Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział. 4

Błędy niesprawdzone.

Liczyłam na troszkę większy odzew :(

***

Stiles o mało nie zabił się, wychodząc w pośpiechu z wanny, kiedy usłyszał charakterystyczny dzwonek - "Meth Lab Zoso Sticker". Film, w którym usłyszał ją po raz pierwszy, kojarzył mu się z Peterem. Poza tym DiCaprio pomimo upływu czasu wciąż był niczego sobie, a charakterek granego przez niego Jordana wydawał się aż nadto znajomy. Najwidoczniej Stiles lubił nieco starszych facetów z zamiłowaniem do sarkazmu, władzy i mylnym przeświadczeniu o własnej bezkarności. Stilinski od początku ich znajomości czerpał sadystyczną przyjemność z blokowania niecnych planów Hale'a. Głównie dlatego, że wszystkie wiązały się ze śmiercią, bądź cierpieniem Scotta. Poza tym ego Petera miało się całkiem nieźle bez dodatkowego doładowania statusem Alfy.

— Hej — przywitał się, walcząc z uciekającym ręcznikiem — Co tam?

— Witaj... zastanawiałem się, czy chciałbyś zjeść ze mną kolację? — pytanie zostało zadane idealnie opanowanym tonem, z którego Stiles nie umiał zbyt wiele wyczytać, ale samo to, że Hale go zaprosił, dawało mu nadzieję, że nie był jedynym, który tęsknił. Tak właściwie to podobał mu się spokój Petera. Żadnego miotania się, albo nieskładnego paplania się i jąkania. Gdyby to on zapraszał wilkołaka, prawdopodobnie znowu palnąłby coś upokarzającego. — Stiles?

— Tak — odpowiedział pospiesznie, łamiąc tym samym kilka idiotycznych podpunktów z różnych poradników dotyczących umawiania się z kimś spoza swojej ligi. Nie, żeby kiedyś jakikolwiek widział na oczy, a co dopiero mówić o czytaniu... — Dzisiaj?

— Uhm, o siódmej? Pewnie powinienem zapytać wcześniej, ale...

— Nie — prychnął, uśmiechając się krzywo — Miałbym tylko więcej czasu na denerwowanie się — przyznał z rozbrajającą szczerością. Nie było sensu udawać, bardziej rozgarniętego niż był. Hale znał go wystarczająco długo, aby całkiem nieźle zaznajomić się z jego wadami. — Powiedz mi jeszcze tylko gdzie. — dodał, w myślach już robiąc przegląd wszystkich miejsc w miasteczku, do których można było wyjść na randkę. Pizzerie, bar rybny i wszelkie puby skreślił już na starcie. Peter po prostu nie pasował do takich miejsc.

Hale wspominał coś o kolacji, więc to musi być restauracja, a nie tylko klub, w którym Stiles dostałby co najwyżej Colę, bo wszyscy wiedzieli, kto jest jego ojcem. Ograniczało to ich możliwości do dwóch lokali. Żaden z nich nie wzbudzał zbytniego entuzjazmu w Stilinskim. "Kalifornia Prime" uznawana była za najlepszą restaurację w Beacon Hills i jadali tam głównie ludzie z ratusza, zarządu szpitala i szkoły. Ceny wydawały się mocno przesadzone, zważywszy na wielkość podawanych porcji, którymi nie najadłoby się nawet pięcioletnie dziecko. W "Andy's" czasami bywał i naprawdę lubił ich jedzenie. Problem w tym, że to ulubiona miejscówka wszystkich mundurowych w mieście. Stilinski mógł się założyć, że na pewno znalazłby się ktoś, kto powiadomiłby jego staruszka, o tym z kim się tam zjawił. A tak się składało, że Stiles nie miał ochoty przedstawiać Hale'a ojcu na ich pierwszej oficjalnej randce.

— Myślałem, że po prostu coś ugotuję, ale jeśli wolałbyś wyjść, to...

— NIE. Zdecydowanie nie wolałbym — wtrącił pospiesznie — Zwyczajnie jakoś nie pomyślałem o tobie przy kuchence... Z nożem w ręce już prędzej, ale... — odkaszlnął, bo zdał sobie sprawę, że zaczynał schodzić z tematu — Nie wiedziałem, że gotujesz...

— Radzę sobie — parsknął Hale

— Okay... będę. Postaram się nawet modnie spóźnić — zażartował

— Ale tak w granicach rozsądku, Stiles.

— To znaczy ile?

— Kwadrans — odparł wilkołak, Stiles nie musiał go widzieć, żeby wiedzieć, że Peter właśnie wywracał oczami.

— Aha, spoko. Mam coś przynieść, czy...

— Powiedziałbym, że wino pasujące do włoskiej kuchni, ale mógłby być z tym problem, biorąc pod uwagę twój wiek i całkowity brak zarostu na twarzy.

— Hej! — oburzył się. Mógł wyglądać jak gówniarz, ale nie na darmo został obdarzony ponadprzeciętnym sprytem — Chcesz się założyć, że dam radę?

— A nie skończysz w areszcie?

— Raczej nie.

— To możemy negocjować. Jedna butelka, a wyrażę swoje uznanie słownie i pozwolę ci się napić...

— Hale. — warknął przez zęby, żeby dać znać, że Peter zbliżał się do granicy.

— A jeśli uda ci się przynieść więcej... to może nawet przyklęknę.

— Na jedno, czy dwa kolana...? — zapytał, czując jak robi mu się zdecydowanie zbyt ciepło

— Jesteś... interesującym człowiekiem, Stiles, ale jeszcze nie zamierzam ci się oświadczać — zakpił Hale.

***

Odłożył smartphone z usatysfakcjonowanym uśmiechem. Stiles odpowiedział mu na kilka ważnych pytań, nawet nie zdając sobie sprawy, że to robi. Stilinski wciąż był żywo zainteresowany kontynuowaniem ich związku, a przynajmniej to podpowiadała mu natychmiastowa zgoda na propozycję spotkania. Przyspieszenie i spłycenie oddechu na ostatnią, dwuznaczną sugestię Petera wskazywało na to, że w sprawach łóżkowych też wszystko pozostawało bez zmian.

Póki co nie wiedział, skąd wziął się między nimi dziwny, nienaturalny i wyraźnie wymuszony dystans. Ktoś mógł coś nagadać chłopakowi. Takich życzliwych osób znali całkiem sporo, a każda z nich miałaby kilka argumentów na to dlaczego Stiles nie powinien spotykać się z Peterem.

Tylko że Stiles wydawał się pewien tego, w co i z kim się pakuje. To on z nich dwóch był tym, który naciskał i naciskał, wciąż mocniej. Byleby tylko nakłonić Petera do zaangażowania się w tę relację. Stilinski nie wyglądał na kogoś, kto ugnie się pod ciężarem czyjejś niepochlebnej opinii. Nie wtedy, gdy naprawdę mu na kimś zależy. Peter miał ten komfort, dzięki swoim wilczym zdolnościom, że widział jak ważny stał się dla Stilesa po tamtej stronie wyrwy. Ten stan rzeczy, wbrew jego przeczuciom, utrzymał się po powrocie do znanej im rzeczywistości.



***

To do czwartku, bądź niedzieli.

Wszystko zależy od Was i od mojej weny ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro