Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział. 9

Błędy sprawdzone przeze mnie, a wszyscy dobrze wiemy, że nie jestem najlepsza w wyłapywaniu "kwiatków" więc...


Mimo wszystko każda ilość komentarzy mile widziana! <3

***

— Argent — warknął Stilies zamiast przywitania. Miał bardzo złe przeczucia co do obecności Chrisa w domu Petera.

Hale nie poszedłby z nim do łóżka, bo nie tylko nienawidził Argenta, ale i gardził jego tchórzostwem i skłonnościami do asekuracyjnego zachowania. Co prawda nigdy nie ubrał tego w dokładnie takie słowa, ale Stilinski umiał czytać między wierszami.

Mimo wszystko wolałby, żeby Chris trzymał do nich nieco większy dystans. Nienawiść, nienawiścią, ale Stiles obawiał się od samego początku tej wspólnej historii Argenta i Petera. Nie bez powodu istnieje powiedzenie: "Stara miłość nie rdzewieje". Na tę chwilę Hale z pewnością nie rzuciłby się łowcy w objęcia, ani do rozporka, ale kilka takich wspólnych wieczorków spędzonych na wspominkach i kto wie, co strzeli mu do łba?

Niby wiedział, że Peterowi na nim zależało, ale nie sądził, aby wilkołak był w nim zakochany. Myślał, że to nic nie szkodzi, bo mają przecież miesiące, może nawet lata na to, aby Hale dotarł do miejsca, w którym Stiles już był. Chyba nieco się pomylił...

— Witaj, Stiles — powiedział cicho Chris — Peter śpi. Wejdziesz, upewnisz się, że nic mu nie zrobiłem i wyjdziemy na taras porozmawiać.

Argent nie pytał, tylko oznajmiał, a to znaczyło, że cokolwiek Stiles zastanie wewnątrz domu, skłoni go do wysłuchania Chrisa. Czy on naprawdę nie mógł ruszyć się z miasteczka na kilka tygodni bez obaw, że ktoś z jego bliskich właduje się w szambo po uszy?

***

Przez te trzydzieści parę sekund potrzebnych na pokonanie trasy od drzwi do salonu, w którym na kanapie zwinięty w kłębek spał Peter, Stiles zdążył rozważyć w głowie zaledwie dwa prawdopodobne scenariusze wydarzeń zmuszających Hale'a do wpuszczenia Chrisa Argenta do własnego domu. Niestety żaden z nich nie okazał się prawdziwy.

Na kanapie spał ktoś o podobnych rysach twarzy, ale to z pewnością nie mógł być Peter. Chłopak wyglądał młodziej od niego! Miał dosyć szczupłe ciało i brak choćby śladu zarostu.

— Co mu się do cholery stało?! Wykąpał się w źródle młodości, czy to kolejna sztuczka Kate — grymas na twarzy Argenta powiedział mu wszystko, co musiał wiedzieć — A może twoja, co? Podpatrzyłeś u siostry ciekawy sposób na namieszanie Hale'om w głowie i postanowiłeś wypróbować? — syknął przez zaciśnięte zęby, starając się dyskretnie sięgnąć po telefon. Niestety cokolwiek by nie mówić o Argencie, to niestety skurwiel był nad wyraz spostrzegawczy.

— A-a-a — powiedział Chris, grożąc mu palcem jak małemu dziecku. Stiles bardzo nie lubił, jak traktowało się go lekceważąco. Miał ochotę palnąć dupka w łeb czymś ciężkim. W takich chwilach oddałby jedną trzecią swojej inteligencji za odrobinę czystej siły i szybkości Scotta. Jeśli myślał poważnie o długoterminowym związku z Peterem, to powinien rozważyć przyjęcie ugryzienia. Chociaż czy to pomogłoby mu w walce z doświadczonym łowcą? Argent umiał ranić i zabijać bez chwili zawahania. — Na zewnątrz — dodał szeptem — Jak się obudzi, może zrobić się nieprzyjemnie, w końcu to nie tak, że Peter pamięta cokolwiek z ostatnich dwudziestu lat.

Z takim argumentem Stiles nie miał co się kłócić. Jeżeli Peterowi przytrafiło się to samo co Derekowi, to przez najbliższe dni będzie stopniowo i bardzo wyrywkowo odzyskiwał wspomnienia. Podsumowując, mógł przypomnieć sobie najpierw o tym, że od prawie dwóch miesięcy sypia ze Stilesem, albo to, że Stilinski rzucił w niego kiedyś koktajlem Mołotowa...

Zapowiadała się bardzo rozrywkowa przerwa w zajęciach. Oby Stiles nie skończył jej w trumnie.

***

— Ponawiam pytanie: coś ty mu zrobił?! — warknął obcy chłopak do Chrisa. Peter już w dzieciństwie do perfekcji opanował sztukę podsłuchiwania. W końcu Talia nigdy nie chciała zdradzać mu żadnych ważnych informacji. Udawanie głębokiego snu i wilkołacze zmysły były w tym bardzo pomocne. Nie ruszył się z kanapy, a jedynie odwrócił się tak, aby mieć nos i oczy skierowane w stronę przeszklonych drzwi, za którymi zniknęła dwójka kłócących się mężczyzn.

— Nic — odpowiedział Argent — Problem w tym, że nawet jeśli byłoby to konieczne, miałbym problem ze strzeleniem do niego. Mogę wymachiwać bronią i mu grozić, ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek zdołał pociągnąć za spust.

— A niby jaki masz teraz powód?! — Peter też chciałby to wiedzieć — I co to ma wspólnego z jego cudownym odmłodnieniem?

— Nie mam. Zresztą potrzebny mi jest żywy, więc...

— Żywy, młody i... wpatrzony w ciebie jak w cholerną wyrocznię — syknął nieznajomy — Czego ty chcesz, Chris?

— Allison.

— CO?! — chłopaka najwyraźniej mocno zszokowała odpowiedź Argenta. Peter nawet nie pamiętał żadnej Allison. Te luki w pamięci stawały się z minuty na minutę coraz bardziej wkurzające.

— Okazuje się, że w zbiorach Kate...

— Masz na myśli te, które ukradła Meksykańskim Berserkom?

— Między innymi. Kate mogła być nie do końca poczytalna... — Hale z trudem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem. Niedomówienie dekady.

— Co ty nie powiesz? — wymamrotał nieznany mu chłopak i Peter coraz bardziej lubił jego poczucie humoru

— ... ale za to biegle posługuje się kilkunastoma językami, w tym kilkoma martwymi.

— Szalona psychopatka, która kilka razy wymknęła się śmierci, jest inteligentna? W życiu bym nie zgadł, Argent.

— Zaczynasz mnie męczyć Stilinski — westchnął Chris. Stilinski. Stilinski. Stilinski. Coś mu to mówiło, ale wciąż nie mógł skojarzyć nazwiska — Ale przynajmniej zaczynam dostrzegać, w jaki sposób się zeszliście.

Chwila, moment... że niby kto z kim?

— Gryzie cię to, co? — zapytał Stilinski

— Nie w taki sposób jak myślisz. Poza tym to nie jest twoja sprawa — dodał Argent — Peter może czuć potrzebę spowiadania ci się z przeszłości, ale ja nie jestem nim.

— To, co znalazłeś w tych księgach, poza sposobem na sprowadzenie swojego byłego chłopaka do wersji podstawowej? — zaciekawił się młodszy — Tak swoją drogą, to wiesz, że on ci za to wypruje flaki i na nich powiesi?

— Będzie próbował — odparł Argent — Szczególnie za to co dopiero zamierzam zrobić.

— Co masz na myśli?

— Istnieje pewien rytuał... w którym ból osoby, która jest winna czyjejś śmierci lub winna się czuje, przywraca daną osobę do życia.

— Cudownie. — mruknął Stilinski — Zamierzasz mnie torturować aż...

— I tu jest haczyk, Stiles — wtrącił Chris — Osoba musi oddać ból z własnej woli.

— Po to ci był odmłodzony Peter — zaśmiał się Stilinski — Żeby upewnić się, że się zgodzę, bo inaczej...?

— Zna i ufa tylko mnie — odparł Argent — Derek odwiedza Corę, a Deucalion nie był ulubioną osobą nastoletniego Petera.

— Przekonasz go, że to ja jestem wrogiem? Przecież wyczuje, że kłamiesz...

— Stiles, przecież ty mi nie ufasz od początku, a teraz dodatkowo bije od ciebie taka niechęć, że nie trzeba być wilkołakiem, aby to wyczuć. Peter pomyśli, że przyszedłeś mnie skrzywdzić i...

— Wiesz powiedzenie, że jaki ojciec taki syn, w waszej rodzinie jest jak najbardziej na miejscu — rzucił młodszy — Zrobię to dla Allison i dla siebie, bo możesz wierzyć albo nie, ale twoja córka była ważna też dla mnie. Tylko nas dwoje ludzi wśród całej bandy wilkołaków i innych stworzeń rodem z legend.

Peter wiedział, że lepiej nie zdradzać się z tym, co podsłuchał oraz z tym, co przy okazji mu się przypomniało...


***

TA. DUM. DUM. DUM

Zołza jestem. Wiem. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro