskimi ślizgonami. Czas zmienić siebie, a potem zmieni i ich. Nie wszystkich ale chociaż trochę. Nie wychodziła z jego pokoju już dwie godziny. W głowie brzmiały mu najczarniejsze scenariusze. Wypłakuje się było najbardziej prawdopodobne ale myślał też o samobójstwie. Czemu? Z rana jej skłamał, skalał to piękne ciało, może nie wytrzymała presji na sobie i to wszystko jego wina? Podniósł się gwałtownie i ruszył do pokoju. Trzymał klamkę w ręku ale nie zamierzał otworzyć drzwi. Przyłożył ucho do nich i nasłuchiwał. W środku było cicho, zajrzał więc przez dziurkę od klucza, a dodatkowo i ciemno. Raz kozia śmierć, pchnął drzwi i wszedł do środka. Nic widział nic, bo drzwi za nim zamknęły się z trzaskiem. Po omacku chciał dojść w stronę łóżka gdzie zostawił dziewczynę.
- Usiądziesz? - zapytała tak blisko niego.
Podskoczył zdziwiony ale poszedł za nią i usiedli na łóżku. Nastała martwa cisza.
- Dlaczego kłamiesz? - zapytała.
- Bo tak łatwiej żyć - odpowiedział.
Nie był do końca przekonany o swoim zdaniu.
- Czy aby na pewno? A po co to kłamstwo do mnie?
Nie odpowiedział od razu. Nie wiedział jak.
- To był błąd. Prawda jest taka, że nic nie zrobiłem ale chyba to wiesz, nie sądzę żebyś mi uwierzyła.
Chciał spojrzeć w jej oczy jednak ciemność zjadła wszystko. Nie było to komfortowe dla niego.
- Domyśliłam się, ale nie kłam. Bez tego jest łatwiej egzystować - powiedziała spokojnie.
-Przepraszam. Wybaczysz mi?
Tak naprawdę nie wiedział czy ta sytuacja kiedyś się nie powtórzy, po prostu chciał mieć czyste konto, chociaż teraz, chociaż przez chwilę poczuć, że między nimi może coś się narodzić.
- Wybaczę, ale nie rób tak więcej - powiedziała, słyszał jak łóżko skrzypi. Musiała się podnieść, a gdzie teraz była po prostu nie wiedział. Nasłuchiwał, nic nie było słuchać. Nagle tuż przed sobą poczuł słodki zapach, jej zapach.
- Zaczynasz mnie coraz bardziej interesować, Malfoy - szepnęła cicho oblizując wargi.
Przez niego robiła się rządna ciała i duszy, jego.
- Ty mnie również, Granger.
Pozwolił aby to ona wykonała ten ruch. Delikatnie przybliżyła się do niego, odszukała ręką jego usta, a następnie pochyliła się i złożyła na nich pocałunek.
- To będzie nasza tajemnica, na razie - powiedziała.
- Na razie - odparł aby ponownie zatopić się w jej ustach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro