Rozdział 3
Kto by przypuszczał, że panicz Malfoy tak ulegnie wyglądowi dziewczyny, która jeszcze poprzedniego dnia była dla niego zwykłą szlamą. W tej chwili jego ręką powędrowała między uda dziewczyny, a ona gorączkowo starała się nabrać powietrza. Nigdy nie bawił się z kobietami w takie gierki, nie robił nic dla nich. Odwalał to co mu się chciało, a następnie wypędzał szmatę z pokoju, bo wolał spać sam. I tak właśnie to się kończyło.
A teraz? Właśnie zapomina o bożym świecie dlatego, że jedna z takich dziewczyn leży przed nim, w samych majteczkach, naga ale wyjątkowo piękna gryfonka. Zachwycał się jej dźwiękami, rękami, które starały się go odepchnąć gdy całował jej szyję, jej nogami, które starała się zacisnąć aby nie dotykał jej w intymne miejsce. Była inna, nie chciała bo tak nakazywało jej postanowienie, chciała ponieważ ciało ulegało rozkoszy. Miał w swoim życiu dwie zasady, których starał się przestrzegać, po pierwsze nie całować ich w usta ponieważ wtedy pomyślą sobie za dużo, a po drugie nie zakochać się. Jako już osiemnastoletni mężczyzna mógł robić co mu się podobało, żyć tak jak chciał ale w swoim życiu nie widział kobiety na stałe. Było ich zbyt dużo, a on miał zbyt mało czasu na poświęcanie czasu tylko jednej z nich, na dodatek przez całe życie.
- Malfoy, przestań - usłyszał między jękami dziewczyny.
Uśmiechnął się. Na pewno Granger dojdzie do jego kolekcji ale dopiero pod koniec roku, teraz musi ją jeszcze dobrze wykorzystać. Zostawił jej malinki na brzuchu, drżącą dłonią przejechał po policzkach, ona jest teraz tylko jego, będzie pamiętać całe życie co z nią robił ponieważ jest jej pierwszym w tych sprawach. Pochylił się nad nią, oddychała głęboko.
- Co myślałaś, że Ci tak łatwo odpuszczę? Bądź grzeczną dziewczyną, Granger i się teraz ubierz. Widzimy się dzisiaj o 23 w pokoju wspólnym ślizgonów, nie spóźnij się.
Zszedł z dziewczyny, poprawił ubranie i wyszedł. Zostawił ją samą, prawie nagą. Jej oczy zrobiły się szkliste, pospiesznie włożyła wszystko, otworzyła drzwi i pobiegła do wielkiej sali. Nie wiedziała, że chłopak ją obserwuje, a tym bardziej, że zdziwi się gdy zobaczy w jej oczach łzy upokorzenia. Każda go chciała, tylko nie Granger. Każda ślizgonka, puchonka, gryfonka... Teraz po zakończeniu wojny wybierał i miał, którą chciał. Przeklął pod nosem i udał się do za Herminą do wielkiej sali. Nie było na niej w tej chwili dużej ilości uczniów jednak stół gryfonów miał ich całkiem sporo. Siedział oczywiście Wieprzlej, Potter, Weasley i Granger, która wyglądała teraz tak normalnie jakby dosłownie przed sekundą nic się nie stało. Nie wyglądało jakby płakała, wyglądała normalnie, śmiała się i co najdziwniejsze, siedziała blisko rudego chłopaka, który starał się jeszcze bardziej do niej zbliżyć. Malfoy postanowił wykorzystać to, że ślizgoni lubili śmiać się z gryfonów i zawołał na całe gardło.
- Wieprzlej, nie przystawiaj się tak do szlamy, bo myślę, że nawet ona jest w stanie odrzucić twój brud.
Oczywiście stół zielonych rżał ze śmiechu, Ron zrobił się czerwony jak piwonia, a Hermiona nie zwróciła uwagi chociaż wykorzystała ten moment, ale odsunąć się od Weasleya.
- Pieprz się, Malfoy, nie twoja sprawa - odkrzyknął mu chłopak.
Kolejna cięta riposta Dracona.
- Ja przynajmniej mogę, Weasley bo mam z kim, a jak widać ciebie Granger nie chce- wydało mu się to dziwne ale właśnie przy okazji cisnąć temu szmaciarzowi, dodatkowo bronił dziewczyny na, której zupełnie mu nie zależało. Chwileczka. Zależało. Na jej ciele. Na niczym innym.
-Nie potrzebuje adwokata Malfoy- powiedziała Granger, która uniosła się z ławy i patrzyła mu zawistnie w oczy. Tutaj nikt nie wiedział jaki mają układ dlatego starała się zgrywać bohaterkę, ciekawe co zrobimy w nocy kiedy wreszcie ją dopadnie i zabawi się z nią porządnie. Wtedy wreszcie wpadnie jej korona z tej głowy.
-No tak Granger jednak się myliłem. Ty i Wieprzlej jednak czujecie chemię do siebie. Życzę ładnych dzieci- pomachał jej niby na pożegnanie, a niby żeby zrobić jej na złość ale nie spodziewał się odzewu.
- Zamknij się, Malfoy, między mną a Ronem nic nie ma więc, stul ten zawszony pysk i zjedź spokojnie a potem wypieprzaj tak daleko jak możesz!
Usiadła i zajęła się jedzeniem, a on stał osłupiały.
- Głupia szmata i dziwka- powiedział jeszcze i sam zasiadł do swojego stołu.
Na jego nieszczęście, a może i szczęście każdą godzinę codziennie mieli z gryfonami. Po jednej z nich zaciągnie gdzieś tą młodą dziewczynę i pokaże jej co naprawdę powinna robić, a powinna się go bać, słuchać go i być uległa. Nadeszły dwie godziny eliksirów, na których oczywiście Granger zarobiła 20 punktów dla swojego domu, zgłaszając się do każdego pytania, a na dodatek zadając pytania, które musiał dwa razy przemyśleć sam profesor za nim odpowiedział. A on czekał cierpliwie gdy wreszcie wypuszczą ich z lochów. Poczekał aż wszyscy wyjdą ponieważ Hermiona zawsze wychodziła z klasy ostatnia, podszedł do niej i złapał za rękę.
- Idziesz za mną- powiedział.
Uniosła oczy na niego, nic nie powiedziała tylko poszła. Minęła przyjaciół i powiedziała, że jako prefekci dostali z Malfoy'em zadanie od Slughorna. Gdy zniknęli im z oczu szli jakimś korytarzem. Nagle otworzył drzwi wepchnął tam dziewczynę. Była to opuszczona, stara sala. Posadził ją na ławce i stanął tak blisko niech jak się dało.
- Ktoś Ci powiedział, że masz mnie nie obrażać? Ah... Tak zapomniałem. Masz milczeć albo powiem wszystkich jaka jesteś święta, Granger.
Uśmiechnął się. Ona patrzyła na niego beznamiętnie.
- Podobno, Malfoy, nie szukasz dziewczyny na stałe, a mniej chcesz na więcej niż raz. Ciekawe co jeszcze ukrywasz.
Wścibska jest, przeszło mu przez myśl jednak nie chciał zniechęcić się do niej przez to, że miała niewyparzony język.
- Tak? Dziwne masz informacje, Granger. Zamknij się i słuchaj. Masz być grzeczna.
Musi być grzeczna, inaczej wyjawi ich tajemnice i skończą się dni chluby dla niej.
- Będę grzeczna jeśli i Ty będziesz - powiedziała.
Spojrzała mu głęboko w oczy, uśmiechnęła się lekko. Coś dziwnego między nimi zapanowało tak jakby zatopili się w swoich oczach, a ich usta zbliżyły się, aby zaraz potem dotknąć się w namiętnym pocałunku, który oszołomił zarówno ją, jak i jego. Nigdy nikt jej tak nie całował, a on miał wrażenie, że robi to pierwszy raz. Wplotła rękę we włosy chłopaka, a on objął ją w pasie i przycisnął mocniej do siebie. Ich języki tańczyły w namiętnym tańcu, ciała płonęły pożądaniem. Następna lekcja miała się zacząć za pięć minut, a oni trwali w pocałunku, gdzie Draco przypomniał sobie czego miał nie robić. Odsunął się od dziewczyny i czym prędzej opuścił salę. Zostawił ją samą z dziwnymi myślami, dziwnym uczuciem, a co najgorsza z poczuciem niedosytu.
(***)
Tak dziwnie szumi w głowie, tak dziwnie spojrzeć drugiej osobie w oczy. Największy problem miał z tym Draco Malfoy, który złamał swoje prawo. Pocałował, ale nie byle jak. Zachłannie, utęsknienie, pożądanie, dziewczynę, a z tego co zdążył zauważył to nie byle jaką dziewczynę. Tuż pod zdarzeniu wszedł spóźniony na lekcję transmutacji na, której ona już się nie pojawiła. Cały czas o niej myślał mimo tego, że starał się skupić. W myślał powtarzał ciągle: szlama, to tylko szlama, szlamą nie można się przejmować. Lecz wszystko działało na odwrót. Powtarzając te słowa kodował sobie ją nie tylko w myślach ale nie zauważenie jeszcze przez niego w sercu. Opuścił lekcję pierwszy ponieważ nie chciał niepotrzebnych pytań Pottera i Weasleya, tego upierdliwego rudego szmaciarza. Przechodząc obok grupki gryfonów usłyszał ich rozmowę.
-Słyszałeś o Hermionie? Podobno ktoś znalazł ją całą bladą niedaleko pokoju wspólnego ślizgonów, podobno coś się jej stało- mówił pierwszy chłopak.
- Hermione? Mówisz o tym super lasce z siódmej klasy? Może trzeba ją pocieszyć, to, że jesteśmy raz od niej młodsi przecież nie może nas dyskwalifikować w jej oczach, a ona na pewno szuka dobrego i troskliwego chłopaka. Trzeba się koło niej zakręcić do czasu kiedy jest wolna.
Drugi, wyraźnie zainteresowany dziewczyną wydał się Draco tak obrzydliwy, że aż zapragnął zetrzeć mu ten uśmieszek z ust.
- Ty nędzny gryfonie, gadasz o Granger? Jeśli tak to wiedź, że takiego wycierusa do podłóg jak Ty własna matka by chętnie wyrzuciła z domu ale ojciec się upiera bo on kocha Cię tylko w nocy bo matka mu nie daje.
Pobliscy uczniowie zaśmiewali się z biednego chłopaka, który szybko zniknął w tłumie. Czując sukces chłopak odwrócił się i poszedł do wielkiej sali gdzie w tej chwili trwał obiad. Usiadł przy swoim stole tak aby mieć na oku stół swoich wrogów przy, którym nie zastał jednak dziewczyny. Poczuł ukłucie w klatce piersiowej ale zlekceważył to. Musi jakoś dowiedzieć się co tej dziewczynie się stało. Koło niego siedział jego najlepszy przyjaciel Zabini, był on synem samotnej matki czystej krwi. Nie wie kto jest jego ojcem ale za to jego wielki majątek nadrabiał wszystko i nikt nie zamierzał pytać o to.
- Zabini,mam do ciebie małe pytanko.
Czarnoskóry odwrócił się w jego kierunku i przybliżył.
- Wal śmiało.
Uśmiechnął się i czekam aż blondyn dobierze odpowiednio słowa aby zadać pytanie.
- Przechodziłem dzisiaj obok grupki tych mieszańców i szmat i usłyszałem, że coś się stało jednej z nich obok naszego pokoju wspólnego. To coś poważnego? - zapytał niby od niechcenia, a z drugiej strony aż się w nim buzowało aby poznać prawdę.
-Chodzi o Granger. Słuchaj, Malfoy, wiem, że oni Ci gryfoni zaleźli Ci za skórę, ale teraz nie ma już Voldemorta, więc możemy na spokojnie zakopać topór wojenny. Zobacz ile lasek jest w tym domu, a ta Granger? Wiedział ile osób za nią się ogląda? Jeśli mój kochany Dracuś pogromca niewinnych serc tego nie widzi to sam się za nią zabiorę - Wyszczerzył zęby.
Gdyby wiedział co teraz poczuł jego przyjaciel, wielki kamień, nie no głaz... Za mało. Wielka kupa gruzu spadła mu do żołądka.
- Popieprzyło Cię, Blaise? To stado szlam - powiedział nie wierząc w to co powiedział Zabini ani tym bardziej w to co wydobyło się z jego ust.
- Przesadzasz. Odpuść sobie. Ja dzisiaj na przykład zaprosiłem jedną z gryfonek na romantyczną kolację. Znasz moje romantyczne kolację jak się skończą. Mniejsza o to. Zastanów się. - powiedział dobitnie chłopak.
- Lepiej wróćmy do tematu, o którym zaczęliśmy rozmawiać. To ja znalazłam Hermione, siedziała, blada jak ściana a gdy wszedłem nic nie powiedziała, nic nie zrobiła. Zaprowadziłem ją do skrzydła szpitalnego do pani Pomfrey i poszedłem sobie, ale jak widać dalej tam siedzi, coś jednak nie tak z nią było.
Upił łyk napoju i powrócił do jedzenia.
- Dzięki - powiedział z kwaśną miną Malfoy i zajął się posiłkiem, jeśli nie zjawi się na kolacji, w nocy odwiedzi ją.
Musi jej dać znak, że on nie odpuści sobie tego co dla nich zaplanował. Tylko sam nie wiedział jak nad tym zapanować w tej sytuacji.
[***]
Tuż po wyjściu z sali oszołomionego chłopaka została zupełnie sama. Było jej zimno i nieprzyjemnie lecz nie zamierzała ruszyć się z miejsca. Coś ją przykuło i nie pozwalało stąd wyjść. Nagle drzwi się otworzyły. Nie odwróciła głowy, jeśli to on wrócił to nich robi co chce. Nie miała nawet nic przeciwko.
- Eeee... Dobrze się czujesz?
Nic nie odpowiedziała. Chciała posiedzieć sama. Sama znaczy bez nikogo kto by się interesował nią i jej losem.
- Halo? Słyszysz mnie? O cudownie, jesteś cała blada.
Wjej stronę zmierzały kroki. Gdy stanął koło niej na wyciągnięcie dłoni poznała, że to jakiś ślizgon.
- Nie dotykaj mnie bo się zarazisz szlamem - powiedziała cicho.
Nie spodziewała się za to reakcji chłopaka.
- Nie bądź głupia. To tylko wymówka dla wszystkich. Powinniśmy się wiązać i pomagać komu chcemy, wtedy więcej będzie takich jak my, czarodziejów.
Ostrożnie chwycił ją w ramiona i wyprowadził z sali. Szedł powoli korytarzami, mijało ich wielu bardzo zdziwionych uczniów, którzy ciągle szeptali.
- Widzisz ich? To Hermiona Granger i Zabini Blaise. Dlaczego są razem?
To usłyszała gdy przechodził z nią na rękach po schodach co ją zdziwiło, nawet nie popatrzyła na twarz swojego wybawcy.
- Oni razem? Są parą?
To usłyszała tuż za sobą. Niósł ją cały czas, odstawił ją dopiero gdy przyszła pielęgniarka, położyła ją do łóżka.
- Do zobaczenia, Hermiono - Uśmiechnął się do niej i zniknął z sali zostawiając ją samą.
Była połowa października więc niedługo miały się zacząć rozgrywki quidditcha co napawało ją optymizmem. Harry z Ronem znowu wsiądą na miotły, a ona będzie miała czas na spokojną naukę, sama dla siebie, oni dla siebie, co jakiś czas będą razem siedzieć w pokoju wspólnym gryfindoru i razem dyskutować na temat wypracowań dla któregoś z profesorów.
- Leż spokojnie, Hermiono, musisz trochę lepiej się odżywiać bo wydaje mi się, że dzisiaj nic nie zjadłaś na śniadanie. Przetrzymam Cię do jutra do obiadu, muszę zobaczyć czy to tylko wina tego feralnego braku posiłku.
Pani Pomfrey ulotniła się szybko. Hermiona zaś ułożyła głowę na poduszce i zasnęła.
[***]
Nie pojawiła się już na żadnej lekcji ani na kolacji. Nie chcąc do tego się przyznać Draco Malfoy obawiał się, że to przez niego nie ma dziewczyny. Czy coś zrobił nie tak? W końcu to tylko pocałunek. Wszyscy się całują. Nawet Wieprzlej na pewno to robił, a potem nic nie czuł, a on tak po prostu przejmuje się tym co zaszło. Teraz należało udać się tylko do dziewczyny, wyjaśnić sytuację, a potem pod osłoną nocy, parawanu i miejsca publicznego zabawić się ciałem młodej czarodziejki w niebanalny sposób. Czekać miał aż trzy godziny gdy wreszcie będzie mógł do niej pójść, zastanawiał się chwilę co by tu można zrobić. Postanowił jako prefekt udać się do czyszczenia korytarzy hogwartu ze śliniących się nastolatków. Znajdował ich w każdej opuszczonej sali lekcyjnej, w łazienkach, a nawet na błoniach gdzie przesiadywali i udawali, że oglądają gwiazdy na zachmurzonym niebie. Przysporzyło mu to tyle zabawy co nigdy. Najbardziej bawiło go rozdawanie szlabanów, odejmowanie punktów, a potem bezcenne miny pod tytułem: zabije Cię w stosunku do niego. To było iście szatańskie ale i jakie przyjemne. Wreszcie gdy opustoszała szkoła nabrał spokoju ducha. Minuty powoli mijały, a on powolnym krokiem kierował się do skrzydła szpitalnego. Zaraz będzie mógł bawić się z tą kobietą, a żeby spróbować uspokoić sobie rządze w stosunku do niej, musi pocałować ją jeszcze raz. To kwestia odporności na jej wdzięki i namiętne usta.
[***]
Nastał wieczór. Obudziła się gdyż przyniesiono jej kolację, zjadła ze smakiem i znowu ułożyła się na poduszce, leżała nie wiadomo jak długi czas. Patrzyła jak zegar wybił godzinę dwudziestą trzecią. Przekręciła się na drugi bok i słuchała tykania zegara, który powoli ją usypiał. Nie wiedziała jednak, że nie dane jej było zasnąć, a tym bardziej cieszyć się samotnością. Gdy ona wsłuchiwała się w zegar, on był tuż koło drzwi.
- Salvio Hexia - powiedział cicho.
Wokół miejsca gdzie byli wytworzyła się bariera, której nikt nie mógł pokonać żaden krzyk nie mógł wyjść z tego miejsca, nikt nie mógł do niego przejść. Zaszedł ją od tyłu, puknął delikatnie w plecy. Przekręciła się na łóżku z różdżką w dłoni, którą w tej chwili celowała w chłopaka.
-To Ty. - powiedziała szeptem.
Opuściła różdżkę i usiadła na łóżku, spuściła głowę w dół.
- Umawialiśmy się, Granger, że do mnie przyjdziesz ale skoro sama tego nie zrobiłaś bo zdrowie Ci stanęło na przeszkodzi to ja poświęciłem się i przyszedłem do ciebie. Wyglądasz na bardzo zadowoloną z tego faktu.
Uśmiechnął się do niej pokazując swoje idealnie proste zęby.
- Wcale nie jestem zadowolona - powiedziała.
Chwycił ją za brodę i uniósł do góry.
- Nie kłam chociaż teraz.
Ucałował jej usta i znowu stracił kontrole padając z nią na łóżko, które zaskrzypiało niemiłosiernie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro