Rozdział. 5
Błędy niesprawdzone.
Znowu coś mnie łapie. Byłam zdrowa całe półtorej tygodnia. WOW!
***
Peter uniósł brew w niemym zapytaniu, kiedy Stiles wręczył mu trzy różne butelki wina. Dwa czerwone pół wytrawne i jedno białe zdecydowanie lżejsze, bardziej pasujące do dań z owocami morza. Nie był smmolierem, ale miał wystarczająco wiele rozeznania, by wiedzieć, że to nie były marki z najniższej półki. Wątpił, żeby Stiles mógł pozwolić sobie ot, tak wydać ponad sto dolców. Pozostawała jeszcze kwestia tego kto sprzedałby osiemnastoletniemu synowi szeryfa jakikolwiek alkohol.
— Czy chcę wiedzieć? — zapytał
— Kilka osób jest mi winnych przysługi. Zdarza się, że sprawdzam czyjąś księgowość, raz czy dwa znalazłem zgubione odznaki, rozpracowałem system wzywania do odpowiedzi nauczycielki fizyki i zrobiłem wiele mało istotnych rzeczy dla całej gromady ludzi — wyjaśnił, wzruszając ramionami — Zazwyczaj dorabiam w ten sposób, nie są to powalające kwoty, ale mi wystarczają. Starsza siostra Patricka z drugiej C, poprosiła mnie o przejrzenie kartoteki najnowszego faceta ich matki, bo miała co do niego złe przeczucia...
— Co to ma wspólnego z tym? — ruchem głowy wskazał na stojące na blacie butelki
— Mary jest właścicielką sklepu z alkoholami i nie zadawała pytań, kiedy zamiast zapłaty chciałem jakiś trunek nadający się na randkę.
— Chyba jej nie powiedziałeś...?
— Nie zwierzam jej się — prychnął Stiles — Zapytała mnie tylko, czy wiem, co robię, a kiedy zapewniłem, że tak to nie drążyła tematu.
— Tak po prostu?
— Tak — mruknął Stilinski brzmiąc na nieco zirytowanego — Zrozum, że są rzeczy, o których nie masz pojęcia. Nawet Scott nie wie o wszystkim. Są ludzie, którzy na długo przed moją osiemnastką widzieli we mnie dorosłego.
— Hm?
— Nie, nie zamierzam ci teraz o tym wszystkim opowiadać — oznajmił Stilinski twardym tonem. — Prędzej, czy później niektóre kwestie wypłyną. Dzisiaj jednak wolałbym do tego nie wracać. Czy możemy zostawić to na potem? — poprosił
— Jasne — odpowiedział, mimo że ciekawość zżerała go od środka. Jego uwagę bardziej przyciągnęła kwestia ewentualnego "potem". Wyglądało na to, że naprawdę wpakował się w związek, który z założenia ma być długoterminowy. Zastanawiające było to, że pierwszy raz od naprawdę długiego czasu nie miał nic przeciwko temu.
— Dzięki. — odetchnął Stiles — To nic jakoś szczególnie złego... raczej zwyczajnie skomplikowanego.
***
Kolacja upłynęła im w naprawdę przyjemnej atmosferze. Peter nie kłamał, mówiąc, że radzi sobie w kuchni. Stiles nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł tak dobrą lazanię. Samo jedzenie było dosyć pikantne, a wino dodatkowo go rozgrzewało, więc nic dziwnego, że mniej więcej po godzinie pozbył się swojej sportowej marynarki i został w samej bordowej koszuli. Czuł się nieco dziwacznie, ubierając się tak elegancko, ale w czymkolwiek innym wyglądał jak dzieciak. Zresztą sama prośba o alkohol pasający do dania dała mu pewne wskazówki na to, że Hale traktował ich spotkanie równie poważnie. Znał Petera na tyle dobrze, aby wiedzieć, że na pewno nie przegapi okazji do założenia czegoś naprawdę... przyciągającego uwagę.
Wiedział, że w mieszkaniu będą sami, ale i tak nie chciał wyglądać jak niewydarzona sierota. W końcu byli na randce, a Peter niesamowicie go pociągał, więc raczej nie było nic dziwnego w tym, że sam również chciał się podobać.
Sądząc po spojrzeniach, jakie rzucał mu Hale przez cały wieczór, to mu się udało.
— O której musisz wracać? — zapytał Peter, niepewnie zerkając na wciąż znajdujące się w butelce wino. Ewidentnie nie chciał jeszcze kończyć spotkania.
— Nie muszę — odparł z uśmiechem, podstawiając mu swój kieliszek. Wino smakowało średnio, jak na jego gust było zbyt cierpkie. Na pewno nie nadawało się do szybkiego upicia się, ale takie powolne sączenie było całkiem przyjemne.
— A szeryf?
— W pracy, ale i tak wie, że jestem poza domem.
— I... nie przeszkadza mu to?
— Czy mu się to podoba, czy nie jestem dorosły. Jeśli bym chciał, to mógłbym wyjechać na drugi koniec Stanów, dołączyć do armii albo wziąć ślub i on nie miałby w tej kwestii nic do powiedzenia.
— Jakoś trudno mi uwierzyć, że zrobiłbyś którąś z tych rzeczy, jeśli John nie aprobowałby twojego wyboru.
— Nie wiem, bo tak naprawdę nie zależy mi na niczym z tej listy — powiedział, ciągnąc wilkołaka w stronę stojącej przy oknie sofy.
Powietrze robiło się coraz cięższe, a zewsząd schodziły się burzowe chmury, od czasu do czasu nawet zagrzmiało. I może powinien mieć awersję do błyskawic po przejściach z Dzikim Łowem, ale jakoś się ich nie bał. To wyglądało na zwyczajne złamanie pogody po naprawdę upalnym tygodniu, a nie wstęp do kolejnej, paranormalnej apokalipsy.
— Jeśliby tak było, to prawdopodobnie kłóciłbym się z nim do upadłego — dodał Stiles po kilku sekundach namysłu — Tak jak przez ostatnie dni, odkąd Argent był na tyle miły, aby powiedzieć mu o tym, że z tobą sypiam.
— Słucham?! — wyrzęził Hale, krztusząc się wypitym winem. Parsknął, plamiąc swoją idealnie biała koszulę, a potem rozkaszlał się na dobre. Cudownie, Stiles prawie zabił Petera swoją idealnie sprecyzowaną złośliwością. A mógł przecież poczekać dwie sekundy z tą informacją. — John wie?
— Taaa — westchnął bez entuzjazmu. To właśnie była jedna z tych kwestii, które wolałby zostawić na bliżej nieokreślone potem.
— I mimo to nie zamknął cię w jakimś lochu, byleby cię odseparować, ani nie zwołał chłopców ze spluwami, żeby na mnie zapolować?
— Chciał — odpowiedział na oba pytania — Ale zagroziłem, że zniknę i więcej mnie nie zobaczy, więc... nie jest twoim największym fanem, ale to moje życie i mogę je marnować na tyle sposobów na ile mi się podoba — zacytował
— Milusio...
— Uhm — zgodził się — Myślę, że przyjąłby to lepiej, gdyby dowiedział się ode mnie, a nie od Argenta.
— Pewnie masz racje — warknął Hale — Stiles... naprawdę nie myślałem, że Chris zrobi coś tak głupiego. Ostatnie lata upłynęły nam na jak najszerszym omijaniu się i ignorowaniu obecności drugiego, nawet kiedy byliśmy w tym samym pomieszczeniu.
***
Im większa aktywność z Waszej strony, tym szybciej będzie kolejna część.
Już i tak odpuściłam tą umowę dotyczącą trzydziestu osób czytających rozdział, bo ewidentnie nie ma aż tyle zainteresowanych Steterem, ale mimo wszystko jakiś odzew doładowałby nieco moją wenę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro