Rozdział 13
Te dni spędzone razem do końca życia zostaną w ich sercach, to jak patrzą na siebie i swoją córkę. Kochają się do szaleństwa czego, dają sobie świadectwa dniami i nocami.
Dzisiaj nadszedł dzień, który poprzedzał ślub Pansy i Wiktora.
Draco spoglądał na swoją żonę, która niespokojnie kręciła się po domu. Była bardzo przejęta tym wydarzeniem. Na ich własnym ślubie nie była aż taka nerwowa. Chodziła z miejsca na miejsce, czekając aż mała się obudzi, a jak już to robiła uspokajała się.
Dziecko było dla niej oazą spokoju, który sobie wzajemnie przekazywały.
- Jak tak dalej pójdzie, to w nocy będziesz biegać po pokoju? - zapytał Draco widocznie już zdenerwowany postawą swojej żony.
Zmierzyła go wzrokiem od stóp do głowy.
- Wiktor to mój przyjaciel, denerwuje się. Po prostu nie wiem dlaczego bierze sobie za żonę Pansy. Jest głupia, a na dodatek nie grzeszy urodą. Trochę tego nie rozumiem - wyrzuciła z siebie czarownica i pobiegła do Angel, która leżała teraz na kocyku i turlała się, wydając przy tym ze swoich ust salwy śmiechu.
Spojrzał na nią i pokiwał głową. Naprawdę problemy kobiet nie mieściły mu się w głowie, były takie banalne, a wyrastały na wysokość Himalajów.
Pochylił się nad nią, delikatnie odgarnął jej kosmyk włosów za ucho. Zadrżała. Zawsze tak na nią działał.
- Hermiono, spokojnie. Nie interesuje mnie, co tam sobie Krum ubzdurał i mam nadzieję, że ułoży mu się z Mopsem - zaśmiał się.
I to bardzo. Nie wyobrażał sobie tych dwojga. Pansy z tego co pamiętał była największą dziwką z całym Slytherinie. Dawała temu co chciał, bo myślała, że w ten sposób ktoś się w niej zakocha. Jej naiwność sięgnęła szczyt jak uganiała się za nim.
Odgonił od siebie te myśli. Te czasy są zamknięte, teraz są nowe.
- Dobrze, ale dalej nie rozumiem jak możną ją brać za żonę. Myślałam, że Wiktor ma lepszy gust.
Machnęła ręką w geście rezygnacji i więcej już nie poruszyła tego tematu przy Draco. Wieczorem zaś, gdy usypiała małą, a jej mąż czekał w pokoju obok, na korytarzu spotkała swoją teściową.
- Możemy porozmawiać? - zapytała starsza z nich.
Dziewczyna kiwnęła głową i obie udały się do salonu tak, aby nikt ich nie słyszał. Zasiadły na fotelach.
- Chce żebyś wiedziała, że te zaręczyny Kruma i Parkinson nie wyglądają za dobrze. Zrobili to nagle w dniu waszego wesela. To naprawdę dziwne, prawda?
Nie otrzymała jednak odpowiedzi. Była Granger zamyśliła się. Tutaj Narcyza miała rację. Nie mogła nic, a nic stwierdzić poprawnie, ponieważ nie znała intencji znajomych. Westchnęła.
- Proszę Cię, trzymaj się Draco, mocno. Uważaj na siebie - powiedziała cicho.
Wstała i pocałowało ją delikatnie w czoło, a następnie wyszła z pomieszczenia. Hermiona siedziała oniemiała. Pierwszy raz w stosunku do niej odważyła się na taki gest. Było to urocze i takie wzruszające. Otarła łzy rękawem swojej koszuli nocnej i po cichu udała się do sypialni, jednak wcześniej zahaczyła o pokój dziecka. Weszła po cichu i wzięła maleńką za rączkę.
- Musimy uważa, prawda? Ja i tatuś bardzo Cię kochamy.
Jeszcze raz pogładziła gładziutkie ciałko Angel i wyszła.
Nie spodziewała się tego, że ostro zakręci się jej w głowie. Oparła się o ścianę. Nagła chęć wymiotowania przeszła przez nią jak burza. Pobiegła szybko do łazienki i wyrzuciła z siebie wszystko. Następnie wzięła do ręki szczoteczkę i pastę, umyła zęby. Wróciła do sypialni i wślizgnęła się pod kołdrę obok Draco.
[***]
Następnego dnia rano wszystko zapowiadało się wyśmienicie. Kobiety razem zachwycały się nad kreacją Hermiony, a Draco zajmował się małą. Miał już serdecznie dosyć tych zachwytów. Nie za bardzo przejmował się swoim wyglądem. Miał znowu okazję zostać sam na sam z córka, która gaworzyła mu na rękach. Przytuliła się do niego, a kciuk włożyła sobie do buzi.
Nagle nie wiedzieć czemu, usłyszał krzyk swojej matki z salonu. Przerażony zbiegł z małą po schodach. Zobaczył, że Hermiona leży na kanapie i ciężko oddycha, a jej matka stoi nad nią i delikatnie gładzi ją po głowie. Miała na sobie wytworną niebieską suknię za kolano. Teraz nie liczyło się to. Musiał się dowiedzieć jak najprędzej co się właściwie stało.
- Mamo, co się stało z Hermioną?
Przerażony dalej patrzył na żonę. Angel zobaczyła swoją matkę i wyciągnęła do niej rączkę. Dziewczyna nie była nawet w stanie odwzajemnić gestu.
- Przymierzała suknię i nagle upadła. Złapałam ją w ostatniej chwili. Naprawdę nie wiem co się stało.
Miała zmartwioną minę. Nie wiedziała co robić. Na całe szczęście w domu był również Draco. Podał małą babci, a następnie chwycił Hermione na ręce.
- Idę z nią do Munga.
Wyleciał z domu i deportował się przed budynek do którego wszedł pośpiesznie.
- Coś się stało mojej żonie! Pomocy!
Natychmiast przy nim znalazło się kilku medyków, którzy przejęli od niego kobietę i ułożyli ją na łóżku. Pędzili ile sił w nogach na salę. Przed drzwiami jeden zatrzymał stanowczym gestem Draco.
- Pan poczeka. Jak będę coś wiedział wyjdę do Pana.
Zostawił go samego na korytarzu. Zdenerwowany usiadł na krześle i czekał. Ściskał mocno swoje dłonie, a w duchu ciągle powtarzał, że wszystko będzie dobrze. Tak naprawdę przez jego myśli przechodził tajfun. Myślał o najgorszym, nawet nie wiedząc, że go jego policzkach łzy płynął ciurkiem. Nie przejmował się tym. Wszystko byle ona była zdrowa i była z nim.
Minęła godzina, a może nawet dwie. Nie liczył, nie patrzył na zegarek. Nagle oprzytomniał, bo ktoś mocno chwycił jego dłoń. Było to ten sam mężczyzna, który zniknął ze drzwiami razem z jego żoną.
- Panie Malfoy, z Pana żoną wszystko dobrze. Na jej prośbę, nie mogę Panu nic powiedzieć o objawach. Przykro mi. Myślę, że pańska żona chce powiedzieć to panu osobiście.
Po czym zniknął w innej sali. Za nim doszło do niego co powiedział mu medyk, usiadł na krześle i wszystko dokładnie przemyślał. Dziwne, że nie chciała, żeby dowiedział się co jej jest. Spojrzał na zegarek. Wskazywał godzinę dziewiętnasta. Powoli, nie spiesząc się, wszedł do pokoju, który zajmowała. Siedziała na łóżku i płakała. Łzy kapały na śnieżno białą pościel. Szok, który przeżył widząc ją w tym stanie był nie do opisania.
- Hermiono.
Przytulił ją mocno. Skryła się w jego ramionach, a słone łzy przestały lecieć. Poczuła się bezpiecznie, ale jeszcze nie mogła mu powiedzieć o co chodzi. Ucałował jej oba policzki i popatrzył głęboko w oczy. Szukał w nich zrozumienia.
-Nie mogę, Draco. W domu.
Nie wiedział czy dobrze postąpił, ale pod wpływem emocji mocno się uniósł.
- Nie moja kurwa sprawa? Leżysz w szpitalu, nie wiem czemu, a Ty mówisz, że to nie moja sprawa. Masz rację. Wrócę do domu do córki. Wrócę jutro po Ciebie.
Drzwi trzasnęły, a ona została sama ze swoimi myślami.
[***]
Nazajutrz przyszedł do niej, jednak nie zamienił z nią ani słowa. Słuchał tylko uważnie co mówi do niej medyk.
- Ma Pani się nie ruszać aż do końca, zalecam leżenie.
Pokiwała głową. Znała instrukcję prawie na pamięć już z poprzedniego dnia. Oboje wyszli, wiatr powiał jej w twarz.
- Idziemy - mruknął do niej.
Deportowali się tuż przed ich dom. Mężczyzna wszedł pierwszy, a za nim Hermiona. Bała się mu powiedzieć czego się dowiedziała w Mungu.
- Idź leżeć, zaraz przyjdę - powiedział cicho.
Posłusznie udała się na górę do sypialni, przebrała się w wygodne ubranie i weszła pod kołdrę. Minutę później do pomieszczenia wszedł blond włosy mężczyzna. Niósł tacę z gorącą herbatą i kanapkami, które położył na szafce nocnej. Usiadł na łóżku i chwycił dłoń dziewczyny.
- Powiesz mi, o co chodzi - powiedział cicho tak, że jego głos czule pieścił uszy kobiety.
- Nie wiem jak.
Zgodnie z prawdą przyznała się do tego. Mocniej uścisnął jej dłoń.
- Normalnie.
Kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Draco… Będziemy mieli kolejne dziecko - powiedziała, a wtedy ją pocałował.
Żadne z nich nie spodziewało się tego, ale mieli nadzieję na lepsze jutro.
[***]
Poprzedniego dnia Pansy stała się panią Krum. Ku zdziwieniu wszystkich wesele szybko się skończyło, a młodzi poszli do swojego apartamentu, ostro na siebie wkurzeni.
- Gdzie oni byli? - zapytała dziewczyna.
- Nie było ich.
Oboje przeknęli w myślach. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewali.
(***)
Nikt nie widział ostatnio pani Malfoy, dlatego Prorok Codzinny zaczął o tym trąbić. Wszystko przez to, że nie pojawili się razem z mężem na ślubie Krumów. Tak naprawdę ten pomysł wpadła Pansy, kiedy któregoś dnia nie mogła się z nimi skontaktować. Od razu zrobiło się głośno, a całe biuro Draco huczało od plotek i ciekawych hipotez.
- Szefie, dobrze z żoną?.- zapytał któregoś dnia, jeden z jego pracowników, ale wtedy został zwolniony bezapelacyjnie.
I tak minął kolejny miesiąc. Hermiona grzecznie leżała w łóżku, od czasu do czasu wychodziła z łóżka, żeby zająć się małą Angel.
Miała mieć drugie dziecko. Nie przechodziło jej to przez głowę. Naprawdę spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego. Wszystko wskazywało na to, że jest teraz w dziewiątym tygodniu ciąży, czyli zajść w nią musiała tuż po ślubie. Nie krępowało ją to. Czuła, że teraz urodzi Draconowi syna. Prawowitego dziedzica nazwiska Malfoy.
Dzisiaj jej ukochany wrócił wcześniej z pracy i widząc kobietę siedzącą na kanapie, która patrzy na jego matkę z wnuczką, zdenerwował się trochę.
- Miałaś leżeć - powiedział tak, aby zabrzmiało to spokojnie.
Kobieta machnęła ręką. Wcale nie chciała wracać do łóżka. Niedługo ich córka skończy rok. Nie miała najmniejszej ochoty teraz wracać i leżeć bez sensu.
- Chce popatrzeć.
Zgodnie z prawdą wcale nie ruszała się z pozycji siedzącej od godziny. Od czasu do czasu położyła się na kanapie, albo gdy mała Angel do raczkowała to brała ją na ręce i kładła sobie na nogi, gdy ta bawiła się jej włosami.
- Dobrze.
Wyruszył do kuchni, gdzie skrzaty domowe już przygotowały dla niego posiłek. Zjadł w pośpiechu. Wolał mieć Hermionę na wyciągnięcie ręki, szczególnie wtedy, gdy był w domu.
- Draco? - zapytała dziewczyna.
Przysnęła. Obudził ją tykającym zegar. Angel zdążyła wyjść z babcią do ogrodu, gdy ta drzemała. Mężczyzna stał oparty o framugę drzwi i patrzył na kobietę swoich marzeń.
- Tak?
Ten zmysłowy głos, który sprawiał, że ciarki przechodziły jej przez całe ciało. Bardzo pragnęła, żeby teraz był bliżej.
- Podejdź.
Zgodnie z prośbą powolnym krokiem zbliżył się ku niej. Ucałował jej dłoń, a ona jęknęła cicho. Potrzebowała go teraz. Wstała i mocno się do niego przytuliła. Miesiąc czasu nie mieli okazji na okazywanie sobie czułości, a teraz nadarzył się moment, żeby zapomnieć o otaczającym świecie i zrobić coś dla swojej miłości. Stanęła na palcach i wpiła się w wargi chłopaka, który uśmiechnął się w duchu z zadowolenia. Tak bardzo tego brakowało obojgu.
Uwiesiła się na jego szyi, a on przeniósł ją ostrożnie na kanapę nie przerywając pocałunków. Delikatnie ułożył ukochaną na niej a rękami pieścił jej gorące piersi przez bluzkę. Jęczała coraz głośniej co prowokowało go do dalszego działania. Pozbył się jej zbędnego ubrania ale nie tak jak zwykle, teraz było to delikatne. Powoli, nie spiesząc się. Rozebrani patrzyli w swoje oczy.
- Narcyza nie wejdzie? - zapytała kobieta.
Spojrzał w jej namiętne oczy. Wiedział, że mama nie wrócił przed najbliższą godzinę.
- Nie myśl o tym.
Całował ją w szyję, gdy wchodził w jej drżące z podniecenia ciało. Wybuchnął wulkan, a oni starali się go okiełznać. Ich krzyki rozlegały się w całym salonie. Jak wchodził w nią lekko, a ona pragnęła go w środku i przyciągała do siebie, jak wdychał zapach jej szamponu, taki cudowny jak zawsze. Wszystko to spowodowało, że ich wybuch namiętności dobrnął do punktu kulminacyjnego. Osiągnęli szczyt oddychając.głośno. Nagle Draco wstał przestraszony i spojrzał na zdziwioną twarz kobiety.
- Co jest?.- zapytała trochę rozbawiona jego reakcją.
Podszedł do niej i ucałował jej brzuch. Nie wiedziała co powiedzieć.
- Jemu nic nie będziesz?
Bał się odpowiedzi. Hermiona roześmiała się na cały pokój.
- Naprawdę, Malfoy, zadziwiasz mnie. Pytasz po fakcie, a nie przed nim. Oczywiście, że mogę. Na to nie było żadnych przeciwwskazań, o ile będę stroną bierną.
Pocałowała go w głowę. Chwile jeszcze tak siedzieli, a następnie się ubrali. Wyczuli odpowiedni moment, bo zaraz potem wkroczyła do domu babcia z Angel.
- Twoja kolej, Draco. Nie wiem po kim ona ma tą siłę, obawiam się, że po tobie.
Podała mu córkę, a on zakręcił się z nią na rękach. Wszystko było coraz piękniejsze.
[***]
- Nic dalej nie wiadomo? - zapytała Pansy.
Wiktor pokręcił przecząco głową i wypił do końca kolejne piwo kremowe. Nie mógł zrozumieć co się stało i dlatego raptem Malfoyowie zniknęli z powierzchni ziemi, to znaczy, Hermiona zniknęła. Nie zdziwił się jak po raz kolejny nie odpowiedziała na jego list. Chciał tylko dowiedzieć się co dalej, szczególnie, że ta Parkinson wkurzała go z dnia na dzień coraz bardziej.
Była dosłownie koszmarem dla mężczyzny. Gdyby wcześniej pomyślał, że coś może nie wyjść, uciekłby z przed ołtarza, jednak teraz było za późno. Znowu ładowała mu się do łóżka.
[***]
Kilka następnych dni wokół Draco rosła coraz większa presja w pracy. Jego biuro zalewały stada dziennikarzy, którzy chcieli się dowiedzieć co z jego żoną. Pewnego dnia wieczorem gdy leżeli razem w łóżku popatrzyła na jego zmartwioną twarz.
- Coś się stało w pracy?
Przymrużyła delikatnie oczy. Czuła, że coś jest nie tak.
- I tak i nie. Widzisz… Mam problemy związane z tym, że nie pojawiliśmy się na ślubie Krumów, bo wszyscy uznali, że zniknęłaś. Nie powinienem mówić o naszych prywatnych sprawach, prawda?
Wyrzucił to z siebie z prędkością karabinu.
- Powiedź, nie bierz na siebie tyle stresu.
Pocałowała go lekko w policzek. Jak zawsze miała rację i jak zawsze nie chciał jej tego przyznać. Również cmoknął ją ale w czoło. Gdy ona usnęła, wyciągnął w półki książkę, a właściwie album. Otworzył go i przeglądał. Wszystkie zdjęcia ukazywało go za czasów, gdy jeszcze Lord Voldemort nie powrócił do władzy. Te czasy były takie dziwne, odległe. Teraz liczyło się wszystko co jest tu i teraz. Jego rodzina, jego prawdziwe życie, życie bez kłamstw i bez niedomówień.
- Kocham was.- powiedział w przestrzeń.
Nie miał tym razem na myśli Hermiony i Angel. Tym razem myślał o Lucjuszu i Narcyzie. O swoich rodzicach, którzy stali mu się tak odlegli, gdy zaczął swoje dorosłe życie jako mąż i ojciec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro