Rozdział. 3
Chwilowo mam dosyć stereków. "Kłopoty z zasypianiem" muszą poczekać.
Ten tydzień będę mieć nieco luźniejszy.
I tutaj mam dla Was propozycję:
Rozdziały będą pojawiać się co drugi dzień, w wyjątkowych sytuacjach codziennie, jeśli:
opowiadanie będzie mieć co najmniej trzydziestu czytelników. Możecie dać mi znać gwiazdką lub komentarzem, że jesteście.
Jeśli nie będzie takiego zainteresowania, to opowiadanie i tak będzie aktualizowane w pierwszej kolejności przed innymi, ale nieco wolniej. Jeden lub dwa rozdziały na tydzień.
Umowa? :D
***
Stiles nigdy nie pomyślałby, że zatęskni za Dzikim Łowem i tą przeklętą stacją metra, a jednak wystarczył tydzień niczym z piekła rodem, by miał ochotę błagać los o miłosierdzie. Zbyt dużo działo się w jego życiu w tak krótkim czasie.
Ledwie wrócił do szkoły, a już nadeszły wakacje. Nie, żeby miał jakiekolwiek zaległości, ale liczył na to, że ostatni rok w liceum będzie na swój sposób wyjątkowy. Może i posiadał nieco większe IQ, ale jeśli chodziło o podstawowe potrzeby, to nie różnił się zbytnio od swoich rówieśników. Naprawdę chciał pójść na kilka godnych zapamiętania domówek, zrobić coś spontanicznego i głupiego, upić się na balu maturalnym i dać się komuś zaciągnąć do łóżka.
Chociaż jeśli zignorować szczegóły, to ostatni podpunkt z tej listy mógł uznać za zaliczony. Tak naprawdę to on był tym, który rzucił się na niczego niespodziewającego się wilkołaka, jak tylko ponownie zostali na kilka godzin sami. Co prawda Peter nie protestował zbyt zawzięcie, ale w pewnym momencie Stiles i tak czuł się tak, jakby narzucał się ze swoim towarzystwem. To nie było przyjemne. Ostatecznie opuścił mieszkanie Hale'a w atmosferze nerwowej paplaniny. Od zawsze tak reagował na stres i najwyraźniej nic się w tym temacie nie zmieniło pomimo jego teoretycznego wejścia w dorosłość. A szkoda. Niezbyt lubił robić z siebie idiotę. Nie pomagało też to, że Peter wyglądał na całkowicie zdezorientowanego jego rosnącym zakłopotaniem. Jakby nie mógł znaleźć logicznej przyczyny takiego zachowania. Jakby uczucia Stilesa kiedykolwiek miały cokolwiek wspólnego z racjonalnością...
Po tamtej strony wyrwy wszystko między nimi było o wiele prostsze. Głównie dlatego, że nie mieli kontaktu z resztą stada. Pod nogami nie plątał się im zaniepokojony, nadopiekuńczy brat. A do łóżka nie mieszał się żaden były kochanek, czy też raczej wspomnienia o nim. Tutaj cholerny Chris Argent znajdował się zdecydowanie zbyt blisko. Stiles zdawał sobie z irracjonalności swoich uczuć. Zazdrość wydawała się całkowicie nieuzasadniona, odkąd Chris i Peter darzyli się wzajemną niechęcią zabarwioną pogardą i czymś, co mogło być ze strony Hale'a zranioną dumą i poczuciem zdrady.
Nic nie mógł jednak poradzić na to, że bezwiednie starał się dopasować brakujące elementy układanki. Peter podzielił się z nim tylko częścią historii, a resztę streścił bardzo ogólnikowo. Stiles domyślił się już, że łączyło ich coś silnego. Taka nienawiść nie pochodziła od zwyczajnego zauroczenia. Od tamtej rozmowy nie potrafił wyrzucić z głowy obrazu Petera opowiadającego o jego pierwszym spotkaniu z Argentem.
Ich, z braku lepszego słowa, związek mógł zwyczajnie nie przetrwać w zderzeniu z rzeczywistością. Stiles był bystry i dojrzały jak na swoje osiemnaście lat, ale to nie mogło równać się z życiowym doświadczeniem. Tutaj pomiędzy nim a Peterem pojawiały się dysproporcje. Na początku naiwnie sądził, że potrzebują jedynie nieco czasu, by się zgrać. Teraz zdawał sobie sprawę, że mógłby stawać na rzęsach, a i tak nie da rady tego nadgonić. Przeszłość leżała zdecydowanie poza jego zasięgiem. I tutaj cholerny Chris miał nad nim przewagę. Póki co nie wydawał się chętny do jej wykorzystywania, bo zdecydowanie układało mu się z Melissą. Jednak Stilinski nie zamierzał ufać, że taki stan rzeczy utrzyma się w nieskończoność. Związki się rozpadały, a ludzie często wtedy szukali pocieszenia w przeszłości.
Jakby tego było mało, okazało się, że ojciec Scotta załatwił mu staż w FBI. Zostało mu bardzo mało czasu na podjęcie decyzji czy chcę wziąć w nim udział. Z jednej strony naprawdę chciał jechać, choćby po to, żeby sprawdzić, czy to mogłoby być coś dla niego. Raczej nie nadawał się na agenta terenowego, ale mógłby być kimś w rodzaju Spencera Reid'a. I tak zdawał sobie sprawę ze swojej nadzwyczajnej skromności. Nie ma to jak porównać się do jednego z najsłynniejszych serialowych geniuszy...
***
Za nic w świecie Hale nie przyznałby się, że brakowało mu obecności Stilesa. Mieszkanie Dereka było zbyt ciche bez nieustannej paplaniny Stilinskiego. Peter miał o sobie raczej wysokie mniemanie, a na pewno uważał się za mądrzejszego od większości znanych mu osób, ale Stiles mieszał mu w głowie z zadziwiającą łatwością. Jedynym pocieszeniem było to, że chłopak zdawał się tego kompletnie nieświadomy.
Stiles wydawał się nieco wycofać od tej nieszczęsnej rozmowy o Argencie. Hale nie wiedział co o tym sądzić. Czyżby do Stilesa dotarło, jak duża różnica wieku ich dzieli. Wcześniej to dało się łatwo zignorować, bo Peter zdecydowanie nie wyglądał na swoje trzydzieści osiem lat. Jak każdy wilkołak starzał się w śmiesznie wolnym tempie. Gdyby utrzymał status alfy, to zapewne wydawałby się jeszcze młodszy. Jednak mając porównanie z Chrisem, którego córka chodziła razem ze Stilesem do szkoły, pewne fakty nabierały zupełnie nowego znaczenia. Cholerny Argent mieszał mu w życiu, nawet się o to nie starając.
Prędzej go szlag trafi, niż pozwoli, aby to trwało. Nie zastanawiając się dłużej, chwycił za leżący obok łóżka telefon. Tak czy inaczej, dostanie swoją odpowiedź. Nawet jeśli Stilinski nie odpowie mu w bezpośredni sposób, to Hale i tak dwie się wszystkie co go interesuje z samych jego gestów, mimiki i subtelnych zmian zapachu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro