Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział. 6

Błędy niesprawdzane.

Wrzuciłam też dzisiaj 2 rozdział ff "(Nie)zauważony"

 

***

Po miesiącu stażu w FBI Stiles miał całkiem niezłe rozeznanie w tym co, gdzie i kiedy można bądź też nie robić, aby zachować swoje miejsce na kursie. Federalni mieli całą masę zasad i wytycznych, których agenci powinni bezdyskusyjnie przestrzegać. Na szczęście Stiles miał wprawę w lekkim naginaniu i omijaniu panujących reguł. Osiemnaście lat pod jednym dachem z Johnem Stilinskim, okazało się być dobrym ćwiczeniem jego zdolności skradania się i wymykania.

Z jego formą fizyczną było nieco gorzej, choć nie tak tragicznie jak jeszcze rok wcześniej. Najwyraźniej regularne uciekanie przed wszelkimi stworami, które chciały go zabić lub zeżreć, z powodzeniem zastępowało trening.

Największe wrażenie robiła jego odporność na stres. Ćwiczenia związane z ewentualnym atakiem terrorystycznym, bronią biologiczną, czy porwaniem oraz kilka mniej widowiskowych, ale nie mniej wycieńczających psychicznie, ze wszystkich wychodził o własnych siłach i stosunkowo spokojnie. Fakt, raz czy dwa zaszczycił prowadzących jednym ze swoich przydługich monologów, jakie wyrzucał z siebie, gdy poziom irytacji sięgał zenitu. Jednak ani razu nie wymiotował na własne i cudze buty jak Karl, ani nie rzucał się z pięściami na instruktorów niczym Raven. Kika innych osób przechodziło pomniejsze załamania i chwile słabości, bo każdy bez wyjątków miał jakieś.

Ludzie coraz częściej zerkali na niego z rosnącym zaciekawieniem, lub plotkowali nie tak znowu dyskretnie o jego rzekomym zaburzeniu psychicznym, objawiającym się znikomym poziomem empatii.

Stiles nie mógł przestać, zastanawiać się co zrobi, kiedy któryś z opiekunów poruszy z nim tę kwestię. Przecież nie mógł powiedzieć im tego co chodziło mu po głowie.

" To nie tak, że się nie boję, albo nie martwię. Po prostu bomba, czy facet ze spluwą nie robią na mnie takiego wrażenia, odkąd przeżyłem opętanie przez japońskiego demona, a później jeszcze wendigo niemal zeżarł moje flaki na obiad, no i zostałem uprowadzony przez jakichś upiornych kowbojów bez twarzy"

Taaak, Stiles mógł sobie wyobrazić, jak świetnie poszłaby taka rozmowa. Ciekawe czy ograniczyliby się do wykopania go z kursu, czy od razu zapakowali w kaftan bezpieczeństwa i zamknęli w pokoju bez klamek....

***

Wracał na kilka dni do Beacon Hills. Wciąż miał zamiar ukończyć kurs, ale wcale nie był przekonany co do podjęcia tej ścieżki kariery. Praca w garniaku i pod krawatem to raczej nie dla niego...

Chociaż naprawdę lubił rozwiązywanie zagadek. Z podziwem patrzył na pracę niektórych zespołów, czy poszczególnych agentów. Po cichu marzył o tym, żeby kiedyś dołączyć do ekipy "pościgowej". Do ludzi, którzy podążają tropem zbiegłych przestępców. Chociaż Jednostka Analiz Behawioralnych też robiła wrażenie. Podobnie jak kilka mniejszych zespołów.

Zawsze mógł przecież do tego wrócić po jakichś studiach, co nie?

Musiał się tylko zdecydować co wybrać: psychologię, psychiatrię, czy matematykę. Ostatecznie mógł spróbować skończyć dwa kierunki naraz, ale na trzech, to nawet on ze swoim zamiłowaniem do gromadzenia i przyswajania całej dostępnej wiedzy, sobie nie poradzi.

***

Wiedział, że tak późno w nocy nie miał po co jechać do domu. Jego ojciec był na posterunku, albo już dawno smacznie spał. Dlatego wskoczył w bus, który przejeżdżał w okolicach nowego domu Petera.

Derek powrócił do Beacon Hills jakoś w międzyczasie, gdy Stiles znajdował się już w Quantico. Podobno nie był zadowolony z tego, że wuj zrobił sobie z jego loftu hotel. Pod jednym dachem Hale'owie wytrzymali zaledwie pięć dni. Potem poszły w ruch zęby i pazury. Stilinski cieszył się jedynie, że nikomu nie stało się nic strasznego, a także z tego, że nie było go wtedy w okolicy. Peter jak nic wciągnąłby go w sam środek konfliktu. Starszy Hale nigdy nie grał fair. Stiles nie miał złudzeń co do tego, że to kiedykolwiek ulegnie zmianie.

Mógł z tym żyć. Sam nie był pozbawiony wad.

Kwadrans później stał przed średnim, parterowym domem z czerwonej cegły. Okna na prawo od drzwi wejściowych zostały już wymienione, natomiast te na lewo wciąż ledwie trzymały się w ramach. W końcu nikt nie mieszkał w budynku od prawie trzech lat, a stał wystarczająco na uboczu, by wręcz zachęcać szabrowników do zajrzenia.

Peter ze względu na swoją wilczą stronę musiał znaleźć coś z dala od innych zabudowań. Wilk w nim był zdecydowanie dzikszy i bardziej krwiożerczy niż u innych. W porównaniu z Peterem Scott wydawał się mieć więcej wspólnego ze szczeniaczkiem niż dorosłym wilkiem. Hale zwyczajnie nie wytrzymałby w szeregowcu oddzielającym go od sąsiadów wyłącznie niskim płotem, z trawnikiem pięć na pięć metrów.

Peter potrzebował czegoś wystarczająco blisko lasu, aby od czasu do czasu mógł iść postraszyć miejscowe zające i wszelkie jeleniowate. Kto wie, może miejscowi zaczną znowu jakieś historie o samotnym wilku? Tak jak to miało miejsce, kiedy Derek dopiero zbierał swoje stadko...

Zastukał w drzwi, bo dzwonek nadal był zepsuty, a przynajmniej to sugerowały różnokolorowe kabelki zwisające z miejsca, gdzie powinien być przycisk. Spodziewał się różnych reakcji po Peterze: zaskoczenia, może odrobiny irytacji spowodowanej tą niespodziewaną, nocną wizytą, zadowolenia, że Stiles przyjechał prosto do niego, ewentualnie wszystkiego po trochu.

Na pewno nie przewidział Chrisa Argenta otwierającego mu drzwi. Argent bardzo starał się nie pokazać po sobie żadnych emocji, ale Stiles był zbyt spostrzegawczy, by coś takiego mogło się udać. Złość rozumiał, ale to samozadowolenie wręcz promieniujące z Chrisa, sprawiało, że miał ochotę odwrócić się na pięcie i więcej nie wracać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro